Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2013, 20:56   #31
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- ZA dnia jaśniej w kopalni nie będzie, jak zmęczeni nie jesteśmy to mozna by iść. zaproponował Sioban.

- Szkoda tylko że na tych planach nie zaznaczono, dokąd doszli - mruknął Lotar. - Chcesz nocować w kopalni? - spytał Siobana.

- Obstawiałbym że najpewniej w kierunku dopiero napoczętych w budowie tuneli, tam najprędzej mogły ostać się złoża surowców. Prędzej niż mozna by je znaleźć w już całkiem przekopanym i ukończonym tunelu. Ale co do nocowania to jeśli wola mozna się tu przespać i wtedy ruszać ale jakoś to obozowisko nie tchnie dobrym snem i spokojem .

- A wiesz, które to są? - Lotar stuknął palcem w papiery. - Można się tylko domyślać. Co do spania... Może lepiej zabrać stąd część rzeczy i przenieść się do kopalni? Co prawda z notatek wynika, że coś kryje się w kopalni, ale kto wie? Mógł to pisać pod dyktando.

- Ja bym szedł, szedł - wtrącił też i Dirk. - Pójdziem, jakem nie zmęczeni teraz, nic, niewiele. A jak będziemy zmęczeni i spać byśmy chcieli już, to ja myślę, że nawet lepiej tam, jak tu. Tam, tam, jamki są, jamy, jedną sobie zajmiemy i łatwiej nam się chować, bronić, jak z jednaj strony nas zaatakować cosik będzie mogło, niż tak tutaj na powierzchni. Lepiej w jaskini, lepiej teraz iść.

- Ano,dobrze mówisz. tutaj ze wszech stron wystawieni jesteśmy
- Tak, Dirk mądrze mówi, mądrze - ucieszył się z pochwały mężczyzna.

- Moim zdaniem - odezwał się Fernando - powinniśmy jednak zostać na zewnątrz. Z lektury dziennika wynika, iż wszyscy zaginęli w kopalni a nie na zewnątrz jej, zresztą spójrzcie - ręką wskazał cały obszar obozu - niczego stąd nie ruszono, niczego nie zabrano, tu walki się nie toczyły i nie ma powodu przypuszczać , aby miały się zacząć toczyć. Co innego w kopalni - dodał po chwili z pewną nicią obawy w głosie. Estalijczykowi nie podobał się pomysł spędzania nocy w jednej z jam kopalni.

- Tym bardziej, że owa jama tak zdatna do obrony jak twierdzicie, równie dobrze może się stać pułapką bez wyjścia, należy moim zdaniem bronić szczególnie wejścia do kopalni i nie pozwolić niczemu się stamtąd wydostać. Obrona taka sama jak owej pieczary, tyle że gdyby to coś okazało się silniejsze, jest dokąd się wycofać. Uderzyć ponownie, ostrzelać, rozproszyć atakującego... - zastanawiał się przez moment przypominając manewry stosowane lub uczone w szermierczej szkole. - Najgorsze co możemy zrobić to odciąć się od wyjścia, zwłaszcza w przypadku nieznanego wroga który jak dotąd pochłonął kilka tuzinów żyć ludzkich z których żadnemu nie udało się uciec. To z pewnością jest groźny przeciwnik, a teraz przynajmniej wiemy, że górnicy stąd nie uciekli.

- Tutaj nic nie odetnie ewentualnej drogi ucieczki - Laura niechętnie przytaknęła przedmówcy. - Nie to co w środku. Dodatkowym atutem nocowania na powietrzu jest światło. W jaskini nie ma gwiazd, pozostaje tylko ogień. Bez niego będziemy poruszać się po omacku w kompletnej ciemności. Idealne cele, niezdolne do obrony, a ognia łatwo można nas pozbawić.

Oberyn splunął. Najpierw wszyscy czytali jakąś księgę, a potem gapili się w rysunki kopalni, które gówno mówiły.

- Pierdolenie Estalijczyku. Jak coś tam siedzi i będzie chciało nam odciąć drogę to będzie miało od cholery okazji. A tutaj jak na nas wyskoczy w przewadze lub zaczai się z łukami to nas rozniosą. A w ciasnocie można się lepiej bronić przed liczniejszym przeciwnikiem. Nie trzeba od razu włazić do końca, wejdziemy tak, żeby widzieć wyjście, naniesiemy tam z okolicy drewna i wypoczniemy.

- Popieram - powiedział krótko Lotar.

- To coś w środku miało mnóstwo okazji by wyjść z nory i zaatakować górników na zewnątrz. A jednak tego nie zrobiło. Wszyscy zaginęli po tym jak udali się do kopalni - Fernando wskazał na dziennik, będący dowodem na powyższe.

Estalijczyk nie zamierzał się jednak kłócić, wyglądało na to, iż spora część osób już i tak zadecydowała. - Zamierzam spędzić noc na zewnątrz, jeśli uzbierają się przynajmniej dwie osoby więcej, będzie można wystawić wartę - tu spojrzał znacząco na Laurę zakładając, iż przynajmniej ona dołączy się do tego pomysłu. Niemniej rozglądał się i po pozostałych z których przynajmniej z połowa nie wyraziła jeszcze swojego zdania.

Oberyn zaśmiał się gardłowo.

- I macie paniczki brak dowództwa i to ze strony jednego chcącego dowodzić. Moje i basta! A Estalijczyku powiem ci jedno. Od ksiąg stracisz oko i rękę do tego rożna a od nadmiernego myślenia, ktoś wsadzi ci strzałę w rzyć. W książce tak napisali to nie zaatakowali. Równie dobrze mogli ich wyrżnąć gdy zwiewali a w samej kopalni mogło być paru górników przekupionych przez innego barona, hrabiego czy pierdolonego w dupę elektora.

Najemnik zaczął grzebać w bagażach czegoś ewidentnie szukając.
Estalijczyk wzruszył ramionami uśmiechnął się kwasno, niepomny jednak na zaczepki stwierdził z nutą ironii :

- Tak właśnie brak dowództwa - powiedział podkreślając jakoby niezależność własnej decyzji. - W obozie nie ma śladu krwii a tuzina bądź więcej górników oraz później najemników nie wyrzyna się bez pozostawienia choćby minimalnych śladów. Skoro nie ma ich w obozie, muszą być gdzie indziej - znacząco spojrzał w kierunku kopalni.

- Albo w kopalni albo w lesie. Albo ktoś ich wykupił albo wyrżnął. Pies to trącał. Ja wiem jedno, wszystkie te rozmyślania są o kant dupy rozbić bo gówno nam dają. Jeżeli faktycznie straszny potwór siedzi w środku to może wyleźć bo nie ma już górników, których wpierdalał. Ja tam jak najszybciej ubiłbym to co jest temu winne, żeby wiedzieć co to jest.

Najemnik w końcu wyciągnął starą pordzewiałą kolczugę noszącą ślady wielokrotnego łatania. Zdjął kurtę i zaczął zakładać pancerz.

Fernano zamyślił się na moment po czym rzekł.
- Jeśli ja się mylę, to w razie ataku pozostanie wycofać się do kopalni, do wejścia daleko nie jest, jeśli mylicie się wy, to zamknięci w pieczarze nie będziecie się mieli dokąd wycofać. Prawdą jest, że nie można z całą pewnością określić skąd zagrożenie nadejdzie, dlatego właśnie trzeba być w takim miejscu które daje więcej możliwości. Zresztą - mówiąc to zdjął łuk z pleców - przynajmniej połowa z nas ma broń strzelecką, na zewnątrz można zrobić z niej o wiele lepszy użytek niż w środku kopalni. Łuk i strzała była od tego momentu nieodłącznym towarzyszem jego dłoni, zawsze mógł wyciągnąc rożen, ale na przygotowanie się do strzału potrzebował ciut więcej czasu.

- Wszyscy Estalijczycy tyle gadają? - ton Oberyna był mniej zaczepny niż zwykle, kolczuga poprawiła mu humor. - My się przebijemy, daleko nie wleziemy a tu jak traficie na paru strzelców to połowa padnie z strzałami w rzyci albo gębie. A do kopalni tak czy siak będzie trzeba zejść, lepiej sprawdzić teraz kto jest co wart gdy chodzi o bitkę tam. No i jak najszybciej zarąbać cholerstwo, które tam siedzi, żeby wiedzieć na co uważać.

- Wszyscy - wypalił z szerokim uśmiechem Fernando, przypominając sobie nocne biesiady w karczmach - choć to nic jeszcze póki nie ma wina i chętnych do słuchania dziewek i kompanów. - W dalsze dyskusje nie chciał się wdawać zdania były wyraźnie podzielone i nie szło dojść do konsensusu... choć szukając takiego przez chwilę wpadł na pewien pomysł. - Zawsze można przenieść namiot tuż przed wejście do kopalni, by przed owymi strzelcami móc się schować i by móc jednocześnie zatrzymać w wejściu to co w kopalni siedzi. Jeśli ma przewagę liczebną to i tak z niej nie skorzysta, zatrzymywany przez dwie, trzy osoby blokujące wyjście i wspomagane przez łuczników.

Oberyn znowu zaniósł się śmiechem na pierwszą część wypowiedzi Fernanda.

- Jak Morr nie wyciągnie po nas swoich łap to pokażesz jak mocny masz łeb i zobaczysz, że dziewki to mają być chętne ale nie do słuchania. Ja bym zrobił tak. Skoro chcesz być na zewnątrz a ja w środku podzielić się. Połowa strzelców i wojowników tu, połowa tu. Wtedy jak coś wyskoczy na jednych to drudzy ich osłonią i w razie czego wjadą im w tył. Warty będą dłuższe ale nie jesteśmy przecież jakimiś baroniątkami co to pierzyn potrzebują.

Oberyn przetarł twarz ręką.

- Pierdolę ciebie Estalijczyku, zmuszasz mnie do planowania.

W tym czasie Sioban, Dirk i Lotar zastanawiali się jakich gratów potrzebują na nocleg w jaskini. Dirk, który wcześniej znalazł w obozie pozostawioną przez jednego z górników tabakierę, wyciągnął ją teraz i wciągnął ciutkę zawartości nosem. Kichnął głośno, po czym piszcząc z zadowolenia, wyciągnął przed siebie rękę, w której ją trzymał.

- Patrzajcie, jakie fajności znalazłem, patrzajcie i spróbujcie. Fajne, oj fajne – rzekł zadowolony. - A co do tego co prawicie, Dirk idzie i Dirk już gotowy, bo Dirk myśli, że tam bezpieczniej będzie.

- Ano, ale trza liny i latarnie wziąć, opał i żywność - zasugerował von Duof rozglądając się po obozie. - Spakujmy co trzeba i tyle.

- I posłania - dodał Lotar. - Namioty byłyby nam tam niepotrzebne, ale kamienie są zdecydowanie twardsze od mchu czy piasku. No i cały zapas paliwa do lamp i co tam jeszcze dobrze by się paliło.

Tak więc zaczęli pakować to, co wymienili.

- A mnie ciekawi jedna rzecz - odezwała się w końcu elfka, która do tej pory głównie się przyglądała rozmowom i przepychankom. - Dlaczego, na stary dąb, nikt z was nie pomyślał by zapytać się o zdanie znajdującego się tutaj Galvina? - Youviel nie musi pałać miłością do krasnoludów, ale nie mogła ujmować im znajomości gór.

- Krasnolud odzywa sie jak ma cos do powiedzenia, a nie strzepi ozorem wiec, ostroucha, jak bedzie mial cos do powiedzenia to powie. A nie mam zamiaru pytac go, kiedy moge sie podetrzec.

Wolf w trakcie całej tej rozmowy obszedł obozowisko i przyjrzał się rozstawionym namiotom. Przejrzał pozostawione rzeczy, ale niczego nie zabierał. Sprawiał wrażenie jakby całe obozowisko oglądał. W końcu powrócił do rozmawiających.
- Nie byli dobrze przygotowani do ataku z zewnątrz. Nie spodziewali się go. Znikać zaś pewnie zaczęli dopiero na niższym poziomie. Nie ma znaczenia gdzie będziemy spać. Ja jednak wolę przenieść derkę do środka i spać w korytarzu.
Sioban słysząc to pokiwał delikatnie głową. Więc i jemu zdarzało się mówić z sensem.

Dirk wziął kolejną porcję tabaki, psiknął sobie, podrapał pod kapturem i zwrócił się do kompanów.

- Jak nie chceta, to więcej dla Dirka będzie sobie - schował tabakierkę do kieszeni. - No to chodźmy pany, bierzmy graty i łazim do środeczka. Lepiej prędko, niż późno. Zbadać tam więcej, obrać dobry korytarzyk do spania sobie, oprzygotować się tam i pospać. Co nie?

Sioban pokiwał głową chwytając się za graty. Pozostała kwestia co z koniem i osiołkiem.

Lotar nie zamierzał z nikim dyskutować na temat sensu czy bezsensu nocowania w kopalni. Zbierał po prostu rzeczy, które uważał za niezbędne i zabierał ze sobą.

Krasnolud siedział sobie spokojnie i ćmił fajkę. Siedział i nic nie robił. Pozwolił nawet się ludziom spakować, a kiedy ci byli już gotowi do wejścia do tunelu wstał, otrzepał się i wyjął fajkę z ust.

- Dobra. Słuchać mnie tępe chujki bo nie będę powtarzać. - tutaj wskazał fajką wejście do kopalni - Wy gówno się znacie na podziemiach a ładujecie się tam z wielką ochotą, jakby tam na was smukła dziewka rozkraczona czekała i jęczała z niewyżycia. No i jak na najemników i dowódców to macie chujową organizację.

Pyknął ze dwa kółka po czym podjął dalej.

- Nie jestem górnikiem, ale parę rzeczy wiem. Sprawa stoi tak: To jest kopalnia ludzka, która przypomina bardziej norę niż kopalnię. My swoje kopalnie tworzymy tak aby były potem możliwe do zasiedlenia, a ta dziura jest niesolidna. Brak wentylacji i przepływu powietrza. Rano wszyscy będą podduszeni. Masa zakrętów i nieregularności w tunelu. Idealne do zastawiania zasadzek. Ludzka robota - jeden, dwa stemple pójdą w cholerę, od razu wszystko się zawali. Wątpię, aby ktokolwiek był na tyle bystry aby wybudzony w nieprzeniknionych ciemnościach ze słabym źródłem światła umiał się pozbierać do walki.

Krasnolud znów pyknął po czym wskazał na ludzi.

- Więc raczcie przestać pieprzyć o niebezpieczeństwach powierzchni. Jest tutaj masa narzędzi i materiałów. Nas jest dziesiątka. Chwytać się graty i fortyfikować obóz do kurwy nędzy. Tak trudno zastawić pułapkę u wejścia, aby wiedzieć czy coś się zbliża? Tak trudno wokół obozowiska porozrzucać kamienie z linkami, aby ktokolwiek się zbliży wypierdzielił się albo narobił hałasu? Kurwa! Mamy tutaj cholernego spiczastego!

Galvin wyjął z ust fajnę i splunął na ziemię.

- Kłócicie się złamasy o dowodzenie, a jasne jak łysina kapłanów Sigmara jest, że nie dojdziecie do żadnego konsensusu. Trzeba tą sytuację rozwiązać, ale z was ciepłe kluchy jak ja pierdolę, więc zrobimy inaczej.

Migmarson przeczesał dłonią srebrzyste włosy.

- Elfka z niziołkiem łapią się za liny i sznury i zabierają się za zabezpieczenie terenu wokół obozowiska. Potykacze i inne takie. Człeczyny zaś pozapierdalają trochę przy uczciwej robocie, bo ja widzę, że dawno żeście tego nie robili. Tam są bele przygotowane do zrobienia z nich stempli. Łapiecie się za siekiery i przerabiacie to na dechy czy co, aby zrobić z tego osłony. Macie ufortyfikować to obozowisko, skoro boicie się napaści. Ja, Zakapturzony i człecza kobieta zrobimy z kamulców jakieś porządne palenisko, aby nie było widać ognia z daleka, a potem ugotujemy coś zdatnego do żarcia.

Krasnolud przeciągnął się po czym zaklaskał w dłonie.

- No już. Brać się, kurwa, do roboty. - zamilkł na chwilę po czym dodał - I jeszcze jedno. Jak który powie że nie splami swoich czystych rączek uczciwą pracą to będzie spał z toporem w dupie, dotarło?!

Estalijczykowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zadowolony z nieoczekiwanego, acz ważnego wsparcia zabrał się do roboty. I tak zamierzał spędzić noc na zewnątrz a wzniesienie zabezpieczeń oraz fortyfikacji było racjonalnym i pożytecznym pomysłem.

Wolf zatrzymał się w drodze do kopalni, odwrócił się by spojrzeć na krasnoluda. Chciał westchnąć, bowiem widmo paranoi szerzyło się w zastraszającym tempie pośród drużynników. Lada chwila spodziewał się że zaczną chodzić w krzaki czwórkami - dla bezpieczeństwa. Doskonale wiedział, że charakter Galvina może być trudny, a i też walczył z sobą, by po prostu zignorować zalecenia towarzysza. Z jednej strony wiedział, że może mieć rację z tymi fortyfikacjami - jak wiadomo strzeżonego Sigmar strzeże. Z drugiej strony nie mógł pozbyć się wrażenia, że to jest całkowicie zbędne.

- Youviel - mruknął wystarczająco głośno, by go usłyszała. Bez słowa wskazał kierunek, z którego przyszli. Rzucił jeszcze okiem po reszcie drużynników próbując się rozeznać czy któryś z nich się buntuje. Uśmiechnął się kwaśno.

Elfka westchnęła, pokręciła głową i chwyciła za liny. Zanim jednak zabrała się do “zabezpieczania” terenu ruszyła poza obozowisko, zabierając wcześniej niziołka. Trzeba było również sprawdzić czy nie ma innych dojść to tego miejsca niż ścieżka, którą podróżowali. Również wypadałoby sprawdzić, czy nikt poza ludzkimi robolami się tutaj nie kręcił.

- Lepiej pójdźmy w ślady estalijczyka - powiedział głośniej, po czym rzucił derkę przed wejściem i sięgnął po siekierkę by naciąć z bel trochę krótszych pali.
Choć wciąż nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest to zbytecz na ostrożność, nie mógł odmówić krasnoludowi pomyślunku. Do tej pory każdy z nowych drużynników dbał tylko o własną dupę, czego też nie omieszkali wyrazić podczas rozmów. Teraz zaś wspólnie się wezmą do roboty. Tak trzeba było.

Sioban uznał że nie chce mu się znów dyskutować. To było zbyt upierdliwe. Odłożył graty, wziął linę, młotek, śledzie do namiotów tudzież kijki i zaczął rozstawiać potykacze w okolicach przejść między zewnętrznymi krańcami namiotów.

Uczucie satysfakcji przeszyło Galvina. Ta banda zasranych, w dupę rżniętych indywidualistów zabrała się do roboty i przestała pierdolić. Możliwe że wszelkie ich starania nie przydadzą się do niczego, ale w ten sposób nauczą się pracować razem. Walka? Nikomu z nich nie powierzyłby własnego żywota. Aby zasłużyć na wspólne napierdalanie się, trzeba najpierw zacząć od mniejszych kroków. Może nawet ta grupa zdoła kiedyś nabrać w jego mniemaniu tyle godności, aby można ją było nazywać drużyną.
Piwowar bez dalszego ociągania się podszedł do paleniska, obejrzał je, po czym pokiwał głową i zaczął zbierać kamienie, aby ułożyć z nich niewielki kominek na którym mógłby coś ugotować z zapasów jakie znaleźli.

Oberyn splunął na dłonie, chwycił topór i zabral się do roboty.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 04-05-2013 o 21:02.
Stalowy jest offline  
Stary 05-05-2013, 09:58   #32
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Kobieta w czerwieni szła w milczeniu za resztą zgrai, trzymając się nie uboczu i nie wdając w zbędne dyskusje. Widoki kompletnie jej nie interesowały. Ot kolejna zapyziała prowincja, trochę bardziej egzotyczna niż to do czego się przyzwyczaiła. Marsz w ciszy stanowił ukojenie dla niespokojnej duszy. Gadanie po próżnicy zawsze uważała za niepotrzebne marnowanie czasu i energii, a słodkie pierdzenie do uszka wywoływało u niej białą gorączkę. Poprzednią noc przeżyła względnie spokojnie chyba tylko dzięki alkoholowi. Historie życia, licytacje kto więcej doświadczył, kto przywódcą ma być...miała to gdzieś. Czas pokaże kto wart jest szacunku, z kim trzeba się liczyć, a komu w razie kłopotów poderżnąć ścięgna i zostawić z tyłu na pastę wroga. Wiedziała że dla postronnego obserwatora jej zachowanie mogło wydawać się dziwnie. Nie przedstawiła się, ani żadnej łzawej historii nie opowiedziała. Imiona nie są ważne, wszyscy śmiertelni są tak naprawdę tylko pyłem na wietrze, marnością nad marnościami. Czyny jednostki mówią o niej najwięcej, są ważniejsze od imion i tytułów. Określają kim dana osoba jest i to nie tylko wśród ludzi, ale przede wszystkim w oczach Boga.

Nie odezwała się również gdy razem z Oberynem stanęła na warcie. Chodziła tylko dookoła obozu, co jakiś czas zerkając na drugiego wartownika żeby upewnić się że wszystko jest w porządku. Urozmaicała sobie czas powtarzając w myślach modlitwy i treści ksiąg poznanych za młodu. Trochę tego było więc na nudę narzekać nie mogła.
Noc minęła spokojnie, w odpowiednim czasie obudziła kolejną wartę i położyła się spać.

