Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2013, 21:16   #30
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil zareagowała nerwowo na widok zbliżającej się postaci. Szybko i cicho usunęła się na bok i przyjęła pozycję, która równie dobrze mogła posłużyć atakowi, co ucieczce. Zacisnęła rękę na łuku, ale nie zerwała go jeszcze z pleców. Uczyła się powściągliwości. Obserwowała uważnie mężczyzę i Nenę, omiotła także spojrzeniem otoczenie, szukając potencjalnych źródeł zagrożenia. Nie miała zamiaru dać się ponownie podejść.
Druidka zgodziła się pomóc choremu dziecku. Padły słowa o uzupełnieniu zapasów. To łowczyni odpowiadało. Skinęła głową i skierowała się w stronę chat. Zamierzała spróbować opchnąć kilka zebranych po drodze skórek za chleb, ser i wodę, a może nawet poszukać taniego noclegu dla towarzyszy - jej samej w zupełności wystarczyłaby stodoła i dostęp do studni.
W tym celu szukała dobrodusznie wyglądających wieśniaków, z których wywodził się ów zawodzący u stóp Neny jegomość. Jednak nie dane jej było zrealizować misterny plan. Swąd spalenizny przenikał powietrze, a im bliżej osady, tym głośniejsze były odgłosy rzezi. Razem z resztą towarzyszy weszła za wieśniakiem pomiędzy zabudowania. Wieś stanowiły niskie, przysadziste, drewniane domy, kryte strzechą, rozrzucone w nieładzie. Kolejna z chałup odkryła im niewielki plac, który był zapewne centrum wsi. Na placu rozpalony był dwumetrowy, drewniany stos. Scenka, która przed nim się rozgrywała spowodowała, że przestali iść za prowadzącym ich chłopem. Przystanęli i patrzyli.
Po placu, pozornie bez celu, biegało kilku ludzi. Nie to jednak było najdziwniejsze. Dwóch chłopów ciągnęło po ziemi w kierunku buchającego żaru, najwyraźniej martwe cielę. Jakaś kobiecina podeszła do ognia i wrzuciła do niego kilka nieżywych kurczaków.
Od stosu bił gorąc a do tego smród był nie do zniesienia. Z otępienia wyrwał ich głos chłopa.

- Pódźcie... pódźcie prendko... nim bydzie za późno.
Po czym chłopina znikł we wnętrzu jednej z chałup.

- Z żarcia chyba nici - mruknęła Cathil pod nosem i zagarnęła najbliżej pałetającego się wieśniaka - Co tu się dzieje?

- Co? Gdzie? - zaczepiony zachowywał się jakby wyrwany ze snu - A... ten tego? Pani... pomór.... zaraza... - machnął ręką i odszedł do swoich spraw.

Słowo “zaraza” wywołało poruszenie w grupie. Druidka nakazała im zakryć usta i niczego nie dotykać. Cathil zrobiła jak radziła Nena, choć nie wiedziała jak miałoby to pomóc. No ale słyszała kiedyś o morowym powietrzu. To musiało oznaczać, że zaraza unosi się wszędzie wokół nich. To bardzo zaniepokoiło Łowczynię. Miała nadzieję, że Druidka się pośpieszy. Stanęla z boku, obserwując uważnie otoczenie.


Po chwili znów zagadał ich jakiś wieśniak, zaczynało to być odrobinę nużące. Rozmawiał z nim Kurdupel. Przedstawił się jako jakiegoś możnego Pana, a ich jako swe sługi. Cathil zmrużyła oczy z irytacją. Bycie częścią świty jej nie leżało, ale bardziej niepokoił ją fakt, że niziołek postawił się od razu w pozycji zagrożenia. Kto, jak kto, ale Cathil dobrze wiedziała, że nawet najbardziej niepozorne stworzenie zaatakuje przestraszone. Cofnęla się jeszcze o krok, sprawdzając czy nikt inny się nie zbliża i miała sytację na oku. Zacisnęla usta w wąską linię i nie komentowała strategii niziołka. Może wiedział co robił, w końcu był bardem i powinien wiedzieć, jak gadać by wygadać się z każdej możliwej sytuacji.
W tej chwili wróciła Nena i od razu znów poproszono ją o pomoc. Cathil potarła nerwowo grdykę. Gdyby była z nimi Znachorka wszystko poszło by gładko, a tak to Druidka zmuszona była do latania w te i na zad za prośbami chłopów. Kobieta miała dobre serce i nie mogła odmówić ludziom w potrzebie. Cathil przełknęła gorzką ślinę, widząc znużenie na twarzy Neny. Czuła w tym swoją winę. Nic więc dziwnego, że poszła za nią.
Chata Skiby nie różniła się zbytnio od poprzedniej. Może miała trochę większe izby. Może po jej zawartości można było stwierdzić, trochę większą zamożność ich właściciela? Na łóżku leżał mężczyzna. Domyślać się należało, że to rzeczony Skiba. Prócz nich w chacie nie było nikogo. Mężczyzna był siny na twarzy. Na szyi miał bliznę. Nena podeszła bliżej i zaczęła się mu dokładniej przyglądać. Cathil szybko pojęła, że je okłamano. W jakim celu? Do głowy przychodziły jej tylko złe scenariusze.
Jej uwagę zwróciło przewrócone krzesło. Błahostka. Jednak nie pasowało do ogólnego porządku, który panował w izbie. Wszystko inne było wręcz pedantycznie ułożone na swoim miejscu. Zerknęłaś na poczynania Neny. Chłop, nienagannie skądinąd ubrany, miał rozerwany rękaw koszuli - kolejny dysonans w obrazie całości. I ta blizna pod szyją... To... to nie była blizna! Cathil widziała już kiedyś taki ślad na wisielcu.


Pamiętała ten dzień. Tłum na podzamczu. Zapach świeżo pieczonych ciastek mieszający się ze smrodem niemytego ciała. Wrzaski, płacz, śmiech i to jak wisielcowi puściły zwieracze, a ludzie dopingowali kata by pomyrdał jeszcze liną. Pamiętała spojrzenie hrabiego i strach przed nocą.
Mrugnęła, tamte czasy minęły. Było tu i teraz.

- Nie podchodź do niego - warknęła ostrzegawczo do druidki. Instyntownie sięgnęła po łuk i omiotła chatę spojrzeniem. Przewrócone krzesło, człowiek z taką blizną, rozerwany rękaw. Wszystko nie trzymało się kupy i krzyczało by uciekała. Jednak nie mogła zostawić druidki samej. Spojrzała na powałę, szukała odpowiedniej belki i śladów, które powinna zostawić lina.

- Albo próbował się powiesić, albo ktoś chciał mu pomóc - wytłumaczyła. Zaczęła przeszukiwać chatę. Nie znalazła jednak nic szczególnego. Nic, co mogłoby przybliżyć okoliczności śmierci Skiby.

- Wynośmy się stąd - syknęła Cathil dyskretnie sprawdzając drogi ucieczki. Poza najbardziej oczywistą drogą ucieczki - drzwiami, w izbie było też szerokie okno, z widokiem na pole. Łowczyni otworzyła okiennice i sprawdziła, czy droga jest wolna. Ponownie zwróciła się do Neny.

- Pora na nas - syknęła, zdenerwowana.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 14-05-2013 o 21:21.
F.leja jest offline