Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2013, 14:16   #26
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Francesca może i nie była wielką miłośniczką krasnoludów, nieokrzesanych, zarośniętych gburów, ale jak na razie w Novigradzie nie miała innego wyboru. Wstał może i kolejny dzień, ale liczba znanych przez nią paserów była stała i wynosiła jeden... a może nawet i pół, w końcu krasnoludy są mikrego wzrostu. "Pod Łbem Trolla", co nie było specjalnym zaskoczeniem, nie gromadziły się żadne tłumy. Lombard jak lombard, funkcjonował na cudzym nieszczęściu, a nawet to nie mogło przytrafiać się ludziom cały czas. Jak kogoś przyciśnie, to przybiegnie ze srebrną tacą po matce... Paserstwo z kolei wymagało pewnej dozy ostrożności. Złodziejska gildia nie mogła przecież urządzać przed lombardem krasnoluda kolejek, takiej pokusy żaden strażnik by się nie oparł, nie ważne jak dobrze opłacany pod stołem. De Riue do środka mogła zatem wejść nie niepokojona.
-O proszę, klient w progi, ja do nogi – do uszu rudowłosej dobiegłą rymowanka wypowiedziana znanym już basowym głosem. -O – dorzucił jednak Hogen, gdy zobaczył kto tak naprawdę go odwiedził -Francesca. A gdzież się podział spiczastouchy absztyfikant?
-Witaj Hogenie, pewnie gdzieś zajęty swoimi sprawami... - wzruszyła ramionami, pokazując tym samym, że nie jest to dla niej ważne. -Masz może te szafiry, o które prosiłam? - spytała już zupełnie innym tonem.
-Nie - odparł krótko i rozłożył ręce. Typowo krasnoludzkie podejście prosto z mostu.
-Szkoda, strasznie mi się zamarzyła taka błyskota z szafirów. Pewnie jeszcze będę miała okazję się spytać, póki co, inne sprawy mnie do ciebie przywołały. - Kobieta rozejrzała się chwilę, jakby zamyślona, wyglądało na to, że nie jest pewna czy to bezpieczne miejsce.
-No, no. Oczywiście. Sprawy. A jakie? - Czub był prawdziwym mistrzem subtelności.
-Mam coś dla ciebie - powiedziała dając mu całkiem spore zawiniątko.
-Ach tak, zapewne pamiątka po babci, czy coś takiego. Nie będę ukrywał, że takie rzeczy się zdażają, nie ma się co wstydzić - zapewnił krasnolud, delikatnie odwijając materiał. -No niech mnie wół kopnie w dupę! - wyrwało mu się. -Niezgorsza zdobycz.
-To wszystko co mam - powiedziała oschle. - To ile, tak po znajomości? - dodała mrugając okiem.
Hogen przyglądał się uważnie klejnotom. Były dość małe, ale końcu kamienie szlachetne to kamienie szlachetne. O naszyjnikach nie wspominając.
-No, będzie to warte z osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt koron jak nic - stwierdził. -Więc po znajomości, gotów jestem dać dwadzieścia - na pewno nie takiej ceny spodziewała się rudowłosa.
-Że co? Nie rozumiem, te błyskotki są warte co najmniej 300 koron! -wampirzyca nie pierwszy raz sprzedawała kosztowności, zwykle dostawała lepsze ceny.
-Nie przesadzałbym, to niezłe świecidełka, ale żadna tam masa perłowa. Może 150 u dobrego kupca - zgodził się krasnolud. -Tyle, że to gorący towar. Za dużo, w zbyt krótkim czasie. Gówno zaraz zaleje ulice, jak straż świątynna zacznie cię szukać - stwierdził wprost.
-To weź mniej. Potrzebuje trzysta koron. To jak będzie? - rudowłosej bardzo niepodobały się zalecenia krasnoluda.
-Dziewucho, powinienem cię z tym za drzwi wypieprzyć, a nie oferować solidne złoto - nie spuszczał z tonu Czub. -Ale niech ci będzie, po znajomości. Dwadzieścia kron teraz, a jak sprawa przycichnie, a kapłani Wiecznego ognia cię nie obwieszą za miastem, dorzucę jeszcze dziesięć - zaoferował.
-Niech będzie - zgodziła się, ale w jej głosie nie dało się zidentyfikowac zadowolenia.
Hogen skrzętnie zabrał się do przeliczania obiecanego złota. Przynajmniej w tym był szybki i profesjonalny, bowiem dwadzieścia wartościowych krążków bardzo szybko zmieniło właściciela.
-Komuś to w ogóle rąbnęła dziewucho? - zapytał, zupełnie nieprofesjonalnie. Im mniej paser wie, tym lepiej.
-Dziękuje za transakcję, jak sprawa przycichnie upomnę się o resztę - już w głowie rysował jej się plan zdobycia kolejnych funduszy. Teraz wiedziała, że biżuterię może sobie odpuścić. Kobieta wyszła nie pokazując po sobie emocji, krasnolud zaś nie nalegał na odpowiedź na swoje pytanie.


Mając już pieniądze i zapas wolnego czasu, Lisek skierowała swe kroki do Srebrnej Lilii. Bywała tutaj tak często, że ktoś gotowy byłby nazwać ją rozpustnicą! Ale prawda była taka, że nie widziała Tyss już trzy dni, od ich spotkania w tajnej loży i późniejszej wyprawy pod Wesołego Kościeja. Za progiem, tak jak kiedy przybyła tutaj pierwszy raz, przywitało ją błękitnookie, ogolone na łyso dziewczę.
-Dzień dobry pani – przywitała się grzecznie. -W czym możemy dzisiaj służyć?
- Czy zastałam panią Tyssaie? - Francesca spojrzała w stronę schodów do góry.Może będzie miała szczęście i zastanie wychodzącą przyjaciółkę.
-Widzę, że często ją pani odwiedza. Chyba wpadła jej pani w oko - zachichotało dziewczę.
-Bardzo możliwe... - powiedziała tajemniczo rudowłosa, aby nie wzbudzać podejrzeń. Na koniec uśmiechnęła się paskudnie - jest czy nie?
-Jest, jest. U siebie, na dole - odparła. -Odprowadzić? - zapytała grzecznie.
-Poradze sobie - odparła i ruszyła w stronę znajomych jej dobrze pokoi. Chwilę nasłuchiwała przy drzwiach, potem zapukała cicho. Praktycznie od razu dobiegło jej uszu zaproszenie do środka. Tyss, jak miała najwyraźniej w swym zwyczaju, siedziała z nosem w papierach. Prowadzenie burdelu kojarzy się ludziom z mnóstwem rzeczy, ale jakoś brakuje wśród nich papierów. A tu, jak zwykle, rzeczywistość okazuje się mniej romantyczna od fikcji.
-Och, Francesca - ucieszyła się blondwłosa. -Dobrze cię widzieć.
-Również się ciesze ogromnie. A ty znowu w tych papierzyskach... ale już nic nie mówię. Powiedz tylko czy coś wiesz nowego- wampirzyca przysiadła na krześle na przeciwko biurka. Spoglądała trochę zniecierpliwionym wzrokiem w stronę przyjaciółki.
-Nowego? - zapytała niezbyt przytomnie. -Nowego o czym?
-Chodzi mi o nasz sekret - przezornie nie mówiła wprost.
-Nieszczególnie - odparła niechętnie. -Cóż się mogło w mieście stać przez trzy dni? - dodała w formie usprawiedliwienia. -Ot, wcięło gdzieś mojego medyka i tyle - zakończyła.
-Jak to wcięło? Coś mu się stało, czy zaszył się gdzieś z nową kochanką? - Francesca zmierzyła swoją przyjaciółkę z góry na dół - wątpie jednak, żeby zaznał na tyle spełnienia od człowieka... wampiry są najlepszymi kochankami... chociaż elfy... - Francesca zaczęła głośno myśleć, szybko jednak spostrzegła swoje zapędzenie - wiadomo co z nim?.
-Nie mam bladego pojęcia - blondwłosa rozłożyła bezradnie ręce. -A w tym fachu medyk jest niezbędny, jeśli nie chcę aby klienci pozarażali mi dziewczyny na śmierć. Mogę dawać kapłankom Melitele trochę datków, aby od czasu do czasu zajęli się co gorszym przypadkiem, ale na ich regularne usługi medyczne mnie nie stać. Dlatego miałam pod ręką Vattiera, a tu nagle gówno w oczy.
-Gdzie go ostatnio widziano? Mogę się rozejrzeć tylko potrzebuje kilku informacji. Gdzie bywał, gdzie jadł, czy się z kimś spotykał - może z dziewczyną od ciebie?
-Ostatnio był chyba w swoim domu, przy kapliczce Świętego Ognia w połowie drogi między ‘Małym Co Nieco’ a mostem na Wyspę Spichrzów - odparła Tys po chwili zastanowienia. -Jadł więc pewno koło domu, bo karczma cieszy się niezgorszą renomą, jeśli komu nie przeszkadzają krasnoludy. A z kim się spotykał? Uczciwie mówiąc, prywatne życie Vattiera mnie nie interesowało. Ale widział się z każdą moją dziewczynką, chociaż tylko głupcy zakochują się w dziwkach.
-Sama dobrze wiesz, że to nie rzadki gatunek człowieka - uśmiechnęła się Francesca - jak tylko uporam się ze swoimi problemami, z pewnością popytam się o tego medyka. Zaczepiłam się u jednego z krawców i zamówiłam u niego gorset. Także nie tracąc czasu poszukałam dochodu w Nowej Dzielnicy, nie było z tym problemu, tylko paser okazał się istnym zdziercą. Wyobraź sobie że za naprawdę ładne i kosztowne naszyjniki zapłacij jedynie dwadzieścia koron, resztę dostanę jak ucichnie sprawa, ale to też zbyt niewiele. Nauczyłam sie przynajmniej, że jak zdobywać to tylko korony... taka niegodziwość miasta... - westchnęła na końcu i zamyśliła się chwile.
-Nie pomogę ci w tym zakresie - Tyssaia rozłożyła ręce. -Paserstwo to nie moja sprawa. Ja tutaj prowadzę godziwy biznes.
-Poradzę sobie - powiedziała dumnie Francesca, już wiedziała, że nie mogła liczyć na skąpą przyjaciółkę. Na szczęście nie brakowało jej wyjątkowo dużo, jeden wypad i gorset będzie jej, nie mogła tracić czasu. Także jeśli dobrze pójdzie, to niebawem będę miała naszego krawca w garści - uśmiechnęła się paskudnie.
 
Zapatashura jest offline