Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2013, 00:38   #8
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
I - Decyzja


Wszechobecny ziąb i przenikliwa wilgoć. Kłęby rzadkiej pary wydobywające się z ust przy każdym oddechu. Przytłumiony huk fal i potępieńcze wycie wiatru rozbijającego się o ściany magazynu. Posmak soli w ustach i swąd wędzonych ryb wdzierający się głęboko w nozdrza... No i głośne chrapanie tego idioty, Jorrika... Rzeczony najemnik spał w najlepsze półleżąc na opartym o ścianę krześle. Był właśnie w pracy, ale "przecie martwe łośki i wypatroszone ryby nie lunatykują... nie?"

Ziąb i wilgoć...

Lenfi wrócił do ponurych rozmyślań. Całą swoją uwagę skupił na delikatnym płomieniu dopalającego się właśnie ogarka świecy, który ledwo co rozjaśniał ciasne, mroczne pomieszczenie. Nadal się wahał. Nie był pewien czy powinien wyruszać z miasta w taką pogodę, ale z drugiej strony nic już tu nie wskóra. Jego ojca z pewnością nie było w Targos a on tracił czas najmując się za grosze w tej dziurze. Na domiar złego ziąb, wilgoć, wiatr i smród, jego wierni i jedyni jak dotąd towarzysze, nie dali mu ani na chwilę o sobie zapomnieć... Do diaska, nic dziwnego, że nie mógł zebrać myśli!

Para z ust i wiatr w szczelinach...

Jego ojciec... Matka... Najemnik sięgnął wspomnieniami do beztroskich dni swej młodości, gdy jeszcze wołali na niego Lenfi Drewniany Płaszcz. To były dobre, bezpieczne czasy pełne radości, dumy i spełnienia... Złociste dni... Złociste były włosy jego matki, słońce zachodzące nad zatoką, podkradany ze spiżarni miód, rozżarzone palenisko, rękojeść jego pierwszego miecza... Tak, to były ostatnie złociste chwile. Dni, które nastąpiły po nich, miały kolor stali lub ołowiu, czasem wypolerowanej miedzi lub błyszczącego srebra, ale żaden z nich nie mógł równać się z kolorem złota.

Nerwowo pełgający płomień pożerający resztki knota odbijał się w niebieskich źrenicach młodego wojownika wypełniając je ciepłym blaskiem. Malał jednak coraz bardziej, aż w końcu zgasł. A wraz z nim odeszły wspomnienia.

Lenfi poruszył się nerwowo i z niezadowoleniem skrzywił pokrytą gęstym zarostem twarz.

Mróz.
Smród.
Mrok.
Odmrożone pośladki.

Wstał i ruszył do drzwi. Gdy już znalazł się przy Jorriku trącił stopą krzesło, które złamało się pod ciężarem bezwładnie opadającego ciała.
- Co do jasnej...!?
- Przekaż, że się zwalniam. – rzucił krótko Lenfi uznając najwyraźniej, że wszelkie dodatkowe tłumaczenia są zbyteczne. W milczeniu wyszedł na spotkanie doków Targos zostawiając za sobą szybko wzbierającego wściekłością Jorrika.

Drzwi karczmy otworzyły się ponownie, wpuszczając do środka śnieg, wilgoć i wiatr wzbogacony tym razem o woń wędzonych ryb. Nikt z obecnych nie poznał rosłego mężczyzny, jednak każdy bez wahania mógł stwierdzić, że nieznajomy stworzony jest do wędrówki i bitwy. Łuski zbroi skrytej pod szerokim płaszczem, wypełniony po brzegi plecak oraz wystająca znad ramienia rękojeść dwuręcznego miecza nie pozostawiały wielu wątpliwości.

Lenfi zatrzasnął za sobą drzwi, odwrócił się do biesiadujących i przemówił donośnym głosem, tak aby wszyscy słyszeli:
- Jam jest Lenfi Stalowy Koń! Szukam Huberta Gallway'a. Jest wśród was?
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 18-05-2013 o 23:07.
aveArivald jest offline