Widok opustoszałego obozowiska skwitowała zirytowanym prychnięciem. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tylko ludzi brakowało. Chwilę pogapiła się na dziennik i mapy, starając się zapamiętać rozkład komór w jaskini.
Rozgorzała kolejna dyskusja do której niechętnie, ale dorzuciła swoje trzy gorsze. Ci ludzie naprawdę kochali gadać, co do tego nie było żadnych wątpliwości i gdyby tylko coś z tego wynikało...
Ścisnęła palcami kąciki oczu, walcząc z nasilającą się irytacją.
- Sigmarze daj mi cierpliwość...bo jak dasz mi siłę to zaraz komuś przypierdolę - wyszeptała pod nosem zerkając na jazgoczące towarzystwo. Skakali na siebie jak psy, gryząc po karkach i ujadając. Skoro nawet przy tak prostej czynności jak ustalenie miejsca noclegu zaczynały się kłótnie i przepychanki to aż strach pomyśleć co będzie działo się dalej.
Wyraziła swoją opinię, a co wesołe towarzystwo zamierzało z nią zrobić...cóż decyzja o losie reszty nie leżała w jej rękach. Każdy z zebranych miał swój rozum, każdy odpowiadał za siebie. Chcieli zdychać jak szczury zapędzone w pułapkę - ich sprawa, ona jednak nie zamierzała dać się ślepo prowadzić niczym owca na rzeź. Życie nauczyło ją żeby być przygotowanym na każdą ewentualność i wszędzie wietrzyć podstęp. Wróg nie śpi. Nigdy. Tylko jasność umysłu i rozpalone ogniem wiary serce uchronić mogło człowieka przed marnym końcem.
Już miała odejść w cholerę i zająć się swoimi sprawami, gdy głos zabrał krasnolud. W krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnił sytuację i zagonił bandę filozofów do roboty. Wykrzywiła usta w grymasie, który przy dużej dozie dobrej woli można by wziąć za uśmiech. Sensowny plan, nie miała co do niego żadnych zastrzeżeń więc bez zbędnego strzępienia języka zabrała się do pracy.
Westchnęła, rozglądając się za odpowiednim miejscem na ognisko. Gdyby powierzyć przygotowanie strawy estalijczykowi i temu drugiemu to wszyscy umarliby z głodu nim dwójka mężczyzn doszłaby do jakiegoś porozumienia.
 
Zombianna jest offline  
Stary 05-05-2013, 10:34   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Żarli się niesłychanie...

Lotar nie zamierzał uczestniczyć w jałowych dyskusjach. Swoje powiedział, a gadanie i pogróżki krasnoluda miał w dużym poważaniu. Bardzo dużym.
Galvin może i znał się na kopalniach lepiej niż Lotar, ale to, że był akurat krasnoludem nie znaczyło, że był wszechwiedzący. Przynajmniej w tych sprawach.
A w innych sprawach... Tu też Lotar miał pewne wątpliwości. Potykacze, sznurki i inne duperele, też coś. Przynajmniej w tym cyrku nie miał zamiaru uczestniczyć. Może jeszcze fosę i palisadę zechcą wybudować.

Zostawiając 'fortyfikujące się' obozowisko za plecami ruszył w las. Miał nadzieję, że mimo wszystko znajdzie ślady czyjejś bytności. No i zdałoby się jakieś źródełko.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-05-2013 o 21:23.
Kerm jest offline  
Stary 05-05-2013, 23:34   #34
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Dziewięciu krasnoludków w obozie

Zajęliście się przygotowaniami. Dziewięciu obcych sobie ludzi, różne zdania, różne wizje niebezpieczeństwa, lecz w końcu znaleźliście konsensus. Każdy zajął się przygotowaniem obozowiska do “obrony”, gdyby zaszła taka potrzeba. Pracowaliście bez wytchnienia i w pocie czoła, dając z siebie wszystko. W końcu udało się i mogliście zasiąść do wspólnego posiłku. Gwiazdy już pojawiły się na niebie, słońce poszło spać, a księżyc powoli oznajmiał o swojej obecności. Gdy tak siedzieliście i rozmawialiście, usłyszeliście cichy i przeraźliwy wrzask dobiegający z jaskini. Zamilkliście, czekając czy ów krzyk się powtórzy. Część z was jakby podeszła bliżej wejścia do jaskini, by usłyszeć płacz, tylko teraz cichszy...

No i gdzie podziewa się Lotar. Ostatni raz widzieliście go, jak oddalał się w stronę lasu.


Lotar

Zostawiłeś swych “towarzyszy” i ruszyłeś samotnie w las. Nim doszedłeś do pierwszych drzew minęło trochę czasu, a na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy. Szukanie czegokolwiek, a tym bardziej tropu, zapowiadało się na coraz trudniejsze. Las wydawał się opuszczony od dawna, choć do czasu do czasu trafiałeś na ślad leśnej zwierzyny. Nic, co mogło by zwrócić Twoją uwagę. Chciałeś już zawrócić, gdy usłyszałeś po swojej prawej stronie jakiś szelest. Odwróciłeś się i potem poczułeś ból. Zatoczyłeś się do tyłu, uderzając w drzewo. Prawe ramie zrobiło się sztywne, a jednocześnie poczułeś ciepło wyciekającej krwi. Spojrzałeś i zobaczyłeś strzałę, która utkwiła w twoim ramieniu. Mimo mroku, który zaczął panować w lesie, dostrzegłeś jakąś postać. Była ubrana w prosty, niczym się nie wyróżniający, ludzki strój. Skórzana kurtka nie wyglądała na starą i również była lekko rozpięta. Kobieta, a właściwie elfka miała krótkie kasztanowe, krzywo obcięte na wysokości szczęki włosy, a w dłoni dzierżyła łuk. To nie mogła być ona, ale masz pewność, że była... Ta elfka wygląda jak Youviel. Spojrzała na Ciebie, uśmiechnęła się i pomachała Ci ręką, a potem zaczęła uciekać...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-05-2013, 11:11   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cicho wszędzie, spokój wszędzie.
Ślady zwierzyny wskazywały na to, że w okolicy od dawna nikt groźny się nie kręcił. Groźny dla zwierząt, oczywiście, bo te omijały rejony, w których czyhało na nie niebezpieczeństwo. No i można było mieć nadzieję, że uda się coś upolować.

Nagły ból w ramieniu w oczywisty sposób świadczył o tym, że panująca dokoła cisza była zwodnicza i fałszywa. Podobnie jak fałszywa była Youviel. Nie było tak ciemno, żeby nie mógł rozpoznać elfki, którą w ciągu ostatnich dni widywał nieraz.
Co sobie głupia krowa myśli?, przebiegło mu przez głowę. Nienormalna, czy co? Najpierw strzela do niego, a potem szczerzy się w radosnym uśmiechu, jakby nic się nie stało.

- Niech cię demony porwą - rzucił w ślad za uciekającą nader szczere życzenie.

Nie zamierzał jej gonić. Nie wiadomo, dokąd by go wyprowadziła, na jakie manowce. Lepiej było wrócić do kompanów i poinformować o nietypowych zachowaniach elfki.
Wyrwał strzałę i prowizorycznie opatrzył ranę.

***

Youviel, ku jego zdziwieniu, była w obozie i zachowywała się jakby nic się nie stało.

- Nie masz czasem siostry-bliźniaczki? - spytał. - Ruszałaś się może stąd? Jakaś elfka, podobna do ciebie jak dwie krople wody, poczęstowała mnie strzałą. Jeśli to nie ty, to mamy ciekawy problem.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-05-2013, 11:44   #36
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Praca dobrze zrobiła samopoczuciu Estalijczyka. Mógł wreszcie zająć się czymś konkretnym nie wchodząc w dyskusje które i jego potrafiły wymęczyć, zwłaszcza jeśli były bezowocne. Okazało się, że do zrealizowania planów potrzeba było zwyczajnie mocnej i stanowczej decyzji krasnoluda – który być może właśnie ze względu na swoją rasę dotarł do ludzi prędzej niż ci do siebie nawzajem. Fernando miał złe przeczucia związane z kopalnią, nic tu nie wyglądało normalnie i choć dopuszczał myśl możliwych kombinacji z dziennikiem, był raczej gotów uwierzyć jego zapiskom niż podejrzewać uknuty w nim podstęp.

Na odgłos krzyku Fernando momentalnie wyjął broń podchodząc do wejścia kopalni. Po chwili usłyszał płacz, wiedział już, że sumienie nie da mu żyć, jeśli tak to pozostawi. Wiedział, że trzeba pomóc , ktokolwiek był tam w potrzebie.

- Ruszajmy – stwierdził krótko, napełniając rękawice ponownie piachem, czego zapomniał zrobić wcześniej, i szykując lampę, aby przyświecała mu w ciemnościach kopalni. Chwycił także za szkice map , które Lotar zmyślnie wcześniej przekopiował i gotował się do wejścia patrząc kto ruszy wraz z nim. Nie zamierzał badać całej kopalni, byli na to za bardzo zmęczeni, ale chciał odnaleźć źródło płaczu – które w końcu musiało pochodzić z bliskiej odległości, inaczej nie byłoby słyszalne. Wyciągnięty rapier i sakwa gotowa do rozrzucenia zawartości znajdowała się pod ręką, czekał właściwie tylko chwile, gotowy ruszyć w mroki kopalni nawet gdyby miał to zrobić sam.

W ostatniej chwili dostrzegł nadchodzącego Lotara, ale nie interesował się nim głębiej w momencie w którym płacz był już ledwo słyszalny. Podejrzewał, że z ofiary ucieka życie i że nie ma już siły nawet na płacz...
 
Eliasz jest offline  
Stary 06-05-2013, 20:18   #37
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf pracował wspólnie z resztą z nadzieją, że to trochę zacieśni więzy między drużynnikami. Jednak ciężej było do nich dotrzeć niźli z początku myślał. Galvin trochę nimi ruszył, ale to nie wystarczy. Zwłaszcza że każdy tu myśli że poradziłby sobie na trakcie sam.

Gdy zbrojny usłyszał wrzask z kopalni, właśnie jadł gulasz. Odłożył łyżkę do miski i położył powoli dłoń na mieczu schowanym w pochwę i wbił wzrok w wejście do jaskini. Zaraz jego uwagę odwrócił estalijczyk, a potem Lotar. Zwłaszcza ten drugi sprawił, że kopalnia stała się w jego mniemaniu problemem drugorzędnym. Mężczyzna spojrzał najpierw na Youviel, do której było skierowane pytanie "samotnego wilka", a potem na powrócił wzrokiem do niego samego.

- Lepiej usiądź człowieku - powiedział - Rękaw ci juchą przemaka i to jest dopiero ciekawy problem.

Powstał odkładając na bok drewnianą miskę z niedokończonym gulaszem i sięgnął do plecaka po gorzałkę i zwój bandaży.

- Estalijczyku - rzucił do niecierpliwiącego się Fernanda - upewnij się, że wszyscy wezmą po latarni lub pochodni.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 07-05-2013 o 12:27.
Jaracz jest offline  
Stary 08-05-2013, 12:16   #38
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- A skąd to dziwne pytanie Lotarze, czyżbyś kogoś widział? - wtrącił pytanie Sioban, chwilowo bardziej skupiając się na nowo przybyłym towarzyszu niż na krzykach.

Lotar, ranny, z bolącym ramieniem, nie miał zbyt dobrego humoru. I był niezbyt tolerancyjny. Mimo wszystko spróbował się opanować.

- Tak jak powiedziałem - tłumaczył jak dziecku - strzeliła do mnie elfka, podobna jak dwie krople wody do Youviel.

- A wy z Siobanem nie żarli, albo nie wciągali tego samego - zaciekawił się Dirk. - Bo dziwne, że wy takie same zwidaki macie. Chociaż twój zwidak, jaki taki bardziej niebezpieczny - dodał wyciągając dłoń w kierunku ramienia Lotara.

- Ano, bardziej niebezpieczny - potwierdził Lotar, przysiadając. - Kolczasty taki. - Rzucił strzałę na trawę.

- Jak na razie to taki zwidak, zwiduje się tylko, jak ktosik samiuteńki chodzi, co nie? - Podrapał się bo głowie Dirk. - No to my nie możem samiuteńko sobie w takim razie chodzić, co nie? Musim zawsze w parce najmniej.

- Słuszna uwaga. Dwa pojawienia się elfki wyglądającej jak Youviel w okolicy, gdy ktoś jest sam..to serio nie brzmi za dobrze. Z calym szacunkiem

- Jakie dwa pojawienia się? - spytał zaskoczony Lotar, którego refleks, jak się okazało, był nieco przytępiony. - Jest coś, o czym nie wiem?

- Skończcie pierdolić, tam ktoś krzyczał, teraz płacze, zaraz ucichnie zupełnie jak czegoś nie zrobimy - rzucił zdenerwowany Fernando, szykując się do wejścia do jaskini, miał już lampę i broń przygotowaną, nie uśmiechało mu się wchodzić tam samemu, ale odwagi do tego też mu nie brakowało.

- Chcą nas rozdzielić - kobieta w czerwieni zbliżyła się do mężczyzn z dłonią na rękojeści korbacza, a jej twarz pozbawiona była jakichkolwiek ludzkich emocji - Wywabić z obozu część z nas, część zagnać do jaskini. Podzieleni jesteśmy łatwiejszym celem. Zło nie śpi, nigdy. Czai się w mroku, szczerząc kły i czekając na nieostrożnych...gotowe pożreć ich, obrócić w niwecz, splugawić. Niezbadane są ścieżki którymi podążają myśli sług Mrocznych Potęg. Czy te jęki w kopalni nie brzmią jak zaproszenie do wejścia w pułapkę?

- A co jeśli się mylisz? I tak mieliśmy przecież zbadać tę jaskinie, lepiej teraz póki jest szansa , że ktoś tam żyje - rzucił na odchodnym Estalijczyk, nie miał zamiaru dać się wciągać w kolejne dyskusje, zwłaszcza jeśli czyjeś życie wisiało teraz na włosku.

- Nikt nie jest bez winy, Estalijczyku - zmrużyła czarne oczy chwilę się nad czymś zastanawiając, po czym dodała lekko nieobecnym tonem. - Jeżeli się mylę to osoba w jaskini powędruje niedługo do lepszego miejsca, pozostawiając za sobą ten padół łez, a dusza jej nie będzie miała szans by nagrzeszyć więcej, przez co wymiar kary dla niej będzie nieopisanie mniejszy niż w przypadku, gdyby przyszło jej przetrwać dzisiejszą noc. A co jeśli się nie mylę? - Ostatnie pytanie rzuciła już do jego pleców.

- Wówczas nie odejdzie samotnie z tego padołu łez - dodał na odchodnym Fernando, ostrożnie wkraczając w głąb jaskini i nie oglądając się już za siebie.

Kobieta przez chwilę patrzyła za oddalającym się Fernandem. W końcu westchnęła wyraźnie zrezygnowana i ruszyła za nim szybkim krokiem. Zgarnęła po drodze pochodnię i sprawdziła czy broń da się gładko wyciągnąć zza pasa

- Ktoś będzie musiał zająć się twoimi zmasakrowanymi zwłokami - mruknęła uśmiechając się cynicznie gdy go dogoniła.

