Kirian podniósł się z ziemi i stanął wyprostowany. Czuł moc, informację, wspomnienia... To ostatnie było najdziwniejsze. Jakby dostał drugie życie, które przysłoniło jego ludzką formę. Pamiętał wszystko, w tym i swój upadek, ale blakło to przy wizji nieba, chórów i zastępów anielskich. Odsunął od siebie te wspomnienia. Potem będzie czas, by je przeanalizować i wyciągnąć wnioski. Poczuł na karku liźnięcie zimnego powietrza. Ubranie nie wytrzymało pojawienia się wielkich skrzydeł i rozpadło się na kawałki. Szkoda tej kurtki. Zdarł z siebie strzępy ukazując gibkie, wysportowane ciało. Koniec dbania o styl. Teraz wiedział tylko, że jest w niebezpieczeństwie. Dlatego spojrzał na rozwścieczona skazaną i uśmiechnął się. Jego wielkie skrzydła powoli znikły, a zamiast nich, za plecami, ukazało się eteryczne migotanie. Czuł potworny, palący ból na ramieniu, ale potrafił się opamiętać i nie okazać słabości. Ten moment nie jest na to odpowiedni. Widział delikatne lśnienie, gdy pojawił się znak.
-Witaj nieznajoma. - Ukłonił się dwornie. - Dlaczego mówisz, że to Twoje miasto? O ile się orientuję już ma swojego prezydenta.
Cały czas uśmiechał się łobuzersko, choć w środku był spięty i w każdej chwili gotowy odbić się na szeroko rozstawionych nogach, po czym przebić się przez dach altanki, i odlecieć jak najdalej.
Zmrużyła oczy i patrzyła na Ciebie. Westchnęła tylko i założyła dłonie na ramiona.
-Prezydent może sobie i rządzić, ale najważniejszą władzę w tej dzielnicy mam ja. Podasz mi swoje imię to i ja zdradzę Ci swoje. - Odpowiedziała i poprawiła swoje czarne włosy. Jej skrzydełka były czarne, a sylwetka smukła. Wpatrywała się w Ciebie swoimi fioletowymi teraz oczami i czekała na Twój ruch.
-Will... Chcesz znać moje ludzkie imię, czy te drugie? - Zapytał przekornie. - Anielskie o Kirian. Ziemskie William. W sumie możesz mówić i tak i tak. Czekam na Twoją kolej, o nieziemska.
Uśmiechnęła się zadowolona widząc Twoje zachowanie.
-Całkiem nieźle Kirianie. Sądzę, że i tak czy siak możesz mi się przydać. Oh... - Posłała ci kuszący uśmiech. - Jestem Eris. Chyba znasz historię?
Kiriana wmurowało i chyba nie udało mu się tego od razu zamaskować. Szybko jednak odkaszlnął i znów spojrzał na Eris.
-Nie musisz opowiadać. - Powiedział. - Nie przepadam za podmiotowym traktowaniem, ale chyba tym razem puszczę to mimo uszu. Podobno współpraca jest lepsza i korzystniejsza niż wojna. Cóż więc może chcieć ode mnie tak pradawna i potężna istota? I właściwie co robi na takim wygwizdowie? Wcześniej wydawało mi się, że te miasteczko to grób dla ambicji.
-Widzisz słońce? Zgaś może To światło, razi po oczach... -powiedziała i kontynuowała.- Ci z Waszej świątyni mogą się uczyć negocjacji od Ciebie. Jako człowiek nie wiedziałeś, że jesteśmy. Choć miałam na Ciebie oko... - Podeszła bliżej i musnęła dłonią Twój policzek . - Bo wiesz, masz w sobie potencjał... - Wyszeptała prosto do ucha odwracając się tyłem do Ciebie mogłeś widzieć wcięcie w jej sukni. Wyglądała seksownie.
-Wymiana informacji i współpraca. Na tym mi zależy.
Bądź silny, skarcił się w myślach. Oderwał wzrok od luk w sukience i zmusił się do spojrzenia na twarz.
-Nie kuś proszę. Głupio byłoby zgrzeszyć dwie minuty po przebudzeniu. - Wciągnął w płuca zimne powietrze przepełnione ozonem. - Informacje to potęga. Daje większą satysfakcję niż władza. Jestem za tą współpracą. Jeszcze coś, o bogini?
Popatrzyła na Ciebie i uśmiechnęła się.
-Oh, no tak. Ale wiesz... -posłała ci uśmiech- z takim aniołem jak ty przyjemności jeszcze nie miałam. - Wzruszyła lekko ramionami i spoważniała.
-No dobrze, skoro jesteś za współpracą... Spotkajmy się tutaj za dwa dni na wymianę pierwszych informacji.
Kirian kiwnął głową.
-Dobrze. Aha, jeszcze jedno... Wiesz może gdzie jest dom Zakonu? Trochę mi zimno, a i mętlik w głowie przydałoby się uspokoić.
Zastanowiła się przez chwilę przeglądając swój teren.
-Jakiego Zakonu jesteś?
-Uzjela - odpowiedział po chwili wahania. W końcu nie wiadomo, czy i jak bardzo można jej zaufać. I czy można to zrobić w ogóle.
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Dobrze trafiłeś wiem gdzie jest Twój dom. -spojrzała krytycznie na Ciebie i obeszła dookoła. -Ale tak się lepiej tam nie pokazuj, uznają to za słabość. -przybliżyła usta do Twoich ust. - Mogę Ci pomóc... ale musiałbyś iść ze mną do mojego mieszkania...
Kirian uśmiechnął się miną baranka idącego na słodką rzeź.
-Jeżeli nie mam wyboru? Czyliż miałbym bez zapłaty pozbawić bliźniego przyodziewku, na który pewnie długo i z mozołem pracował. Pójdę.
Ostatnio edytowane przez JaTuTylkoNaChwilę : 13-05-2013 o 19:22.
|