Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2013, 09:57   #31
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Jazda rozklekotaną terenówką pozbawioną amortyzatorów, to było to co lubił. Znacznie przyjemniej było podskakiwać na wertepach, gdy się prowadziło, niż gdy się było pasażerem. Z tego względu starał się litościwie dla pośladków współpodróżnych omijać dziury w drodze, ale nie zawsze się udawało. Parę razy, aż mu zadzwoniły zęby, gdy wjechali w jakąś dziurę. Zdecydowanie Somalijaki Zarząd Dróg powinien coś z tym zrobić, o ile w ogóle istniał. Z drugiej strony przynajmniej mógł grzać, ile miał mocy pod maską i nie obawiać się fotoradarów. Dzikie kraje miały swoje uroki. Niestety zamiast cieszyć się słoneczną pogodą i urokliwą okolicą kątem oka zauważył, jak pani biolog postanowiła zostać panią Rambo Pierwsza Krew. Na szczęście próba rozbrojenia Ravera zakończyła się na … próbie.
- Siedź na dupie - warknął Fox. - Jak myślisz, Wig, powinniśmy związać ją razem z przewodnikiem, czy osobno?
- Panno Øksendal z przykrością stwierdzam, że takie zachowanie jest w najwyższym stopniu niedopuszczalne i następna Pani próba użycia naszej broni skończy się tym, że rozbiję Pani głowę kolbą mojego karabinu. -
głos Petera był zimny jak lód - Zrozumiała Pani?
- Macie zamiar pozwolić temu sukinsynowi żyć?? Może jeszcze podziękujecie mu?? - Odparła głosem pełnym nienawiści.
- Zauważyłeś Fox z jaką łatwością Panna Øksendal jest gotowa zabić drugiego człowieka? Wygląda na to, że wkrótce nas najemników z rynku wyeliminują amatorzy. - spojrzał na dziewczynę z politowaniem. - Pan LuQman będzie żył, bo jest potrzebny, ale potrzebny trzeźwy, a nie otumaniony narkotykiem, który przyprawia ludzi o paranoję. Ciekawe, że ten środek jest taki popularny. Tubylcy mogą okazywać nieuzasadnioną agresję. Nie zamierzamy Panu LuQmanowi dziękować, ale podziękujemy Pani jeśli pomoże nam Pani go otrzeźwić.
- Jesteście nielepsi niż on. Pieprzeni mordercy dzieci.
- Czy to była zaowalowana odmowa? -
spytał uprzejmie Wig Jeanne.
- Przemyśl swoją odpowiedź, panienko, bo po głowie chodzą mi różne myśli i powoli dochodzę do wniosku, że może powinniśmy zamknąć Cię w jakimś pomieszczeniu z LuQmanem na jakiś czas. On będzie naćpany i nieskrępowany, a Ty będziesz związana. Tak, to powinno dać nam trochę spokoju - powiedział Fox, udając zamyślenie.
- Ej. - Blue wtrącila się w końcu do rozmowy - Zastraszaniem jej niczego nie osiągniecie. Tylko pogłębiacie stres.
- Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie uzyskać od Panny Øksendal niczego konstruktywnego. Niektórzy lubią po prostu sprawiać kłopoty. Niezależnie od poziomu stresu. -
stwierdził Peter skupiając się na drodze.
- Dajcie jej ochłonąć. Wtedy będzie miała szansę pomóc.
Odwróciła się do dziewczyny.
- A ty się ogarnij, Jeanne. Tu jest wojna, nie luksusowy hotel Corp-Tech. Tatuś ci nie pomoże. Nie rób głupot i słuchaj się ich. - wskazała brodą na najemników.
- Ty też?? - Przeniosła swe spojrzenie na hakerkę. - Ty też. - Dodała z nutą rezygnacji w głosie.
- Tak. Ja też chce przeżyć. Rozumiesz? Obie chcemy przeżyć.
- I dlatego przymkniesz oczy na to wszystko. A nawet na więcej. Wszyscy jesteście wyzuci z ludzkich uczuć. –
powiedziała Jeanne.
- Nie, po prostu działamy racjonalnie - rzucił Fox. - Ty też zacznij. To był wypadek, nikt z nas tego nie chciał. Nie ma sensu teraz tego roztrząsać. Oczekujemy od Ciebie, że po prostu będziesz wykonywała swoją robotę. Po to tutaj jesteś. Zatem wara od broni i zastanawiaj się, jak uspokoić przewodnika.
Jeanne Øksendal popatrzyła z pewnym politowaniem na chłopaka.
- Chłopcze, ja wiem jak to zrobić. Ale do tego potrzebuję kilku składników. I spokojnego miejsca. Paru chwil, bez zabijania. Chyba od tego tutaj jesteście.
- W takim razie trzeba zacząć od składników, jak już powiesz, czego potrzebujesz. Zakładając, że zdołamy je zdobyć, oczywiście. Shade mogłaby to sprawdzić, hm? -
Felix spojrzał się pytająco na najemniczkę.
Siedząca podczas całej utarczki bez słowa Valerie skinęła głową..
- Dobra, wystarczy - Kane włączył się do rozmowy, gdy gwałtowniejsza wymiana zdań wreszcie zwolniła i pierwsze emocje opadły. Przesunął się nieco na pickupie, aby patrzeć Jeanne w oczy z dość bliskiej odległości. - Pani Øksendal, niech mnie pani uważnie wysłucha. Jeszcze jedna podobna próba i zostawimy panią na środku pustyni i zgłosimy ludziom z Miracle zaginięcie. W sędziego i kata pobawi się pani, gdy sprawę załatwimy. Lub wcześniej, ale bez naszego uczestnictwa. To nie groźba, tylko stwierdzenie faktu - najemnik ciągnął opanowanym, pełnym przekonania głosem. - A teraz co było to było, temat skończony. Proszę tylko pamiętać, że każde z nas zabijało ludzi. Przed chwilą również chciałaś to zrobić. Wiele się nie różnimy, ale takie zachowanie sprawia, że na dodatek będziemy musieli pleców pilnować. Gdy znajdziemy się w mniej odsłoniętym miejscu, to pogadamy o szukaniu odtrutki dla tego ciemnego idioty.
- Gdyby pan wypuścił wtedy tę dziewczynę, to nie byłoby problemu. -
Syknęła cicho w odpowiedzi.
- Wtedy to pani mogłaby dostać kulkę - odpowiedział Kane. - Ja myślę pragmatycznie i cynicznie, ale tutaj, na misji, liczy się tylko życie moich ludzi. Mam nadzieję, że pani również w końcu zechce się do nich zaliczyć.