- Moje ciało nie mogłoby się znaleźć w lepszych rękach - odrzekł Fernando posyłając kobiecie figlarny uśmiech i puszczając do niej oczko. Kapłanka czy nie, podobała mu się i na dłuższa metę gorąca krew estalijczyka nie pozwalała mu tego nie uzewnętrzniać. Poza tym zwyczajnie cieszył się z jej obecności - i okazywał to jak potrafił.

- Laura - prychnęła w odpowiedzi na jego słowa - ale możesz mi mówić Siostro.

Fernando jedynie ukłonił się jej w odpowiedzi, zapoznanie w przedsionkach wilgotnej jaskini w której słychać było jęki a chwilę wcześniej krzyki, nie należało do szczególnie romantycznych i pozwalających estalijczykowi na więcej. Nie wiedział nawet czy może sobie pozwolić na więcej w przypadku “siostry”...

- Elfek się zachciewa... a przecież ani to cycate, ani to dupate. - mruknął krasnolud - Chociaż jak to ludzie powiadają... wąska w pasie dobrze pcha się.

Piwowar jakby w ogóle się nie przejął tym co się dzieje w około. Krzyk nie wywarł na nim wrażenia, podobnie jak rana Lotara. Wystarczająco się nasłuchał historii o tym co się wyprawia podczas wypraw. Tyle że je zwykle opowiadali weterani, którzy w pojedynkę potrafią przytrzymać cały oddział wroga, a oni tutaj. Nieważne.

- Rozpalę pochodnie i latarnie. Jeżeli mamy tam wejść waszym oczom będzie potrzebne jak najwięcej światła.

Wolf nie powstrzymywał po raz drugi estalijczyka. Gdy reszta się rozchodziła lub szykowała do wyprawy, zajął się w tym czasie raną Lotara. Przy pomocy noża rozciął rękaw koszuli wraz z prowizorycznym opatrunkiem i odrzucił zakrwawione szmaty do ognia. Skrzywił się widząc rozerwaną skórę i mięso. Napatrzył się w życiu na rany i świetnie zdawał sobie sprawę, czemu akurat ta wygląda paskudnie.

- Wyrwałeś strzałę - raczej stwierdził niż zapytał - Najdalej jutro rana zaczęłaby się jątrzyć, a potem gangrena. Nie rób tego nigdy.

Przemył swoje palce w gorzałce i podał flaszkę Lotarowi. Sam zaś zaczął przemywać wodą okolice rany i wyciągać ze środka fragmenty poszarpanej koszuli, która została wepchnięta przez grot. Odebrał mężczyźnie butelkę i na koniec chlusnął obficie na okaleczone ramię. Drugą dłonią złapał za bark Lotara i go przytrzymał.

- Na razie to zakryjemy. Potem się zobaczy, czy trzeba będzie przypalać. Nie używaj tej ręki.

Wolf zabandażował ranę i i upewnił się, że bandaż się nie rozwiąże. Z kawałka liny zrobił prowizoryczny temblak.*

Sioban pozostał z rannym Lotarem, zresztą wyjasnił mu przy okazji:

- Na warcie też widziałem kogoś takiego ale z Dirkiem uznaliśmy, że to zwidy były, zresztą on nic nie widział. Możliwe że jednak to problem z innego gatunku - dodał spokojnie. *

- Materialne były, przynajmniej w moim wypadku - powiedział Lotar.

- Hmm, tak, ciekawostka. do ciebie strzelała, ode mnie chciała ręcznika. Czyżby faktycznie elfka?

- Może chciała cię udusić? - Przypuszczenia Lotar oparł na własnych doświadczeniach.

- Hmm, nie chciał by jej wytrzeć mokre plecy... jeśli faktycznie była materialna to idiota ze mnie - dodał cicho Sioban, by tylko Lotar i ewentualnie Wolf słyszeli. *

- Lepiej się teraz nad tym nie zastanawiaj - stwierdził Lotar. - Nie warto. *

- Wtedy było warto, uwierz na słowo - zapewnił go również cicho von Duof, po czym dodał: -To co, czekamy aż tamci wrócą?

- Lepiej tak. I lepiej mieć oczy szeroko otwarte - odparł Lotar.

Sioban pokiwał głową kładąc rękę na rękojeści miecza...żałował tylko że nie mógł uzyć Unicorna.
 
vanadu jest offline  
Stary 11-05-2013, 11:29   #39
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Walka szybko przeniosła się do karczmy. Oberyn nie czekał. Gdy wilk z jeźdźcem wskoczyli przez okno odwinął się jak sprężyna i rąbnął na oślep toporkiem. Prawie uciął dla bestii ogon, ta szarpnęła się, zawyła i prawie zrzuciła goblina. Ten jednak sprawnie zeskoczył niczym rajtar nawykły od małego do wierzchowca. Stanął naprzeciwko najemnika i dobył krótkiego miecza o szerokiej klindze ale nie zakończonego sztychem. Klinga pokryta była jakąś dziwną substancją, jakby olejem. Oberyn nie dał jednak przeciwnikowi ani chwili wytchnienia. Z furią i okrzykiem na ustach zepchnął przeciwnika do defensywy. Po trzecim ciosie klinga przeciwnika pękła. Resztki broni wypadły z ręki zielonego. Już miał być koniec tego "pojedynku", człowiek miał bestii przerąbać głowę na dwoje. Ale był jeszcze wilk. Smuga sierści, mięśni i kłów obaliła Oberyna i przygniotła do ziemi. Ten odruchowo chwycił ją za pysk, pazury darły jego kurtkę. Chwilę zdawało się, że będą tak siłować się do końca bitwy a może i świata ale najemnik tym razem nie zapomniał o drugim przeciwniku. Zaryzykował i zwolnił jedną rękę uderzając bestie w nos a potem dobył noża. Wilk odskoczył a człowiek machnął ręką uzbrojoną w stal. Zwierzę po raz kolejny zawyło a z rany na pysku zaczęła lecieć jucha. Gobos rzucił się na niego a człowiek przywitał go z otwartymi ramionami. Przygarniając do siebie i unieruchamiając. Utrzymał się w pozycji kucającej. Czuł śmierdzący oddech gobosa. Widział pokrytą brodawkami okropną twarz, oczy wyrażające czystą nienawiść. Zagłębił ostrze noża aż po rękojeść pod żebrami tamtego. Ciało zielonego osunęło się a najemnik ledwo odskoczył przed wilkiem. Niedaleko leżał topór. Złapał za niego i gdy wilk najpierw przylgnął do ziemi a potem skoczył wraził ostrze w łeb tamtego urywając dolną szczękę. Masa i pęd zrobiły swoje. Martwy wilk padł na niego brudząc go krwią. Bez problemu zrzucił z siebie cielsko.

Potem przyjechał baron, zaczęła się gadka. To, tamto... Dla Oberyna liczyły się fakty. Dostaną kupę gambli jak wyeliminują to coś to wpierdoliło (dosłownie lub nie) górników. W czasie gdy szlachcic mówił, najemnik pod nieprzychylnym spojrzeniem jego straży zaczął szabrować zwłoki goblinów. Znalazł cały mieczyk, szerokie ostrze stworzone do rąbania leżało mu w ręce znacznie lepiej niż rycerska broń oraz trochę jakiejś mazi, która musiała być trucizną. Zieloni trzymali ją zawinięta w liście w szczelnie zawiązanych mieszkach. Gdy baron odjechał znowu zaczęli gadać, Oberyn nawet zabrał głos. Nowi towarzysze go wkurwiali. Nie licząc strzelca od broni ognistej i krasnoluda gadali dużo, dziwnie i bez sensu. Ten będzie dowódcą bo jest szlachcicem i dowodził przegraną sprawą. Tamten nie będzie się nikogo słuchał a Estalijczyk dostał słowotoku. Ciekawe czy byłby taki wygadany jakby stanął z tym swoim rożnem w dłoni na przeciw niego. No... Nie wypadało rąbać kamrata, nawet tymczasowego ale pięściami z chęcią pokazał mu kto to jest prawdziwy facet. Rozmowy w końcu ucichły a krzepkie piwo khazada zmieszane z miejscowym sikaczem miło szumiało w dłoni. Najemnik poszedł spać.

***

Gdy zatrzymali się dwa dni później przy kopalni Oberyn miło nie wspominał kompani. Szlachetkowie pierdolili trzy po trzy, od ostrouchej trzymał się z dala (ponoć roznosili parchy, niby tak tylko ciemni wieśniacy gadali ale kto wie), niziołek był piątym kołem u wozu a szmaciarz... Ni cholery Oberyn nie wiedział po co im szmaciarz. Jedyna kobieta, normalna kobieta, wydawała się nawiedzona, zresztą paniczkowie pewnie zaraz by się obruszyli jakby dobrał się do niej. Warte mimo, że do spółki z kobitą spędził milcząc, robiąc obchody i siedzący w cieniu obserwując okolicę.
Na miejscu oczywiście doszło do kłótni, krasnolud w końcu sensownie zaczął gadać. Przynajmniej z grubsza ale Oberyn już się nie kłócił. Założył kolczugę, którą wcześniej dla wygody miał w bagażu. Bieganie parę godzin w kolczudze może i było bezpieczne ale było też jedną z najgłupszych rzeczy. Odparzenia, konieczność codziennego dbania o sprzęt, odciski... Szło się do tego przyzwyczaić ale i nie było co za każdym razem narażać się na to. No i tempo marszu spadało. Teraz chroniony już przez stalowe kółeczka i z toporem za pasem czuł się pewniej. Jednak robota nie mogła przebiegać sprawnie bo zaraz przyszedł samotny wilk, jak w duchu nazwał Lotara najemnik i mówił coś o elfkach strzelających do niego. Oczywiście wszyscy zaczęli znowu się kłócić i gadać. Oberyn najchętniej by trzasnął toporkiem elfkę albo chociaż ją związał ale szlachetki zaraz by się obruszyły.
- Denerwuje mnie to - powiedziała elfka patrząc na mężczyzn chłodnym wzrokiem.
- Nie podoba mi się, że oboje widzieliście coś podobne do mnie - prychnęła poirytowana. - Na dodatek nie umie strzelać. Bo gdybym to ja do ciebie strzelała już byś nie wrócił do obozu - Youviel machnęła ręką w powietrzu i odeszła od ludzi.
- Wiem, wiem - zapewnił ją Lotar. - Ale... - zawahał się - mam wrażenie, że nie chciała mnie zabić.
- Jestem pewien że było by tak jak mówisz, ale nie wiń nas proszę, już prędzej ją, to ona nam się pokazała wyglądając jak ty, a nie na odwrót- zawołał za nią uprzejmie Sioban. Najemnik spojrzał na niego jak na chorego. On ciągle dla pewności by związał ostrouchą. To pewnie jakieś ichnie czary. Niby jest tu a naprawdę tam i strzela do nich.
- Problem na tym polega, że nie będziemy wiedzieć, która jest która - stwierdził Lotar. - Może chodzi o to, by wprowadzić małe zamieszanie. Youviel - podniósł odrobinę głos. - Mogłabyś obejrzeć tę strzałę?
Elfka się zatrzymała i odwróciła do człowieka. Popatrzyła na niego i wywracając oczy podeszła z powrotem. Stając przed trójką mężczyzn popatrzyła na dwójkę tytułującą się szlachtą. Najemnika, który stał niedaleko w cieniu miała gdzieś albo nie zobaczyła.
- Sami jesteście co najwyżej sobie winni - zaczęła równie chłodno jak poprzednio - a to że ludziom się w głowie przewraca na widok elfek, to już mało mnie obchodzi. Daj tą strzałę - kobieta wyciągnęła ręką do Lotara.
- Proszę bardzo - podał elfce strzałę. - I zapewniam cię, że nie przewraca mi się w głowie ani na twój widok, ani na widok tamtej.
Niewielka figura schowana za konarem i wcinająca nadprogramową porcję jedzenia zamlaskała, można było ogólnie stwierdzić, że niziołek był ostatnimi czasy bardziej nieobecny niż obecny, można by założyć, że nie nawykł do podróży - co w sumie przeczy jego wyposażeniu.
- To jakiś dziwny jesteś, wszyscy wiedzą, że nie ma nic lepszego niż chętna elfka i taka sytuacja nie powtarza się dwa razy w życiu. Żebym ja takiej dosięgał do... no wiecie czego.
Chociaż jeden po za brodaczem myślał normalnie. Oberyn powoli przestawał rozumieć czemu kapłani Sigmara tak pierdolili, że niziołki to nieludzie i do getta ich.
- Do ręcznika?[ - zażartował przyjaźnie Sioban. - Ale sytuacja powtórzyła się drugi raz, jeno na trochę bardziej ostro.
- Ostra dziewczyna, można by rzec - stwiedził Lotar.
- Wiesz, troche pikanterii jest zdrowe, mój medyk zawsze tak mawiał... [/i] - rzucił Sioban, rozpogadzając się pierwszy raz od dawna.
- Zacznijcie lepiej się rozglądać. Ktokolwiek postrzelił Lotara, może być w pobliżu i celować do kogokolwiek z nas. Kurwa...
Wolf zaklął szpetnie widząc, że część drużynników już zniknęła w kopalni. Nie podobało mu się takie rozchodzenie. Nie pozwalało mu to traktować całej grupy jako jednej siły.
- A, aczkolwiek to o naszych w kopalni martwię się bardziej. - rzucił szlachcic wracając do rozglądania się. -Okrzyk, dobre sobie.
Zbrojny raz jeszcze sprawdził opatrunek i wstał.
- Ruszajmy za nimi. Spróbujemy ich dogonić.
Podniósł z ziemi swój plecak oraz przewiesił przez ramię tobołek ze strzelbą. Nie wyciągał na razie miecza, ograniczając się do przywiązania do przedramienia tarczy i trzymania w dłoni lampy. Tak uzbrojony poczekał, aż pozostali wejdą do środka, a sam zamknął pochód. Zanim jednak zniknął pod kamiennym sklepieniem zawahał się. Źle wspominał ostatnią wizytę w kopalni.
- Nędzny to pomysł ale chyba nie mamy wyjścia...Cóż, w takim razie za pozwoleniem państwa, kto zna się na tropieniu skałach? - westchnął ponownie Sioban, przerzucając graty przez ramię i biorąc do ręki miecz. -Co robimy z wierzchowcami, przywiążemy w jednym z namiotów?
Wolf spojrzał na Siobana z wypisanym na twarzy brakiem zrozumienia.
- Przecież to kopalnia, nie równina, czy las. Oni są z przodu... - zawahał się i dodał niepewnie - kogo ty chcesz tropić człowieku?
- Może ich dogonimy ale ruszyli dość szybko, jeśli dobrze pamiętam kopalnia ma bardzo dużo odgałęzień i korytarzy, jeśli na pierwszych paruset metrach ich nie dogonimy może być gorzej, o to mi chodziło - wyjasnił Sioban.
- Przestań się strachać - warknęła elfka raptownie unosząc rękę - mówisz jakbyśmy nigdy nie mieli ich zobaczyć.
Kobieta fuknęła jeszcze i ściągnęła łuk z ramienia. Pierwsza ruszyła do środka.
- Koleżanka o planowaniu za wczasu nie słyszała jak rozumiem. - Szlachcic prychnął rozbawiony ruszając za nią.
- Poczekajcie na mnie!
Greenday rzuszył za pozostałymi niemal biegnąc, o dziwo garnki przytroczone do plecaka nie pobrzękują, a sam niziołek bardzo zręcznie przepchał sie między wszystkimi i zrównał z elfką.
- To ty patrz za niebezpieczeństwami, ja poszukam grzybków...
Elfka tylko kiwnęła głową do niziołka.
- Skoro słyszeliśmy krzyki tej, hmmm, kobiety, czy cokolwiek to było - stwierdził Lotar - to ich też powinniśmy słyszeć. Jeśli ich zawołamy. Chyba że idioci pogonili za głosem w głąb kopalni. Ciekawe, czy który z tamtych znaczył drogę.
- Poczekajcie, wezmę plany - dodał.
Za nimi poszedł też oczywiście Dirk. W rozmowę się nie wtrącał, nie uważając się za kompetentnego w kwestii decydowania za większość. Jako, że wszedł, jako jeden z ostatnich, tak też w tej grupce szedł, na jej czoło się nie pchał. Szczególnie, że bardzo mu się nie uśmiechało podążanie za tym płaczem. Wydawał mu się on podejrzany, na pewno zwidak jakiś! No, ale sam na zewnątrz przecież nie zostanie.
Krasnolud zaś czekał z niecierpliwością na ludzi. Latarnie i pochodnie były już zapalone. Sam wziął taką najsolidniejszą i czekał na resztę z dobytym już toporem. Kiedy w końcu zdecydowali się ruszyć, wszedł swoim tempem do kopalni. Ahh... podziemia. Dawno już nie schodził pod ziemię, ale nadal czuł się tutaj dobrze. Z latarnią mógł doskonale widzieć w tych arabskich ciemnościach. Ruszył za głosami tych którzy wleźli wcześniej.
Najemnik również bez słowa udał się za pozostałymi w jednej ręce trzymając pochodnię, którą można było lepiej przypieprzyć niż latarnią, a w drugiej topór. Włócznię wcześniej ukrył w jednym z namiotów.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 13-05-2013, 11:47   #40
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Fernando + Laura

