Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2013, 01:11   #34
Cybvep
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Nie ulegało wątpliwości, że środek transportu, którym aktualnie dysponowali, był zwykłą kupą złomu, ale wszystko lepsze niż wielokilometrowe biegi w tym klimacie, a Peter zdawał się podchodzić do swojego zadania całkiem entuzjastycznie. Gdy zwolnił, by przyjąć na pokład pędzącego Kane'a, zza domów wybiegł jeden z Czerwonych. Fox był na to gotowy. Błyskawicznie zlokalizował cel, wymierzył i oddał dziewiczy strzał w kierunku czarnego. Dziwny skrzek, który ten z siebie wydobył, oznaczał, że pocisk sięgnął celu, Raver zaś już lustrował budynki w poszukiwaniu tych nowych. Nikt jednak się nie pojawił, a przynajmniej nie wtedy, gdy trzeba było osłaniać towarzysza. Niecelne serie z zabytkowych broni, które posłał im na pożegnanie kolejny przeciwnik, można było spokojnie zignorować. Szkoda nabojów na takich pętaków.

Niestety, pani biolog najwyraźniej uznała, że trzeba posłać kulkę także przewodnikowi, i rzuciła się na przewieszoną przez plecy szturmówkę. Felix powstrzymał ją, zanim zdołała zrobić coś więcej, ale nawet po gwałtownej wymianie zdań nie miał wątpliwości, że nikt nie wybił Jeanne z głowy innych głupich pomysłów. Bogata paniusia, której się wydaje, że wszystko jej wolno. Ugh. Ten typ kobiet był niesamowicie irytujący, ale to szczegół - gorzej, że w ich sytuacji biolożka mogła znacznie utrudnić misję. Koniecznie trzeba jej znaleźć jakieś zajęcie. Takie drobnostki jak tworzenie środka uspokajającego pewnie nie zajmą jej wiele czasu, a trudno było określić, kiedy uda się zlokalizować laboratorium. Raver zanotował w pamięci, by przy pierwszej okazji przedyskutować ten problem z innymi. Podejrzewał, że w najlepszym wypadku skończy się na związaniu specjalistki, a w najgorszym... Na szczęście ta druga jest póki co znacznie mniej problematyczna. I całe szczęście, bo ostatnie, czego im trzeba, to spór ze wszystkimi cywilami w grupie.

Wkrótce wjechali do jakiejś wioski, w której najbardziej wyróżniała się centralnie położona, otoczona murem rezydencja, należąca do niejakiego szejka Muraha, przynajmniej według słów przewodnika. Fox nie zauważył żadnych wartowników, ale szejk mógł mieć monitoring, nie wspominając o donosicielach. Raverowi w ogóle nie odpowiadała perspektywa przebywania w tym miejscu przez kilkanaście godzin, ale nie po to tutaj przyjeżdżali, by teraz zawracać...

Dom wskazany przez Ghediego nie znajdował się daleko, dlatego wkrótce Wig zatrzymał pickupa przed prostokątnym budynkiem, lekko pobielanym, mającym może pięć na dziesięć metrów. Niewiele, ale za to otoczony był murkiem i płotem, posiadał także drzwi i zasłonięte okna.

Val rozejrzała się po otoczeniu:
- Nie wiem czy to dobry pomysł by tutaj zostać. Nie ma gdzie schować samochodu, a bardzo rzuca się w oczy. Zwłaszcza z tą armata zamontowaną z tyłu.
- Z tego co wiem, ta droga - Fox wskazał południowy kierunek - prowadzi do miasta, a przed miastem jest jeszcze jedna osada. Czekanie pod nosem rezydencji jakiegoś szejka nie wydaje się być zbyt rozsądne, zwłaszcza że jesteśmy na widoku. Przecież to tylko kwestia czasu, zanim ktoś złoży nam wizytę. Jeżeli mamy tutaj zostać, to lepiej byłoby się z szejkiem jakoś dogadać. W przeciwnym razie, praktycznie każda inna lokalizacja będzie bezpieczniejsza, choćby nawet ta wioska na południu. Dlatego właśnie wcześniej pytałem się o “znajomych” - wcale nie musimy siedzieć akurat w tym budynku. Według mnie, jako kryjówka, jest absolutnie beznadziejny.
Felix przez chwilę rozglądał się po okolicy, oceniając odległości i badając teren.
- Z murów można kontrolować całą osadę. Kilku obserwatorów i strzelców, i mogą zrobić z nami, co zechcą, nawet teraz.

Wig sprawdził GPS.
- Jesteśmy na 2.126696,45.285898. Przed zmrokiem nie dostaniemy się niepostrzeżenie do miasta. Może faktycznie się przywitać z szejkiem? Tylko co możemy mu zaofiarować za ewentualną pomoc? - spojrzał w zamyśleniu na Jeanne.
- Nie. - potrząsnął głową - To byłoby zbyt okrutne. - Powiedział, nie precyzując dla kogo.
- Uśmiech. - Øksendal ponownie zaczęła bawić się swoim holofonem, tym razem fotografując siedzącego na miejscu kierowcy Wigfielda.
- Wszystko zależy od tego jaką pomoc może nam zaoferować. - Shade wzruszyła ramionami zeskakując z wozu i zabierając z niego arabski strój, który wcześniej nosiła. - Osobiście wolałabym jednak by wcale się nami nie zainteresował. Z tego mogą być niezłe kłopoty, a ich mamy już i tak sporo. Rozejrzę się po domu i okolicy. Poszukam też tych rzeczy z listy.
- Na północ jechać nie możemy, cofnąć również. Pozostaje zostanie tutaj, gdzie mamy pusty dom lub szukanie szczęścia w tej mieścinie na południu. Wolałbym zostać tutaj. W razie co możemy powiedzieć, że natłukliśmy "Czerwonym" i zabraliśmy im pickupa. Zgodnie z prawdą - Kane zastanawiał się na głos, wymieniając możliwości. - Oni nas widzą, my ich również. Trzeba obserwować. Póki się nie przyjrzą z bliska, a na kobiety ponoć religia patrzeć im nie pozwala, to wcale nie muszą się domyślić, że jesteśmy tu od dziś. Z szejkiem bym się nie układał, jak nie będzie trzeba, nie mamy mu wiele do zaoferowania. Wóz zaparkujmy dalej, niech od razu do nas uwagi nie przyciąga, gdyby pojawił się ktoś nowy.
- Nie boisz się, ze nam go ukradną? - Rzuciła Valerie z uśmiechem - W tym kraju rzeczy strasznie często zmieniają właścicieli. Skoro zostajemy trzeba zabrać nasze rzeczy - Dodała sięgając do środka po ekwipunek.
- Nie wierzę, że jest tu wielu utalentowanych złodziei samochodów. Zresztą zostawimy go na widoku - odpowiedział Irlandczyk. - Przejdę się z tobą. Potrzebujemy wody. Ten dzień i tak już na straty, więc kto może niech się prześpi. Jeden na warcie - wskazał Wiga i Foxa. - Zmiana jak wrócimy. Blue, może ci bogaci Arabowie tutaj mają jakąś wewnętrzną sieć? Warto by było zdobyć jakieś informacje. Mogę cię osłaniać, gdybyś musiała się zbliżyć. Później wyrysujemy trasę na noc. Jak nie sprzedajemy Ghediego to musimy iść i tak do "Czerwonych". Się okaże jak ważne w Mogadiszu są przepustki.
- Dobra, to spadajcie - rzucił Fox. - Tylko ruchy, bo i tak już zbyt długo kręcimy się przy tym domeczku, a pickup z armatą raczej nie zostanie uznany za stały element otoczenia. Ach, i jeszcze jedno. Sprawdźcie, ile mamy paliwa. Przy suchym baku to i hektolitry wody nam nie pomogą.
Felix spojrzał na związanego przewodnika.
- Wig, sądzisz, że znajomi naszego “przyjaciela” będą mieli coś przeciwko, gdy ten ciągle będzie skrępowany? W tej kwestii status quo mi odpowiada, muszę przyznać...

Zaszczyt wnoszenia przewodnika ostatecznie przypadł Kane'owi. W środku nikogo nie było i jeżeli dobrze pójdzie, to właściciele wrócą dopiero na noc. Fox robił to co zwykle w takich sytuacjach - pilnował cywilów, wyglądał przez okna, lekko uchylając szmaty, które służyły za firanki, jadł i spał, gdy była ku temu okazja. Nocne podejście oznacza stracone pieniądze, ale też znacznie większą szansę powodzenia, a lepiej dostać się do miasta bez zbędnych komplikacji i w jednym kawałku.

Plan przedstawiony przez Kane'a był bardzo prosty, przynajmniej w teorii. Dysponowali tylko podstawowymi informacjami, a musieli się dostać do konkretnej dzielnicy, trudno więc było oczekiwać czegoś bardziej wyrafinowanego. Fox stanowczo sprzeciwił się jednak wysadzaniu pickupa bez potrzeby - jeżeli można się dostać do kryjówki po cichu, to powinni z tej możliwości skorzystać... ominąć patrole i jak najszybciej wejść w gąszcz budynków, bez zwracania uwagi Czerwonych. Wysadzanie czegokolwiek będzie miało sens tylko wtedy, gdy zostaną wykryci, bo wtedy to i owszem, chaos może być użyteczny.
 

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 12-05-2013 o 01:27.
Cybvep jest offline