Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2013, 19:41   #7
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Reina weszła ponownie na ścieżkę, omijając merdającego ogonem psa i już po kilkudziesięciu krokach straciła gospodarstwo z zasięgu wzroku. Zdała sobie sprawę, że robi się coraz ciemniej, a mgła chyba tylko gęstnieje. Mijały minuty, a zasięg wzroku rudowłosej zmalał do kilku metrów. Zrobiło się również chłodniej. Przed nią jawiła się jedynie słabo wydeptana górska ścieżka, z urwiskiem po obu stronach. Tego drugiego już nie widziała. Potknęła się. Chyba była już w miejscu, w którym uderzył piorun, ale w tych warunkach nie dało się tego stwierdzić. Czy gdzieś przed nią nie stała przypadkiem jakaś postać? Majaczyła we mgle, niewyraźna.
- Jest tutaj ktoś? - Powiedziała niepewnie. W jej głosie wyraźnie słychać było strach. Poprzednia buta zupełnie z niej wyparowała. Nagle powody dla których odeszła z tamtej chaty wydały jej się śmieszne i dziecinne. Może jednak powinna wrócić i przyznać się do błędu?
Nikt nie odpowiedział na jej pytanie. Mgła wydawała się pochłonąć zupełnie jej słowa, które wydały się wyjątkowo ciche i słabe. Białe opary unosiły się zewsząd, a Reinie wydało się, że postać z przodu zniknęła, tylko po to, by pojawić się z tyłu. Gdzieś zaświszczał wiatr. A może to nie wiatr? Poczuła dreszcze, niekoniecznie wywołane tylko zimnem, W ciemnym zamglonym lesie, poczuła się nagle bardzo zagubiona. Niepewnie odwróciła się i zaczęła powoli posuwać do przodu, z powrotem do ludzi i poczucia bezpieczeństwa, jakie ze sobą nieśli.
O dziwo, tym razem sylwetka z mgły nie zniknęła. Co więcej, ukształtowała się na podobieństwo człowieka w płaszczu. Niczym z tanich filmów grozy. Nawet jego głos, bo odezwał się, brzmiał nieco chrapliwie, chociaż nie starczo.
- Sama w górach, niebezpiecznie. Zwłaszcza teraz, podczas pełni. Magia ożywa.
Nie była jeszcze w stanie dostrzec szczegółów mówiącego mężczyzny.
Umysł Reiny zaczął pracować intensywnie. Albo nieznajomy był kolejną ofiarą eksperymentu, albo niewinnym wędrowcem przemierzającym góry, albo następnym aktorem zaangażowanym w to szalone przedsięwzięcie. Odpowiedź na jedno proste pytanie mogła rozwiać wszystkie te wątpliwości:
- Szłam do schroniska. Czy to jeszcze daleko? - Zapytała starając się nie pokazać po głosie jak bardzo się boi. Przecież równie dobrze mógł to też być zboczeniec albo morderca. Tylko co wtedy robiłby w górach? Tutaj chyba trudniej o ofiarę niż w miejskim parku? Z drugiej strony może ona łatwiej zniknąć bez śladu...
Mężczyzna zbliżył się o kolejny krok. Pod kapturem dostrzegła zarys jego twarzy.


- Schronisko? Najbliższa wieś nazywa się inaczej. Będzie do niej jeszcze ćwierć dnia drogi. W nocy niebezpiecznie. Zbłądziłaś, nieznajoma?
Nie wykonywał żadnych ruchów, jak gdyby nie chciał jej przestraszyć, z drugiej strony jego wysoka sylwetka we mgle i tak robiła swoje.
- Nie, skąd? - Odpowiedź nieznajomego była wykrętna. Mogła się tego spodziewać. - Tak sobie spaceruję we mgle czekając na okazję. - Powiedziała sarkastycznie. Mimo dziwnych okoliczności mężczyzna nie wydawał jej się jednak seryjnym mordercą.
- Moja chata znajduje się niedaleko, możesz spędzić w niej noc. Nikt nie powinien pozostawać na zewnątrz po zapadnięciu ciemności. Przez zasłonę czasami udaje się przedostawać stworom.