Ruszyliście jako pierwsi nie czekając na resztę. Sprawdziliście broń i wzięliście po pochodni i ruszyliście za płaczem. Zagłębiliście się w jaskinię stąpając powoli. Ziemia była twarda a płomień pochodni rozświetlał mrok. Płacz stawał się cichszy początkowo lecz po przebyciu pierwszych stu metrów zaczął zamieniać się w szloch. Ruszyliście troszkę szybciej aż znaleźliście się w pierwszej “komorze”. Zaczęliście się rozglądać pierw i dostrzegliście 3 odnogi prowadzące od niej. Sama komora była dość wysoka, bowiem światło pochodni nikło w mroku tak że sufitu nie było widać. W środku panował chłód, który z każdą chwilą przeradzał się w mróz. Waszymi ciałami wstrząsnął dreszcz. Płacz a raczej szloch dobywał się jednak z miejsca gdzie byliście i staliście. Zaczęliście dokładnie się rozglądając szukając kogoś lub czegoś co wydaje te dźwięki. W pewnym momencie wszystko ucichło a wy usłyszeliście kroki...Odwróciliście się i zobaczyliście resztę grupy, która wyłaniała się z korytarza.

Reszta

Pieprzyliście trzy po trzy, aż w końcu zdecydowaliście ruszyć wasze tyłki za Fernandem i Laurą. Wzięliście to co potrzebne i zagłębiliście się w ciemnościach jaskini. Choć ogień rozświetlał drogę to większość z was nie czuła się dobrze. Elfka w szczególności, bowiem ta ciasnota zdawała się ją przytłaczać. Rozglądała się cały czas nerwowo do góry.

Jedynie Galvin uśmiechał się pod nosem, bowiem dostrzegał pewne cechy krasnoludzkiej roboty, ale to musiało być dawno temu. Spoglądając na ziemię, ściany masz pewność że od tygodnia ponad nikt tu nie pracował. Ludzkie ślady wskazywały na to, że ktokolwiek tędy ostatni raz szedł, robił to w lekkim pośpiechu.

W końcu dotarliście do wejścia do “komory” w której stał Fernando i Laura. Cichy płacz, który chwilowo przeradzał się w szloch, momentalnie ucichł. W środku panował chłód, który z każdą chwilą przeradzał się w mróz.

Wszyscy

W środku komory panowała cisza. Byliście pewni, że tutaj nie ma nikogo. Poza Galvinem, ten czuł w kościach że nie jesteście tu sami. Fernando chciał już ruszyć dalej, gdy nagle przez całe pomieszczenie “przeleciał” wiatr. Mroźny, wręcz zlodowaciały wiatr, który na moment zmroził wasze ciała, no może poza Galvinem, który zachowywał kamienną twarz.

Cichy płacz znów dobiegł waszych uszu, by po bardzo krótkiej chwili przerodzić się w głośny szloch a nawet wręcz lament. Rozglądaliście się dookoła coraz bardziej nerwowo lecz niczego nie dostrzegaliście. Estalijczyk zrobił kolejny krok ku kolejnym korytarzom, gdy nagle przed nim pojawiła się twarz dziewczynki. Pocięta jakby brzytwą, a spod skóry można było dostrzec kości. Włosy były brudne wręcz lepiły się od krwi. Widok krwi i twarzy dziewczynki nie byłby niczym strasznym, gdyby nie to że była to sama głowa unosząca się w powietrzu co jakiś czas obracająca się o 360 stopni. Mężczyzna krzyknął a z gardła dziewczynki wydobył się również krzyk. Wszystkie włosy Estalijczyka stanęły dęba, jego twarz zrobiła się szara a on sam zamarł. Zjawa spojrzała się na was i uśmiechnęła szeroko a z jej ust zaczęły wydobywać się larwy i robaki. Gałki oczne zaczęły się kręcić dookoła własne osi, a przez moment mieliście wrażenie że wypadną z oczodołów.




Fernando

Gdy krzyknąłeś z przerażenia, to z gardła zjawy wydobył się krzyk. Zamarłeś w miejscu. Twoje włosy zjeżyły się a całe ciało odrętwiało z przerażenia. Poczułeś się taki mały i kruchy, wręcz bezbronny jak dziecko. Twoje życie objawiło Ci się jako puste, wręcz bezwartościowe, bowiem cokolwiek nie zrobisz i tak skończysz martwy. Twoje przeszłe, teraźniejsze i przyszłe czyny zdawały się nie mieć znaczenia. Ty sam byłeś tylko prochem na wietrze. Dostrzegasz to teraz wyraźnie. Widzisz prawdę o ludzkim życiu. Jest ono skazane z góry na porażkę. Nieuchronnie kończące się śmiercią. Słabość Cię ogarnęła, wręcz bezsilność.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172