Rodzice, dziadek, siostra z mężem. Rodzinny dom. Przyjaciele.
Jedna twarz za drugą przewijały się jak pokaz slajdów wyświetlanych przez mniej czy bardziej zawodną pamięć.
Dopiero po chwili Chris zorientował się, co mu nie pasowało w tych wszystkich obrazach. To ONA... JEJ w jego świecie nie było. Z pewnością. Przynajmniej nie w jego czasach. I z pewnością nie w takim stroju. Jak nic by ją przymknięto za obrazę moralności.
- Witaj, Pani - powiedział uprzejmie. Sen, nie sen - z bogami należało postępować uprzejmie. Zazwyczaj.
I bardzo uważnie należy słuchać tego, co mówią. Tudzież dziesięć razy rozważyć, co kryje się za ich słowami.
W milczeniu wpatrywał się we Freyę. Nie jej boskie kształty jednak widział.
Przed oczyma Chrisa pojawiały się kolejne obrazy.
Samkha oglądająca Silver Creek.
Samkha i cuda techniki Utlandsk - ciepła woda w kranach, lodówka, samochód, samolot.
Samkha i podróż statkiem.
Samkha i ruchome obrazki - kino i telewizja.
Samkha i okno na świat. Ciekawe czy spodobało by się jej serfowanie w internecie?
Najmilszy obraz - Samkha w ciąży. Z nim. I z ich dziećmi.
Ten obraz trwał najdłużej, nim się rozpłynął.
Zamyślony, pokręcił głową, uśmiechając się lekko.
- Nie, nie mogę. - Po długiej chwili milczenia podziękował za hojną propozycję.