Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2013, 09:55   #11
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dzień 2. Visena

Nethadil westchnął.
- Chodźmy. Wasz cmentarz jest po drodze na targowisko? - zapytał chłopca - I jak masz na imię? - zapytał ciekawie - Jestem Nethadil - z uśmiechem wyciągnął do niego dłoń.
- E skąd! Tam skąd jesteś kopią groby w środku miasta? - zdziwił się dzieciak. - A na imię mam Emil - poważnie oddał uścisk barda.
- Miło mi. A skąd mam wiedzieć gdzie u was targowisko się znajduje? - westchnął tropiciel.
- No przecie cię tam prowadzę!! - oburzył się Emil.
- Wiesz, twój ojciec mówił o Elenie i Nellerze, o Devonie takoż. Kto oni? No i mam znajomą o imieniu Elena, niezwyczajne to imię - więcej tu w wiosce takich mieszka, w okolicy może również? - półelf zapytał w trakcie marszu, ciekaw co chłopiec zdradzi mu o Elenie zielarce. A nuż dziewczynę podejrzewają o jakie podłe czary i dlatego mieszka sama...
- To kapłani Tymory, ooo tam - Emil machnął ręką na północ - mama i tata Tema i Tanii, i... - tu nastąpił długi monolog opisujący przygody Emila oraz kapłańskich bliźniaków. - Nie wiem czy są inne, pewnie są. Ale poza wioskami nikt nie mieszka, chyba że Lamariee, ale ona umie zaczarować każdego potwora żeby jej słuchał, więc przez całe życie nic jej nie zjadło i jest już taka stara, że chyba stara jak świat. A Devon to kapłan, tyle że w Osadzie. Jego żona jest taaaaka piękna, mówią że to elfka z księżyca, wiesz? Nie wiedziałem, że na księżycu są elfy, ale widać są; i do tego wojuje lepiej niż Knut; jakby pojechała z karawaną na pewno by nie zaginęła, ale ona nigdy nie jeździ do miasta.
- Hmmm... - Nethadil hymknięciem pokrył zdumienie jakie go ogarnęło na słowa dzieciaka - jak to “poza wioskami nikt nie mieszka”??!!
- Nikt poza Viseną i tą, no, Zewnętrzną osadą nie pomieszkuje w okolicy? O, tam na przykład, idąc wzdłuż jeziora ku mokradłom i przechodząc je? - na ile mógł się zorientować wskazał kierunek. - Byłbym przysiągł że widziałem chatę mieszkalną, jakby zielarzy...
- Eeee, na pewno nie, a już zwłaszcza na północ - toż tam same bagna, potwory i wiedźmy mieszkają. Nawet jak się po zioła czy smołę dorośli wyprawiają to zbrojną grupą. Tylko my, no i Lamariee, chyba że liczysz też potwory bo tego dużo i zwierzyny. Nie, w sumie zwierząt w tym roku bardzo mało, myśliwi szukają i szukają, i mówią że coś się na pewno stało i głód będzie w zimie. Tylko ryby są, ale tojanidy też nie dają daleko łowić...
Szczęka półelfa opadła, aż dziw że o ubitą ziemię nie gruchnęła.
“To KTO to był??!!” - ugryzł się w język na myśl o Elenie, ale zrobił to naprawdę w ostatniej chwili.

“Dziwne, dziwne, ale może Emil nie wie o wszystkich miejscowych, zwłaszcza tych poza samą wioską...” - Długowłosy ochłonął nieco ze zdumienia, ale nawet po namyśle wcale nie czuł się o wiele mądrzejszy.
“Może mi się kierunki pomyliły, albo co” - próbował przekonać sam siebie ... bez większego skutku. Na wszelki wypadek przejrzał w myślach jadłospis z ostatnich dni, w poszukiwaniu substancji powszechnie uważanych za halucynogenne, psychotropowe i/lub toksyczne.
“Trzeba kogoś innego zapytać o nią” - postanowił i maszerował szparko w kierunku targowiska.
- Eeeej! To ja cię miałem prowadzić a nie ty mnie! - krzyknął Emil wyciągając nogi, a w końcu ruszył za gościem biegiem.
- Oczywiście, przepraszam - Nethadil zwolnił kroku. - Emilu, gdzie mieszka ta druidka, Lamariee?
- Nooo w lesie. Parę dni drogi stąd. Ale nie lubi ludzi. Chociaż ty nie jesteś ludź. Ale nieludzi też chyba nie lubi, bo nikt chyba z osady do niej nie chodzi. A jak chodzi to się nie przyznaje, no. O, jesteśmy już.
- To oprócz ludzi jacyś, hmm ... półelfowie czy krasnoludowie może tu mieszkają? Ach, żona Devona, racja...

Obaj doszli do sporego placu, na którym stało kilka straganów; większość sprzedających rozłożyła się jednak na ziemi. A raczej już składała - w końcu słońce stało już wysoko. Na kocach Nethadil dostrzegł leśne owoce, suszone zioła, trochę ubrań i prostej broni, i różnej wielkości garnce - najpewniej z miodem. Ze straganów mężczyźni zbierali właśnie połcie dziczyzny i skóry.
- No to jesteśmy - Emil wypiął dumnie cherlawą pierś. - Możesz pogadać z kim chcesz; o, na przykład z nim - wskazał mężczyznę około trzydziestki, który siedział obok niewielkich zaplombowanych garnców i leżących na pergaminie kilku ładnych świec. - Jego rodzina zbiera miód, zawsze jak się u nich bawię to jego żona mi daje miodowe ciągutki - uradowany pociągnął barda w stronę bartnika.
- Czemu nie - skomentował półelf z uśmiechem. Sam bardzo lubił miód.

Poczekał aż chłopiec przywita się z handlarzem, skinął mężczyźnie głową.
- Witajcie. Jestem Nethadil, dopiero co przybyłem do Viseny. W karczmie ojciec tego smyka rzekł żebym z kimś z was z Zewnętrznej Osady pogadał. To że młódź z wioski wybrała się by szukać karawany z zapasami na pewno wiecie, jak i to że nie wrócili do tej pory. Znam się trochę na szukaniu śladów, a przykro patrzeć na rozpacz rodziców, to uznałem że i ja ich poszukam, ale potrzebuję żeby mi kto kierunek wskazał i o okolicy coś rzekł. Bądźcie tak uprzejmi i powiedzcie dokąd iść - nie sądzę że dzieciaki będzie łatwo odnaleźć, ale a nuż się uda... - powiedział grzecznie, z uśmiechem.
- Jaka tam dzieciarnia - Yarkiss już ponad dwadzieścia pięć wiosen miał za sobą; do żeniaczki mu było a nie bohatyrować po lesie - ponuro rzekł bartnik. - Jakby Sathena nie zmarła to by na zadku w domu siedział... - zamilkł na chwilę. - A ciebie co to obchodzi? Obcy przecież jesteś; no i jakby nie było ani oni twoi swaci, ani bracia, i każdy z nich lepiej zna Wilczy Las od ciebie? Jakby mieli wrócić, to drogi nie zgubią na pewno. I Yarkiss się na tropach zna, i Rafael... Przepadli i tyle.
Półelf miał na końcu języka że jednej osobie już pomógł, ale zdążył się powstrzymać. Swoją drogą faktycznie wyglądało na to że przynajmniej niektórzy z “dzieciarni” przenoszą go wiekiem...
- Obiecałem karczmarzowi że ich poszukam, to z gęby cholewy nie będę robił. Może nie wracają bo nie mogą - może dużo rannych mają albo pochorowali się i dlatego nikt nie wraca. Co mi tam, pójdę, poszukam, a nuż się przydam. Ktoś z twej rodziny, mości bartniku, również z nimi poszedł? - Nethadil odpowiedział spokojnie.
Mężczyzna pomilczał chwilę uważnie przyglądając się przybyszowi.
- Brat. Najmłodszy. Pewnie za przyjacielem poszedł - rzekł wreszcie, wyciągając dłoń. - Kiris jestem. Poszła z nimi Eillif, uczennica zielarki, więc z chorobami powinni sobie poradzić. Zresztą dziewiątka ich zginęła, to jak oni nie poradzili... co ja plotę. Przecie z karawaną dwie dziesiątki najlepszych mężczyzn poszła, nawet młodego czaromiota ze sobą wzięli i co? Jak kamień w wodę. Więc co takie dzieciaki mogą; co ty jeden możesz poradzić?! Starsi zabronili iść i za jednymi, i za drugimi, żeby więcej mężczyzn nie tracić przed zimą - rozgoryczony podniósł głos.
- To nikt za nimi nie ruszył?? - Nethadil zrazu silnie uścisnął dłoń Kirisa, ale teraz opadła mu szczęka. Potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Rano zaraz jak się zorientowaliśmy to poszło traktem kilku konnych, ale nic nie znaleźli. Zresztą burza zaraz była i ślady diabli wzięli.
- Rozumiem. To niedobrze, ale spróbuję. Nie mówię że ich na pewno znajdę, ale może bogowie będą łaskawi. Mi nikt nie zabroni za nimi iść - uśmiechnął się półelf. - Powiedzcie kto tam z nimi poszedł prócz Eillif, Yarkissa i Rafaela i w którą mam iść stronę, od czegoś muszę zacząć. Ktoś gadał z druidką, Lamariee? Ona pewnie najprędzej powiedziałaby gdzie ich szukać - skoro deszcz zmył ślady, to szanse na wytropienie “młodzików” po czterech dniach jeszcze bardziej stopniały i kto wie czy bez magii kapłańskiej albo druidycznej to w ogóle możliwe...
- Syn Rurika karczmarza, Fernas; taki jeden z osady co miał łasicę, a drugi węża; Saelim, co mama mówi że lepiej, bo się trzymał z bandą Svena i wszystko zwędzał; Jarled syn grabarza i Zaraźnik, co mama też mówi, że nam lepiej bez niego, ale ja tam go lubiłem - wyliczył jednym tchem Emil.
- Skądże, cóż ci przyszło do głowy. Lamariee nie interesuje zupełnie nasz los i wcale jej się nie dziwię; pewnie wolałaby, żeby obie wioski zniknęły z powierzchni ziemi. Zresztą jej dom zupełnie nie po drodze, bo ona na południu mieszka, bliżej ruin, a trakt prowadzi na wschód. Zgubić się nie masz gdzie, droga idzie prosto jak strzelił, wzdłuż rzeki. No chyba że myślisz, że wozy były tylko wymówką, a gówniarze poszli penetrować wieżę maga albo i gorzej - elfie ruiny? - spytał Kiris.
- Nie mnie tak twierdzić - Nethadil odpowiedział stanowczo bartnikowi - Zresztą, wiedzieli że tu o zapasy na zimę chodzi dla ich rodzin, więc nawet jakby który na taki pomysł wpadł, to reszta by mu to wybiła z głowy. I dziękuję, Emilu - uśmiechnął się do chłopca.
- Może po prostu do miasta zwiali korzystając z okazji. Niejednemu pewnie marzyło się miejskie życie. - włączył się stojący obok meżczyzna.
- Na pewno nie Yarkissowi - warknął Kiris.
Półelf nie odzywał się gdy miejscowi rozmawiali, bowiem nic o dzieciakach nie wiedział, o tym na czym im zależy - również. Zamiast tego zastanawiał się. Prawda była taka że jego umiejętności mogły nie wystarczyć po takim czasie i opadach deszczu. Może faktycznie lepiej było od razu szukać druidki i prosić ją o pomoc? Tylko jak ją przekonać?

A może tamci faktycznie poszli buszować w ruinach albo do miasta? Spojrzał na południe.

“Zawsze mogę spróbować najpierw poszukać śladów, a jeśli nic z tego nie wyjdzie to wtedy starać się znaleźć tę Lamariee...”
- Macie może ciągutki? - zapytał Kirisa; zaoszczędził trochę na prowiancie dzięki karczmarzowi, to chociaż chłopcu by się odwdzięczył za pomoc.
- Coś chyba zostało - bartnik pogrzebał w torbie i wyjął cukierki. Nethadil zapłacił i podał słodycze Emilowi, samemu częstując się jednym.

- Wiesz może gdzie się wszyscy zebrali nim ruszyli za karawaną? - zapytał dzieciaka. - I zaprowadzisz mnie do kapłanów?
- We młynie, w ruinach znaczy. Ale to jest kawałek za palisadą. Za to kapłani są o, tam, chodź - Emil chwycił półelfa lepką od ciągutek dłonią i pociągnął w inną stronę wsi.
- Poczekaj jeszcze chwilę - Długowłosy zatrzymał chłopca i jednak zapytał Kirisa, na wszelki wypadek - Gdzie są te ruiny? Mam na myśli wieżę maga i elfie osiedle. Jak je odszukać?
Bartnik podrapał się po brodzie.
- Nie wiem. Nigdy tam nie byłem, bo i po co? Wiem, że trzeba iść na południe, ale gdzie dokładnie? Na pewno bliżej jest wieża i do smoczysk to jakieś pięć dni marszu. Chyba najbliżej jest dom Lamariee, potem Przeklęta Polana i potem ruiny. O dokładną drogę musisz pytać myśliwych; jeśli w ogóle się zapuszczają w tamte okolice - smoczyska tam polują, a elfka też nie lubi, jak się plątamy koło jej domu. Ale po co ci to? Myślisz, że faktycznie młodzi tam poszli?
- Na wszelki wypadek. Jeśli to nie dzikie zwierzęta napadły na karawanę lecz jacyś bandyci czy orkowie, to w ruinach mogli rozbić obozowisko. Dziękuję, mości Kirisie - Nethadil uśmiechnął się do bartnika i wyciągnął dłoń - Zrobię co w mojej mocy by odnaleźć wszystkich, w tym Yarkissa.
- Dziękuję - mruknął bartnik i wrócił do pakowania swoich rzeczy.

***

- Kiedy mistrz Alvenus ostatnio posyłał do karczmy po jadło? - półelf teraz już bez oporów pozwolił się pociągnąć Emilowi.
- Nie wiem, no, mówiłem przecież, że nie wiem. Ale na pewno jest, bo zawsze jest tylko rzadko go widać. Myślisz że go nie ma, że się tajemnie wymagicznia z wieży? Może jest w tej drugiej, starej wieży? - zainteresował się mały.
- Tak, tak, mówiłeś - westchnął Długowłosy. - Jakże mogłem zapomnieć. I nie wiem co wasz czarodziej robi, dlatego chciałem z nim pogadać - by się więcej dowiedzieć. Zaprowadź mnie do kapłanów - polecił chłopcu. Cudów nie oczekiwał, ale każdy strzęp informacji był cenny... zwłaszcza w sytuacji gdy mieszkańcy wioski wstrzymali poszukiwania.

- Wiesz może jak te smoczydła i tojanidy wyglądają? - zagadnął ciekawie. - I imadlaki?
- Tojanidy to takie... eee... jakby wielkie żółwie. Wieeeelkie wielkie. Na grzbiecie mają szczypiec i u dołu też. Imadlaki to takie jakby chodzące rośliny. Też duże. Chyba. A smoczydła to nie wiem, pewnie jak smoki, tylko większe. Tu wszystko jest duże, tak mówią myśliwi. Dlatego mamy co jeść.
- Dzięki. Wygląda na to że muszę dopytać myśliwych, żeby mnie tu co nie pożarło znienacka... - Nethadil mruknął w zamyśleniu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 26-06-2013 o 11:04.
Sayane jest offline