Mówił to śmiertelnie poważnie, niskim, cichym głosem. Wyciągnął otwartą dłoń.
- Poprowadzę cię.
Popatrzyła uważnie na wyciągniętą rękę, ale nie zrobiła żadnego ruchu:
- Stworom? - Zapytała obawiając się odpowiedzi.
- Stwory. Z równoległego świata cienia. Ostatnio widywano je nawet w dzień. Niektórzy twierdzą nawet, że zbliża się dzień zagłady i zwiastują erę ciemności. Zwykle to bajania, ale stwory są prawdziwe.
Jego ręka ciągle pozostawała wyciągnięta w geście zaproszenia.
Raina westchnęła zrezygnowana. Jednak aktor. Najchętniej wróciłaby z powrotem do Raya, ale nie była pewna czy trafi w tej mgle do tamtej chaty.
- Rozumiem, że nie pożyczysz mi komórki? - Powiedziała zrezygnowana zbliżając się do niego. Nie dotknęła jednak wyciągniętej ręki. Potrafiła chodzić bez wspierania się o męskie ramię.
Spojrzał na nią dziwnie, nie odpowiadając. Ręki nie opuścił, za to wskazał drogę. Chyba, bo pokazywał na stromy, kamienisty stok. Jego spojrzenie cały czas taksowało sylwetkę Reiny.
- Trzeba zejść tędy. To niedaleko.
- Latarki pewnie też nie masz? - Powiedziała kobieta spoglądając z rezygnacją na stromiznę. - Znasz starego mężczyznę, który mieszka tutaj niedaleko z córką i synem? - Zapytała nie ruszając się z miejsca. Jeśli potwierdzi, będzie miała pewność, że jest z nimi w zmowie.
- Wymieniam się z nimi czasami, rzeczami i słowem. Za dobrze nie znam. Używasz dziwnych słów. Skąd jesteś?
Miała wrażenie, że niewidoczne spod kaptura oczy przewiercają ją na wylot. Jego ręka zmieniła pozycję, teraz trzymał dłoń w okolicach pasa.
- Z Londynu - Popatrzyła uważnie na jego rękę i odsunęła się nieco. - Jeśli chcesz mi coś zrobić uprzedzam, że znam Aikido - Nie miała zamiaru tłumaczyć, że tylko teoretycznie, może nabierze się na jej blef. Na wszelki wypadek spróbowała przybrać podstawową pozycję wyjściową Kamae, którą zapamiętała ze zdjęć. Stanęła bokiem w rozkroku, na lekko ugiętych nogach i jedną z nich wysunęła do przodu. Jedną rękę lekko ugiętą skierowała w jego kierunku, drugą uniosła nieco poniżej szyi. Zupełnie zapomniała, że suknia w którą ją ubrali miała z boku solidne rozcięcie, które teraz rozchyliło się i całkowicie obnażyło jej długą, kształtną nogę, aż po udo. Na skutek uniesienia rąk także jej piersi przemieściły się wędrując seksownie w górę i napierając na szorstki materiał.
Mężczyzna chyba był w szoku. Patrzył tylko, nie wykonując żadnych ruchów. Mimo, że ciemniało coraz bardziej, to musiał doskonale widzieć wszystko, co mu przypadkiem pokazała.
- Nigdy nie słyszałem o Londynie. Czy... - zawahał się - ...aikito, to jakaś sztuka uprawiania miłości?
Parsknęła śmiechem zauważając absurdalność sytuacji. Wyraz jego twarzy był bezcenny. Nigdy nie słyszał o Londynie? Naprawdę zabrzmiało autentycznie. Reina opuściła ręce i stanęła znowu normalnie:
- Dobry jesteś. Naprawdę dobry. Świetnie was uczą tego panowania nad twarzą. Normalnie powinieneś grać w pokera zamiast marnować się w kiepskich reality show. Kamienna twarz to pięćdziesiąt procent wygranej.
Powoli pokręcił głową, ciągle dłoń trzymając w wyraźnej gotowości.
- Nie omamisz mnie, wiedźmo. Idź w swoją stronę. Zaraz będzie ciemno.
Zaczął się powoli przesuwać w kierunku miejsca, które wcześniej sam wskazywał.
- I zostawisz mnie tu samą? - Zadarła w górę brodę. Mimo hardej postawy nie chciała ponownie sama pozostać w lesie - Mówiłeś, że to niebezpieczne... -
Nagle zdała sobie sprawę jaka jest zmęczona i głodna. Osunęła się na ziemię i zwiesiła głowę:
- Ja chcę po prostu wrócić do domu. Dlaczego mnie więzicie? Dlaczego mi to robicie? - powiedziała ze smutkiem.
Mężczyzna wykonał jakiś ruch dłonią.
- Nikt cię przecież nie więzi. Musisz być albo wiedźmą... albo stworem!
On teraz też zdradzał oznaki zdenerwowania.
- Chcialem ci tylko pomóc. Błagam nie rób mi krzywdy.
Pokręciła głową:
- Nie żartuj sobie ze mnie. Niby jak miałabym cię skrzywdzić? - Wyciągnęła przed siebie puste dłonie. - Nie mam broni i do cholery doskonale wiesz, że nie jestem wiedźmą. One nie istnieją, są tylko wytworem ludzkich przesądów i zabobonów, które upowszechniły się przez media i powieści.
Ponownie opuściła dłonie:
- Jestem tylko głodna, zmęczona i nie mam pojęcia dlaczego się tutaj znalazłam. To znaczy pamiętam, jak szłam tą ścieżką pod górę do schroniska, a potem w pobliżu strzelił piorun i od kiedy się obudziłam wszyscy udają, że świat się zmienił. Ja rozumiem, że dobrze ci zapłacili za tę scenę... - westchnęła - pomożesz mi wrócić jutro do hotelu jeśli będę dziś udawała, że wierzę w to wszystko? - zatoczyła dłonią wokoło na chwilę zatrzymując ją wyciągniętą w jego kierunku.

- Nie wiesz o czym mówisz. Nie rozumiem co. Nie wmówisz mi tego. Swoje widziałem. Tak piękne bywają tylko wiedźmy.
Cofał się coraz bardziej, już był tylko niewyraźną sylwetką. Jego głos ciągle pełen był niepokoju.
- Jeśli przyrzekniesz na swoją krew, że nie rzucisz na mnie uroku, to możesz ze mną pójść. Musimy się spieszyć. Nawet wiedźma nie będzie bezpieczna w nocy w tej mgle!
Reina postanowiła poddać się, przynajmniej na jakiś czas.
- Przysięgam na swoją krew, że nie rzucę na ciebie uroku. - Powiedziała choć w jej ustach brzmiało to strasznie idiotycznie i melodramatycznie. Kto by był na tyle naiwny, by wierzyć w takie bzdety?
Zatrzymał się, przyglądając bacznie.
- Przysięga nie jest ważna bez kilku kropel krwi.
No, no. Melodramat sięgał na wyżyny.
- Oczywiście... jak mogłam o tym nie pomyśleć. - Reina popatrzyła na stojącego nad nią mężczyzny - Pewnie masz coś ostrego? Jakoś nie mam ochoty odgryzać sobie palców.
Zbliżył się i wyciągnął dłoń z czymś wyglądającym na mini-sierp. Miał tylko kilka centymetrów długości. Kobieta wysunęła dłoń w kierunku ostrza cały czas powtarzając sobie, że jest skończoną idiotką, skoro się na to godzi.
- Gdy natnę, musisz wypowiedzieć przysięgę jeszcze raz - nieznajomy ciągle brzmiał niezbyt pewnie. Przeciągnął ostrym narzędziem po jej dłoni, delikatnie rozcinając skórę. Kilka kropel krwi pojawiło się natychmiast.
- Przysięgam... - Reina zupełnie zapomniała, że nienawidzi widoku krwi, poczuła jak zbiera jej się na mdłości, a przed oczami pojawiając się mroczki - …że nie rzucę na ciebie uroku... - ledwo dokończyła słabym głosem, a potem osunęła się na ziemię zemdlona.
 
Lady jest offline