Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2013, 21:21   #21
Luphinera
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze

Świątynia Zastępów

Gadrayela siedziała nad księgą, jej blask i niezwykła aktywność fascynowała ją i ciekawiła. Delikatnie muskała strony starając się dowiedzieć o niej czegoś więcej. Strony lśniły jasno, co dziwne część z liter powolutku zaczynała gasnąć. Ta o jednym z Uzjelitów… Kilka rozbłysły jaśniejszym blaskiem. Anielica zbliżyła się do księgi zastanawiając się co to może oznaczać.
-Ofielu… Co chcesz mi powiedzieć? –zapytała na głos i przyglądała się księdze. Aratronitka jeszcze nie błyszczała. Dlaczego? Co mogło się dziać..? Jej czarne włosy opadły na policzek. Nagle i napis opisujący Aratronitkę rozbłysł jasnym światłem. Anielica uśmiechnęła się zaskoczona
-Jak mam to rozumieć? Oni się już przebudzili! Więc dlaczego u Jednego z Uzielitów... w sumie dwóch przygasło? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam...-przekręciła stronę, widziała tylko pożółkłą kartę. Odsunęła się zamyślona, a apokryf sam przewrócił stronę z powrotem na tekst. Zaskoczona egzekutorka znieruchomiała na chwilę. Spojrzała w górę.
-Ofielu, widziałeś takie rzeczy żeby apokryf kłócił się z badaczem?- wyszeptała cicho i podeszła do księgi i wpatrywała się w nią urzeczona w notatniku robiąc na jej temat notatki.

Timtirimti/Tim

Kobieta uniosła głowę wysoko i opanowała się, widziałeś jak jej tatuaż się poruszał.
-Nadal nie chcesz ze mną zadzierać. Jestem Mnemosyne. –odpowiedziała płynnie i śpiewnym głosem. Odsunęła się od Ciebie.
-Jeśli jesteś inteligentny zastanowisz się za nim ruszysz za mną. –dodała i zniknęła we mgle, którą wcześniej widziałeś.
-Do następnego spotkania… -usłyszałeś tylko szept przy uchu, a potem nastała cisza.

Uhephel szedł za jego mocą jak po sznurku… Poczuł moc Mnemosyne.
-No nie, jak wkurzyłeś ją Egzarcha się wścieknie… -przyspieszył kroku i zaczął biec uważając na eksponaty. Mieli już przygodę z Tytanidą pamięci. Skręcił w boczną wystawę i znalazł anioła. Patrzył na niego unosząc brew zaskoczony. Pankowiec? Wyczuł jego pieczęć i Zakon. Uśmiechnął się do niego zadowolony.
-Miałeś szczęście, że Cie nie zjadła… -wyszeptał i podszedł do drugiego anioła. Przyjrzał mu się i posłał mu ciepły uśmiech.
-Naprawdę masz fart bracie. –powiedział spokojnym głosem, na jego ciele przesuwały się mistyczne tatuaże.
-Zmęczony? Zabiorę Cię do świątyni, tam odpoczniesz i załatwią wszystko w kwestii Twojego pobytu tutaj. –podał mu dłoń na przywitanie się. Wszak byli tej samej pieczęci.
-Uhephel, z Zakonu Ofiela. Miło mi Cię poznać. –w tym momencie za oknem zaczęło padać, a piorun przeciął niebo. Anioł spojrzał za okno i westchnął.
-Czyli jednak nie unikniemy zmoknięcia…


Wiliam/Kirian

Eris uśmiechnęła się zadowolona jego odpowiedzią. Cóż, lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu prawda? Nie ma kolejnego sługi, ale będzie miała informacje.
-Zapraszam. -odparła, rozłożyła parasolkę i z gracją ruszyła w stronę swojej limuzyny. Jej biodra delikatnie poruszały się, widziałeś ją taką jaka była, skrzydełka lekko drgały z każdym jej krokiem.
Gdy doszliście do limuzyny szofer otworzył wam drzwi. Pierwsza z gracją wsiadła Skazana, następnie wskazała Ci miejsce tuż obok siebie.
-Napijesz się czegoś? Wina, szampana? -sięgnęła do barku, a limuzyna z gracją ruszyła wyjeżdżając na ulice. Słychać było jedynie deszcz stukający o szyby oraz rozchodzące się złowrogie grzmoty.
W dłoni trzymała szampana, rozlała do dwóch kieliszków i jeden z nich podała Tobie.
-Zdrowie za owocną współpracę? -Przyglądała ci się uważnie, na jej twarzy igrał tajemniczy uśmiech, a jej fioletowe oczy przyciągały. Zresztą cały jej wygląd przykuwał wzrok.
Stuknęła Twój kieliszek i drobnymi łykami wypiła szampana ze swojego kieliszka. Podróż upłynęła wam spokojnie, jednak o dziwo Eris po toaście całą drogę się nie odzywała. Czyżby nie ufała swojemu szoferowi?
Czarna limuzyna zatrzymała się przed jednym z luksusowych wieżowców w dzielnicy relaksacyjnej. Szofer wysiadł pierwszy i otworzył drzwi przed Eris zasłaniając jej postać parasolką.
Szofer podszedł do Twoich drzwi i zaoferował Ci drugą parasolkę. Dzisiejszy deszcz był okropny.
Skazana weszła do przepięknego nowoczesnego holu.
-Dobry wieczór Panno Floros. -powiedział recepcjonista, ukradkiem zerknął na Ciebie, ale najwidoczniej goła klatka piersiowa nie była niecodziennym widokiem.
Eris przywołała windę. Ta przyjechała dość szybko, wybrała najwyższe piętro i spojrzała na Ciebie krytycznie.
-Jaki nosisz rozmiar? -zapytała obchodząc Cię dookoła i muskając dłonią Twoje ramię, plecy, wzdłuż kręgosłupa.
-Rozumiem, że nie chcesz tracić czasu na przymierzanie garniturów? -wyszeptała prosto do ucha, a jej oddech musnął skórę.
Winda otworzyła się w tym momencie. Co dziwne przed wami był niewielki hol i jedne wielkie drzwi.
Kobieta otworzyła je dość nietypowym krokiem i weszła do środka.
-Rozgość się a ja poszukam czegoś co będzie Ci pasowało... -usłyszałeś jej głos zza przejścia. Szybka była.


Vincent/Anael

Twój wspaniały samochód spokojnie gnał poprzez miasto. Twoja sekretarka uśmiechała się do Ciebie, a sługa siedział z tyłu milczący.
-Zastanawia mnie co zniosło z Ciebie uśpienie. Czyżby miało się coś dziać. I czy przypadkiem w pańskim pokoju nie unosiła się siarka?- Julia zapytała przyglądając Ci się zaciekawiona, a jednocześnie zmartwiona. Ona dobrze ukrywała tym kim jest, jednak nie każdy anioł to popierał. Nie lubiła mieć do czynienia z Reguelitami.
Deszcz uderzał o szyby samochodu, wycieraczki z trudem ścierały spadające krople.
Twoje mieszkanko znajdowało się w dzielnicy mieszkalnej w pobliżu parku oraz szpitala. Samochód właśnie mijałeś park i skręciłeś w prawą stronę. Zatrzymałeś auto na niewielkim parkingu przed nie dużym blokiem. Siedzieliście przez chwilę w samochodzie.
-Szefie prawda, że masz... -zaczęła ale twój towarzysz poruszył się nie znacznie wskazując przejście między budynkami.
Piorun rozjaśnił niebo a Ty ujrzałeś kobietę o czerwonych oczach. Uśmiechnęła się do Ciebie, odwróciła plecami. Może ci się wydawało, a może naprawdę ujrzałeś czarne skrzydła?
Julia zamrugała kilka razy.
-Mam nadzieję, że nie wyszły na jaw Twoje dawne działania szefie... A wracając do pytania, ma pan parasolkę w aucie prawda?
Usłyszeliście zbliżający się motor. Jego silnik ucichł po chwili. Kobe przemienił się z powrotem w kruka.
-Lepiej by tamta dziewczyna nie widziała nas z Tobą... Widzimy się jutro w pracy. -odpowiedziała Julia i szybko zabrała ze sobą kruka. Wysiadła i zaczęła moknąć na deszczu. Zirytowany kruk schował się w jej kurtkę.
-Uważaj na siebie... -powiedziała i ruszyła w przeciwną stronę niż ta, z której pojawił się motor.
W stronę auta zaczęła iść kobieta, twarz skrywała w kasku, wyczułeś w niej pieczęć i anielską siostrę. Zastukała w okno od strony pasażera.
-Można? -zapytała stojąc na deszczu.


Sophie/Sophiel


Mężczyźni leżeli nieprzytomni, deszcz moczył ich ubrania. W tej chwili byłyście bezpieczne. Kobieta spróbowała wstać jednak nie dała rady. Syknęła lekko z bólu, włosy przykleiły się jej do twarzy. Na jednym boku szyi miała dziwny ciemny punkt, jednak nie mogłaś stwierdzić co to mogło być. Światło zepsutej latarni zapaliło się po tym jak znokautowałaś mężczyzn i mogłaś teraz przyjrzeć się dziewczynie.
Owalna twarz, delikatne usta -choć zaczerwienione od zimna i deszczu, tak samo jak policzki. Choć cera dziewczyny była dość blada. Włosy teraz całe mokre wpadały w brąz.
Udało Ci się dodzwonić na policje. Przyjęli Twoje zlecenie i kazali Ci się stamtąd nie ruszać, a najlepiej związać czymś napastników.
Dodzwoniwszy się na pogotowie, odebrali zgłoszenie karetka miała dotrzeć tam za 15 minut.
Kobieta przyglądała Ci się przez chwilę, po czym niepewnie odezwała się.
-Dziękuję Ci za pomoc. I tak nie miałabym gdzie iść. Dzisiaj miałam zostać przydzielona do jednego z pokoi w akademiku. -odpowiedziała drżącym głosem. Deszcz obmywał ranę. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy.
-Jestem Elyria Halle, a Ty? -spojrzała na Ciebie i uśmiechnęła się ciepło.

Usłyszałaś zbliżające się auto, całkiem ładne czarne bmw. Poczułeś też bliskość, znałaś ta osobę, a przynajmniej była aniołem tak jak Ty. Zatrzymał się tuż obok leżącego mężczyzny. Światła samochodu zostały wyłączone. Przez niebo po raz kolejny przemknął błysk pioruna.
-Nie znoszę takiej pogody... -wyszeptała Elyria i z zaciekawieniem przyglądała się wysiadającemu z auta mężczyźnie. A było na co popatrzeć.
Musiało mu być naprawdę ciepło, skoro z auta wysiadł w samych ciemnych spodniach. Na jego ciele widniały czarne tatuaże. Jego blond włosy zaczął moczyć deszcz, a po klatce piersiowej, tak dziwnie idealnej spływały krople deszczu.
-Nic wam nie jest? -zapytał ciepłym głosem i zerknął na napastników. Po czym spojrzał na Ciebie i posłał Ci ciepły uśmiech. Wiedziałaś, że miał wyższą pieczęć niż Ty. Jednak teraz nie bardzo mogliście porozmawiać. Anioł spojrzał na ranną.
-Wezwałaś karetkę? -zapytał po czym dodał. -Uważaj na nią, ja skrępuję napastników. -odpowiedział. Czyżby widział co się działo i stwierdził, że sobie poradzisz? Dearoth wrócił do auta, a ty mogłaś sobie podziwiać jego plecy...

Veronica/Uziel

"Nic Ci nie jest?" -zapytała zmartwiona Veronica, dziwnie było nie czuć bólu, a dalej być w ciele i patrzeć tymi samymi oczami.
-No a teraz nam suko wszystko pięknie wyśpiewasz.
Mężczyźni zapalili światło i ujrzeli, że ich więzień wyparował
-K****! Jak wy patałachy ją związaliście?!
Obaj mężczyźni skulili się przed gniewem szefa. Co dziwne na górze dało się słyszeć huk, jakby ktoś wysadził ścianę.
-I co jeszcze?! -Mężczyzna wściekł się nie nażarty i wyciągnął spluwę.
-Sprawdźcie to, ja poszukam naszej małej gnidy. Nie dostała skrzydeł i nie odleciała!
Mężczyźni również wyciągnęli swoją broń i biegiem ruszyli na górę.

Ból powoli ustąpił. Widziałeś mężczyznę kierującego się do drugiego zagłębienia zastawionego kartonami.
-"To diller. To jego rozpracowywałam od trzech miesięcy." -usłyszałeś zacięcie w głosie kobiety, w której ciele przebywałeś. Serce przyspieszyło, czyżby jednak miała jeszcze wpływ na to ciało?
Mężczyzna stał odwrócony do was tyłem. Jednak wcześniej dałeś radę przyjrzeć się jego profilowi. Śniada oliwkowa cera, Czarne włosy, podłużna twarz. Do tego dopasowany garnitur, drogi zegarek i sygnet na palcu. Miałeś go ładnie wystawionego.
Na górze dało się słyszeć pierwsze strzały...


Vanessa/Lofiel


Dzieci posłusznie wypełniły Twoje słowa, Gabriel skinął głową i pełny obowiązku pobiegł po ojca Piotra do plebani. Starsze dzieci brały młodsze za rękę i szły spokojnie do swoich pokoi. Szepty dzieci goniły za Tobą przez całą drogę w stronę pokoju pielęgniarki.
Widok tak pokrzywdzonego dziecka sprawiał Ci ból, który następnie przerodził się w szok i nie do wierzenie, a potem zamienił się w czysty gniew, który przebudził Twoje anielskie ja.
Dyspozytorka na pogotowiu wysłała natychmiast drugą karetkę. Do pomieszczenia weszła siostra Kanta, gdy ujrzała chłopca szybko zaczęła delikatnie sprawdzać jego ciało.
-Vanesso... - zawołała, ale Ciebie już tam nie było.
W dłoni trzymałaś list, ściskałaś go mocno palcami, tak że palce lekko Ci pobielały. Zniknęłaś w bocznej uliczce, deszcz moczył Twoją twarz. Piorun rozświetlił Twoją twarz, po czym przetoczył się grzmot, a zaraz za nim dało się słyszeć sygnał przyjeżdżającej karetki. Pod jednym z daszków zatrzymałaś się i zaczęłaś czytać list. Widziałaś pochyłe pismo, na szybko pisanego listu. Patrząc na pismo można było wywnioskować, że osobie, która go napisała musiały drżeć ręce.


"Drogie siostry

Zaopiekujcie się moim synkiem, Nikolasem. Musiałam go ukryć przed ojcem... Bił mnie, ale potem zaczął bić i małego. Nie mogłam tego znieść. Musiałam ratować synka.

Pewnie gdy czytacie ten list, ja leże skatowana w mieszkaniu...
Ale to nie jest ważne, zaopiekujcie się nim
W imię miłosierdzia!
Pro..."


List urywa się w tym miejscu, pismo stało się zamazane, a na papierze został ślad po atramencie. Kartka nie była najlepszej jakości, podniszczona i stara. Chłopiec, również był mizernej budowy.
Jego ojciec musi być gdzieś w slamsach...

Kei/Rashiela


Zaskoczony Twoim odejściem mężczyzna nie czekając ruszył za Tobą, zamówił sobie drinka, wypił go równie szybko.
-Niezła laska!
Kątem oka ujrzał białowłosą i zbladł.Miał nadzieję, że go nie zauważyła... Ale jak można nie zauważyć kogoś takiego jak on...?
-Max!- krzyknęła białowłosa kobieta, na jej nieszczęście jej głos stłumiła muzyka jaka panowała na dole.
Mężczyzna znajduje się z powrotem przy Tobie, czujesz jak ciało zbliża się, jak tańczycie razem. Muzyka unosi się wyżej a ty czujesz rosnące światło w Tobie. Czegoś takiego nigdy nie przeżyłaś. Zamknęłaś oczy i tańczyłaś, po ciele spływał pot, a Twoja jaźń dotykała czegoś większego... Łączyła się z tym co było uśpione. Mieszanina bólu i ekstazy. Mężczyzna nieznacznie musnął Twoje usta...
-Jesteś piękna... -wyszeptał i patrzył na Ciebie zaciekawiony czy go odtrącisz. Jego usta smakowały potem, pikantnością i alkoholem, a dłonie trzymał na Twoich biodrach tańcząc razem z Tobą.
Kobieta, która Poczuła Twoje przebudzenie przepchała się przez tłum. Ujrzała was razem i westchnęła. Tańcząc zbliżyła się do was i co dziwne teraz tańczyliście we trójkę.
-Max, ładnie to tak podrywać jedną z naszych? I kiedy ściąłeś swoją kozią bródkę? -zapytała przystojniaka, który niechętnie odsunął dłonie od Ciebie, ale dalej tańczył blisko.
Ty Kei czułaś jak wracają wspomnienia, jak budzi się to czym byłaś i dalej jesteś. Wiedziałaś, że dziewczyna stojąca obok Ciebie jest tak samo jak ty... aniołem? Twój umysł chciał powiedzieć, że to naprawdę boski klub, jednak w środku nie mogłaś temu zaprzeczyć i wiedziałaś, że była to prawda.
Gdy przeniosłaś wzrok na chłopaka -Maxa ujrzałaś dwa obrazy nakładające się na siebie, wspaniałego przystojniaka o niebieskich oczach, oraz drugi: jego twarz wyglądała podobnie, jednak miała małe różki wystające z pomiędzy włosów, kozią bródkę, oraz... Kopyta i futro??
Światło przygasło... Ludzie krzyczeli rozżaleni, a ty dokończyłaś swoją przemianę. Z Twojego ciała wybuchnęła jasność rażąc wszystkich obecnych, muzyka zamilkła na chwilę, na swoich plecach odczułaś skrzydła. Blask trwał przez chwilę, cała Twoja pamięć wróciła, a jaźnie się połączyły.
Po chwili skrzydła zniknęły, światła powróciły, muzyka rozbrzmiała na nowo, a ludzie jakby nic się nie stało dalej zaczęli wirować dookoła was.

Kaizer/Teriasil

Anioł uskoczył i spojrzał na drugiego anioła stojącego przed nim.
-Co ty sobie jaja robisz?! -nóż tkwił w drzwiach łazienki. Wspomnienia wracały do Ciebie. Za to co zrobiłeś czeka cie ładna pokuta.
-Słuchaj, nie mam nic do ciebie... Ale jesteś aniołem. Jestem Sarieal, Eloh z Zakonu Hariela. Akolita na trzeciej pieczęci. Więc w sumie to nie szalałbym tak na Twoim miejscu. -słowa mężczyzny wróciły ci pamięć, regułkę, którą powtarzałeś. Dotarło do Ciebie, że zaatakowałeś anioła z wyższą pieczęcią niż ty.
-Ani ty, ani ja nie chcemy mieć kłopotów. Ale sądzę... -za nim skończył poczułeś jak anielska jaźń wysyła Ci pragnienie. "Znaleźć świątynie!"
-... że zapewne jesteś jeszcze skołowany. -anioł rozejrzał się po Twoim obecnym loku.
-Nie powiem, że to miejsce jest takie złe... Jednak sądzę, że Świątynia mogłaby załatwić Ci coś znacznie lepszego niż to.
Harielita stał spokojnie i przyglądał się drugiemu mężczyźnie zaciekawiony. Jeśli zaatakuje drugi raz, nie będzie mu dłużny. Jednak to Teriasil splami swoją iskrę grzechem i Skazą...
Sarieal czekał na ruch drugiego anioła, wyciągnął ku niego rękę.
-Idziesz ze mną? -zapytał się wpatrując się uważnie w swojego brata.


Paulo de Romedrowernd

Slamsy, wieczór i ulewny deszcz. Takich pustek w klubie dawno nie widziałeś. Zazwyczaj znajdywało się tutaj sporo osób, ciemnych typków, polityków uciekających od reszty miasta aby zaspokoić swoje żądze.
Twoje panie do towarzystwa leżały i smutno wpatrywały się w okno. Piorun przeszył niebo.
-Szefie... Gdzie wszyscy klienci? -zapytała Marietta stojąc przy schodach.
W tym momencie drzwi do knajpy otworzyły się z trzaskiem a w środku pojawił się mężczyzna, z płaszcza spływała mu woda. Powolne kapanie kropel zagłuszała ulewa za oknem.
Kaptur zasłaniał twarz mężczyzny. Jego kroki powoli kierowały się w stronę baru i Ciebie siedzącego przy nim. Usiadł obok Ciebie i sięgnął po swoją teczkę.
-Mam dla Ciebie zadanie. Dawno się do mnie nie odzywałeś... -jego głos był szorstki., a spod płaszcza wyłonił się ogon, który mogłeś ujrzeć tylko ty.
-Panie wracajcie do siebie. -powiedziałeś spokojnym głosem. Dziewczyny od razu zniknęły na górze.
Mężczyzna spojrzał na barmana. Ten popatrzył na Ciebie.
-Sprawdź zapasy piwa -odpowiedziałeś i barman zniknął za zapleczem. Przeniosłeś wzrok na mężczyznę. Ten wyciągnął gotówkę z teczki.
-To przedpłata. Ponoć w mieście mają obudzić się nowe anioły. Dowiedz się o nich wszystkiego co będziesz mógł... -spojrzał na Ciebie a jego oczy zalśniły zimnym nieziemskim blaskiem. Patrzył się na Ciebie i czekał na odpowiedź.
-Heaphel mnie przysyła. Wiesz, że z nim się nie zadziera...

 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."
Luphinera jest offline