| Jazda rozklekotaną terenówką pozbawioną amortyzatorów, to było to co lubił. Znacznie przyjemniej było podskakiwać na wertepach, gdy się prowadziło, niż gdy się było pasażerem. Z tego względu starał się litościwie dla pośladków współpodróżnych omijać dziury w drodze, ale nie zawsze się udawało. Parę razy, aż mu zadzwoniły zęby, gdy wjechali w jakąś dziurę. Zdecydowanie Somalijaki Zarząd Dróg powinien coś z tym zrobić, o ile w ogóle istniał. Z drugiej strony przynajmniej mógł grzać, ile miał mocy pod maską i nie obawiać się fotoradarów. Dzikie kraje miały swoje uroki. Niestety zamiast cieszyć się słoneczną pogodą i urokliwą okolicą kątem oka zauważył, jak pani biolog postanowiła zostać panią Rambo Pierwsza Krew. Na szczęście próba rozbrojenia Ravera zakończyła się na … próbie. - Siedź na dupie - warknął Fox. - Jak myślisz, Wig, powinniśmy związać ją razem z przewodnikiem, czy osobno?
- Panno Øksendal z przykrością stwierdzam, że takie zachowanie jest w najwyższym stopniu niedopuszczalne i następna Pani próba użycia naszej broni skończy się tym, że rozbiję Pani głowę kolbą mojego karabinu. - głos Petera był zimny jak lód - Zrozumiała Pani? - Macie zamiar pozwolić temu sukinsynowi żyć?? Może jeszcze podziękujecie mu?? - Odparła głosem pełnym nienawiści. - Zauważyłeś Fox z jaką łatwością Panna Øksendal jest gotowa zabić drugiego człowieka? Wygląda na to, że wkrótce nas najemników z rynku wyeliminują amatorzy. - spojrzał na dziewczynę z politowaniem. - Pan LuQman będzie żył, bo jest potrzebny, ale potrzebny trzeźwy, a nie otumaniony narkotykiem, który przyprawia ludzi o paranoję. Ciekawe, że ten środek jest taki popularny. Tubylcy mogą okazywać nieuzasadnioną agresję. Nie zamierzamy Panu LuQmanowi dziękować, ale podziękujemy Pani jeśli pomoże nam Pani go otrzeźwić.
- Jesteście nielepsi niż on. Pieprzeni mordercy dzieci.
- Czy to była zaowalowana odmowa? - spytał uprzejmie Wig Jeanne. - Przemyśl swoją odpowiedź, panienko, bo po głowie chodzą mi różne myśli i powoli dochodzę do wniosku, że może powinniśmy zamknąć Cię w jakimś pomieszczeniu z LuQmanem na jakiś czas. On będzie naćpany i nieskrępowany, a Ty będziesz związana. Tak, to powinno dać nam trochę spokoju - powiedział Fox, udając zamyślenie. - Ej. - Blue wtrącila się w końcu do rozmowy - Zastraszaniem jej niczego nie osiągniecie. Tylko pogłębiacie stres.
- Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie uzyskać od Panny Øksendal niczego konstruktywnego. Niektórzy lubią po prostu sprawiać kłopoty. Niezależnie od poziomu stresu. - stwierdził Peter skupiając się na drodze. - Dajcie jej ochłonąć. Wtedy będzie miała szansę pomóc.
Odwróciła się do dziewczyny. - A ty się ogarnij, Jeanne. Tu jest wojna, nie luksusowy hotel Corp-Tech. Tatuś ci nie pomoże. Nie rób głupot i słuchaj się ich. - wskazała brodą na najemników. - Ty też?? - Przeniosła swe spojrzenie na hakerkę. - Ty też. - Dodała z nutą rezygnacji w głosie. - Tak. Ja też chce przeżyć. Rozumiesz? Obie chcemy przeżyć.
- I dlatego przymkniesz oczy na to wszystko. A nawet na więcej. Wszyscy jesteście wyzuci z ludzkich uczuć. – powiedziała Jeanne. - Nie, po prostu działamy racjonalnie - rzucił Fox. - Ty też zacznij. To był wypadek, nikt z nas tego nie chciał. Nie ma sensu teraz tego roztrząsać. Oczekujemy od Ciebie, że po prostu będziesz wykonywała swoją robotę. Po to tutaj jesteś. Zatem wara od broni i zastanawiaj się, jak uspokoić przewodnika.
Jeanne Øksendal popatrzyła z pewnym politowaniem na chłopaka. - Chłopcze, ja wiem jak to zrobić. Ale do tego potrzebuję kilku składników. I spokojnego miejsca. Paru chwil, bez zabijania. Chyba od tego tutaj jesteście.
- W takim razie trzeba zacząć od składników, jak już powiesz, czego potrzebujesz. Zakładając, że zdołamy je zdobyć, oczywiście. Shade mogłaby to sprawdzić, hm? - Felix spojrzał się pytająco na najemniczkę.
Siedząca podczas całej utarczki bez słowa Valerie skinęła głową.. - Dobra, wystarczy - Kane włączył się do rozmowy, gdy gwałtowniejsza wymiana zdań wreszcie zwolniła i pierwsze emocje opadły. Przesunął się nieco na pickupie, aby patrzeć Jeanne w oczy z dość bliskiej odległości. - Pani Øksendal, niech mnie pani uważnie wysłucha. Jeszcze jedna podobna próba i zostawimy panią na środku pustyni i zgłosimy ludziom z Miracle zaginięcie. W sędziego i kata pobawi się pani, gdy sprawę załatwimy. Lub wcześniej, ale bez naszego uczestnictwa. To nie groźba, tylko stwierdzenie faktu - najemnik ciągnął opanowanym, pełnym przekonania głosem. - A teraz co było to było, temat skończony. Proszę tylko pamiętać, że każde z nas zabijało ludzi. Przed chwilą również chciałaś to zrobić. Wiele się nie różnimy, ale takie zachowanie sprawia, że na dodatek będziemy musieli pleców pilnować. Gdy znajdziemy się w mniej odsłoniętym miejscu, to pogadamy o szukaniu odtrutki dla tego ciemnego idioty.
- Gdyby pan wypuścił wtedy tę dziewczynę, to nie byłoby problemu. - Syknęła cicho w odpowiedzi. - Wtedy to pani mogłaby dostać kulkę - odpowiedział Kane. - Ja myślę pragmatycznie i cynicznie, ale tutaj, na misji, liczy się tylko życie moich ludzi. Mam nadzieję, że pani również w końcu zechce się do nich zaliczyć.
W tym czasie LuQman ocknął się i spanikował na widok domu szejka Muracha. Przypomniał sobie z godna podziwu szybkością, że w pobliżu mieszka jego znajomy, który będąc obecnie w pracy pozostawił zapewne dom pusty. - Zaprowadź nas więc do tego domu Ghedi, albo uszminkujemy Ci dzióbek pomadką i sprzedamy szejkowi Murahowi, jako młodą kobietę. - zakpił Wig. - Nie pamiętasz jak zastrzeliłeś tę młodą dziewczynę? Aminę? - spytał mrużąc lekko oczy.
LuQman ciągle w lekkim szoku wskazał dom, o którym mówił. Miało to być ich kolejne schronienie, miejsce odpoczynku i planowania co dalej. - Nie wierzę. - Odezwała się w końcu Jeanne. - Wy chcecie mu po raz wtóry zaufać??
- Czy Pani narzeczony nie martwi się o Panią Panno Øksendal? - spytał uprzejmie Wig. - A Pańska narzeczona o Pana, Panie Wingfield?? - Ona również mówiła niezwykle uprzejmie.
Felix wybuchnął śmiechem. - No właśnie, Wig. Trzeba uważać, tu nie ma żartów!
Następnie Fox podjął kwestię kierunku podróży. - Nie ma co zawracać. Warto jednak wiedzieć, jakie są nasze inne opcje. Gdzie mieszkają Twoi inni “znajomi”? Ile nam zajmie podróż stąd do Mogadiszu?
- Daj spokój Fox, to jakby pytać ilu ja mam znajomych w rodzinnym mieście - zamiast Ghediego odpowiedział Irlandczyk. - W dodatku nic nam to nie daje. Teraz na głowie mamy arabusów, skoro tu mieszka szejk.
Przez chwilę Kane wpatrywał się w rezydencję na wzgórzu. - Ktoś chętny sprawdzić ilu "Czerwonych" chcą za przepustki do Mogadiszu? - ciężko było stwierdzić, czy mężczyzna powiedział to na poważnie. - To jeszcze go wypuśćcie wolno.Niech sprzeda informacje o tym gdzie jesteśmy za kolejną porcję khatu. To ma być ten dobrze przygotowany plan?? - Pani biolog najwidoczniej poważnie wzięła słowa Irlandczyka. - Zaczynasz mnie wkurzać... - mruknęła Zahe - Czemu ty w ogóle tu przyjechałaś, Jeanne? Chcesz prowadzić działalność misyjną?
- Chcę się dowiedzieć jaki jest plan. Czy to tak dużo?? Zważywszy na obecne okoliczności. - Spytała zupełnie poważnie Øksendal. - Plan jest taki, że wchodzimy do środka, ty zabierasz próbki, ja dane. Co więcej? A, musimy dożyć tego momentu. Poza tym - jak ich wkurzysz, a próbki już będą mieli, to zaginiesz na pustyni. Fajnie, nie?
- Ach tak?? - Pani doktor założyła ręce za głowę i oparła się wygodnie, na ile to było tylko możliwe, o ścianę. - Czekam zatem na możliwość zebrania tych próbek. Gdyż dopiero wtedy zaczyna się moja rola.
- Heh - parsknęła Blue - Zapomniałaś o tym kawałku o wkurzaniu. A raczej NIE - zaakcentowała słowo - wkurzaniu. Mamy współpracować i tyle.
- Ależ nie zapomniałam. - Odparła z rozbrajającą szczerością Jeanne. - Wkurzyć to można kogoś robiąc coś. A ja po prostu poczekam. - Uśmiechnęła się. Zamknęła oczy i zaczęła nucić jakąś melodię.
Blue tylko wywróciła oczami. - No po prostu bogata kretynka - pomyślała, ale zatrzymała swoje przemyślenia dla siebie.
Po chwili Jeanne wyprostował się, sięgnęła do torby po holofon i z uroczym uśmiechem zaczęła pisać wiadomość tekstową. Skończywszy pisać zrobiła sobie zdjęcie, szczerząc się do niego jakby była na jakieś rajskiej plaży. |