W tym czasie LuQman ocknął się i spanikował na widok domu szejka Muracha. Przypomniał sobie z godna podziwu szybkością, że w pobliżu mieszka jego znajomy, który będąc obecnie w pracy pozostawił zapewne dom pusty.
- Zaprowadź nas więc do tego domu Ghedi, albo uszminkujemy Ci dzióbek pomadką i sprzedamy szejkowi Murahowi, jako młodą kobietę. - zakpił Wig.
- Nie pamiętasz jak zastrzeliłeś tę młodą dziewczynę? Aminę? - spytał mrużąc lekko oczy.
LuQman ciągle w lekkim szoku wskazał dom, o którym mówił. Miało to być ich kolejne schronienie, miejsce odpoczynku i planowania co dalej.
- Nie wierzę. - Odezwała się w końcu Jeanne. - Wy chcecie mu po raz wtóry zaufać??
- Czy Pani narzeczony nie martwi się o Panią Panno Øksendal? -
spytał uprzejmie Wig.
- A Pańska narzeczona o Pana, Panie Wingfield?? - Ona również mówiła niezwykle uprzejmie.
Felix wybuchnął śmiechem.
- No właśnie, Wig. Trzeba uważać, tu nie ma żartów!
Następnie Fox podjął kwestię kierunku podróży.
- Nie ma co zawracać. Warto jednak wiedzieć, jakie są nasze inne opcje. Gdzie mieszkają Twoi inni “znajomi”? Ile nam zajmie podróż stąd do Mogadiszu?
- Daj spokój Fox, to jakby pytać ilu ja mam znajomych w rodzinnym mieście -
zamiast Ghediego odpowiedział Irlandczyk. - W dodatku nic nam to nie daje. Teraz na głowie mamy arabusów, skoro tu mieszka szejk.
Przez chwilę Kane wpatrywał się w rezydencję na wzgórzu.
- Ktoś chętny sprawdzić ilu "Czerwonych" chcą za przepustki do Mogadiszu? - ciężko było stwierdzić, czy mężczyzna powiedział to na poważnie.
- To jeszcze go wypuśćcie wolno.Niech sprzeda informacje o tym gdzie jesteśmy za kolejną porcję khatu. To ma być ten dobrze przygotowany plan?? - Pani biolog najwidoczniej poważnie wzięła słowa Irlandczyka.
- Zaczynasz mnie wkurzać... - mruknęła Zahe - Czemu ty w ogóle tu przyjechałaś, Jeanne? Chcesz prowadzić działalność misyjną?
- Chcę się dowiedzieć jaki jest plan. Czy to tak dużo?? Zważywszy na obecne okoliczności. -
Spytała zupełnie poważnie Øksendal.
- Plan jest taki, że wchodzimy do środka, ty zabierasz próbki, ja dane. Co więcej? A, musimy dożyć tego momentu. Poza tym - jak ich wkurzysz, a próbki już będą mieli, to zaginiesz na pustyni. Fajnie, nie?
- Ach tak?? -
Pani doktor założyła ręce za głowę i oparła się wygodnie, na ile to było tylko możliwe, o ścianę. - Czekam zatem na możliwość zebrania tych próbek. Gdyż dopiero wtedy zaczyna się moja rola.
- Heh -
parsknęła Blue - Zapomniałaś o tym kawałku o wkurzaniu. A raczej NIE - zaakcentowała słowo - wkurzaniu. Mamy współpracować i tyle.
- Ależ nie zapomniałam. -
Odparła z rozbrajającą szczerością Jeanne. - Wkurzyć to można kogoś robiąc coś. A ja po prostu poczekam. - Uśmiechnęła się. Zamknęła oczy i zaczęła nucić jakąś melodię.
Blue tylko wywróciła oczami.
- No po prostu bogata kretynka - pomyślała, ale zatrzymała swoje przemyślenia dla siebie.
Po chwili Jeanne wyprostował się, sięgnęła do torby po holofon i z uroczym uśmiechem zaczęła pisać wiadomość tekstową. Skończywszy pisać zrobiła sobie zdjęcie, szczerząc się do niego jakby była na jakieś rajskiej plaży.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 10-05-2013, 19:55   #32
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Skoro kobieta pozowała do aparatu i pisała sms-y chyba czuła się lepiej, a może to była tylko jej metoda na radzenie sobie ze stresem? W każdym razie Val postanowiła zaryzykować próbę uzyskania od niej konkretnych informacji:
- Czego więc potrzebujesz do tego by stworzyć odtrutkę na narkotyk?
- Proszę bardzo.
- Odparła po dłuższym namyśle biolog podając najemniczce papier elektroniczny. - Tu jest lista. - Były tam głównie miejscowe rośliny. - Chociaż wątpię... zresztą nie ważne. - Machnęła ręką i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, czyli pisania wiadomości.
Shade przebiegła wzrokiem listę, a potem pokazała Kane’owi swoje miejsce dając do zrozumienia, by zamienił się z nią na pozycję. Mimo trudności takiego manewru przeszła do tyłu i usiadła obok pani biolog:
- Zabiłaś kiedyś człowieka?
Jeanne przeniosła spojrzenie na kobietę. Długo wpatrywała się w nią starając się cokolwiek wyczytać z jej twarzy.
- Dlaczego o to pytasz?? - Spytała w końcu niezbyt ufnie.
Twarz najemniczki była nieruchoma, wzrok wpatrzony w horyzont jakby kobieta patrzyła na coś odległego:
- Bo ja zabijałam. Nie raz - zerknęła na Jeanne - nadal jednak nie mogę zapomnieć pierwszego człowieka, którego pozbawiłam życia. To jak piętno, nie wypali go żaden ogień.
Przez chwilę znowu była w zielonym amazońskim piekle i patrzyła z przerażeniem na swoją zakrwawioną dłoń i nóż czerwony od posoki, aż po samą rękojeść. Krew była wszędzie, na jej ubraniu i trawie wkoło. Najwięcej jednak było jej na draniu, który zgwałcił i zabił Acano i na leżącym obok drobnym, martwym ciele. Dziewczynka miała tylko dwanaście lat i była córką ich indiańskiego przewodnika. Była tak pełna radości życia. Poderżnął jej gardło maczetą. Nie słyszał cichych kroków Shade. Jedno szybkie, głębokie pchnięcie w nerkę pozbawiło go całkowicie nie tylko możliwości ruchu ale i krzyku...

Øksendal rzuciła podejrzliwe spojrzenia na pozostałych najemników.
- Nadal nie rozumiem do czego zmierzasz. - Powiedziała wyrywając najemniczkę z okowów wspomnień i sprowadzając z powrotem na somalijską pustynię:
- Do prostego pytania czy jesteś gotowa na odczucia, z którymi będziesz żyła do końca życia. Ten człowiek - niedbale trąciła dłonią związanego murzyna - jest posranym ze strachu szczurem, który nie panuje nad swoimi emocjami. On pewnie nawet nie pamięta, że zabił tę dziewczynę. Jesteś biologiem, wiesz co z ludzkim umysłem robią narkotyki. Myślisz, że jak go zabijesz rozwiążesz problemy tego świata, albo pomożesz tamtym dzieciom? Myślisz, że od tego poczujesz się lepiej?
- Myślę, że o odczuciach, z -którymi trzeba żyć wiem więcej niż ci się zdaje.
- Przekrzywiła głowę przyglądając się krytycznie swojej rozmówczyni. - A co do poczucia się lepiej. -Może. Nie wiem. Nie sprawdzałam. - Wzruszyła ramionami. - A ty czujesz się lepiej robiąc mi psychoanalizę za darmo??
- Może?
- Uśmiechnęła się nieznacznie - To całkiem interesujące odczucie.
Val zastanawiała się przez chwilę czy gdyby elegancka pani biolog dostała do ręki nabitą broń, ograniczyłaby się tylko do zabicia przewodnika, czy wystrzelałaby ich wszystkich jak kaczki. Kto wie co w kim siedzi? Może kobieta była seryjnym mordercą? Zważywszy jak starannie unikała odpowiedzi na proste pytanie, mogła być wszystkim.

Budynek do którego dotarli nie był solidną kryjówką, na wypadek ataku pewnie rozpadłby się od gradu pocisków. Największym jego mankamentem był fakt, że nie było gdzie ukryć samochodu. Shade podzieliła się swoimi wątpliwościami zresztą, wyglądało jednak na to, że przynajmniej na razie nie mieli zbyt wielu alternatyw. Pomogła więc ponownie wypakować rzeczy z wozu, a potem udała się z Kane'em na rekonesans, zabierając ze sobą także pojemniki na wodę. Ku jej zaskoczeniu substancje wypisane przez Jeanne okazały się w miarę łatwo dostępne i tylko za niektóre trzeba było zapłacić tutejszą walutą. Ukryła swoją zdobycz w kieszeni szaty wraz z listą od pani biolog. Zanim przekaże je kobiecie, wolała najpierw rozwiać swoje wątpliwości i uzyskać trochę informacji.

Rozmowa z Irlandczykiem odprężyła ją mimo niezbyt przyjemnych tematów, które poruszyli. Poczucie więzi i wspólnoty bardzo pomagało na takich wyprawach. Tutaj w Mogadiszu mieli tylko siebie i tylko sobie mogli zaufać. Zapracowali na to zaufanie w czasie kilku wspólnych wypraw. Zwłaszcza ostatnia mocno zbliżyła ich do siebie. Posiadanie wspólnego wroga zawsze łączyło ludzi.

Po powrocie do kryjówki porozmawiała z Blue, a potem postanowiła nieco się przespać. Podróż miała dość męczącą, przecież lot z Wysp Marshalla trwał ponad osiem godzin, a sen w samolocie nigdy nie należał do jej ulubionej formy wypoczynku. Do tego dochodziła jeszcze zmiana strefy czasowej i klimatycznej. Ustaliła wartę z mężczyznami, a potem położyła się na wąskiej pryczy w jednym z pomieszczeń. W nocy musiała być sprawna w stu procentach. Być może od jej umiejętności koncentracji i bezszelestnego podejścia mogło zależeć powodzenie akcji bezproblemowego dotarcia do miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 11-05-2013 o 23:03.
Eleanor jest offline  
Stary 11-05-2013, 15:32   #33
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Wydarzenia toczyły się szybko, w złym kierunku na pieprzony dodatek. Kane zachowywał spokój, nawet jak seria poszła tuż obok jego głowy. To było coś, do czego przywykł przez tyle lat. Fox pozbył się ostatniego strzelca, istniała więc ciągle szansa, że nie zorientują się kto im furę buchnął. Problem z tego był tylko taki, że jechali teraz w zupełnie przeciwną stronę, z czarnuchem, który utłukł niewinną dziewczynę i pyskatą specjalistką ze stanowczo zbyt dobrego domu. I bez manier. I ze słabymi nerwami. Miracle zadbało o urozmaicenie im pobytu w Somalii.
Ghedi, nawet jak robił problemy, to teren znał. I miał miejsce w Mogadiszu. Jeszcze przynajmniej przez jakiś czas był potrzebny, więc gdy w końcu rozkazy zostały wydane, a oni dojechali do zwyczajnego domu, zupełnie nie nadającego się do nazwania "kryjówką", O'Hara wyciągnął swój sprzęt i wytargał czarnego na zewnątrz, ciskając go w kąt.
- Pilnujcie, wątpię, by mu tak szybko przeszło.
Reszta była już wyjaśniona, więc najemnik udał się razem z Ruscht na krótką przechadzkę po okolicy.

Kane zagadnął jak tylko oddalili się od uszu pozostałych z ich wesołej grupki, wyłączając komunikator i dając znać Shade, by też to zrobiła.
- Musimy przyjąć jakąś strategię. W Mogadiszu możemy nie mieć zasobów, by pilnować Jeanne. Jest nieprzewidywalnie niebezpieczna. Skoro jest bogata i wyprawa tu się jej nie podoba, to mamy problem. Nie słucha nikogo. Nienawidzę cywilów na misjach. Miracle mogło się lepiej postarać.
W towarzystwie specjalistek zachowywał zimny profesjonalizm, w towarzystwie Valerie mógł wreszcie wyładować frustrację. Irlandzkiej natury nie dało się kontrolować cały czas i kobieta już to znała.

Val szła pół kroku za przebranym za araba najemnikiem, zgodnie z tym jak poruszały się arabskie kobiety. Nie było potrzeby, by zwracać na siebie dodatkową uwagę, zachowaniem odbiegającym od normy. W związku z tym jednak rozmowa była raczej utrudniona.
- Najwygodniej byłoby, gdyby ją sobie zabrali - Stwierdziła dziewczyna - ale na to pewnie mała szansa. Można jednak spróbować skontaktować się z Miracle i powiedzieć, że może być zagrożeniem dla misji. Mogę też jeszcze raz podjąć próbę porozumienia, ale to chyba trudny przypadek, a ze mnie kiepski psycholog. Inne wyjście to zamknąć ją na czas akcji w jakimś bezpiecznym miejscu. Jak jednak można przypuszczać, to bogata paniusia i pewnie ma wpływowych krewnych, co oznacza, że może nam narobić kłopotów, więc to rozwiązanie to ostateczność.
- Jeśli nie dostosuje się w krótkim czasie, zrobię co jej obiecałem - słychać było niezadowolenie mężczyzny. - Dlaczego nie potrafią dobrać odpowiednich ludzi do odpowiedniej misji? Przecież widać, że ta tutaj się nie nadaje. Myślisz, że ktoś ją wrobił lub zrobiła coś tak poważnego, że aż tu spieprzyła? Te urządzenia co nam dali, obsługa wydaje się prosta. Myślę, że damy rady zdobyć próbki bez jej wsparcia w razie czego.

Valerie uśmiechnęła się lekko, choć idący z przodu mężczyzna nie miał tego szansy zobaczyć. Zresztą i tak miała na sobie osłonę głowy, która skutecznie kryła jej twarz:
- Pewnie damy radę - skinęła głową. - Wiesz Kane, jakby na to spojrzeć racjonalnie nas też kiepsko dobrali. Musieli się naprawdę bardzo śpieszyć. Ktoś o afrykańskim rodowodzie, albo przynajmniej naturalnie śniadej cerze miałby większe szanse wtopić się w otoczenie niż my. Więc może po prostu była to kwestia pośpiechu.
- Pewnie tak - zgodził się Irlandczyk. - Nie ułatwia nam to sprawy. Po dostaniu się do miasta chcę nawiązać współpracę z rządem lub arabusami. Może czegoś będą potrzebować. "Czerwoni" wyraźnie umieją tylko żuć swoje liście i strzelać na oślep. Nie chcę jednak gadać o planach przy specjalistkach. Mam wrośnięty gen nieufności - dodał pół-żartem.
- To całkiem zrozumiałe, zwłaszcza po tym numerze, który próbowała wyciąć Jeanne. - przytaknęła mu Shade. - Skoro laboratorium jest w części arabskiej, to oni wydają się najsensowniejszym rozwiązaniem. Choć pewnie jak to zwykle bywa, nie będzie to rozwiązanie najprostsze. Dobrze byłoby się dowiedzieć ile Miracle chce wydać na tę sprawę. Wiedzielibyśmy na czym stoimy.
- Mówisz jak nowa w tej branży. Klient zawsze chce wydać jak najmniej, aye? - odwrócił się do niej i błysnął zębami. - Arabskiej bądź rządowej. Może wejść da się z obu, może nawet od "Czerwonych". Tego nie wiemy. Tam gdzie zakłócali były przynajmniej hangarowe drzwi, skoro wyjechali stamtąd ciężarówkami. Za mało informacji, teraz to bawienie się w przypuszczenia. Z kimś dogadać się trzeba. Sądzę, że tu nie będzie tych "milszych". Tak jakby gdziekolwiek byli - dodał ciszej.

- Co do ceny, zazwyczaj masz rację, ale Miracle jest szczególne. Oni... jak by to powiedzieć... - zawahała się - Mam wrażenie, że to dla nich misja: Szkodzić innym korporacjom i wykazywać, jakie są złe. I po tym czego dowiedziałam się z pewnego źródła, przypuszczam, że mogą być gotowi znowu sporo zapłacić, by ich misja po raz kolejny się powiodła.
- To się okaże. Możemy ich w trakcie poprosić o dodatkowe środki, zwłaszcza, że nasz przewodnik jest narkomanem i wszystko pewnie wyda na swoje liście - odpowiedział Kane. - Jeśli nie będą oponować to masz potwierdzenie. Wierzysz, że tylko oni zainteresowali się porzuconą bazą Umbrelli? Mi się kojarzy to tylko z jakmś paskudnym syfem. Dlaczego zwiewali? Zarażonych na pewno by zabili, tak jak próbowali w Raccoon City.
- Może im zwisa i powiewa, że po Somalii będą wędrowały zombi. - Dziewczyna wzruszyła ramionami - Kto wie, kogo spotkamy, jak dotrzemy do laboratorium.
Mężczyzna przytaknął już bez słowa.

***

Gdy wrócili, Kane podłączył baterię swojej tarczy i wyciągnął komputer od Miracle. Zajął miejsce przy oknie, by móc również patrzeć przynajmniej na tubylca. Warty nie przejął, bo chwilo musiał się zająć planem dostania się do Mogadiszu. Otworzył też połączenie ze zleceniodawcą, przesyłając im krótkie pytanie.
"Potrzebujemy dodatkowych zasobów do opłacania tutejszych. Ghedi to narkoman na haju, nie da się go kontrolować w dostateczny sposób."
Sprawa nie była pilna, więc zerwał połączenie. Zamiast tego wyświetlił sobie holograficzną mapę satelitarną okolicy i przyjrzał się jej. Postanowił wybrać plan najprostszy, nie widział potrzeby kombinowania.

Przedstawił go ze dwie godziny później. Linia przedstawiała drogę, którą już przebyli, a także przecinała dalej otwartą pustynię przed miastem.
- Nie będziemy kombinować. Wracamy tą samą drogą. Bez świateł, na niskich obrotach. Kierowca z noktowizorem da radę. Fox wypatruje ewentualnej blokady, ale wątpię, że będzie. Wracamy mniej więcej do miejsca, w którym zwinęliśmy pickupa. Ruszamy dwie godziny po zmroku. Jak przyjdą tu tubylcy to bronią zmuszamy do ciszy. Trudno, przetrwają ten chwilowy dyskomfort.

Dał zbliżenie na okolicę Mogadiszu, wyświetlając pokrytą skałami, krzewami i budynkami pustynię. Tu linia poprowadzona była dokładniej, omijając ewentualne posterunki jak największymi łukami.
- Tu będą patrole i strażnice. Nie sądzę, by mogli nas dostrzec i mieli nowoczesny sprzęt, ale Shade pójdzie przodem w razie czego. Wig osłania z tyłu. Mam dla ciebie jeszcze jedno zajęcie, które lubisz. Ten pickup ma kilka pocisków, zrób z nich ładunek. Gdy odejdziemy daleko wysadzisz to. Powinno przyciągnąć uwagę. To, że obudzi kilku więcej się nie liczy, i tak nie korzystamy z dróg. Kierujemy się prosto do kryjówki, którą przygotował Ghedi. Mam nadzieję, że znacznie lepszej niż obecna.
Szczegóły były do ewentualnego dogadania. Prosto i nieskomplikowanie. Gdyby napotkali blokadę lub inną zbyt dużą aktywność, alternatywnym planem było wybranie drugiej drogi na południe. Kane postanowił się przespać i wziąć ostatnią wartę przed wyruszeniem. Przywileje dowódcy.
 
Widz jest offline  
Stary 12-05-2013, 01:11   #34
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Nie ulegało wątpliwości, że środek transportu, którym aktualnie dysponowali, był zwykłą kupą złomu, ale wszystko lepsze niż wielokilometrowe biegi w tym klimacie, a Peter zdawał się podchodzić do swojego zadania całkiem entuzjastycznie. Gdy zwolnił, by przyjąć na pokład pędzącego Kane'a, zza domów wybiegł jeden z Czerwonych. Fox był na to gotowy. Błyskawicznie zlokalizował cel, wymierzył i oddał dziewiczy strzał w kierunku czarnego. Dziwny skrzek, który ten z siebie wydobył, oznaczał, że pocisk sięgnął celu, Raver zaś już lustrował budynki w poszukiwaniu tych nowych. Nikt jednak się nie pojawił, a przynajmniej nie wtedy, gdy trzeba było osłaniać towarzysza. Niecelne serie z zabytkowych broni, które posłał im na pożegnanie kolejny przeciwnik, można było spokojnie zignorować. Szkoda nabojów na takich pętaków.

Niestety, pani biolog najwyraźniej uznała, że trzeba posłać kulkę także przewodnikowi, i rzuciła się na przewieszoną przez plecy szturmówkę. Felix powstrzymał ją, zanim zdołała zrobić coś więcej, ale nawet po gwałtownej wymianie zdań nie miał wątpliwości, że nikt nie wybił Jeanne z głowy innych głupich pomysłów. Bogata paniusia, której się wydaje, że wszystko jej wolno. Ugh. Ten typ kobiet był niesamowicie irytujący, ale to szczegół - gorzej, że w ich sytuacji biolożka mogła znacznie utrudnić misję. Koniecznie trzeba jej znaleźć jakieś zajęcie. Takie drobnostki jak tworzenie środka uspokajającego pewnie nie zajmą jej wiele czasu, a trudno było określić, kiedy uda się zlokalizować laboratorium. Raver zanotował w pamięci, by przy pierwszej okazji przedyskutować ten problem z innymi. Podejrzewał, że w najlepszym wypadku skończy się na związaniu specjalistki, a w najgorszym... Na szczęście ta druga jest póki co znacznie mniej problematyczna. I całe szczęście, bo ostatnie, czego im trzeba, to spór ze wszystkimi cywilami w grupie.

Wkrótce wjechali do jakiejś wioski, w której najbardziej wyróżniała się centralnie położona, otoczona murem rezydencja, należąca do niejakiego szejka Muraha, przynajmniej według słów przewodnika. Fox nie zauważył żadnych wartowników, ale szejk mógł mieć monitoring, nie wspominając o donosicielach. Raverowi w ogóle nie odpowiadała perspektywa przebywania w tym miejscu przez kilkanaście godzin, ale nie po to tutaj przyjeżdżali, by teraz zawracać...

