Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2013, 16:22   #89
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zostali uwięzieni, tym razem w czarnej pustce. Nie można było zgadnąć, czy to znowu więzienie ich umysłów, czy też potwór manipuluje rzeczywistością wypaczając jej prawa na swoje potrzeby.
- Cóż... wygląda na to, że nasz gospodarz... nie chce nas wypuścić - rzekł Roger starając się pod warstwą flegmatyzmu ukryć strach. - Widać się do nas przywiązał.
Sir Attenborough zastanawiał się nad rozwiązaniem obecnego problemu, ale narastający lęk sprawiał, że do głowy nie przychodził żaden racjonalny pomysł.
- Czas jest tutaj zaburzony - stwierdziła panna Darlington, która raptownie przystanęła.-Raz płynie normalnie, raz zwalnia, to znów przyspiesza. Bez najmniejszej regulerności.
Julia opadła na kolana zatapiając dłonie w mleczny opar. Chciała wyczuć pod palcami podłogę. Upewnić się, że tam jest.
Ale podłogi nie było. Mogła zanurzyć dłoń w głębię po której kroczyli. Całą dłoń, nawet po łokieć i głębiej gdyby chciała. Ale przecież stali, nie opadali. Stali, szli, a jednak dłonią nie wyczuła gruntu, podłoża czy jak to tam nazwać. Nie wyczuła nic.
Julia podniosła się i nerwowym ruchem odgarnęła włosy z czoła.
- Nie wiem czy mamy jakikolwiek wybór niż po prostu iść przed siebie. Lepsze to niż czekać na cud - oświadczyła kultystka rozpoczęła marsz.
W jakimś przypływie desperacji złączyła dłonie w trąbkę, przyłożyła do ust i krzyknęła na całe gardło.
- Haaaaloo! Jeeeest tam ktoś?!
Było coś dziwnego w tym krzyku Julii. To znaczy był to na pewno jej głos, ale nie zachowywał się on tak jak krzyk ludzki zachować powinien się. Nie było tych wszystkich pogłosów i ech, które zwykle temu towarzyszą. Coś jakby absorbowało fale dźwiękowe. Wchłaniało i wydostać się im nie pozwalało.
Po dłuższej chwili, podczas której Julia Darlingto przypuszczać już zaczęła, że nikt lub nic jej nie odpowie usłyszeli jakiś głos. Słaby. Żałosny. Przepełniony bólem
- Zdrada. - Był to być może kobiecy głos.
- Pułapka. - Dołączył do niego drugi, tak samo umęczony.
- Czeka was tu tylko śmierć. - Dźwięczny głos diwy operowej rozbrzmiał. - Czeka was śmierć jak i nas. Nas zdradzonych. - Meg i Julia znały z pewnością ten melodyjny, piękny głos. Słyszały go nieraz w operze w Bath. Tak śpiewała tylko Mireia de Mendizába.
Roger nie uważał, że dalsze chodzenie ma sens. Lepsze było raczej znalezienie innych rozwiązań. Ale zanim zdołał się odezwać, ktoś go ubiegł.
Więc zamiast zwrócić do Julii, spytał nadzwyczaj opanowanym głosem.- Jeśli to nie problem, moglibyście... co nieco uściślić te kwestie... śmierci i zdrady? Bo jeszcze jakby nie patrzeć, żyjemy.
Odpowiedziała mu cisza. Absolutna, gdyż nawet echa swojego głosu nie słyszał. *

Gdy rozległy się głosy, Margaret przystanęła. Nie podjęła jednak kroku, gdy słowa - wypowiadane przez, zdawać by się mogło, Mireię de Mendizábę - ucichły. Zamiast tego zagryzła mocno wargi. Pytanie, ileż to razy jeszcze przyjdzie jej tego dnia smakować własnej krwi dla dobra sprawy, zawładnęło jej myślami jedynie na chwilę.
 
liliel jest offline