Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2013, 14:00   #115
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Głowa go bolała. Poza tym miał wrażenie, że jest zimno, a krzesło, na którym siedzi się porusza.
Otworzył oczy. Bardzo ostrożnie otworzył oczy. Spróbował zogniskować wzrok na pochylającej się nad nim twarzy. Po chwili udało mu się. To była Irimi. Pokiereszowana, ale to ona. Piękna śpiewaczka i opiekunka psów.
Parę razy zamknął i otworzył oczy, ale stale miał wrażenia jakiegoś rozmazania. Gdy zamknął prawe oko, jakby lepiej widział. Dokładniej.
Ściągnął grubą rękawicę i ostrożnie dotknął okolic oka. Wpatrująca się w niego Irimi skinęła głową.
Palce Iana przesunęły się wyżej, dotykając szmaty owiniętej wokół jego głowy. On tego nie zawiązał. I z pewnością nie zrobiły tego giganteusy.
- Spasiba - powiedział. Jedno z nielicznych rosyjskich słów, które znał.
Dziewczyna uśmiechnęła się blado.

Ian zamknął oczy, usiłując sobie przypomnieć, jakim cudem znalazł się na saniach.
Powoli zaczął sobie przypominać poszczególne fakty.

Rosjanin, który usiłował go złapać.
Nie wyglądało to na prośbę o pomoc. Raczej na atak i Ian nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia pozbawiając żołnierza życia. Wróg, jak widać, do końca pozostawał wrogiem.
Ian oczyścił prowizorycznie nóż i ruszył dalej, gotowy do ponownego użycia zimnej stali.

Czarny kształt na ziemi. Znajomy, a zarazem obcy. Rewolwer. Nagant. Takie nosili rosyjscy oficerowie. Pewnie własność Ratzula albo Abramowa. Tyle tylko, że właściciela nie było nigdzie w pobliżu.
Znalezione, nie kradzione, a broń - to broń, więc rewolwer wnet znalazł się za pasem Iana.
Zdąży się go pozbyć, nim znów się znajdzie na łonie cywilizacji, nim jakiś oficer czy celnik zechce sprawdzić, co takiego znajduje się w bagażach Amerykanina.

Zapomniał o rewolwerze gdy tylko ujrzał Nathalie.
Dziewczyna żyła, ale rana na skroni wyglądała niedobrze.
Jeśli się Nathalie z tego wykaraska, będzie musiała używać sporej ilości kremów czy pudrów, by zamaskować paskudną bliznę, pomyślał, chowając nóż i wyciągając z plecaka apteczkę. Szybko obwiązał głowę dziewczyny i ruszył z nią przed siebie, chcąc jak najszybciej wydostać się z terenu, gdzie toczyły się wielkie polowanie.
I chyba to był błąd, bo ostatnie, co pamiętał, to trzy bestie, odcinające mu drogę ucieczki. A potem ktoś dał mu w łeb.

Ponownie otworzył oczy i rozejrzał się dokoła, próbując rozeznać się w sytuacji i sprawdzając, co z pozostałymi członkami ekspedycji.
Nathalie żyła, zatem jego wysiłek nie poszedł na marne. Przynajmniej na razie.
Arturo miał się na tyle dobrze, że miał dość sił by móc się rozglądać dokoła. A James i Han, siedzący na tych samych saniach, też raczej żyli, skoro nie dołączyli do ładunku truposzy. Ciekawe, czy znaleźli się tam Chance i pomordowani Buriaci.
Tylko po co giganteusom były te trupy potrzebne? Zacierali ślady, czy też robili zapasy na zimę?
Myśl była niezbyt optymistyczna, ale faktom trzeba było spojrzeć w oczy. Z takimi kłami raczej nie jest się roślinożercą.

Strach malujący się na twarzy Irimi potęgował niepokój Iana.
Co kryło się za tajemniczą nazwą Angara, że wywierało to takie wrażenie na Irimi i na innych tubylcach? Czyżby to było owiane złą legendą królestwo giganteusów? Irimi zachowywała się tak, jakby szła na nieuchronną śmierć. Czy mieli szansę stamtąd wyjść?
Ian odruchowo sprawdził swój ekwipunek.
Plecak zniknął, sztucer również. Zostało to, co miał w kieszeniach, tudzież niezawodny bowie i znaleziony rewolwer, z ograniczoną, nieznaną Ianowi liczbą nabojów. A zatem siłą nic się tu nie załatwi. Najwyżej sprytem.

Poczucie “nie siłą, a sposobem” pogłębiło się, gdy Ian ujrzał wejście do prawdopodobnej siedziby giganteusów. Dziesięciu ludzi, uzbrojonych w łuki i dzidy, mogłoby stawić czoła całej armii. Dwie osoby z nowoczesną bronią dokonałoby tego samego. A jeśli trudno wejść, to wyjście nie byłoby o wiele prostsze. A na dodatek trudno się dogadać z ewentualnymi sojusznikami.

- Chodźmy - powiedział do Nathalie i wyciągnął rękę, by pomóc dziewczynie w wyjściu z sań. Był gotów pomóc jej, i ewentualnie Irimi, chociaż ta, mimo pokiereszowanej twarzy, była chyba w lepszym stanie, niż Nathalie.
 
Kerm jest offline