Dom wskazany przez Ghediego nie znajdował się daleko, dlatego wkrótce Wig zatrzymał pickupa przed prostokątnym budynkiem, lekko pobielanym, mającym może pięć na dziesięć metrów. Niewiele, ale za to otoczony był murkiem i płotem, posiadał także drzwi i zasłonięte okna.

Val rozejrzała się po otoczeniu:
- Nie wiem czy to dobry pomysł by tutaj zostać. Nie ma gdzie schować samochodu, a bardzo rzuca się w oczy. Zwłaszcza z tą armata zamontowaną z tyłu.
- Z tego co wiem, ta droga - Fox wskazał południowy kierunek - prowadzi do miasta, a przed miastem jest jeszcze jedna osada. Czekanie pod nosem rezydencji jakiegoś szejka nie wydaje się być zbyt rozsądne, zwłaszcza że jesteśmy na widoku. Przecież to tylko kwestia czasu, zanim ktoś złoży nam wizytę. Jeżeli mamy tutaj zostać, to lepiej byłoby się z szejkiem jakoś dogadać. W przeciwnym razie, praktycznie każda inna lokalizacja będzie bezpieczniejsza, choćby nawet ta wioska na południu. Dlatego właśnie wcześniej pytałem się o “znajomych” - wcale nie musimy siedzieć akurat w tym budynku. Według mnie, jako kryjówka, jest absolutnie beznadziejny.
Felix przez chwilę rozglądał się po okolicy, oceniając odległości i badając teren.
- Z murów można kontrolować całą osadę. Kilku obserwatorów i strzelców, i mogą zrobić z nami, co zechcą, nawet teraz.

Wig sprawdził GPS.
- Jesteśmy na 2.126696,45.285898. Przed zmrokiem nie dostaniemy się niepostrzeżenie do miasta. Może faktycznie się przywitać z szejkiem? Tylko co możemy mu zaofiarować za ewentualną pomoc? - spojrzał w zamyśleniu na Jeanne.
- Nie. - potrząsnął głową - To byłoby zbyt okrutne. - Powiedział, nie precyzując dla kogo.
- Uśmiech. - Øksendal ponownie zaczęła bawić się swoim holofonem, tym razem fotografując siedzącego na miejscu kierowcy Wigfielda.
- Wszystko zależy od tego jaką pomoc może nam zaoferować. - Shade wzruszyła ramionami zeskakując z wozu i zabierając z niego arabski strój, który wcześniej nosiła. - Osobiście wolałabym jednak by wcale się nami nie zainteresował. Z tego mogą być niezłe kłopoty, a ich mamy już i tak sporo. Rozejrzę się po domu i okolicy. Poszukam też tych rzeczy z listy.
- Na północ jechać nie możemy, cofnąć również. Pozostaje zostanie tutaj, gdzie mamy pusty dom lub szukanie szczęścia w tej mieścinie na południu. Wolałbym zostać tutaj. W razie co możemy powiedzieć, że natłukliśmy "Czerwonym" i zabraliśmy im pickupa. Zgodnie z prawdą - Kane zastanawiał się na głos, wymieniając możliwości. - Oni nas widzą, my ich również. Trzeba obserwować. Póki się nie przyjrzą z bliska, a na kobiety ponoć religia patrzeć im nie pozwala, to wcale nie muszą się domyślić, że jesteśmy tu od dziś. Z szejkiem bym się nie układał, jak nie będzie trzeba, nie mamy mu wiele do zaoferowania. Wóz zaparkujmy dalej, niech od razu do nas uwagi nie przyciąga, gdyby pojawił się ktoś nowy.
- Nie boisz się, ze nam go ukradną? - Rzuciła Valerie z uśmiechem - W tym kraju rzeczy strasznie często zmieniają właścicieli. Skoro zostajemy trzeba zabrać nasze rzeczy - Dodała sięgając do środka po ekwipunek.
- Nie wierzę, że jest tu wielu utalentowanych złodziei samochodów. Zresztą zostawimy go na widoku - odpowiedział Irlandczyk. - Przejdę się z tobą. Potrzebujemy wody. Ten dzień i tak już na straty, więc kto może niech się prześpi. Jeden na warcie - wskazał Wiga i Foxa. - Zmiana jak wrócimy. Blue, może ci bogaci Arabowie tutaj mają jakąś wewnętrzną sieć? Warto by było zdobyć jakieś informacje. Mogę cię osłaniać, gdybyś musiała się zbliżyć. Później wyrysujemy trasę na noc. Jak nie sprzedajemy Ghediego to musimy iść i tak do "Czerwonych". Się okaże jak ważne w Mogadiszu są przepustki.
- Dobra, to spadajcie - rzucił Fox. - Tylko ruchy, bo i tak już zbyt długo kręcimy się przy tym domeczku, a pickup z armatą raczej nie zostanie uznany za stały element otoczenia. Ach, i jeszcze jedno. Sprawdźcie, ile mamy paliwa. Przy suchym baku to i hektolitry wody nam nie pomogą.
Felix spojrzał na związanego przewodnika.
- Wig, sądzisz, że znajomi naszego “przyjaciela” będą mieli coś przeciwko, gdy ten ciągle będzie skrępowany? W tej kwestii status quo mi odpowiada, muszę przyznać...

Zaszczyt wnoszenia przewodnika ostatecznie przypadł Kane'owi. W środku nikogo nie było i jeżeli dobrze pójdzie, to właściciele wrócą dopiero na noc. Fox robił to co zwykle w takich sytuacjach - pilnował cywilów, wyglądał przez okna, lekko uchylając szmaty, które służyły za firanki, jadł i spał, gdy była ku temu okazja. Nocne podejście oznacza stracone pieniądze, ale też znacznie większą szansę powodzenia, a lepiej dostać się do miasta bez zbędnych komplikacji i w jednym kawałku.

Plan przedstawiony przez Kane'a był bardzo prosty, przynajmniej w teorii. Dysponowali tylko podstawowymi informacjami, a musieli się dostać do konkretnej dzielnicy, trudno więc było oczekiwać czegoś bardziej wyrafinowanego. Fox stanowczo sprzeciwił się jednak wysadzaniu pickupa bez potrzeby - jeżeli można się dostać do kryjówki po cichu, to powinni z tej możliwości skorzystać... ominąć patrole i jak najszybciej wejść w gąszcz budynków, bez zwracania uwagi Czerwonych. Wysadzanie czegokolwiek będzie miało sens tylko wtedy, gdy zostaną wykryci, bo wtedy to i owszem, chaos może być użyteczny.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 12-05-2013 o 01:27.
Cybvep jest offline  
Stary 13-05-2013, 00:42   #35
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kiedy Jeanne schwyciła karabin i próbowała zastrzelić przewodnika Blue zamurowało. Pierwsza myśl, jaka pojawiał sie jej w głowie to było „Niemożliwe”. Niemożliwe, żeby osoba w głębokim szoku, praktycznie tylko reaktywna, pozwalająca się poradzić jak dziecko, bez własnej inicjatywy, tak szybko ją odzyskała. Zbyt szybko, zbyt gwałtownie. Oczywiście, Blue nie znała się na psychiatrii. Ale zdrowy rozsadek podpowiadał jej, ze coś takiego jest dziwne. Kiedy następnie biolożka – równie gładko, jak wcześniej z otępienia prześlizgnęła się do działania - zaczęła bawić się w wakacje, oraz kłótnie i przekomarzania z innymi, Blue zamurowało ponownie. Zaczęła przyglądać się dziewczynie podejrzliwie. Najprostszym wyjaśnieniem było, że po prostu udawała początkowy szok. Ale to by się Blue nie podobało. Bardzo nie podobało. Nie lubiła być manipulowana przez innych, nie lubiła dawać się manipulować. Przykro było myśleć, że zaopiekowała się kimś, kto miał z tego niezły ubaw. A ta Jeanne, wesoło pstrykająca fotki holo-fonem, nie przypominała w najmniejszym stopniu tamtej przerażonej dziewczyny.
Potem Blue pomyślała, że Jeanne ma jakieś zaburzenia, ześwirowana jest po prostu, albo czegoś się nałykała, jak ich przewodnik. Albo nie jest tym, za kogo się podaje.

A potem przestała się nią przejmować. Ale przestała też jej ufać. Jeśli cokolwiek się zadzieje, Jeannae będzie musiała radzić sobie sama. Blue nie lubiła być nabijana w butelkę, przez bogate, rozpieszczone panienki.
Przestała przejmować się biolożką, za to zaczęła ich nowa „kryjówką”. Ta kupa kamieni nie miała prawa dać im schronienia.. ale nic lepszego nie było.

Shade z drugim najemnikiem wyszli na rekonesans.

Blue wyciągnęła holokomputer i zaczęła szukać wejścia do sieci rezydencji szejka. Nie miała pewności, czy coś z tego wyjdzie, i czy w ogóle ta praca ma sens, ale musiała się czymś zajmować. Jak człowiek tylko siedzi i myśli, w jak niebezpiecznym miejscu się znalazł, to do ześwirowania tylko krok…

Sieć była, połączona przynajmniej z kilkoma innymi miejscami. Głównie w Mogadiszu, jak zauważyła Blue, ale ciężko było stwierdzić dokładnie, gdzie. Może gdyby głębiej poszukała… Jedno na pewno poza miastem… Przez te połączenia mogła spróbować się włamać, zabezpieczenia nie były najwyższej klasy, te w Stanach i korporacji nie dorastały im nawet do pię.. przeciętnie zdolny licealista mógłby się tu włamać.. pomyślała Blue, uruchamiając program łamiący zabezpieczenia. .
Po jakimś czasie zaczęły się pojawiać pierwsze informacje, raczej strzępy informacji. Jakieś bazy danych, handel?, w sumie nic specjalnie pasjonującego…

Wewnętrzna sieć rezydencji – jeśli takowa istniała, oczywiście – mogła zawierać bardziej znaczące informacje. Ale do niej Bliue nie miała zdalnego dostępu. Musiała by się podpiąć fizycznie.

Shade wróciła z rekonesansu i przerwała Blue. Pilnując, czy Joan ich nie widzi, podała hakerce listę napisaną przez panią biolog:
- Możesz sprawdzić te zioła i co się z nich wytwarza? Jakie mogą przynosić efekty wytworzone z nich substancje? Najlepiej byłoby sprawdzić w różnych konfiguracjach.
- Jasne
– odpowiedziała Blue i wrzuciła nazwy do sieci.
- Nic specjalnego.. – powiedziała po chwili - ziołowa mieszanka łagodząca objawy niektórych narkotyków. Jeanne najwyraźniej mówiła prawdę. Poczekaj, sprawdzę dokładniej.. – przesunęła palcami w powietrzu, otwierając kolejne polaczenia.Potrząsnęła głową. – Nic, Shade. Tutejsze kobiety robią z tego różne rzeczy, bo roślin w mieszance jest sporo. Na rozwolnienie, łagodzące ból. Same zwyczajne rzeczy. Co najwyżej może nasz przewodnik dostać sraczki.

Kiedy Shade odeszła, przespać się trochę, Blue dalej grzebała w sieci, próbując wycisnąć coś więcej z sieci rezydencji. Posłała zdjęcie Jeanne – jej holo-comp też miał kamerę – do znajomych ze SkyFall, prosząc ponownie o poszukanie wszystkiego, co da się znaleźć o dziewczynie. A szczególnie tego, co nie pasuje do całości. Mieli większe możliwości w Stanach. Sama też ponownie puściła przeszukiwanie, nie po nazwisku, a po obrazie twarzy tym razem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 14-05-2013, 19:05   #36
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 22:23 czasu lokalnego
Wtorek, 15 grudzień 2048
Mogadiszu, Somalia




Osada, której nazwy nawet nie znali, wydawała się niezwykle spokojna. Wręcz pokojowo nastawiona do całego świata, również daleko spoza Afryki. Dzieci bawiły się, biegając, krzycząc i śmiejąc się, pilnowane przez najstarszych członków tutejszej społeczności, z rzadka przechadzających się po ulicach. Nie było tu targu, nie było warsztatów czy sklepów. Shade i Irishman podczas swojej przechadzki widzieli tylko kilka osobnych kramów, oferujących najpotrzebniejsze do przeżycia rzeczy. Próżno jednakże było szukać głośnych, zachwalających towary sprzedawców, a co najwyżej stare kobiety i mężczyzn, bez nadziei czekających o tej porze na jakiś klientów. Szybko dowiedzieli się, że dopiero wieczorem prowadzono tu handel, głównie wymienny, kiedy to ludzie wracali z okolicznych pól uprawnych. I mimo, że rezydencja szejka górowała nad okolicą, prawie wszyscy mieszkańcy stanowili czarną, etniczną ludność Somalii.

Te kilkanaście budynków otoczonych murem, było głównym zmartwieniem najemników, obserwujących z uwagę bramę wjazdową. Ta otwierała się kilka razy, wpuszczając przez ten czas i wypuszczając z kilkanaście samochodów. Zarówno tych nowych i drogich, jak i tych bardziej przypominających ich pickupa, choć może bardziej kompletnych. Przez lunetę czy lornetkę rozpoznali bez trudu arabskie stroje i jaśniejszą skórę tych w środku. Za to nie dostrzegli strażników innych od tych przy bramie. Nikt najwyraźniej nie zainteresował się pozostawionym niedaleko kryjówki samochodem z rurą armaty na pace. Może mimo słów Ghediego, wcale nie była to główna siedziba szejka Muraha - Blue bez trudu wyśledziła inne posiadłości, należące do tej samej sieci, a co za tym szło - również tego samego człowieka i jego rodziny. Nigdzie na widoku nie pojawili się również "Czerwoni", dzień więc spędzali zaskakująco spokojnie.
Aż korciło, by spróbować wrócić i nie tracić czasu. Z drugiej strony plan już powstał, a dzięki tym godzinom mogli odpocząć.
Przynajmniej najemnicy. Polegając na sobie nawzajem i umiejąc zasypiać we wszelkich okolicznościach, nadrabiali zaległości w śnie.



LuQman przez ten czas kilka razy błagał o rozwiązanie, trochę się rzucał, a raz zaczął wściekle wrzeszczeć i ostatecznie został zakneblowany. Skutki narkotyku, a może gwałtownego pozbawienia tegoż, utrzymywały się przez cały czas, który Jeanne poświęciła na przygotowanie roślin i reszty wymaganych składników w coś, co głośno nazywała antidotum, doskonale wiedząc, że działa to jedynie przez jakiś czas, nie eliminując, a raczej łagodząc tylko skutki. I wcale przy tym nie traktując organizmu delikatnie. Tym jednak nikt się zanadto nie przejmował.
Niestety, warunki pracy okazały się niezwykle słabe, choć lepsze nieco od poprzedniej "kryjówki". Tutejsi mieli kuchenkę gazową i butlę, a także trochę naczyń, które mogły od biedy służyć jako sprzęt laboratoryjny. Tego bowiem wcale Miracle nie dostarczyło - urządzenia, owszem, ale nic do przygotowywania jakichś specyfików. Øksendal uznała ostatecznie, że ziołowy roztwór jest gotowy. Sporządziła go na jakieś pięć razy, każdy mający im dać przynajmniej kilka godzin spokoju i szansę, że tubylcowi znowu nie odbije. Może nawet kilkanaście, jeśli przewodnik nie znajdzie ponownie jakiegoś liścia.
Po podaniu go, murzyn faktycznie uspokoił się nieco. Usnął.

Jeanne nie chcąc spać mogła zająć się jeszcze jedną rzeczą: nowym, tajemniczym ciągle narkotykiem. Przygotowanie w tym miejscu porządniejszego laboratorium mijało się kompletnie z celem, było na to za mało czasu i możliwości. Mogła jednakże przeanalizować kilka alternatyw, a także bliżej przyjrzeć się temu specyfikowi. "Piasek" faktycznie wyglądał bardzo podobnie do tego, co ciągle czuli pod nogami, odkąd przybyli do Somalii. Był trochę bardziej srebrzysty i przeźroczysty, ale to co dała jej Shade, to w większości faktycznie był prawdziwy piach. Czy specjalnie, by było więcej i sprzedawało się drożej czy to zwykłe zanieczyszczenie - to już pozostawało w strefie domysłów. Drugim zauważalny składnik stanowił monacyt, minerał zawierający tutaj śladowe ilości lantanowców. Trzeci, biorąc pod uwagę wiedzę biochemiczki i bazy danych - być może połączenie ekstazy i prochów psychotropowych, w jakiejś nowoczesnej, skomplikowanej formie. Na tym kobieta skupiła swoją uwagę w pierwszej kolejności, wyodrębniając przynajmniej trzy zmieszane substancje. Pierwsza musiała obniżać stres, druga prawdopodobnie pozbawiała człowieka zahamowań. Jak duża ilość alkoholu, tylko bez skutków ubocznych. Trzecia pozostała tajemnicą, było jej za mało do pełnej analizy, zwłaszcza w takim miejscu i okolicznościach. Ich połączenie razem mogło także powodować dodatkowe skutki, tego bez testów przewidzieć się nie dało. I o ile zwykły piach nic tu nie zmieniał, to obecność monacytu mogła wydawać się zastanawiająca.
Później przyszły wiadomości i okazało się, że Jeanne nie ma już czasu by do analizy powrócić.



Hakerka szybko odnalazła i podpięła się do sieci szejka. Śledzenie połączeń i dołączenie do nich własnego nie stanowiło problemu. Co innego, gdyby miała potrzebę mieszać w tym co znalazła, wtedy poziom trudności gwałtownie się podnosił. Tutaj jednakże prawo pewnie nie zakazywało bardzo wielu rzeczy a inne zwyczajnie nie były monitorowane, więc i zabezpieczeń najwyższych lotów nie zainstalowano.
To co znalazła nie wyglądało ciekawie. Większość logów pochodziła ze zwykłego użytkowania internetu. Nic użytecznego. Miała również zapisy wejść na pocztę i wysłanych czy odebranych wiadomości, tu jednak potrzebne były dodatkowe łamanie szyfrów. Na wszelki wypadek ściągnęła korespondencję. Dostała się także do baz danych i ksiąg rachunkowych z ogólnej działalności Muraha i jego ludzi. Prócz zwyczajnych dóbr sprzedawanych lub kupowanych, znajdowały się tam otwartym tekstem zapisane informacje o handlu między innymi narkotykami. Była też pewna, że "pozycje inne" odnoszą się do obrotu towarem żywym, a dokładniej: ludźmi.
Nie po to tu jednak przybyli, a tutejszy rząd i tak miał własne problemy, stanowiło to więc obecnie bardziej ciekawostkę niż przydatny w zadaniu konkret. O ile nie postanowiliby kogoś sprzedać oczywiście.
Z rzeczy aktualnych i istotniejszych, dowiedziała się jedynie, z przechwyconej poczty, o dużym transporcie, mającym dotrzeć do Mogadiszu tego wieczora. O zawartości nie napomknięto.

Wieczór w końcu nastał, a ludzie zaczęli wracać z pól. Wtedy pozostawiony z boku pickup wzbudził już większe zainteresowanie, choć tylko jako obiekt do obserwowania i obgadywania. Razem z ludźmi, których część odwiozły dwie ciężarówki, wrócili także kolejni Arabowie i ruch koło rezydencji wzmógł się. Z daleka wóz jednakże nie rzucał się w oczy, a rodzina, w której domu się ukrywali, szybko została spacyfikowana. Kilka słów i skierowane na nich lufy kilku sztuk broni palnej przekonujące okazały się aż nadto. Niemłode już małżeństwo oraz dwóch nastoletnich chłopaków milczało kolejne dwie godziny, kiedy to nieproszeni goście, wraz z obudzonym LuQmanem zebrali swoje rzeczy.



Wyjechali z osady dwie godziny po zmroku, zgodnie z planem O'Hary. Nie było z tym problemów, o tej porze w większości domów panowała już ciemność. W wielu nie było nawet prądu, nie mówiąc już o czymś takim jak telewizja. Tu ludzie żyli niezmiennie od bardzo wielu lat, a pustynia nie pozwalała marzyć o czymś więcej. Pickup na szczęście odpalił i szybko został skierowany na drogę z powrotem do Ceelasha Biyaha. Kierowca pozbawiony światła reflektorów, nie miał łatwego zadania - chociaż założony noktowizor przynajmniej je w ogóle umożliwiał. Mimo tego nie próbowali oświetlać drogi, w panującej tu wszędzie ciemności rzucałoby się to w oczy tutejszym tak samo mocno, jak latarnia morska marynarzom.
Koła wozu z trudem pokonywały więc kolejne metry. Ostrożna i powolna jazda była bezpieczna, a do przejechania mieli tylko kilka kilometrów. Po drodze nie widzieli żywego ducha. Obok mignęły tylko nieliczne światła lotniska, z przodu majaczyły światła miasta, zbliżającego się z każdą chwilą.
Raz tylko pickup wpadł w poślizg i wypadł dwoma kołami z drogi. Wyciągnięcie go zajęło kilka następnych minut, ale po kolejnych dotarli ponownie do zabudowań.

W przeciwieństwie do poprzedniej osady, tutaj ruch o tej porze jeszcze istniał. Pojedynczy ludzie lub małe grupki przemykały pomiędzy budynkami, nigdzie jednak nie natrafili na ślad blokady. Trochę oczu śledziło ich pickupa, który pewnie pozostawiony gdzieś tutaj, stanie się szybko ofiarą bardziej zdolnego złodziejaszka. Wig mógł stworzyć z niego bombę, ale detonator miał ograniczony zasięg. Nawet z nowoczesną technologią odległość powyżej kilometra nie dawała gwarancji odpalenia. Zawsze mógł też zostawić coś czasowego.
Dojechali wreszcie na miejsce i szybko opuścili wóz. Jeśli śledziła ich czujka pozostawiona przez "Czerwonych" to nie ujawniła się, a i nigdzie nie zaobserwowali nagłych ruchów, mogących zdradzić zasadzkę. A może zwyczajnie spodziewali się za dużo od ogarniętych narkotycznym szałem tubylców?

Od tego momentu do przejścia mieli około trzech kilometrów, licząc tylko do przedmieść Mogadiszu. Ghedi spytany o kryjówkę zastanawiał się krótko.
- To jeszcze około kilometra wgłąb miasta. Mam przepustki, to tam powinno być już bezpieczniej. Bezpieczniej niż na zewnątrz, gdzie patrole, które najpierw strzelają!
Mimo podanego mu przez Jeanne środka wcale nie wydawał się spokojniejszy, za to zamiast agresji występował u niego pospolity strach. Mimo gwiazd widocznych na niebie, noc była ciemna i zimna. Znad morza wiał dość silny, zimny wiatr, który łącznie z brakiem słońca obniżył temperaturę do poniżej dziesięciu stopni. A odczuwalna była jeszcze niższa.

Shade prowadziła pewnie, chociaż akurat dla niej nie było to wielkie wyzwanie. W nocy, z noktowizorem i lornetką, ubrana w maskujący kombinezon, była mniej niż cieniem. Bardziej duchem. Co jakiś czas zatrzymywała się, czekając na resztę grupy i laserem punktowym dając im znać o swojej pozycji i trasie, którą powinni obrać. A teren nie był prosty. Wiele skał, krzewów i nagłych spadków terenu, w połączeniu z brakiem możliwości przyświecenia sobie latarkami, sprawiało, że poruszali się bardzo wolno i pierwsze dwa kilometry pokonali w niezbyt imponującym czasie, nie raz i nie dwa potykając się i ostrożnie badając stopami teren. Za to zrobili to cicho i bez ujawnienia się, co już stanowiło pewien sukces. Jak także to, że obie specjalistki wykazywały się niezłą kondycją i daleko im było do zasłabnięcia z wysiłku. Zmęczenie nietypowymi dla siebie warunkami objawiało się na razie tylko potem, lekką zadyszką i bolącymi stopami. Obładowani ekwipunkiem najemnicy radzili sobie tylko trochę lepiej.
Najtrudniejsze jednakże pozostało jeszcze przed nimi.

Zwiadowczyni zatrzymała się, dając znak także pozostałym. Przed nimi znajdowała się teraz linia posterunków i patroli, całkiem gęsta jak na wcześniejszy pokaz beztroski, który wykazali przeszukujący budynki "Czerwoni". W okolicy naliczyła trzy budynki, każdy z wartownikiem na dachu, lub spacerującym tuż obok. Jeden z nich zresztą już prawie minęli od prawej strony. Ruscht była prawie pewna, że przez chwilę na zielonym obrazie noktowizora ujrzała jakieś poruszające się sylwetki inne od strażnika, ale gdy skupiła spojrzenie na tym punkcie, już nic nie dostrzegła. Wróciła więc do obserwacji, ujawniającej jeszcze dwa pięcioosobowe patrole przechodzące mniej więcej przez lukę między posterunkami, którą chciała wykorzystać.
I już prawie wskazała to reszcie, gdy potężna eksplozja posterunku po ich lewej stronie ogłuszyła ich i oślepiła nagłym rozbłyskiem światła. Najemnicy w instynktownym odruchu rzucili się na ziemię, pociągając za sobą specjalistki i przewodnika.

To jak się okazało, stanowiło dopiero początek.
Chwilę później eksplodowało coś jeszcze, zbyt daleko na wschód, aby w pełni kojarzyć co to było. Rozległy się strzały. Jakaś seria z kałasznikowa została przerwana nagle kilkoma pociskami z bezodrzutowej, nowoczesnej broni. Wyszkoleni do walki ludzie bez trudu odróżniali te dwa odgłosy. Patrol, który wcześniej dostrzegła Shade, ten najbliżej strzelaniny, otworzył ogień w tamtym kierunku, również zaczynając się zbliżać. Druga pięcioosobowa grupa zapaliła najmocniejsze latarki i biegła właśnie na wschód, przecinając drogę do Mogadiszu.
Co gorsza, na obu posterunkach zapaliły się potężne reflektory, omiatając całe przedpole. Oślepiały i uniemożliwiały dojrzenie co dzieje się obok nich, a co gorsza - bez trudu teraz mogły odkryć wroga. Światło jednego z nich przesunęło się po Valerie, nie mając jednak szans przeniknąć kamuflażu, gdy kobieta pozostawała w bezruchu. Na szczęście strumień światła nie dotarł wiele dalej, w tym do ukrytych pomiędzy rzadką roślinnością specjalistek w mało maskujących strojach.

Kwestią czasu było przybycie posiłków. Strzelanina po prawej ich stronie znów na chwilę przybrała na sile. Ci, którzy próbowali przedostać się do miasta, lub przynajmniej pozabijać nieco "Czerwonych", robili to sprawnie, bez zatrzymywania się. Doskonale uzbrojeni profesjonaliści. Kimkolwiek byli, zadanie zostało nagle utrudnione. Zarówno na wschód jak i na zachód od nich pojawiały się kolejne reflektory.
Działać trzeba było szybko.

 
Sekal jest offline  
Stary 17-05-2013, 11:56   #37
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Bez wątpienia Arabowie byli leniwy. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć, to że do końca dnia nikt z rezydencji szejka nie zainteresował się obecnością uzbrojonych ludzi tuż pod ich nosami?

Czas spędzili na spokojnym oczekiwaniu nocy. Przynajmniej Wig, który nawet przestał się wdawać w pyskówki z Jeanne pozwalając jej tym samym na zrobienie odtrutki na słabość LuQmana.

Wyglądało na to, że za całą tą sprawą z Umbrella stały, przynajmniej częściowo, narkotyki. Wig założyłby się, że to właśnie w poszukiwanym laboratorium produkowano to świństwo.
Póki co jednak czekał od czasu do czasu spoglądając na skrępowanego przewodnika. Gdyby to zależało od Wingfielda, to wszyscy murzyni powinni być spętani. Dla ich własnego dobra oczywiście.

Małą rozrywkę w nudnym oczekiwaniu zapewniła im powracająca z pracy rodzina. Małą, bo nie stawiali się gdy najemnicy ich zastraszali. Przez chwilę Wig pomyślał ze zgrozą, że Jeanne stanie w ich obronie i zwymyśla go od terrorystów i morderców cywili.
Tym niemniej dość spokojnie odczekali dwie godziny i ruszyli w drogę, gdy już zrobiło się dostatecznie ciemno.

Jazda przy wyłączonych światłach po somalijskich drogach była przeżyciem samym w sobie, nie to co podróż autostradą z Londynu do Glasgow. Dla takich chwil warto było odwiedzać dzikie kraje.

