Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2013, 17:11   #6
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Płacząca Wdowa jak co wieczór zapełniła się gośćmi. Myślałby kto, że późną porą, gdy mróz ściślej obejmuje świat, komukolwiek będzie chciało się wychodzić z domu. Tymczasem interes w przybytku kręcił się najlepsze - być może z uwagi na dawne dzieje i wspomnienie legend tu bywających, być może ze względu na świetną strawę i możliwość noclegu, a być może dzięki obsłudze? Trudno chyba byłoby wyznaczyć jeden czynnik sprawiający, że po zapadnięciu zmroku w karczmie wcale nie pustoszało. Jak co dzień trafiali tu zarówno mieszkańcy Targos, jak i przybysze z okolic albo dalszych stron. Każdy miał coś ciekawego do opowiedzenia, a Arine kręciła się pośród nich z wdziękiem, czujnie łowiąc co ciekawsze informacje. Dzisiaj nie mogła jednak poświęcić im tyle uwagi, ile chciała. Miała inne plany. Plany, za które oferowano jej sowite wynagrodzenie.

Lawirując wśród stołów i zapraszających ją do towarzystwa klientów, dotarła do stolika umieszczonego w rogu, przy którym samotnie siedział całkiem przystojny mężczyzna. Widziała, jak jeszcze przed chwilą rozmawiałam z kimś. Najwyraźniej jednak druga osoba opuściła już Płaczącą Wdowę. Serge Liam.


Człowiek, który zagrażał interesom jej zleceniodawcy. Pozostawało pytanie dla kogo pracował. Choć Nael obserwowała go od jakiegoś czasu, nie potrafiła określić, co nim powoduje i kto jest jego pracodawcą. Przyszedł więc czas na bardziej zdecydowane kroki. Kilka dni temu subtelnie zaczęła podchodzić Serge’a, sama robiąc za przynętę. Nie wyglądał na mężczyznę, który mógłby mieć wobec niej jakieś cieplejsze uczucia, ale na pewno mógł mieć na nią ochotę. Dowiedziała się, co lubi, dzięki małym przysługom, którym dłużni jej byli ludzie tu i tam, i zamierzała to wykorzystać. Wystarczyło, by tylko podał jej nazwisko.

Postawiła kielich na stole, nachylając się nad Serge’em i uśmiechając się lekko.
- Na koszt firmy.
Mężczyzna przesunął powoli wzrokiem po jej ciele, by spojrzeć jej ostatecznie w oczy. Wyglądało na to, że jest w całkiem dobrym humorze.
- Ah, to ty... Dziękuję. Miło cię widzieć.
- Jak idą interesy? - zagaiła, przecierając od niechcenia blat stołu.
- Świetnie. Zakończyłem dziś ciekawą... transakcję. Mogę świętować. - uniósł kielich w jej stronę, w niedbałym toaście.
W szarych oczach Arine zamigotały wesołe błyski. Zapowiadało się na ciekawy wieczór.
- Może masz ochotę poświętować kameralnie po zamknięciu? - zapytała.
Serge zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią, upijając wina i spoglądając na nią znad kielicha nieodgadnionym spojrzeniem.
- Dotrzymasz mi towarzystwa?
Białowłosa odpowiedziała tylko lekkim uśmiechem.
- Chętnie zostanę.
Dziewczyna skinęła lekko i odeszła, by zająć się jadłem i napitkiem dla innych gości.


Pojedynczy płomyk świecy rozświetlał mrok niewielkiej izdebki. Pogłębione cienie tworzyły zarys mebli, a delikatne, rozproszone światło miękko padało na dwa nagie ciała, które splotły się w tańcu tyleż namiętnym, co i dzikim. Jedynym dźwiękiem, który przerywał ciszę nocy była melodia jęków i westchnień, której akompaniował cichy stukot łóżka o ścianę. On kołysał się nad nią dziko i gwałtonie niczym łamiąca się fala, a ona wzbierała w przypływie. Jest pewne piękno w akcie zespolenia, któremu nie uwłacza brak uczuć między kochankami. Plecy dziewczyny wygięły się we wdzięczny łuk, gdy przepełnił się kielich rozkoszy. Jej paznokcie zostawiły różowawe smugi na plecach Serge’a. Opadła na poduszkę, a jej włosy rozsypały się dookoła, tworząc srebrzystą aureolę. Pojedyncze kosmyki przykleiły się do zroszonego potem czoła. Piersi unosiły się w urywanym oddechu, a na ustach wykwitł uśmiech pełen zadowolenia.

Dla niego nie był to jeszcze jednak koniec. Nie zważając na błogość, malującą się na twarzy Arine, mężczyzna przewrócił ją na brzuch. Zdążyła tylko krzyknąć cicho z zaskoczenia, ale ani myślała się opierać. Lubiła władczych kochanków, a niewielu takich jej się trafiało. Serge pochylił się nad nią i wsunął dłoń w białe włosy, odciągając jej głowę do tyłu.
- Mogłabyś służyć u mnie. Nie tu. - szepnął jej do ucha, co wzbudziło u niej kolejny dreszcz.
Puścił ją i uklęknął za nią. Podciągnął jej biodra w górę, by ponownie zdecydowanym ruchem zagłębić się w jej gorącym i wilgotnym wnętrzu, wyrywając z gardła dziewczyny kolejny rozkoszny jęk. Jedną dłonią nadawał rytm jej ruchom, przeciwstawiając je własnym, by czuła go mocno i intensywnie. Druga ręka wędrowała po jej ciele, to zamykając się na delikatnej, pełnej piersi, to zaciskając na karku lub we włosach. Tym razem spełnienie przyszło jednocześnie dla obojga i zalegli obok siebie zdyszani, spoceni i rozpaleni.


Arine obserwowała, jak Serge ubiera się do wyjścia. Za oknem wciąż jeszcze było ciemno, ale uparł się, że musi wracać. Była całkiem zadowolona z przebiegu nocy, dawno nie czerpała z pracy tyle przyjemności. Wciąż jednak nie osiągnęła celu. Nie mogła go tak wypuścić. Owinęła się prześcieradłem i wstała z łóżka, podchodząc do swojego gościa.
- Na pewno chcesz iść? - zapytała ochrypłym szeptem, przesuwając paznokciem wzdłuż linii jego kręgosłupa.
- Chcieć a musieć. - prychnął cicho w odpowiedzi, zapinając pas.
Nael przytuliła się do pleców Serge’a, wspięła na palce i przygryzła płatek jego ucha.
- Ale... Na pewno? Możesz po prostu rano wyjść. Zapewnię ci miłą pobudkę... - szepnęła, a on zadrżał, czując jej gorący oddech na szyi.
- Arine... Jeśli się spóźnię, Daryen mnie zabije. - westchnął.
Miała to. Miała to czego chciała. Udało się. Czemu więc jeszcze się nie zabawić?
- Zadbam o to, by było warto. - zignorowała całkowicie wymienione nazwisko.

Znów był szybszy. Odwrócił się ku niej i objął ją, gdy tylko odszukała ustami jego usta. Przylgnęła do niego całym ciałęm, a jego zniecierpliwione dłonie zerwały z niej prześcieradło, pozwalając mu swobodnie opaść. Nim Arine się obejrzała, przycisnął ją własnym ciężarem do ściany. Jedna ręka powędrowała w dół, między jej uda, a druga z powrotem ku śnieżnobiałym włosom. Jej dłonie z kolei zajęły się niepotrzebnymi mu już spodniami. Nie trzeba im było wiele, by być gotowymi na dalsze przyjemności. Dziewczyna oplotła kochanka jedną nogą, zapierając się o ścianę, a on wszedł w nią gwałtownie, ustami wpijając się w jej szyję.

Tak. Praca Arine czasem bywała naprawdę przyjemna.


Siedziała w Płaczącej Wdowie przy stoliku. Już nie jako jedna z dziewcząt z obługi. Nie jako pomocnica. Po raz pierwszy jako klientka. I wcale nie chciałą tu być. Wiedziała też, że oni wcale jej tu nie chcą. Byle tylko Gallaway przyszedł jak najszybciej. Musiała wyrwać się z Targos i to prędko. Musiała zniknąć, nim znajdzie ją Serge i zacznie zadawać pytania. Popadł w niezłe tarapaty u swojego mocodawcy i tak jakby to była jej wina. Przez pewien czas pozostawała chyba poza podejrzeniami, ale jednak Liam nie był głupi. Szybko pokojarzył fakty z pogłoskami i z jej osobą. Cóż... Najwyraźniej jej czas w Targos dobiegł końca. A że właściciele przybytku nie w porę zaczęli naciskać, by żyła wedle ich zasad sprawiało, że tylko łatwiej miało jej przyjść opuszczenie tego miejsca.

Z zamyślenia wyrwał ją Taar. Białowłosa spoglądała na niego z typowym dla siebie, uprzejmym uśmiechem. W szarych oczach widniał jednak cień niepokoju.Wyglądała na nieco spiętą i bardzo uważną, zwłaszcza gdy zerkała czasem to ku wejściu, to ku ladzie karczemnej.
- Taar. Dobrze cię widzieć - odparła całkiem szczerze. - Oczywiście, siadaj, proszę. I wybacz, że cię dziś nie obsłużę, ale … tak jakby już tu nie pracuję. - Wskazała mu wolne miejsce obok siebie.
- Rzuciłaś robotę? - zdziwił się Taar, zajmując miejsce obok dziewczyny. - Miałaś dość biegania z pełną tacą i podszczypywania przez klientów. - Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Znalazłaś sobie coś ciekawego, czy też czekasz na uśmiech losu?
Patrzyła na niego przez chwilę, jakby zastanawiając się, jakiej odpowiedzi udzielić.
- Trochę jedno, trochę drugie. - rozejrzała się ponownie. - Trochę moi opiekunowie i właściciele wdowy chcieli za bardzo o mnie decydować. - mruknęła, ściszając głos, by nie ściągać niepotrzebnej uwagi. - Coś ciekawego... Widziałeś ogłoszenie o wyprawie do Termalaine?
- Trudno nie zobaczyć. - Taar uśmiechnął się. - A co? Jesteś zainteresowana? Bo ja byłbym. Co tu w ogóle się dzieje, że Gallaway szuka ludzi? Za moich czasów nie było takich problemów. Wszak to żabi skok.
“Jego czasy” skończyły się jakiś rok lata temu, ale o tym Arine bardzo dobrze wiedziała.
- Chciałem wuja odwiedzić - mówił dalej Taar - a tu taka niesodzianka. Ledwo człowiek przez rok nie odwiedza starych kątów... - nie dokończył.

Odwzajemniła uśmiech kapłana. Dobrze jej robiło sympatyczne towarzystwo, które niczego chwilowo nie chciało od niej w żaden sposób.
- Stare kąty. - mruknęła z rozbawieniem. - Pierwsze lata życia spędziłam w Termalaine. Jestem zainteresowana tą wyprawą. Dobrze mi zrobi wyrwanie się stąd na chwilę... Północ to mój dom, pogoda mi nie straszna. Umiem o siebie zadbać - rzekła beztrosko, wzruszając lekko ramionami, po czym znów spoważniała. - I nie mam pojęcia, co się mogło stać. Niestety... Moja wiedza o aktualnych wydarzeniach i układach nie wybiega daleko poza Targos. Ale myślę, że ta wyprawa faktycznie jest potrzebna...
- Może więc ruszymy razem... Ale to ogłoszenie wygląda na stare - stwierdził Taar. - Nie znalazłaś nikogo, kto by zechciał iść tam z tobą? Taki leń wszystkich ogarnął?
- Wisi tu już dłuższy czas. A ja... Cóż. Ledwie dzień czy dwa temu sprawy przybrały taki a nie inny obrót. - Arine mówiła bardzo ogólnikowo, z czego najwyraźniej zdawała sobie sprawę, nerwowo owijając kosmyk włosów wokół palca. - Nie szukałam więc... Ostatnimi czasy ludzie mają tu dość problemów, żeby przejmować się jeszcze Termalaine. Mnie po prostu na rękę odejść stąd... - uśmiechnęła się znowu do Taara. - Będzie mi bardzo miło mieć znajomą twarz za towarzysza.

- No to teraz wystarczy poczekać na Gallawaya. - Taar wyciągnął rękę do Arine. - Razem zawsze raźniej, niż samemu tłuc się przez mroźne pustkowia.
- Uhm. - przytaknęła, jakby nieco spokojniejsza.
Podała dłoń kapłanowi i przypieczętowała ich małe przymierze delikatnym uściskiem.
- Zjesz coś - spytał Taar. Gdyby mieli gdzieś wyruszyć, to lepiej by było najpierw coś zjeść. A kto jak kto - Arine powinna wiedzieć, co warto by zjeść nie ryzykując zdrowiem.
- Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że Gallaway przyjdzie jak najszybciej i będzie można ruszać... Niespecjalnie czuję się tu na miejscu obecnie i chyba... Nie powinnam niczego zamawiać. - przez urodziwą twarz przemknął lekki cień. - Nie odchodzę stąd w pełnej zgodzie. I naprawdę jestem tu tylko z konieczności.
Taar skinął głową. Nie zamierzał wypytywać, co leżało u podłoża konfliktu między Arine a Albertem, właścicielem lokalu. Lepiej było poczekać, aż Arine nabierze chęci do zwierzeń. Jeśli, oczywiście, nabierze.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline