Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2013, 11:45   #20
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Udało się jej przeskoczyć, jak się wydawało - bez bycia zauważoną, przez policjantów.
Przykulona nisko przy dachu wyjrzała za krawędź sprawdzając, czy ulica przy ścianie budynku jest pusta. Detektywi najwyraźniej zostali przy bloku, w zasięgu wzroku nie było nikogo o tak późnej godzinie.
Zeskoczyła, ładując miękko na trotuarze. Rozejrzała się i poszła ulica wzdłuż ściany budynku, oddalając się od baru. Zapewne miała jeszcze krótką chwilę, zanim jeden z nich, dotrze na dach i spostrzeże się, że uciekła.

Zadzwonił telefon.
Syknęła, niezadowolona z siebie, że zapomniała go wyciszyć. Wyjęła aparat i stuknęła połączenie, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak?
- Co miał znaczyć ten sms? - Usłyszała głos Alana.
- Posłuchałam policjantów z komendy głównej.. Lepiej się zabierajcie.
- Aha... - odpowiedział wzdychając. - Gdzie w ogóle jesteś? Piłaś?
- Widziałeś, żebym kiedykolwiek coś piła? - syknęła zezłoszczona - Romek przeżył i mają namiary na rezydencję. Byłam w tym burdelu i pogadałam z technikami...
- Wiedziałem, że by nie zabił dzieciaka... - mruknął chrząkając. - Nie przejmuj się namiary na domek. Nawet listonosz tu przychodzi, a nakazu na podstawie pomruków obłąkanego mutanta - bo zakładam, że od niego mają adres, tak? - nie dostaną. Odebrać cię skądś? Znaczy wysłać Jason’a? - Spytał spokojnie.
- Ty nic nie rozumiesz! Oni mają gdzieś nakazy, włażą, gdzie chcą i robią, co chcą...zabijają. Nie są zbyt sprawni, to fakt, już ich zgubiłam, ale jak przyjadą cała grupa, to może być ciężko.
- Kogo zabijają? Och przesadzasz... - westchnął. - Wracasz sama? Na pewno uciekłaś... zresztą czemu cię gonili? Nie pobiłaś ich mam nadzieję?
- Podsłuchałam ich w barze... - zaczęła jeszcze raz, powoli, starając się powściągnąć zalewającą ją panikę. Alan nie wierzył ...- Alan, ja tego nie wymyślam! Rozmawiali o akcji, starszy aspirant Adam Vogel, z komendy głównej, z dwoma kolegami, rozpoznali mnie chyba, jestem na jakiejś liście.. Nikogo nie pobiłam, za kogo ty mnie masz! Znają tożsamość Romka. Przesłuchali dziewczyny na stancji. Wiedzą, że się z nim przyjaźniłam. Uciekłam, ale planują jechać do rezydencji, zrozum to wreszcie!
Zapadła chwila ciszy, którą Alan przedłużał niemiłosiernie.
- Okej... skoro tak, to rzeczywiście trochę źle. Jak przyjadą i rzeczywiście takie z nich skurwysyny, że nic nie da się im... no nie uda się im ładnymi słówkami omamić, to coś zaimprowizujemy - odpowiedział niepewnie. - Potrzebujesz pomocy z powrotem?
- Bez przesady, nie jestem dzieckiem - odpowiedziała Cela, rozochocona łatwością, z jaką zwiodła policję. - Mam jeszcze coś do załatwienia. To na razie - rozłączyła się, i przyspieszyła kroku żeby zdążyć złapać autobus, który właśnie wjeżdżał na przystanek. Policja zaraz się zorientuje, że jej nie ma na dachu i jak ściągną psy, czy coś, tu może być problem.... Choć w sumie nie była na tyle istotna, żeby się bawili w jakieś zmasowane poszukiwania. Przypadkiem ją zauważyli, jak zwiała to wrócą do swojej roboty i tyle. Dobrze, że Alan potraktował poważnie jej słowa.
Jadąc nie dostrzegła i nie usłyszała żadnych syren czy radiowozów. Nawet jeśli ją gonili, bądź wciąż szukali, to raczej ich zgubiła.

Dojechała w pobliże stancji. Na wszelki wypadek nie weszła drzwiami, podskoczyła, złapała się parapetu w pokoju Magdy i zapukała w okno.
Po dłuższej chwili dziewczyna otworzyła i odskoczyła z piskiem przestraszona.
- Jezu! Co ty... co... jak ty się... co tu robisz?!
- Przyszłam się pożegnać - Cela wskoczyła do pokoju - Wyjeżdżam. Policja była u ciebie, tak? Nie świruj, przecież to ja, znasz mnie sto lat.
- Ta, ale... wyglądasz jakoś inaczej. Tak mi się zdaje - mruknęła, oglądając Ocelię od stóp do głów. - Gdzie wyje... albo nie mów mi. Lepiej żebym nie wiedziała. Ci policjanci jakoś dobzi byli w uzyskiwaniu odpowiedzi... wybacz.
- Dobzi, w sensie? - dopytała Cela - Powiedz coś więcej. I co to znaczy, że inaczej wyglądam?
- Jakbyś... przeszła przez niezłe gówno, wiesz? Z twarzy i postury... nie wiem. Takie sprawiasz wrażenie - chrząknęła, uciekając wzrokiem. - Po prostu byli przekonujący i dużo wiedzieli... chyba mi grozili w pewnym momencie. Bardzo im zależało, żeby wiedzieć o tobie jak najwięcej.
- To prawda, przeszłam. Ale nie będę ci opowiadać, to nie będziesz musiała - ani nawet mogła - kłamać. Większość z tego co mówią i mnie oskarżają, to bzdury. A ty jak się trzymasz? Chodzisz do szkoły?
- No już po żałobie to chodzę... ale niektóre słabo funkcjonują bo po marszu jakby... zabrakło trochę nauczycieli i uczniów. Jakoś rzeczy wcale nie wracają do normy, wiesz? Nawet na ulicach to widać... jakoś tak znacznie straszniej się zrobiło na zewnątrz i mimo, że jest więcej glin, to ja wcale nie czuję się bezpieczniej - powiedziała wzdychając ciężko i przejeżdżając ręką po włosach.
- Porobiło się.. - westchnęła Cela. - Masz do mnie żal?
- Co? Za co? - Spytała zdziwiona. - Do nikogo nie mam żalu. Tylko nienawidzę tych chuji, którzy uznali, że fajnie będzie zabijać zwierzoludzi! Zawsze myślałem, że to tylko... że tak było dawniej, za czasów naszych rodziców i w ogóle. Ale nie, że nas może coś takiego spotkać... dziwne - mruknęła zwieszając głowę.
- Jakbyśmy się cofnęli w rozwoju, nie? - Cela usiadła obok koleżanki. - Dobrze, że nic ci nie jest. Tyle osób.. od tylu osób nie mam żadnych wieści.
- Dasz sobie radę? Oskarżali cię o parę poważnych rzecz... - spytała z troską.
- Zdrada stanu.. cokolwiek to znaczy. Dam sobie radę. Oni ściemniają, Magda. Nie wierz w te bzdury.
- Przecież nie wierzę... nigdy nie byłaś typem terrorysty - mruknęła z uśmiechem. - Lepiej już idź... jak Hela cię zobaczy będziesz musiała płacić zaległ czynsz i się tłumaczyć ze wszystkiego.
- O tej porze to rzadko bywała na chodzie.. - zaśmiała się Cela. - Mam prośbę. Spakujesz resztę moich rzeczy?
- Jasne... daj mi chwilę... albo w sumie chodź też, chyba wszyscy śpią.
- Pewnie - wstała i poszła w stronę drzwi od pokoju Magdy.
- Tylko wiesz... przeszukali twój pokój. Mieli nakaz i w ogóle. Coś pewnie zabrali, ale wątpię żeby były to ubrania - powiedziała idąc za nią.
- Spoko, lapka zabrałam. Nie sądzę, żeby ich moje majtki interesowały.
Wyszły na korytarz i przeszły do pokoju Celi, który był pozostawiony w lekkim nieporządku. Wywalono parę szuflad, a niektóre z nich, nieudolnie włożono na swoje miejsca. Książki były inaczej poukładane, a materac wywrócony i rozpruty. Jednak mogła znaleźć wszystkie swoje ubrania. Brakowało bardziej osobistych rzeczy.
Cela zacisnęła wargi na widok tego pobojowiska. Wyciągnęła torbę i zaczęła wrzucać ubrania i buty. Dołożyła kilka książek, głównie tych, które były prezentami od znajomych.Jakieś drobiazgi, pamiątki ze wspólnych wyjść.
- Tyle chyba... - odwróciła się i objęła Magdę. - Do zobaczenia. Dziękuję za wszystko. Trzymaj się.
- Jasne... do usług - uśmiechnęła się smutno. - Ty się trzymaj. Chyba bardziej tego potrzebujesz - dodała wzruszając ramionami.
Cela przerzuciła pasek od torby ukośnie przez pierś.
- Wyjdę drzwiami.. Nikt tam chyba nie stoi, co? - zapytała, próbując się uśmiechnąć.
- Chyba nikt nie obserwuje bloku... chyba.
- Już by się dobijali, gdyby obserwowali. Pilnuj się. - powiedziała i jednak na wszelki wypadek wyszła z kamienicy oknem w pokoju Magdy.
Nikt jej nie napastował i jeśli nawet mieszkanie było obserwowane, to wartownik chyba zasnął na warcie.

Przeszła na przystanek autobusowy. Powinny jeszcze jeździć dzienne autobusy. Torba ciążyła, ale nie tak bardzo jak poczucie, że już nigdy nie spotka Magdy. I że coś definitywnie skończyło się w jej życiu. Nie mogła wyrzucić z głowy obrazu rozprutego materaca. Jakby była jakąś przestępczynią, I czego niby szukali w tym materacu? Narkotyków? Co innego można tam trzymać...
Musiała jeszcze czekać dobre kilkanaście minut na autobus, kiedy do przystanku zaczęli zbliżać się jacyś ludzie. Czteroosobowa grupka, trzech mężczyzn i jedna kobieta, szli w stronę przystanku, rozmawiając głośno i śmiejąc się.
Cela przyjrzała się im przelotnie, bez większego zainteresowania. Była już zmęczona po całym dniu i przygnębiona. Zależało jej, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Nie szukała kłopotów.
One też nie szukały jej. Czwórka przeszła dalej, cichnąc. Wkrótce przyjechał autobus.
Weszła do środka i z ulgą zajęła miejsce pod oknem. Torba była ciężka, więc umieściła ją pod nogami. Potem jeszcze czekał ja spacer, od pętli szło się chyba ze 3 km... Przed północą powinna dotrzeć na miejsce. Martwiła się o Romka, ale nie miała pomysłu, jak może mu pomóc. Może Alan coś wymyśli? Na Jasona nie liczyła za bardzo... Choć może uda się jego poczucie winy wykorzystać. Albo powie, że do żadnego RPA nie pojedzie, jak jej nie pomogą! Oni mogą oczekiwać od niej różnych rzeczy, więc ona też może. Zadowolona - i uspokojona - uśmiechnęła się do siebie, opierając głowę o szybę.

- Końcowy! - Usłyszała nagle, jakby po krótkiej chwili, choć rzeczywiście znajdowała się już na miejscu. Kierowca rozmawiał z drugim, który się z nim wymieniał, a na dworze choć było wciąż ciemno, to godzina była poranna. Padał lekki deszcz i wiał wiatr, sprawiający, że krople wody, bardziej zaciekle atakowały pieszych.
Potrząsnęła głową, nie pamiętała drogi, czyżby przysnęła? Przerzuciła pasek torby przez ramię i wyszła z autobusu. Deszcz zaatakował ją, było zimno i paskudnie, naciągnęła kaptur polara i poszła w stronę rezydencji.
Choć oświetlona bardziej niż zwykle, z racji większej ilosći rezydentów, wciąż była spokojna. Na schodkach, na ganku, siedział Jason z Alanem, rozmawiając cicho i paląc papierosy.
- Hej - powiedziała, zwalając torbę na ziemię. - Co robicie? Nie było policji?
- Nie... teraz pewnie cię szukają, ale z rana mogą wpaść - odpowiedział Jason wyrzucając niedopałek. Spod chmur niknącego, przejściowego deszczu, powoli wychylały się pierwsze promienie, słabego o tej porze dnia i roku słońca.
- Was też szukają - powiedziała wysuwając podbródek do przodu. - Będziecie tu siedzieć i czekać?
- Poza tym - usiadła na schodach - Chcę, żebyście mi pomogli wydostać Romka z komendy głównej.
- Właściwie to tylko wyszliśmy zapalić, ale skoro tak... A masz pomysł, jak go z tego miejsca wydostać? - Spytał Alan.
- Wejdźcie, rozniesiecie wszystko, i wyjdziecie. Jak to wy. To idziemy? Zanim więcej będą chcieli z niego wycisnąć...
- Ejejej... to policja. Na posterunku jest sporo kamer, sporo policjantów, a każdy z nich ma pistolet. To raczej bardziej bezpieczne miejsce i nie zapominajmy, że nie wszyscy policjanci zasługuj na... “rozniesienie” - mruknął Alan, wzdychając, przed wymówieniem ostatniego słowa.
- Poza tym Alan wciąż ma nie do końca sprawną nogę... ja mam ledwie sprawną prawą rękę. Nie ma lepszego sposobu? - Spytał Jason.
Spojrzała na nich, zadziwiona.
- Kurcze, skąd ja mam to wiedzieć? To wy jesteście spece od wchodzenie, gdzie nie trzeba, planów i innych takich.. w końcu się tym 500 lata zajmujecie, jak te wampiry. Ja wam mogę co najwyżej opowiedzieć, jak się prezentacje maturalną robi.
Westchnęła.
- Serio liczyłam, że jakoś pomożecie mi wyciągnąć Romka.. skoro go nie chcieliście jednak zabić.
- Cóż... może być pewien sposób - mruknął po dłuższej chwili Jason, drapiąc się po karku. - Gdy ostatecznie skończą go przesłuchiwać, wsadzą go do paki, za terroryzm, morderstwa i coś tam jeszcze, co mu dopiszą... z pewnością do takiego z zaostrzonym rygorem. O tyle dobrego w tym, że przynajmniej go tam nie zabiją bo nie dadzą rady pięściami.
- Wspaniała nowina... - wtrącił z przekąsem Alan.
- Więc... teoretycznie, gdyby złapali mnie, też bym tam trafił, z racji tych listów gończych, które jeszcze powinny obowiązywać. A raczej trafiłbym tam, dopóki by mnie nie przenieśli do więzienia za granicą, z racji przestępstw ogólnokrajowych. Stamtąd mógłbym pomóc mu wyjść - dodał wzruszając ramionami.
- No, no, no... to wspaniały pomysł. Szczególnie, że w tych więzieniach strażnicy mają ostrą amunicję - rzucił Hughes przecierając oczy z zażenowaniem.
- Romek nie ma z tym problemu. Mógłbym się jakoś za nim skrywać... nie wiem! Jestem dobry w improwizacji.
- No bo w planowaniu na pewno nie! Wątpię żeby zaakceptował twoją pomoc, po tym jak wpakowałeś mu pazur w oko...
- Świetnie - Cela przewróciła oczami - Ponabijaliście sie już ze mnie. Jak miło. A teraz, może - dla odmiany - coś konstruktywnego zaproponujecie?
- Cóż... bądź co, bądź jest to dość kłopotliwa sytuacja. Szczerze wątpię, by było możliwe wpłacenie kaucji... a policja z terrorystami nie negocjuje więc nie oddamy na przykład mnie za niego - zastanawiał się głośno Husky. - Zabijanie policjantów nie wcho... hmmm.
- Co? - Spytał bez choćby cienia ciekawości Alan.
- Mówiłaś, że jacyś detektywi mogą nas odwiedzić? - Spytał.
- Tak. Znają lokalizację. Wycisnęli z Romka. Wiedzą, że to mój znajomy. Dużo wiedzą.
- Cóż... skoro już i tak dużo wiedzą to chyba jednak musimy się stąd zbierać... szybko. Aczkolwiek możemy spróbować negocjować o wolność twojego przyjaciela w zamian za jednego, bądź więcej detektywów. Jeśli przyjadą taką grupą jaką ty spotkałaś, to nie będzie problemu. Ale pewnie wezmą ze sobą antyterrorystów... - wzruszył ramionami. - Kamil będzie bardzo niepocieszony przeprowadzką. Szczególnie szybką.
- Zaraz się zobaczy. Powiesz Kamilowi co wiedzą to zadecydujemy - powiedział Alan wstając ze schodów i wchodząc do środka.
Cela zarzuciła sobie torbę na ramię i poszła za Alanem.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline