Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-05-2013, 15:30   #111
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wtrącili go do chaty, starego otyłego staruszka ze związanymi dłońmi. Wtrącili niczym jeńca wojennego. Albo i gorzej... Niczym balast.
Arturo zaklął pod nosem. Powinien odradzić Chance’owi tą wyprawę już w Władywostoku. Już tam zaczęły się kłopoty. A teraz... wylądował w jakiejś chacie, a ci bandyci udający wojsko zabiją go jak Samuiła.
Max zachował zimną krew mimo wydarzeń, które się toczyły wokół niego. I mimo huku strzałów dobiegających z zewnątrz.
Domyślał się co tam się działo. Widział trupa Samuiła, umiał dodać dwa do dwóch. Przeklęci barbarzyńcy urządzali sobie egzekucję.
Max oparł się plecami od chatę i rozglądał. Jeśli teraz go wywleką i zabiją. Widać taka wola boża. Dopóki jest jasno na polu nie ma szans na ucieczkę. Pozostało czekać ku nocy i rozmyślać na sytuacją.

I pocieszać siebie samego wspomnieniami.

-Skoro nie dopadli cię łowcy głów w Amazonii, szamani w dżunglach Afryki czy też bandyci w Indiach, to banda prymitywnych rewolucjonistów też nie ma szans, prawda?- szeptał do siebie rozglądając się po chacie w której go przetrzymywano.
Była to budowla z drewnianych żerdzi i pali obłożona skórami. Które w tych temperaturach zamarzały i twardniały wystarczająco by stanowić solidną ścianę. Podobnie było z drzwiami. Tyle że zamek przy nich już nie była aż tak solidny.
W były jakieś prymitywne barłogi ustawione na małych drewnianych palikach, ponad powierzchnię zimnego gruntu. Było też wygaszone palenisko pośrodku, prymitywne parawany ze z kiepsko wyprawionych skór. Oraz rozrzucone sprzęty codziennego użytku. Rosjanie usunęli broń, w tym noże i zapewne rozkradli co się dało. Albo próbowali rozkraść. Bo i cóż takiego wartego uwagi w oczach Rosjanina mogli mieć tutejsi ? Kobiety.
Jakoś od razu przyszła mu na myśl Irimi właśnie. Nie Natasha, ta była w miarę bezpieczna. Tą pułkownik pewnie zachował dla siebie.
Arturo był zbyt doświadczony w tej materii, by nie rozpoznać męskich prób podrywu.
Ta szarmanckość którą w ogóle do Ratzula nie pasowała. Była jak źle dopasowana maska na twarzy kiepskiego aktora.

Ale Irimi i reszta kobiet zostaną zgwałcone. Ponoć Hunowie i tatarskie ordy nie przepuszczały żadnej kobiecie... Bez względu na wiek. Arturo nie zdziwiłby się, gdyby i tu było podobnie. Tutejsi rewolucjoniści łączyli najgorsze obyczaje Wschodu i Zachodu.

Rozglądając się po śmieciach rozrzuconych na podłodze znalazł coś interesujące. Kawałek rogu renifera, ostry czubek i chropowata powierzchnia. Idealna do usunięcia więzów. Pochwycił i zabrał się do roboty.
Rozcinanie więzów szło Maxowi topornie, no i nie miał też jeszcze pomysłów na strażników pilnujących jego drzwi. Ale miał chyba czas... albo i nie miał.
Cóż... Profesor uważał swe życie za całkiem udane i niespecjalnie na nie narzekał. Był gotów na śmierć.
Godziny mijały na pracy i wspominkach dawnych przyszedł. Nikt Atruro nie odwiedził, nikt nie przyniósł posiłku. Co zresztą nie dziwiło Maxa, martwi za życia nie potrzebują jeść.
A że burczący żołądek profesora się z tym nie zgadzał to już inna bajka.

Najważniejsze, że nikt nie przychodził a sznury były już niemal przetarte. To dawało nadzieję, nikłą nadzieję na przetrwanie i dużą na śmierć w walce. Mijały godziny, ściemniało się, robiło coraz ciemniej i zimniej. Nadchodziła burza...Taka sama jak wtedy, gdy Chmurski zaginął. Arturo miał nadzieję, że nieśmiały chłopak miał lekką śmierć, tym bardziej że awanturniczy profesor spodziewał się, że wkrótce do niego dołączy.
Nagle do odgłosów burzy dołączyły inne, ryki zwierząt, krzyki żołnierzy... Yeti wróciły po zemstę, lub może z innych powodów. Tak czy siak po osadzie szalały dzikie śnieżne bestie spragnione ludzkiej krwi i... raczej niekonieczne nastawione przyjaźnie do gości zza oceanu.

No cóż... Nie żeby miał jakiś wybór.

Sznury pękły, Arturo wstał rozprostowując kości. Kilka szybkich pięściarskich ciosów przeszyło powietrze. Tyle treningu... Teraz działanie.
Arturo cofnął się do ściany, spojrzał spode łba na swego wroga drzwi. Po czym ruszył w pędem w ich kierunku obracając się bokiem i... uderzył całym impetem swego ciała. Zabolało, ale zamek nie wytrzymał. Drzwi otwarły się gwałtownie. A Max upadł w miękki śnieg. Była zadymka, było ciemno i wiał wiatr. Gdzieś w mroku czaiły się białe potwory i straszniejsi od nich ruscy żołdacy.

Arturo skulił się i zaczął skradać przez wioskę z uśmiechem na twarzy. W oczach jego widać było pewną ekscytację.
Profesor znikał... budził się Max awanturnik. Celem profesora było dotrzeć do ich bagaży i dozbroić się. Potem znaleźć Hana, Natashę w dowolnej kolejności. A potem Irimi, która zapewne dobrze zna okolicę.
Im więcej rusków zatłucze po drodze, tym lepiej. Czas pokazać tej bandzie zasmarkańców, że nie należy zaczepiać człowieka, który bił się zanim oni zaczęli srać w pieluchy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline