Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2013, 20:10   #29
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Wszyscy.



Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć za raz wszytki?

Człowiek w twej pieczy uczciwie
Bez wszelakiej lichwy żywię;
Pobożne jego staranie
I bezpieczne nabywanie.

Inszy się ciągną przy dworze
Albo żeglują przez morze,
Gdzie człowieka wicher pędzi,
A śmierć bliżej niż na piędzi.

Najdziesz, kto w płat język dawa,
A radę na funt przedawa,
Krwią drudzy zysk oblewają,
Gardła na to odważają.

Las zrzedł. Wkrótce zastąpiły go pola. Łany zbóż uginały się pod ciężarem kłosów. Gdzieniegdzie kolorowe polne kwiaty łamały jednostajny żółty kolor pól. Fioletowe astry, czerwone maki, niebieskie bławatki przetykały je jak kolorowe nicie zółty kobierzec.

Grupa podążała w kierunku widocznych jak na dłoni szczytów gór. Każdemu w głowie kłębiły się myśli. Każdy zastanawiał się nad wydarzeniami ostatniej nocy. Nad wizją przyszłości, tak realną, tak spójną. Nad wizją własnej śmierci, którą dane im było przeżyć i... w co zdawali się coraz bardziej wierzyć - uniknąć. Tylko czy droga, którą teraz wybrali nie będzie drogą do kolejnej, może innej, może gorszej śmierci?

Chyba wszystkim przemknęła ta myśl przez głowę, lecz bali wyrazić się ją głośno.

Czy Gzargh uciekł od nich, bo w swej wizji widział przyszłość, której się przeraził? Czy to nie dlatego właśnie opuściła ich Kesa z Imarii? Czy obojgu udało się uniknąć przeznaczonego im losu? Czy może właśnie przez swoją decyzję opuszczenia grupy wyszli na przeciw swojemu przeznaczeniu? Bo czyż można sprzeciwić się temu co nieuniknione? A jeśli nie, to czy celowym jest robić cokolwiek?

Od nadmiaru myśli można było dostać zawrotów głowy.

Gdy weszli na złocone łanami zbóż wzgórze, wyłoniły się przed nimi wiejskie chałupy. Gdzieś spośród nich rozległo się pianie koguta, chwilę później zameczała koza, zaszczekały wiejskie burki.



Droga, którą szli znikała między rzędami zabudowań. Zatrzymali się na chwilę. Niepewni. Polną dróżką, kilkaset metrów dalej jechał wóz drabiniasty, ciągniony przez wołu. Na koźle siedział chłop ze słomianym kapeluszem. Zatrzymał zwierzę, popatrzył na nich mrużąc oczy od słońca. Ściągnął nakrycie głowy i zamachał do nich, po czym cmoknął, trzasnął lejcami i ruszył dalej w kierunku wsi.

Osada wyglądała na spokojną i przyjazną. Kusiła pachnącą na stryszkach słomą, ciepłym, domowym posiłkiem, balią wypełnioną po brzegi ciepłą wodą. Potrzebowaliście odpocząć, zasięgnąć języka. Z drugiej zaś strony wizje, których byliście świadkami wzbudziły w was nadmierną podejrzliwość.

Słońce dawno minęło już zenit i rozpoczęło swą powolną wędrówkę ku ziemi. Pozostało kilka godzin do zachodu.

Stojąc tak, niepewni na wzgórzu zauważyli postać wybiegającą na drogę. Mężczyzna zdarł czapkę z głowy, rozejrzał się wokół i zauważywszy stojącą grupkę pobiegł im na spotkanie. W jego oczach widać przerażenie. Już z daleka zaczął krzyczeć i machać w ich kierunku.

- Luuuudzie! Luuuudziska! Dobrodzieje! - załamał ręce mnąc w nich słomiany kapelusz - Pomóżta! Ja nieszczęsny ja... Maciuś mój najsłodszy niebożę... Pomóżta w biedzie...

Klęknął przed Neną ujmując ją za rękę i całując w dłoń zaczął płakać, rzewnymi łzami.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline