Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2007, 23:53   #4
MisieK666
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Ciszę, która do tej pory towarzyszyła Hasanowi w drodze powrotnej, przerwały nagle dość silne podmuchy wiatru. W powietrze wzbiły się szargane podmuchami ziarenka piasku. Arab naciągnął na nos arafatkę, a z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjął okulary przeciwsłoneczne - kolejną, po zapalniczce, pamiątkę po tym chędożonym amerykańcu. Założył je na oczy i jednocześnie przeklął w myślach. Już miał nadzieję, że dziś Allach oszczędzi mu nikłej przyjemności związanej z oczyszczaniem włosów z piachu.

Wchodząc do wąwozu, znajdującego się mniej więcej w połowie drogi do obozu, usłyszał zagłuszony przez świszczący wiatr krzyk. Momentalnie przyległ do ścian wąwozu i mocniej chwycił broń. Idąc w stronę załomu zauważył na ziemi ślady opon. Znał je doskonale - szerokie i z unikalnym bieżnikiem. Humvee. Amerykanie. Wychylił głowę zza załomu i patrzył.

Czterech amerykanów stało przy zamkniętym, dużym samochodzie. Pod ich nogami leżał arab. Amerykanie zadawali pytania i okładali butami milczącego jak na razie czciciela Allaha. Na twarzy Hasana pojawiła się złość. Chwycił do ręki granat i już miał wyciągnąć zawleczkę, kiedy rozpoznał bitego. Na ziemi zwijał się z bólu, starając osłonić twarz, Ahmed - ten bydlak, jego dowódca. Zatrzymał rękę. Iść do obozu okrężną drogą, skrzyknąć ludzi i na ich czele pomścić dowódcę, czy rzucać?
- Te psy i tak zginął, a jego mi nie szkoda - syknął, schował granat i zaczął się po cichu wycofywać.