Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2013, 11:29   #39
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Walka szybko przeniosła się do karczmy. Oberyn nie czekał. Gdy wilk z jeźdźcem wskoczyli przez okno odwinął się jak sprężyna i rąbnął na oślep toporkiem. Prawie uciął dla bestii ogon, ta szarpnęła się, zawyła i prawie zrzuciła goblina. Ten jednak sprawnie zeskoczył niczym rajtar nawykły od małego do wierzchowca. Stanął naprzeciwko najemnika i dobył krótkiego miecza o szerokiej klindze ale nie zakończonego sztychem. Klinga pokryta była jakąś dziwną substancją, jakby olejem. Oberyn nie dał jednak przeciwnikowi ani chwili wytchnienia. Z furią i okrzykiem na ustach zepchnął przeciwnika do defensywy. Po trzecim ciosie klinga przeciwnika pękła. Resztki broni wypadły z ręki zielonego. Już miał być koniec tego "pojedynku", człowiek miał bestii przerąbać głowę na dwoje. Ale był jeszcze wilk. Smuga sierści, mięśni i kłów obaliła Oberyna i przygniotła do ziemi. Ten odruchowo chwycił ją za pysk, pazury darły jego kurtkę. Chwilę zdawało się, że będą tak siłować się do końca bitwy a może i świata ale najemnik tym razem nie zapomniał o drugim przeciwniku. Zaryzykował i zwolnił jedną rękę uderzając bestie w nos a potem dobył noża. Wilk odskoczył a człowiek machnął ręką uzbrojoną w stal. Zwierzę po raz kolejny zawyło a z rany na pysku zaczęła lecieć jucha. Gobos rzucił się na niego a człowiek przywitał go z otwartymi ramionami. Przygarniając do siebie i unieruchamiając. Utrzymał się w pozycji kucającej. Czuł śmierdzący oddech gobosa. Widział pokrytą brodawkami okropną twarz, oczy wyrażające czystą nienawiść. Zagłębił ostrze noża aż po rękojeść pod żebrami tamtego. Ciało zielonego osunęło się a najemnik ledwo odskoczył przed wilkiem. Niedaleko leżał topór. Złapał za niego i gdy wilk najpierw przylgnął do ziemi a potem skoczył wraził ostrze w łeb tamtego urywając dolną szczękę. Masa i pęd zrobiły swoje. Martwy wilk padł na niego brudząc go krwią. Bez problemu zrzucił z siebie cielsko.

Potem przyjechał baron, zaczęła się gadka. To, tamto... Dla Oberyna liczyły się fakty. Dostaną kupę gambli jak wyeliminują to coś to wpierdoliło (dosłownie lub nie) górników. W czasie gdy szlachcic mówił, najemnik pod nieprzychylnym spojrzeniem jego straży zaczął szabrować zwłoki goblinów. Znalazł cały mieczyk, szerokie ostrze stworzone do rąbania leżało mu w ręce znacznie lepiej niż rycerska broń oraz trochę jakiejś mazi, która musiała być trucizną. Zieloni trzymali ją zawinięta w liście w szczelnie zawiązanych mieszkach. Gdy baron odjechał znowu zaczęli gadać, Oberyn nawet zabrał głos. Nowi towarzysze go wkurwiali. Nie licząc strzelca od broni ognistej i krasnoluda gadali dużo, dziwnie i bez sensu. Ten będzie dowódcą bo jest szlachcicem i dowodził przegraną sprawą. Tamten nie będzie się nikogo słuchał a Estalijczyk dostał słowotoku. Ciekawe czy byłby taki wygadany jakby stanął z tym swoim rożnem w dłoni na przeciw niego. No... Nie wypadało rąbać kamrata, nawet tymczasowego ale pięściami z chęcią pokazał mu kto to jest prawdziwy facet. Rozmowy w końcu ucichły a krzepkie piwo khazada zmieszane z miejscowym sikaczem miło szumiało w dłoni. Najemnik poszedł spać.

***

Gdy zatrzymali się dwa dni później przy kopalni Oberyn miło nie wspominał kompani. Szlachetkowie pierdolili trzy po trzy, od ostrouchej trzymał się z dala (ponoć roznosili parchy, niby tak tylko ciemni wieśniacy gadali ale kto wie), niziołek był piątym kołem u wozu a szmaciarz... Ni cholery Oberyn nie wiedział po co im szmaciarz. Jedyna kobieta, normalna kobieta, wydawała się nawiedzona, zresztą paniczkowie pewnie zaraz by się obruszyli jakby dobrał się do niej. Warte mimo, że do spółki z kobitą spędził milcząc, robiąc obchody i siedzący w cieniu obserwując okolicę.