Po jakimś czasie musieli zostawić pick upa i ruszyć pieszo. Przez chwilę Wig zastanawiał się, czy nie zrobić jakiejś wybuchowej niespodzianki, ale szkoda mu było zapalnika. Nie miał ich wcale tak dużo. Zadowolił się tylko pozrywaniem i pocięciem kabli przy silniku. Śmiesznie by było, gdyby jacyś czerwoni użyli tego pojazdu znów przeciw nim.

Prowadzeni przez Shade ruszyli w stronę miasta. Jednak nie miało być tak łatwo, jak przypuszczali. Dojścia broniła sieć strażnic zaopatrzonych w reflektory. Mieli jednak szczęście na wschodzie nagle wybuchła walka. Jakaś inna grupa próbowała przebić się do miasta. To była ich szansa. Posługując się komunikatorami szybko ustalili plan działania i Shade ruszyła w stronę najbardziej wysuniętego na zachód posterunku. Zaraz po tym jak strzał w reflektor nic nie dał. Wig w tym czasie poświęcił trochę C4 i jeden zapalnik, i korzystając z paru kamieni umieścił w suchych krzakach prowizoryczną bombę, która po eksplozji powinna zapalić okoliczne zarośla. Potem podczołgał się bliżej do reszty grupy i zaczął przez lunetę karabinu obserwować posterunek na zachodzie.

Shade dobrze wykonała swoje zadanie i po jakimś czasie reflektor zgasł. Na to czekali. Na budynku, jak na dłoni było widać dwóch strażników.
- Fox biorę tego po prawej. – zakomunikował Wig i strzelił.
Przez lunetę zobaczył, jak trafiony strażnik osunął się w dół, a zaraz potem drugi.
- Odbijamy na zachód i południe. – powiedział żeby się upewnić.
- Podejdę do strażnicy zobaczyć co z tym patrolem.
Po unieszkodliwieniu obsady posterunku mogli teraz w miarę bezpiecznie zbliżyć się do budynku. Wig pochylony ruszył przed siebie w nadziei, że jego zdolności w zakładaniu pułapek mogą się przydać. Niestety patrol był na granicy rzutu granatem. W dodatku wiał wiatr i ewentualna eksplozja gazu łzawiącego mogłaby niewiele dać.
- Shade dasz radę podejść bliżej i cisnąć w nich granatem? – szepnął do komunikatora.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 17-05-2013, 20:49   #38
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kilka godzin spędzonych w domu kolejnych nieznzanych ludzi. Niektórzy poświecili je na odpoczynek. Ale nie Jeanne. Ona do serca wzięła sobie “stwierdzenie faktów”, jak to infantylnie ująć raczył O’Hara groźby kierowane pod jej adresem. Øksendal ani na jotę ni ufała osobom, które teoretycznie zostały zatrudnione to zapewnienia jej ochrony. Teoretycznie, gdyż tyle mówił jej kontrakt.

Zrobienie tej odtrutki przynajmniej pozwalało zabić czas, który inaczej spędziłaby siedząc bezczynnie w jakiś kącie, co niechybnie skończyłoby się drzemką, drzemką z której mogłaby się już nie obudzić. Niestety, jej organizm już wkrótce potrzebować będzie odpoczynku. Nie chciała jednak na razie myśleć o tym co stać się wtedy może. Chociaż tak po prawdzie, to jej towarzysze wcale nie potrzebowaliby czekać aż ona zaśnie. Było ich więcej i mieli broń.

Pani biolog odpędziła jednak od siebie te czarne myśli zaprzątając sobie głowę innymi sprawami. Jak chociażby analiza składu narkotyku zdobytego przez jedną z “nich”, jak w myślach zaczęła nazywać najemników i chyba hakerka tez zaczęła się zaliczać do “nich”, przynajmniej dla Jeanne. Blue miała zdaje się podobne podejście do ludzkiego życia co sami najemnicy, czyli kompletny brak szacunku dla niego. Co potwierdziło zachowanie się “gości” w stosunku do “gospodarzy”. Jeanne jednak dała sobie spokój i nic nie powiedziała. Zresztą, to było jak rzucaniem grochem o ścianę. I tak nie zrozumieliby o co jej chodzi. Ich pojęcie, znaczy się najemników, savoir vivreu było dalekie od cywilizowanych standardów. Dlatego też pani doktor pokręciła tylko głową z dezaprobatą widząc co wyprawiają jej uzbrojeni towarzysze.
Mając nadal urządzenie tłumaczące, które łaskawie pożyczył jej Irlandczyk, a którego jeszcze nie zdążyła oddać, podeszła do ludzi, którzy tu mieszkali. Chciała się dowiedzieć kim dla nich był LuQman. Niestety, ludzie ci nie chcieli z nią rozmawiać.
Øksendal wróciła więc do swoich badań.
Monacyt. Nie był to pierwiastek zbyt pospolicie występujący. Być może dałoby się ustalić skąd on pochodził i dalej jaką drogę przebył, a w rezultacie dokąd dotarł?? Być może?? Nie mogła jednak sprawdzić tych informacji, gdyż właśnie mieli wyjeżdżać. Dobrze, że udało jej się odczytać informacje przesłane jej przez rodzinnego prawnika i Roberto. Ani jedne, ani drugie nie napawały jej optymizmem. Z tym drugim zdążyła się jeszcze wymienić smsami i wyruszyli.

Całe szczęście, że zmusiła się, żeby zjeść coś. Chociaż i tak przed włożeniem tego do ust dokładnie to sprawdziła. Na szczęście zarówno woda jak i pożywienie nie stanowiły zagrożenia dla zdrowia i życia. Przynajmniej na krótką metę.

Nie za bardzo rozumiała dlaczego muszą porzucić samochód. Ale też nie zamierzała się o to pytać. Sama mogła sobie ułożyć w głowie przebieg tej rozmowy, która skończyłaby się stwierdzeniem typu “bo tak i już”.
A później się zaczęło.
Dobrze przynajmniej, że nie do nich strzelano. Chociaż ta sytuacja szybko mogła ulec zmianie gdyż zbliżali się do jakiś posterunków. Gdyby nie to, ze w zasadzie to nie wiedziałaby dokąd się udać, to Jeanne już dawno nawiałaby. Przecież szli na uzbrojonych ludzi i do tego w pobliże miejsca, w którym toczyła się walka.

Nie tak wyobrażała sobie pracę na stanowisku kierowniczym w dużym laboratorium. Oj nie tak.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 17-05-2013 o 22:06.
Efcia jest offline  
Stary 17-05-2013, 22:00   #39
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wypoczęła w miarę. Naładowała baterie w kombinezonie. Zjadła coś z owoców kupionych na targu, a potem przygotowała się do akcji sprawdzając i starannie chowając broń, która chciała ze sobą zabrać. Resztę rzeczy rozdzieliła między chłopaków. Jeśli miała być niezauważona, nie mogła nosić w czasie akcji swojego ekwipunku. Na szczęście nigdy nie brała ze sobą wielu rzeczy.

Początkowo wszystko szło gładko. Zbyt gładko. Pierwszym zwiastunem nadchodzących kłopotów była eksplozja, kolejnym oślepiający błysk reflektora.
W reakcji na pojawiający się nagle snop światła Shade instynktownie padła na ziemię uruchamiając pełny kamuflaż do tej pory nieaktywny, by oszczędzać baterie. Przywarła nieruchomo do piasku, który od zachodu słońca zdążył się już mocno wychłodzić. Smuga przebiegła po jej ciele i sunęła dalej przeczesując obszar w koło wartowni. Po raz kolejny, wart majątek supernowoczeny strój, uratował jej tyłek. Gdyby nie maskowanie, byłaby idealnie widoczna dla wartowników spoglądających z góry. Wprawdzie “czerwoni” nie popisali się do tej pory większymi zdolnościami strzeleckimi, ale wolałaby nie trafić akurat teraz, na jednego z nielicznych, potrafiącego bezbłędnie trafić, do bliskiego, nieruchomego celu. Zsunęła na szyję noktowizor, bo oślepiające pasmo światła poruszające się w koło, zbyt mocno atakowało wyostrzony zmysł wzroku.

W komunikatorze usłyszała przekleństwo Foxa, gdy okazało się, że reflektor jest zabezpieczony przed zwykłymi pociskami.
- Mogę podejść i rozwalić go granatem. - powiedziała najemniczka podnosząc się szybko i ruszając w kierunku budynku. Miała tylko kilka sekund, zanim światło nie zatoczy koła. Zanim do niej dotrze musiała ponownie leżeć płasko i nieruchomo. Kombinezon krył ją dobrze, ale nawet najlepsza technologia nie była jeszcze w stanie zlikwidować rzucanego przez ciało cienia.
- Reflektor nie może być wyjątkowo wytrzymały. Pociski przeciwpancerne, lub seria z bliska? Nie powinniśmy zwracać uwagi, a ciskanie granatem ją przyciągnie. Niech strażnicy się zajmą konkurencją. Załatw bezpieczniki, albo “po cichu” zlikwiduj ten problem. - Usłyszała jak zwykle całkowicie opanowany głos Kane’a.
- Nie ma cudów by się nie zorientowali, że coś się dzieje, jak reflektor przestanie nagle świecić - odpowiedziała ponownie padając na ziemię.
- Może jednak zainteresują się tym tylko ci w pobliżu. Liczę, że gdy pojawią się posiłki, ruszą gdzie były wybuchy i trwa strzelanina.
Szybka akcja i przemykamy obok, zanim ktoś przyjdzie sprawdzić wartownię.
- Sir, yes sir!
- rzuciła cicho żartobliwie, ponownie wstając i ruszając biegiem.

Podejście przypominało Shade ćwiczenia na poligonie, które obowiązkowo musiała zaliczyć, by spełnić restrykcyjne wymagania Thomasa, stawiane protegowanym przez niego najemnikom. Wtedy złościła się na niego, teraz była mu wdzięczna. W końcu przywarła do ściany piętrowego budynku, obserwując uważnie przechodzący niedaleko patrol. Najwyraźniej ktoś zwrócił im uwagę albo sami w końcu doszli do tego wniosku, że świecąc latarki sami widzą gorzej i jeszcze do tego robią z siebie idealny cel, bo wyłączyli jej i ruszyli po ciemku na skos od jej pozycji. Szli powoli. Najwyraźniej nie zależało im bardzo by dotrzeć do miejsca strzelaniny.
- Reflektor jest zabezpieczony metalową siatką. Obok, na dachu stoi dwóch wartowników. - Zaczęła relacjonować cicho do komunikatora. - Piątka idzie spacerkiem w kierunku strzelaniny. Jeszcze dwóch stoi przy wartowni. Bezpieczniki muszą być w środku. Wchodzę.

Parter budynku pogrążony był w ciemności, tylko smuga krążąca wokół niego powodowała, że nie były one egipskie. Gdzieś tu jednak najprawdopodobniej musiała się znajdować skrzynka z bezpiecznikami. Najemniczka nałożyła ponownie noktowizor, by nie potrącić czegoś i nie zaalarmować przeciwników. Miała szczęście, to czego szukała znajdowało się w drugim pomieszczeniu do którego weszła. Podeszła do nich i nożem zaczęła po kolei odcinać dochodzące do niej kable. Ciemność stała się jeszcze ciemniejsza i powiedziała jej, że reflektor właśnie przestał działać. Pospiesznie wyszła z budynku. Stojący niedaleko wartownicy, wyraźnie zdezorientowani byli łatwym celem. Rozglądali się wkoło, ale bez rzucającego cienie światła nie mieli szansy jej dostrzec. To nie było przyjemne zadanie. Zbyt blisko i zbyt głośno jak na jej gust, mimo założonego tłumika. Ten miał jednak bardziej za zadanie ukrycie błysku niż wytłumienie dźwięku. Wyciągnęła broń, wycelowała i pociągnęła za spust. W ciemnościach nie widać było ani wyrazu jego twarzy, ani dziury po kuli. Zanim osunął się na ziemię, strzeliła po raz drugi. Czysto i szybko. Prawie jak egzekucja.
Jej uwagę przyciągnęły nawoływania. Patrol zaniepokoił się faktem zgaśnięcia światła, a kiedy nie uzyskał odpowiedzi na swoje wołania ruszył w kierunku wartowni. Ponownie jednak nie poruszali się szybko, przesuwając niepewnie od jednej osłony do drugiej.
- Shade dasz radę podejść bliżej i cisnąć w nich granatem? – usłyszała cichy szept Wiga.
- To możliwe – odpowiedziała równie cicho i zaczęła przesuwać się w ich kierunku, podchodząc łukiem z boku. Gdy uznała że odległość jest wystarczająca na sekundę odwróciła się takk by nie mogli dostrzec wyjmowanego przez nią pocisku. Odbezpieczyła i rzuciła starając się rzucić w środek grupy. Nie czekała na efekt swych działań tylko szybko zaczęła oddalać się od celu.
- Ruszajcie – powiedziała do reszty – lepiej pewnie nie będzie.
 
Eleanor jest offline  
Stary 19-05-2013, 11:36   #40
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Gdy reszta dnia minęła w spokoju, Kane zaczął się martwić. Strzelanie się z murzynami stawiało sprawy jasno i w sposób oczywisty wskazywało na to, jak rzeczy mają się toczyć. Jeśli panowała z kolei cisza, zwłaszcza w cieniu rezydencji arabskiego szejka, Irlandczyk potrafił stać się nerwowy. Zignorowano ich? Albo nikt nie patrzył, albo mieli gdzieś kilkoro ubranych w tutejsze stroje ludzi i pickupa z armatą. Prawdopodobnie ten cały Murah siedział gdzie indziej, urządzając jakieś polowanie czy cokolwiek innego Najemnik tak czy inaczej wolał konfrontację i jasną sytuację, mimo tego zdołał przespać te kilka godzin. Strefy czasowej nie zmienił na szczęście za mocno i szybko się dostosowywał.

Nawet specjalistki zachowywały się odpowiednio do niespodziewanego nieco spokoju, zajmując się pracą lub odpoczywając i niewiele przy tym mówiąc. Obserwował je kątem oka, nie próbując zagadywać. Nawiązanie bardziej przyjacielskich stosunków aktualnie było niemożliwe, a O'Hara nie próbował się nawet domyślać, czy w przyszłości się to zmieni. Pomoc hakerki tam w Mogadiszu może okazać się pomocna, ale z Blue jeszcze kłopotów nie mieli. Inna sprawa, że nigdy w pełni nie ufał takim jak ona. Jakby spodziewał się, że cała ich osobowość i umysł tak naprawdę to są w sieci, a tu chodzi takie ładne ciałko na pokaz. A co zrobi na koniec, to może jeszcze ona sama nie wiedziała.

Związany i zakneblowany Ghedi aktualnie problemem był największym. Przynajmniej w rozumowaniu Irlandczyka. Gdy została mu podana odtrutka, za którą skinieniem głowy Kane podziękował Jeanne, najemnik spróbował przez chwilę z przewodnikiem porozmawiać. Niewiele się dowiedział, zadając pytania o strefy, podejście do miasta, oraz samą kryjówkę. Ta ostatnia miała być nieźle ukryta i nieznana praktycznie nikomu, co także nie dawało zbyt dobrego rozeznania odnośnie tego, gdzie mieli się udać. LuQman był potrzebny, nie ulegało wątpliwości, za to również kompletnie nieudolny jako operacyjna wtyczka w tym mieście. Na mapie satelitarnej nie potrafił nawet wskazać konkretnego miejsca, mamrocząc coś o tym, że drogę zna, ale tu przecież wszystko wygląda inaczej. Z drugiej strony - cud, że w ogóle mieli kogoś "zaufanego" na takim zadupiu. Najemnik dał mu wreszcie usnąć, mając nadzieję, że odpoczynek coś zmieni.

***

Wyruszanie na nocną misję, na nieznany teren, zawsze wyzwalało w nim sporą dawkę adrenaliny. Często powtarzał sobie, że właśnie do tego jest stworzony i to sprawia, że jeszcze nie rzucił tej chujowej, nie przebierając w słowach, roboty. Bo taka była zwykle, czekanie, wieczne podróże i użeranie się z ludźmi, z którymi nie chciało się mieć nic wspólnego.
To było coś innego. Ciemność i opanowanie, wykonać polecone zadanie. Irlandczyk głośno wciągnął powietrze, gdy dojechali na miejsce wyskakując z samochodu. Zgodził się z Wigiem, że nie ma co wysadzać, skoro chce oszczędzić co nieco. Trochę było szkoda, przecież Anglik lubił wybuchy.
- Co za rozczarowanie, miałem nadzieję zobaczyć kulę ognia. Angole to tacy nudziarze.
Skomentował żartobliwie, zanim pod przewodnictwem nie weszli na pozbawioną dróg pustynię. Wtedy wróciła całkiem jego powaga.

Na akcję założył już pełen ekwipunek, nie tylko osłonę na tors, którą nosił wcześniej. Prócz kevlaru miał dodatkowe wkładki balistyczne niemal na każdy fragment ciała, a już na każdy witalny na pewno. Do całości dochodził również hełm z zasłoną twarzy, tej ostatniej jednak najemnik chwilowo nie używał. Pancerz uniemożliwiał mu poruszanie się choćby w przybliżeniu tak cicho i sprawnie jak Shade, biegał jednak ciągle bardzo szybko, a chodził bez utrudnień. W sytuacji takiej jak ta nie był zbyt potrzebny, o ile nie dojdzie do bardzo bezpośredniej konfrontacji. Na otwartym terenie zajął się więc ochroną specjalistek i przewodnika. Może bardziej prowadzaniem i pilnowaniem, niż ochroną. Zanim nie zaczęto strzelać gdzieś obok.

Wysłuchał raportu Valerie, podejmując decyzję w kilka chwil. Nigdy się nie wahał, jeśli wybrał źle - wtedy mieli odczuć tego skutki. Wyznawał zasadę, że lepiej działać szybko i sprawnie, nawet jak nie w pełni optymalnie, niż zbyt długo pozostawać w bezruchu. Zbliżył się do kobiet i tubylca. W przypadku tego ostatniego nie mógł używać komunikatora, bo ten go nie miał.
- Gdy zgaśnie światło, ruszacie krok za mną i robicie to co ja. Jeśli nawet zacznie się strzelanina, nie zwalniajcie. Pokażę wam, jeśli będzie trzeba paść lub robić coś innego.
Obciążony swoim i dużą częścią ekwipunku Shade był i tak mało sprawny na dystanse, na jakie toczyłaby się walka. Gdy więc światło zgasło, a Fox i Wig strzelili, Kane podniósł się błyskawicznie i ruszył na południowy-zachód, na okrążenie wartowni i skierowanie się prosto do Mogadiszu. Słysząc o granatach, rzucił tylko cicho do komunikatora.
- Szybkie ciosy, nie bawić się z nimi i nie dobijać jak nie ruszą za nami. Prowadzę cywilów, osłaniacie.
Przyspieszył do truchtu, ciągle pochylony. Miał nadzieję, że chwilę takiego wysiłku wytrzymają wszyscy. Potem, gdy już oddalą się od wartowni na odpowiednią odległość, zamierzał już zwolnić i poczekać na zebranie się całej grupy.
 
Widz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172