Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2013, 23:09   #8
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Gdy się obudziła, leżała na mało wygodnym, drapiącym sienniku, niezbyt dokładnie przykrytym skórą jakiegoś dużego zwierzęcia. Chyba niedźwiedzia. Obróciła się. Przez niewielkie, zasłonięte okno nie przechodziła nawet odrobina światła, a jedynym jego źródłem w izbie był ogień płonący w kominku. Kamiennym, nierównym i trochę za mocno dymiącym, bo delikatny dym unosił się nad niskim sufitem. Cała izba nie była duża, kilka kroków dalej widziała mężczyznę, już bez płaszcza, w prostym ubraniu. Stał odwrócony do niej plecami.
Zanim otworzyła oczy miała nadzieję, że wszystko co się przydarzyło było tylko szalonym snem. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na chatę, by rozwiały się jej nadzieje. Westchnęła i uniosła się z barłogu.
Jej ruch sprawił, że nieznajomy się obrócił. Nie miał już na sobie kaptura i teraz widziała całą jego twarz z kilkudniowym zarostem. Długie włosy związane miał z tyłu. Przez chwilę przyglądał się jej bez słowa. Potem przemówił cicho.
- To nie było rozsądne. Mogłem cię tam zostawić.
- Mogłeś - Skinęła głową - Więc dlaczego tego nie zrobiłeś? - W pierwszej chwili pomyślała sobie przy tym, że chyba rzeczywiście podmieniono jej ciało, skoro ten mężczyzna był w stanie przytargać ją do chaty. Jej prawdziwa sylwetka doprowadziłaby go do zadyszki już po kilku krokach. Zaraz jednak zwymyślała sobie od naiwnych. Przecież jak była zemdlona mogli ją bez problemu przenieść w kilka osób.
- Bo wtedy pozostałabyś sama, porzucona na pastwę cienia. Nie mógłbym tego zrobić nawet wiedźmie.
Zbliżył się, jego rozchełstana, prosta koszula częściowo odkrywała umięśniony, pokryty lekkim zarostem tors.
- Jesteś głodna, spragniona? Zauważyłem, że nie masz przy sobie absolutnie nic. Niebezpiecznie tak udawać się w podróż.
Reina mimowolnie spłonęła rumieńcem przypominając sobie, że pod szorstką suknią nie miała bielizny:
- Już przecież mówiłam, że straciłam przytomność gdy obok mnie uderzył piorun. Kiedy byłam nieprzytomna, ktoś zabrał mi moje rzeczy i zostawił tylko tę suknię - popatrzyła na niego oskarżycielsko. - Jestem taka głodna, że zjadłabym konia z kopytami, ale mam nadzieję, że pozwolisz mi zjeść z własnej miski?
- Koniny nie mam, mam kilka króli. Ciężko coś złowić w taką pogodę.
Odwrócił się ponownie, unosząc jakiś kociołek i wieszając go nad ogniem.

- Tak bez powodu straciłaś przytomność? Jak przed tym, gdy upadłaś na ziemię i zmuszony byłem cię nieść?
W jego głosie wyczuwała delikatną ironię. Nie skomentowała jego ironicznego tonu. Strzepnęła niewidzialny pyłek ze swojej sukni i powiedziała takim samym tonem:
- Jestem delikatną, wrażliwą kobietą.
- Ten Londyn to musi być zamek jakiegoś bogatego rycerza? Nigdy nie spotkałem takiej... dziwnej kobiety jak ty.
Usiadł na zydlu obok łóżka, przyglądając się jej uważnie. Postanowiła zacisnąć zęby i nie próbować więcej dowodzić prawdy. Skoro miał ochotę się bawić w kotka i myszkę proszę bardzo:
- Leży na południu, nad morzem. - Powiedziała tylko. - Tam uchodzę za całkowicie zwyczajną. Opiekuję się... starymi księgami. - Dokończyła z błyskiem w oczach.
- Całkowicie zwyczajną? To niemożliwe. To musi być niezwykła kraina.
Uśmiechnął się kącikiem ust, tym razem chyba zupełnie bez ironii. Zębów aktora nie miał - mimo, iż nie były zepsute a z ust mu nie śmierdziało, to nie były ani wielce równe, ani szczególnie białe.
- I musi leżeć daleko. Nie wiem czy będę potrafił pomóc ci tam wrócić. Znam tylko okolicę. Jestem Jonathan. Lepiej spędzić tę noc w przyjacielskich stosunkach, siennik jest tylko jeden.
Kobieta obrzuciła krytycznym wzrokiem wąskie posłanie. Już wiedziała że jest twarde i niewygodne:
- Jestem Reina - postanowiła nie wymieniać swojego nazwiska. Jeśli to gdzieś puszczają nie chciała, by stało się publiczne. Świat pełen był zboczeńców w najróżniejszy sposób szukających ofiar, a ludzie z mediów byli na nich szczególnie narażeni. - Jeśli przez “przyjacielskie” stosunki rozumiesz seks, to wolę spać na podłodze - powiedziała unosząc do góry brodę.
- Nie jesteś zbyt miła. I przyjacielska. I dziwnie mówisz. Tak jak gdybym zrobił ci jakąś krzywdę, a nie tylko chciał pomóc.
Spoglądał w jej oczy, ale pewna była, że i na dekolt zsunęło się jego spojrzenie z kilka razy.
- Nie przyniosłem cię tu do tego, by uprawiać z tobą miłość. Jeśli chcesz, wyjrzyj na zewnątrz. w takich warunkach byś została.

Ponieważ Reina była ciekawska z natury postanowiła się przekonać co przygotowali na zewnątrz. To pewnie będzie niezła inscenizacja. Szkoda by w sumie było przepuścić takie widowisko. Podeszła do drzwi by wyjść na zewnątrz. Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. A za nimi była jedynie ciemność. Absolutna, całkowita ciemność. Gdy wyciągnęła rękę, nie widziała jej zupełnie. Oczy wychwyciły wyłącznie kilka jaśniejszych pasm mgły, przepływającej powoli obok. Była rozczarowana. Spędziła wystarczająco wiele nocy na biwakach, w górach by taka aura robiła na niej wrażenie. Także podczas pochmurnej pogody gdy chmury zasłaniały gwiazdy i księżyc tak jak dziś.
- No I? Ciemna noc i trochę mgły. To wszystko? Spodziewałam się jakichś latających smoków ziejących ogniem, albo chociaż ducha z płonącymi oczami. - Powiedziała kpiąco spoglądając na swojego gospodarza przez ramię.
Uśmiechnął się i wskazał jej noc.
- Proszę, wyjdź. Ja cię przekonywać nie potrzebuję. Tam na ścieżce nie wyglądałaś tak pewnie, jak tu w chacie.
Po jego oczach i tonie można było poznać, że go zirytowała.
- Kto miałby ochotę spędzać noc na gołej ziemi i bez jedzenia? Tylko głupiec. Nie jestem głupia, ale nie boję się ciemnej nocy. Zbyt wiele ich przeżyłam, by się przejmować. Tyle że wtedy miałam namiot, ciepły śpiwór i turystyczne żarcie na pociechę.
- Wtedy nie było to w tych górach. Nie w czasie stworów.
Mówił to z przekonaniem, nie podzielając jej pewności siebie.
- Samotna osoba na tutejszych szlakach w nocy nie ma szans. To już nie jest bezpieczna okolica, jeśli kiedykolwiek nią była.

Weszła z powrotem zamykając drzwi chaty:
- Ktoś zniknął? Zginął? Znaleziono okaleczone zwłoki? - Zapytała. Skoro chciał się bawić w tę historię dlaczego nie. Przynajmniej trzymała go na dystans od swojego teoretycznie nowego i zajebiście ponętnego ciałka i tak za często zapuszczał żurawia w jego kierunku.
- Zdarzyło się, na szczęście niewielu tu ludzi. Mordowane są głównie zwierzęta. Widziałem kilka tak zaszlachtowanych.
Wstał i zdjął kociołek z ognia, przelewając część jego zawartości do miski. Tę wręczył dziewczynie wraz z łyżką. Sam nie jadł. A strawa pachniała jak gulasz, choć nie z mięsa, do którego przywykła. Potrawa nie była zła. Mało przyprawiona, niezbyt słona, ale w sumie zjadliwa, a głód był najlepszą przyprawą. Mimo głodu jadła jednak elegancko. Nie siorbiąc, gryząc dokładnie według kanonów prawidłowego spożywania i cały czas trzymając plecy prosto jakby połknęła kij. Gdy skończyła podziękowała rozglądając się jednocześnie za serwetką. Tłusty gulasz pozostawił nieco osadu na jej ustach. Jak można się było spodziewać niczego takiego nie było w zasięgu jej wzroku starannie więc oblizała wargi językiem.

Gdy jadła to nie przyglądał się zbyt natarczywie, ale zmieniło się to, gdy zaczęła zlizywać tłuszcz z ponętnych warg. Wtedy przez chwilę nie odrywał wzroku. Machinalnie niemal odebrał miskę. Na takim odludziu nie miał kobiety pewnie od bardzo dawna, więc co się dziwić?
Reina za to zastanawiała się nad kolejnym problemem:
- Gdzie jest toaleta? - Zapytała.
- Co jest? - na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Jeśli udawał, to był świetnym aktorem.
- Miejsce gdzie mogę wziąć prysznic i załatwić osobiste potrzeby. - Powiedziała zrezygnowanym tonem. Skoro udawał, że nie wie co to, pewnie zaraz powie, że nie ma tu takiego miejsca. W końcu był facetem, nie miał problemów z większością potrzeb.
- Nie wiem co to prysznic, ale wychodek jest na zewnątrz. Teraz możesz do nocnika.
Wskazał stojące w rogu wiaderko. Sam wziął miskę i wstał, krzątając się po izbie.

Jeśli myślał że będzie sikać do wiadra do tego w jego obecności, w tym pokoju gdzie mogły być ukryte kamery, chyba miał nie po kolei w głowie. Z drugiej strony ci zboczeńcy mogli zainstalować kamery także w wychodku, jak pięknie nazwał miejsce do którego nawet król chodzi piechotą, jej “rozkoszny” gospodarz.
Nie zastanawiając się wiele wyszła na zewnątrz. W tej ciemności była szansa, że nie trafi na miejsce, w którym zainstalowano kamerę z noktowizją. Zresztą mgła powinna i ten problem wyeliminować.
Po dwóch krokach straciła z oczu chatę. Całkowita ciemność otoczyła ją szczelnie. Słyszała tylko szum. Potknęła się, czując, że teren jest pochyły i kamienisty. Nie miała ochoty ryzykować skręcenia kostki, albo zgubienia się we mgle. Kucnęła więc i ulżyła obciążonemu pęcherzowi. Wtedy zdała sobie sprawę z kolejnego problemu nie miała przy sobie papieru... Przesunęła się kawałek od miejsca w którym załatwiła potrzeby i spróbowała namierzyć rękoma coś do podtarcia.
Jej ręka najpierw nie natrafiła na nic. Potem kiedy przesunęła się nieco, czując jak kamyki osypują się spod jej stóp, złapała odruchowo i nadziała się na igły. Dość mocno, bo nie spodziewała się ich tak blisko. Wiatr zawiał mocniej. Był zimny. Miała wrażenie, jakby coś otarło się o jej nogę. Do ciemności jej oczy wydawały się zupełnie nie przyzwyczajać. To nie było przyjemne. Dreszcz przebiegł przez jej ciało i nie była do końca pewna czy tylko z zimna. Te opowieść, które snuł Jonathan w końcu podziałały na jej wyobraźnię. Szybkim krokiem ruszyła w stronę chaty, albo przynajmniej tam gdzie uważała, że chata się znajduje.
 
Eleanor jest offline