Na miejscu oczywiście doszło do kłótni, krasnolud w końcu sensownie zaczął gadać. Przynajmniej z grubsza ale Oberyn już się nie kłócił. Założył kolczugę, którą wcześniej dla wygody miał w bagażu. Bieganie parę godzin w kolczudze może i było bezpieczne ale było też jedną z najgłupszych rzeczy. Odparzenia, konieczność codziennego dbania o sprzęt, odciski... Szło się do tego przyzwyczaić ale i nie było co za każdym razem narażać się na to. No i tempo marszu spadało. Teraz chroniony już przez stalowe kółeczka i z toporem za pasem czuł się pewniej. Jednak robota nie mogła przebiegać sprawnie bo zaraz przyszedł samotny wilk, jak w duchu nazwał Lotara najemnik i mówił coś o elfkach strzelających do niego. Oczywiście wszyscy zaczęli znowu się kłócić i gadać. Oberyn najchętniej by trzasnął toporkiem elfkę albo chociaż ją związał ale szlachetki zaraz by się obruszyły.
- Denerwuje mnie to - powiedziała elfka patrząc na mężczyzn chłodnym wzrokiem.
- Nie podoba mi się, że oboje widzieliście coś podobne do mnie - prychnęła poirytowana. - Na dodatek nie umie strzelać. Bo gdybym to ja do ciebie strzelała już byś nie wrócił do obozu - Youviel machnęła ręką w powietrzu i odeszła od ludzi.
- Wiem, wiem - zapewnił ją Lotar. - Ale... - zawahał się - mam wrażenie, że nie chciała mnie zabić.
- Jestem pewien że było by tak jak mówisz, ale nie wiń nas proszę, już prędzej ją, to ona nam się pokazała wyglądając jak ty, a nie na odwrót- zawołał za nią uprzejmie Sioban. Najemnik spojrzał na niego jak na chorego. On ciągle dla pewności by związał ostrouchą. To pewnie jakieś ichnie czary. Niby jest tu a naprawdę tam i strzela do nich.
- Problem na tym polega, że nie będziemy wiedzieć, która jest która - stwierdził Lotar. - Może chodzi o to, by wprowadzić małe zamieszanie. Youviel - podniósł odrobinę głos. - Mogłabyś obejrzeć tę strzałę?
Elfka się zatrzymała i odwróciła do człowieka. Popatrzyła na niego i wywracając oczy podeszła z powrotem. Stając przed trójką mężczyzn popatrzyła na dwójkę tytułującą się szlachtą. Najemnika, który stał niedaleko w cieniu miała gdzieś albo nie zobaczyła.
- Sami jesteście co najwyżej sobie winni - zaczęła równie chłodno jak poprzednio - a to że ludziom się w głowie przewraca na widok elfek, to już mało mnie obchodzi. Daj tą strzałę - kobieta wyciągnęła ręką do Lotara.
- Proszę bardzo - podał elfce strzałę. - I zapewniam cię, że nie przewraca mi się w głowie ani na twój widok, ani na widok tamtej.
Niewielka figura schowana za konarem i wcinająca nadprogramową porcję jedzenia zamlaskała, można było ogólnie stwierdzić, że niziołek był ostatnimi czasy bardziej nieobecny niż obecny, można by założyć, że nie nawykł do podróży - co w sumie przeczy jego wyposażeniu.
- To jakiś dziwny jesteś, wszyscy wiedzą, że nie ma nic lepszego niż chętna elfka i taka sytuacja nie powtarza się dwa razy w życiu. Żebym ja takiej dosięgał do... no wiecie czego.
Chociaż jeden po za brodaczem myślał normalnie. Oberyn powoli przestawał rozumieć czemu kapłani Sigmara tak pierdolili, że niziołki to nieludzie i do getta ich.
- Do ręcznika?[ - zażartował przyjaźnie Sioban. - Ale sytuacja powtórzyła się drugi raz, jeno na trochę bardziej ostro.
- Ostra dziewczyna, można by rzec - stwiedził Lotar.
- Wiesz, troche pikanterii jest zdrowe, mój medyk zawsze tak mawiał... [/i] - rzucił Sioban, rozpogadzając się pierwszy raz od dawna.
- Zacznijcie lepiej się rozglądać. Ktokolwiek postrzelił Lotara, może być w pobliżu i celować do kogokolwiek z nas. Kurwa...
Wolf zaklął szpetnie widząc, że część drużynników już zniknęła w kopalni. Nie podobało mu się takie rozchodzenie. Nie pozwalało mu to traktować całej grupy jako jednej siły.
- A, aczkolwiek to o naszych w kopalni martwię się bardziej. - rzucił szlachcic wracając do rozglądania się. -Okrzyk, dobre sobie.
Zbrojny raz jeszcze sprawdził opatrunek i wstał.
- Ruszajmy za nimi. Spróbujemy ich dogonić.
Podniósł z ziemi swój plecak oraz przewiesił przez ramię tobołek ze strzelbą. Nie wyciągał na razie miecza, ograniczając się do przywiązania do przedramienia tarczy i trzymania w dłoni lampy. Tak uzbrojony poczekał, aż pozostali wejdą do środka, a sam zamknął pochód. Zanim jednak zniknął pod kamiennym sklepieniem zawahał się. Źle wspominał ostatnią wizytę w kopalni.
- Nędzny to pomysł ale chyba nie mamy wyjścia...Cóż, w takim razie za pozwoleniem państwa, kto zna się na tropieniu skałach? - westchnął ponownie Sioban, przerzucając graty przez ramię i biorąc do ręki miecz. -Co robimy z wierzchowcami, przywiążemy w jednym z namiotów?
Wolf spojrzał na Siobana z wypisanym na twarzy brakiem zrozumienia.
- Przecież to kopalnia, nie równina, czy las. Oni są z przodu... - zawahał się i dodał niepewnie - kogo ty chcesz tropić człowieku?
- Może ich dogonimy ale ruszyli dość szybko, jeśli dobrze pamiętam kopalnia ma bardzo dużo odgałęzień i korytarzy, jeśli na pierwszych paruset metrach ich nie dogonimy może być gorzej, o to mi chodziło - wyjasnił Sioban.
- Przestań się strachać - warknęła elfka raptownie unosząc rękę - mówisz jakbyśmy nigdy nie mieli ich zobaczyć.
Kobieta fuknęła jeszcze i ściągnęła łuk z ramienia. Pierwsza ruszyła do środka.
- Koleżanka o planowaniu za wczasu nie słyszała jak rozumiem. - Szlachcic prychnął rozbawiony ruszając za nią.
- Poczekajcie na mnie!
Greenday rzuszył za pozostałymi niemal biegnąc, o dziwo garnki przytroczone do plecaka nie pobrzękują, a sam niziołek bardzo zręcznie przepchał sie między wszystkimi i zrównał z elfką.
- To ty patrz za niebezpieczeństwami, ja poszukam grzybków...
Elfka tylko kiwnęła głową do niziołka.
- Skoro słyszeliśmy krzyki tej, hmmm, kobiety, czy cokolwiek to było - stwierdził Lotar - to ich też powinniśmy słyszeć. Jeśli ich zawołamy. Chyba że idioci pogonili za głosem w głąb kopalni. Ciekawe, czy który z tamtych znaczył drogę.
- Poczekajcie, wezmę plany - dodał.
Za nimi poszedł też oczywiście Dirk. W rozmowę się nie wtrącał, nie uważając się za kompetentnego w kwestii decydowania za większość. Jako, że wszedł, jako jeden z ostatnich, tak też w tej grupce szedł, na jej czoło się nie pchał. Szczególnie, że bardzo mu się nie uśmiechało podążanie za tym płaczem. Wydawał mu się on podejrzany, na pewno zwidak jakiś! No, ale sam na zewnątrz przecież nie zostanie.
Krasnolud zaś czekał z niecierpliwością na ludzi. Latarnie i pochodnie były już zapalone. Sam wziął taką najsolidniejszą i czekał na resztę z dobytym już toporem. Kiedy w końcu zdecydowali się ruszyć, wszedł swoim tempem do kopalni. Ahh... podziemia. Dawno już nie schodził pod ziemię, ale nadal czuł się tutaj dobrze. Z latarnią mógł doskonale widzieć w tych arabskich ciemnościach. Ruszył za głosami tych którzy wleźli wcześniej.
Najemnik również bez słowa udał się za pozostałymi w jednej ręce trzymając pochodnię, którą można było lepiej przypieprzyć niż latarnią, a w drugiej topór. Włócznię wcześniej ukrył w jednym z namiotów.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline