[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=c-4AIHSTywg[/MEDIA]
William wciągnął wilgotne, chłodne już powietrze tak znajomo pachnące solą. Morze. Szkoda, że nie było go widać. Zawsze jest lepiej strzelić sobie w plenerze, niż w takim... miejscu. Rozejrzał się dookoła i kopnął butelkę, która potoczyła się z cichym trzaskiem po betonowej podłodze. W sumie nie było tak źle. Park, z którego tak często korzystali zakochani i menele... Stonowane oświetlenie, delikatny szum liści, coraz bardziej gwałtowny, zapowiadający zbliżającą się burzę... Falujące morze traw, wśród których jak wyspy wystawały śmieci i rachityczne krzaki. Do tego altanka, w której wiele par zostawiło swój ślad. Masa serc wyrytych na trwale w drewnie, kondomy. Czyżby to właśnie była miłość? Chciałby poczuć kiedyś coś takiego. W sumie ma to, na co zasłużył. Poniżenie, strach przed życiem, beznadzieja... Wszystko to zlało się w jednym człowieku, który nie potrafił sobie z tym poradzić i popadł w nałóg. Poczuł skurcz łydki. Chyba już pora. Powoli i jakby z rozmysłem założył kurtkę. Potem, gdy spadnie na niego olśnienie, nie będzie myśleć o czymś takim jak zimno. Za to wizyta w szpitalu z chorymi płucami nie wchodziła w grę. Ciemno jest. Dobrze. Po co miałby ktoś patrzeć na poniżenie jednostki? Jaki jest w tym cel? Nie ma. Już dawno zarzuciłby sobie pętlę na szyję, gdyby nie paniczny strach przed śmiercią. I przed jeszcze większą pustką po niej. Uśmiechnął się ponuro. Będzie co ma być. Może kolejna działka przyniesie olśnienie?
Odchylił rękaw kurtki i otworzył pakunek. Jedna, nabita już strzykawka. Tak, jak w umowie. Zdjął osłonkę z igły, po czym zaciągnął ramię paskiem i wbił igłę w ciało. Przeszedł go dreszcz emocji. Jeszcze chwila, jeszcze moment i oderwie się od tego padołu łez i rozpaczy, by ruszyć na niepoznawalne dla zwykłych śmiertelników ścieżki. Wyrzucił zbędne teraz rekwizyty i oparł się wygodnie o ścianę. Jeszcze chwila, zaraz narkotyk dotrze do serca i ruszy dalej, do neuronów. Synapsy odbiorą irracjonalne uczucie ukojenia, radości...
Zamiast tego poczuł silny ucisk w klatce piersiowej. Ból. Potworny, wszechogarniający, odbierający zdolność logicznego myślenia ból. William chciał podnieść się i uciec z miejsca, gdzie spotyka go tak wiele złego. Nie dał rady. Osunął się powoli na ziemię z cichym stęknięciem. Mógł się spodziewać. Nie on pierwszy i nie on ostatni wykituje w taki sposób. Nie czuł się z tym źle. Gdyby tylko mógł się pożegnać z siostrą i matką. Choć z tą drugą może niedługo się zobaczy. A tak... Rozminą się przy bramie świętego Piotra. On pójdzie w dół, a ona do góry. Daj Panie.
Czuł jeszcze chropowaty chłód betonu pod spodem. O ironio, czyżby ostatnim widokiem konającego miała być zużyta prezerwatywa? William roześmiałby się gdyby krtań nie odmówiła posłuszeństwa. Powoli obraz zaczął się zamazywać... |