Od czasu ostatniego, felernego w skutkach magowania krew zdążyła skrzepnąć tworząc kilka strupów, które ustąpiły pod naporem zębów z taką łatwością, z jaką masło ustępuje pod nożem. Niemal w tej samej sekundzie, w której metaliczny posmak rozpłynął się po jej języku, Meg dostrzegła sploty Gobelinu. Poszło łatwo, zadziwiająco łatwo, niepokojąco wręcz łatwo.
Z chwilą, gdy stało się dla niej jasne, że są jedynymi żyjącymi istotami w zacięgu “wzroku”, Verbena odetchnęła. Częściowo z ulgą, częściwo jednak z żalem. Asura pogrywał z nimi i szczerze powiedziawszy, zaczynało ją to mierzwić.
- Proszę państwa, wygląda na to, że jesteśmy w Umbrze - rzuciła w sposób całkowicie beznamiętny, z dziwną nutą w głosie, przywodzącą na myśl przewodnika, po raz tysięczny oprowadzającego grupę po dobrze sobie znanym terenie.
-Następnym razem możesz skorzystać z mojej krwi. I tak nie sądzę by był ze mnie inny pożytek.- wtrącił Roger i rozglądając się spytał.- Czy ten fragment umbry jest jakąś kieszenią? Jakimś zamkniętym kołem, w którym jesteśmy uwięzieni?
- Dobre pytanie. Niestety w tej materii nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć. Ars Manes nie jest moją mocną stroną - odparła kobieta wzruszając bezradnie ramionami.
-Zakładając, że ten fragment Umbry, jest zamkniętą przestrzenią... w niekonwencjonalny sposób zamkniętą. Dalsza wędrówka traci sens. Będziemy jak szczur zamknięty w kołowrocie. Pozostaje więc jedno... Należy pomyśleć, jak przebić ścianę naszego więzienia.- stwierdził Roger rozważając sytuację. - I zastanowić się nad opracowaniem wspólnym rytuału.
Wzruszył ramionami.-Moją silną stroną jest kontrola czasu i materii. Niestety, moi bracia i siostry zginęli zanim ukończyłem nauki.
Ciemność, która ich otaczała powoli zaczynała się rozwiewać wraz z jakąś melodią. Melodią? Czyżby mieli teraz jakieś omamy słuchowe?
Gdzieś tam, ustalenie kierunku było raczej niemożliwe, ktoś coć śpiewał zachrypniętym głosem
Luke Kelly And Ronnie Drew - Monto - YouTube
Well, if you've got a wing-o,
Take her up to Ring-o
Where the waxies sing-o all the day;
If you've had your fill of porter, And you can't go any further
Give your man the order: "Back to the Quay!"
Chwilę później ich oczom ukazała się mała, przygarbiona postać w zielonym kubraku.
Wraz z jej śpiewem okolica zaczynała się zmieniać. Pojawił się bujny las i nagle też pojawiły się inne dźwięki. Odgłosy tego lasu, jak i jego zapach.
Mały, pokraczny, zielony ludek pociągał sobie z butelki idąc przez ten las.
- Oooooooooo!! - Przerwał gdy zobaczył stojąca na jego drodze trójkę. - Zgubiliście się, co?
Przyjrzał się uważnie każdemu po kolei. - Tak, zgubiliście się. - Odpowiedział sam sobie pociągając z butelki.
Kosmatą ręką wytarł usta i wyciągnął przed siebie flaszkę.
- Za zgubionych. - Zachęcił ruchem ręki do poczęstunku. - Mój mag też mi się zgubił.
- Twój mag? - zapytała uprzejmie Margaret.
- Tak. - Pociągnął nosem. - Mój mag. Mój mag mi się zgubił. - Zaczął łkać. - Zostałem sam.
- Hej, to ty upiłeś Aoife? Wspominała coś o leprechunie, garncu złota i whiskey - do rozmowy wtrąciła się Julia.
- Aoife?? - Zmrużył oczy podnosząc wzrok na Darlington, następnie zlustrował ją dokładnie od stóp do głów. - Aaaaaaaaaaaaaaa... ta słodka, rudowłosa, zdzi... to znaczy dziewczyna. Upiłem?? - Przyjął minę niewiniątka. - Sama chciała. A wy nie chcecie?? - Zapomniał już całkiem o swoim żalu i pociągnął z butelki. - Dobra whiskey. Irlandzka. - Cmoknał na znak że mu smakuje.
Gdzieś w oddali usłyszeli płaczliwy kobiecy głos. Słów nie dało się zrozumieć, ale rozpacz aż nadto wyzierał się z tego.
- Dobrze, daj - Julia wyciągnęła rękę po butelkę. Prawdę mówiąc po spotkaniu z Ashurą miała ochotę się napić. - To może skoro już się zapoznaliśmy wyjaśnisz nam teraz gdzie w ogóle jesteśmy?
-I jak się zwał twój mag... Może akurat go spotkaliśmy po drodze.- wtrącił Roger przyglądając się badawczo małej szkaradzie w zielonym surducie.