Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2013, 18:41   #2
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9y96Y2JE5F8[/MEDIA]

Opowieść każdej istoty ma gdzieś swój początek.

Czasem są to opowiadania tak zwyczajne i proste iż bardowie nawet nie myślą by układać na ich cześć pieśni. Bowiem kto śpiewa o synu drwala rąbiącym sosny, czy o rybaku który złowił pięknego szczupaka? Mimo iż są to historie wspaniałe-bowiem dzięki nim żyje świat, to dawka heroizmu i dreszczyk emocji którego tak pragną trubadurzy jest w nich zbyt nikły. Dla tego też te opowieści kroczą swoją własną drogą, zaś poruszające serca pieśni skupiają się an tych, którzy wybrali żywot pełen niebezpieczeństw i zagadek.
Taki kierunek nadał też nicią swego losu krasnolud Torbor, którego historia miała zacząć się właśnie tego wieczora. Dokąd zaś go ten szlak doprowadzi ? Czas na pewno da kiedyś odpowiedź na to pytanie.

~*~

Krępa postać kroczyła przed siebie, twardo stawiając opór śnieżycy, która dudniła okiennicami domostw, zabierając ze czasem w swych mroźnych objęciach dachówkę czy dwie. Ciepła czapka, mocno naciągnięta na głowę, niemal całkowicie zakrywając oczy, ochronić miała uszy od zbędnych odmrożeń. Dłonie opatulone w grube rękawice, mocno ściskały skórzane paski, trzymające olbrzymi plecak, w odpowiednim mu miejscu. Każdy krok powodował iż, w śniegu zostawał ślad ciężkie krasnoludzkiego buta. Trop ten jednak szybko zacierany był przez płatki śniegu które atakowały wszystko na swej drodze. Bracia i siostry tych lodowych gwiazd, aktualnie przeprowadzały szturm na pokaźną rudą brodę, oraz wąsiska które wystawały spod czapy, opadając na gruby zimowy płaszcz. Jednak duża stalowa tarcza, która niczym żółwia skorupa spoczywała na plecach krasnoluda, oraz przywieszony przy pasie topór, odróżniały tego niskiego osobnika, od wszelakich rzemieślników i rybaków z tego regionu.
Torbor kroczył ulicami Targos rozglądając się na boki w poszukiwaniu odpowiedniego szyldu. Czasem mijała go jakaś sylwetka, szaleńca który w ta pogodę postanowił opuścić ciepły kąt swego domu, by załatwić swe sprawunki. Jednak osobników takich nie było zbyt wiele, a jeżeli nawet już się pojawiali, nikt nie zwracał na krasnala uwagi – głupota by było ucinać sobie pogawędki przy takiej zawierusze.
W końcu brązowe oko, dostrzegło drewniany szyld, którym wiatr rzucał na wszystkie strony. Gdyby nie łańcuch, którego trzasków nie było słychać wśród szumu wiatru, zapewne znak rozpoznawczy „Płaczącej Wdowy” odleciałby w siną dal.
Krasnolud wsunął dłoń do głębokiej kieszeni swego stroju i wyjął z niej pomiętą kartkę, którą niedawno przywiała mu wichura. Treść była lekko rozmyta, ale jeszcze czytelna. Rudowłosy zdołał jeszcze upewnić się iż chodzi o te karczmę, gdy potężny podmuch wiatru wyrwał z jego dłoni ogłoszenie, by zabrać je daleko w nieznane. Krasnolud uśmiechnął się lekko pod swym bulwiastym nochalem po czym dziarskim krokiem wkroczył do karczmy.
Pierwszym czym uderzyło go po zamknięciu za sobą drzwi, było ciepło, a wręcz gorąco. Szalejący w palenisku ogień, nagrzewał cała salę przybytku, zaś istne masy ludzkie tym bardziej dodawały sił gorącu.
Krasnal zdjął czapę, uwalniając swoją rudą czuprynę, która połączona była ze zgrabnie przystrzyżonymi bokobrodami. Zastrzygł swymi rosłymi wąsiskami, z których spadło kilka kropel wody, jedynej pozostałości po śnieżnych płatkach. Jego gęste brwi zbliżyły się lekko do siebie, gdy zmrużył oczy by wychwycić najlepsza drogę do baru, tak by nie musieć przebijać się przez wszelakie grupy mieszkańców Targos .
Gdy w umyśle powstała już odpowiednia ścieżka, Torbor bez pardonu począł przedzierać się w stronę lady. Jak każdy krasnolud był krzepki, a nawet wśród przedstawicieli swej rasy, uchodzić mógł za dobrze zbudowanego. Silne ramiona, wzmocnione wieloletnimi pracami przy kowadle w ojcowskiej kuźni, teraz pomagały mu bez większych problemów dostać się do upragnionego miejsca.
- Hej nu ty! – gdy zbliżył się już do lady na tyle, by gospodarz go usłyszał, odezwał się głosem grubym, aczkolwiek miłym. Nie był on jednym z tych szorstkich krasnali, których wzrok mógł mielić głazy. – Daj no mi kufel dobrego piwa jak i michę ciepłej zupy. –stwierdził kładąc odliczone srebrniki na blat. W jego akcencie słychać było dużo naleciałości wspólnej mowy, wprawne ucho od razu zrozumiało by, że nie podchodzi on z krasnoludzkich metropolii.
- I powiedz ty mi ino jeszcze, gdzie jo Ci znajdę Huberta Gallaway’a, bo ponoć chętny do ruboty szuka. –zauważył rudowłosy, zajmując miejsce niedaleko barowej lady, w swych grubych paluchach zaciskając kufel piwa. Schował on końcówkę swej uplecionej w gruby i długi warkocz brody, za kołnierz, by nie umoczyć jej w zupie, czekając na informacje od karczmarza, który na pewno wiedział, gdzie był jego przyszły pracodawca.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline