Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2013, 01:58   #27
mlecyk
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Faust gdy tylko został sam sięgnął po swoją katanę i usiadł na samym środku pomieszczenia. Przygładził nerwowo pióra wyrastające z głowy i zerknąwszy czy z rannymi wszystko porządku, delikatnie ułożył swojego zabójcę na kolanach, pomyślał o tym, że będzie musiał znaleźć i sprowadzić tu ciało zabitej w świecie żywych bogini i skupił się w medytacji.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qWAf-o52VuY[/MEDIA]

Już po chwili poczuł znajomy podmuch wiatru na twarzy, do uszu zaczęły docierać znajome dźwięki odległej burzy i dziwne odgłosy przypominające stare pracujące maszyny parowe, które mimo wieku i rdzy resztką sił krzyczały miarowe „puf, tss, puf, tss”.
Otworzył powoli oczy by ujrzeć to samo co zawsze, wielkie gniazdo uwite gdzieś wysoko w mrocznych górach otoczonych odległymi chmurami burzowymi oraz wilka, który był jedyną żywą istotą oprócz oficera, która znajdowała się w tym gnieździe.



- Faust! – Zawołał wilk lekko uchylając pysk, ciepły kobiecy głos bez problemu docierał do uszu oficera pomimo ogłuszającego potężnego wichru.
- Faust kochany! Przyszedłeś się ze mną pobawić? – zapytała Lierizou zbliżając się i zamiatając zalotnie ogonem w powietrzu.
- Nie wygłupiaj się Lieri… naruszasz moją przestrzeń. – odpowiedział Shibaha oganiając się od wilczycy.
- Twoją przestrzeń!? Proszę Cię, jak zawsze zbyt poważny… Powinnam się domyślić, że przychodzisz jak zwykle w złym humorze.
- Dobrze wiesz, że rzadko mam inny humor. – Powiedział Faust uśmiechając się i wyciągając dłoń do siedzącej już obok niego alfy. – Wiesz co się stało, prawda?
- Oczywiście, że wiem. Jestem przecież Tobą…
Nastała długa cisza (nie licząc odgłosów wichru, błyskawic i niewidocznych maszyn), podczas której Faust gładził towarzyszkę dłonią w jej długiej sierści.
- Zastanawiam się… - przerwała milczenie – czy dobrze zrobiłeś przemilczając… to co podsłuchałeś? Może była szansa kogoś uratować.
- Nie sądzę Lieri, myślę, że na pomoc, jeśli taka była komuś potrzebna, było już za późno. Nie warto było ryzykować, wszyscy czuliśmy ogrom tego reiatsu. Po za tym, czymże byłby jeden więcej trup dorzucony do morza, które zastaliśmy? W tamtym momencie nie warto było ryzykować czterech żyć, które niedługo mogą się okazać niezbędne.
Wilk przeszył Fausta spojrzeniem wielkich czarnych oczu. Pokręciła głową wyraźnie nad czymś zastanawiając się.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać… w całej swojej wrażliwości i pomysłowości potrafisz być czasem przerażająco okrutny.
- Nie jestem okrutny, kochana, mówię jak jest. Nie byłbym takim oficerem jakim jestem teraz gdybym podchodził do swojego stanowiska inaczej.
- Być może, a może już nie. – zanuciła wilczyca wstając i kierując się do granicy gniazda.
- Co masz na myśli?
- Gotei już nie istnieje, Faust. Została was garstka, może trochę więcej o ile nie wybili wszystkich w seireitei. Nie ma już stanowisk, zadań, wyników, reputacji. Jesteście tylko Wy i tylko to co zrobicie… Albo jesteście równi i jesteście razem, albo nie ma was w ogóle.
Faust spojrzał w górę, w jedyne miejsce nieba, które nie było przysłonięte chmurami i w którym zawsze widoczne były gwiazdy i księżyc.
- Być może ma rację, a może jeszcze nie. – powiedział gwiazdom
Zanim oficer opuścił obraz swojej duszy zdążył jeszcze usłyszeć głos swojego ducha.
- Kocham cię, Faust.

* * *

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Z40VlL70Oho[/MEDIA]

Oficer udał się wraz z uwolnionym więźniem na poszukiwanie jego zanpakutou. Nawet przez chwilę nie pomyślał, że więzień kłamał, nawet na chwile nie zwątpił, że to co mówił jest prawdą, było mu więc bardzo wstyd, że poczuł tak wielkie zaskoczenie gdy ostrze odszukanego zabójcy dusz zostało wycelowane w Fausta w wyzywającym geście.
Powinien wziąć taką ewentualność pod uwagę, powinien bardziej uważać i nie dać się zaskoczyć, mieć przygotowany plan.
Totalna dziecinada.
Kilka chwil zajęło Faustowi opanowanie narastającego gniewu gdy wpatrywał się w uśmiechniętą twarz więźnia.
Sięgnął powoli prawą ręką po swojego zabójcę, bardzo powoli, nie chciał sprowokować nieoczekiwanego ataku. Choć zrobił to niechętnie to w momencie, w którym dotknął rękojeści swojej katany jego rękę przeszyła fala rządzy walki. Zrozumiał co chciał, chciał tego, walki, zadania, sprawdzenia się, wyżycia za ostatnie zdarzenia. Potrzebował celu i właśnie go znalazł.
Od czegoś trzeba zacząć, prawda? Równie dobrze może być to kłamliwy więzień.
- Powiedz mi… - zaczął wyćwiczonym przez lata opanowanym głosem.
Jednocześnie powoli zrobił parę kroków w kierunku najbliższego trupa, któremu lewą ręką, swoją silniejszą ręką, zabrał miecz.
W ciągu sekundy w powietrzu pojawiły się również trzy matowo czarne katany tańczące naokoło oficera. Jak na komendę zatrzymały się i wycelowały ostrza w zdradzieckiego przeciwnika.
- Kaisho – wyszeptał - …jak szybki jesteś? – zapytał i również wycelował podniesioną broń w osobnika.
- Przed iloma mieczami możesz się jednocześnie bronić?

Więzień nie odpowiedział na pytanie przeciwnika. Faust zauważył, że błyszczący miecz wroga, zaczął stopniowo świecić coraz bardziej.
- Lśnij Ranputaiyou! - krzyknął, po czym z miejsca w którym stał wydobyło się jasne, rażące światło. Po chwili przygasło, jednak katana, którą trzymał więzień bez przerwy lśniła, oświetlając wokół niego teren o promieniu kilku metrów.

Światło? “Jeśli będę musiał polegać jedynie na szybkości, to nie będzie zbyt ciekawa walka - pomyślał”. Dobrze więc... Faust postanowił szybko zakończyć wstęp do walki, sądził, że ta poświata zdoła powstrzymać jego iluzje, ale postanowił możliwe najwięcej dowiedzieć się o przeciwniku zanim odpieczętuje swojego zabójcę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kVEWXl-Wc-w[/MEDIA]

W jednej chwili wszystkie trzy iluzyjne miecze wystrzeliły w przeciwnika. Faust nakierował je w taki sposób by zbliżyły się do przeciwnika i zatańczyły wokół niego na tyle blisko by ten był zmuszony do reakcji, ale by nie zdradziły swojej prawdziwej formy.

Przeciwnik bez większych problemów użył shunpo, by przenieść się najpierw kilka metrów w bok, unikając ataku, a następnie przed Fausta. Więzień natychmiastowo zamachnął się, próbując przeciąć swojego wroga.

Nim Faust zdążył odgrodzić iluzyjnymi mieczami drogę przeciwnikowi stracił skupienie, użył shunpo by cofnąć się do tyłu jednocześnie blokując atak zanpakutou i wypuszczając go z ręki.
Wolną już lewą dłonią sięgnął po swoją katanę i nie czekając więcej odpieczętował zabójcę.
- Pokaż im prawdę, Lierizou.
Utrzymując dystans czekał na reakcję przeciwnika, w każdym momencie gotów uciec zostawiając za sobą złudnego klona.

Więzień wyciągnął przed siebie miecz, który zaczynał lśnić coraz bardziej. Po chwili z końcówki katany wystrzeliła wiązka światła, która z niesamowitą prędkością zmierzała w kierunku głowy Fausta.

Oficer chwycił swoją katanę za ostrze i uniósł ją na wysokość oczu w nadziei, że atak jest oparty na kidou i uda mu się częściowo go zablokować.
Jeśli obrona się powiedzie nim blask promienia zgaśnie w miejscu oficera pozostanie jedynie klon.

Promień udało się zablokować, jednak uderzył on z taką siłą, że oficer został odepchnięty parę metrów w tył i upadł na plecy. Na szczęście klon, którego pozostawił uratował mu życie, zajmując przeciwnika i dając czas na podniesienie się z ziemi. Gdy więzień zorientował się, że nie przeciął prawdziwego Fausta, przygotował się do kolejnego strzału.

Shibaha postanowił nie dać przeciwnikowi czasu na wycelowanie kolejnego promienia, za to potrzebował wiedzieć czy jest on tak samo szybki, jeśli tak, najprawdopodobniej będzie potrzebował pomocy.
Wstał i używając shunpo zaczął się oddalać od więźnia, przynajmniej tak mogło się wydawać przeciwnikowi bowiem oficer zdążył użyć shunpo jedynie raz, a w miejscach, w których pojawił by się uciekając dalej tworzył cienie, które miały sprawiać wrażenie jakoby Faust oddalał się i zostawiał za sobą klona po każdym kroku.

- Macie to we krwi? A może uczą was tego w tej waszej cholernej akademii! Jesteście tacy sami. Wszyscy żołnierze Gotei 13 potrafią tylko uciekać - powiedział więzień, po czym ruszył za klonami, dając się nabrać na sztuczkę oficera.

Faust powstrzymał swoje sobowtóry od “ucieczki”. Ostatni, najdalszy z nich, odwrócił się do zbliżającego się więźnia i uniósł katanę jakby chciał zablokować nadchodzący cios.
- Być może masz rację... - dało się słyszeć głos z ust sobowtóra.
Gdy tylko przeciwnik minął prawdziwego Fausta ten pojawił się za oszukanym bogiem.
- … a być może preferuję honorowy cios w plecy! - krzyknął prawdziwy oficer wbijając klingę aż po rękojeść w plecy wroga.

Więzień krzyknął głośno z bólu i wypluł sporą ilość krwi. Następnie świetlisty miecz, który ledwo co trzymał w ręce, wbił w ziemię.
- Jeśli chcesz, żebym umarł, zabiorę cię razem ze sobą!
W tym momencie z miejsca, w którym wbita została katana wydobyło się rażące światło, które oślepiło Shibahę. Przeciwnik oficera zsunął się z miecza, którym został przebity i leżąc na ziemi wycelował kolejny promień.

Faust nie rozumiejąc co się dzieje, wiedziony jedynie impulsem pchnął mieczem w centrum oślepiającego blasku.

Wystrzelony promień trafił w końcówkę miecza, który należał do oficera. Na skutek strzału oba miecze wystrzeliły w powietrze upadając poza zasięgiem dłoni swych właścicieli. Siła z jaką Faust próbował pchnąć sprawiła, że upadł on wprost na leżącego na ziemi, śmiertelnie rannego więźnia. Ten złapał go oburącz za szyję i próbował udusić.

- Być może światło rozprasza ciemność... - wydusił z trudem Faust sięgając jednocześnie dłońmi do swojej głowy.
- ...ale gdy światło gaśnie... - kontynuował już ledwie mówiąc.
W tym momencie zamachnął się obiema dłońmi wbijając więźniowi w oczy czarne pióra wyrwane z głowy.
- … okazuje się, że ciemność jest wszędzie!

Przeciwnik momentalnie puścił Fausta i złapał się za twarz.
- Cholera! Nie jesteś głupi! - krzyczał, turlając się po ziemi.
- Nie jesteś taki jak oni, masz szanse przeżyć... - dodał po chwili.

- Ty też miałeś szansę przeżyć. - powiedział oficer wstając i chwytając szamoczącego się boga za dłonie. - Nadal masz. - powiedział uśmiechając się okrutnie.
- Pozwalam Ci wybrać. Mam Cię dobić czy wolisz dożyć chwili, gdy mój towarzysz kujon dobierze Ci się do głowy?

- Gdybym teraz poprosił cię o wybaczenie nie byłbym lepszy od tych, którymi gardzę. Ja zawiodłem, muszę umrzeć, ale przed tobą jest decyzja, którą musisz podjąć. Dobrze się zastanów zanim poprzesz, którąś ze stron. Ja zdecydowałem i mogę teraz z czystym sumieniem umrzeć.

Faust mimowolnie szeroko się uśmiechnął. Walka, którą właśnie odbył nie do końca przebiegła tak jak planował, ale liczył się wynik, tylko i wyłącznie...
- Nie, bo widzisz... ja już podjąłem decyzję... Wiedziałem co powiesz, bo: “Wy macie to we krwi, uczą was tego w tej waszej cholernej skrzywionej akademii! Jesteście tacy sami”. Przegrywacie i zawsze wybieracie śmierć. Nie potraficie inaczej.
Faust złapał przeciwnika za ubranie i brutalnie przerzucił go bliżej swojego Lierizou.
- Ale tu, w miejscu, w którym leżysz nie ma znaczenia, po której jesteś stronie. - Sięgnął po swój miecz i przystawił go do gardła obolałego przeciwnika.
- I zaraz umrzesz beznadziejną śmiercią, chyba, że zanim z Toba skończę, postanowisz powiedzieć coś co nada jej większego znaczenia niż morze bezimiennych trupów wśród, których zaraz Cię zostawię?

- Nie muszę wygłaszać górnolotnych przemówień, żeby nadać mojej śmierci sens. Wystarczy mi zemsta, której dokonałem na ludziach, którzy skrzywdzili mnie lata temu. Teraz, gdy tu leże z mojego i twojego punktu widzenia, nie ma znaczenia po czyjej stronie byłem. Ale, gdy pomyślę, że wkrótce, między innymi dzięki mojej śmierci, nastanie nowy porządek, wiem...

Oficer nie mógł już dłużej słuchać paplaniny zranionego dziecka. Niepoukładane umysły, ludzie bez pomysłu wywoływały w nim obrzydzenie. Uniosł katanę i wsadził jej koniec w usta więźnia.
- Mam więc nadzieję, że gdziekolwiek trafisz, ta... “zemsta”... da Ci radość, której nie zdążyła dać Ci na tym świecie. - powiedział Faust i gwałtownie wbił swoje zankpakutou w głowę przeciwnika. Chwilę zanim wyciągnął swoje ostrze z przeciwnika powróciło ono do swojej pierwotnej formy.

* * *

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=l6i3p5k1yIo[/MEDIA]

Oficer wziął głęboki oddech ulgi. Miał szczerą nadzieję, że ta śmierć zwróci się w dobrej sprawie, niestety, prymitywni ludzie z reguły wiedzieni są prymitywnymi rządzami i, jak miał okazję zauważyć, trwają w nich aż do końca...
Chciał przygładzić nerwowo pióra wyrastające z głowy, ale jego dłoń zatrzymała się w połowie drogi.
- Cholera! - zaklął gdy przypomniał sobie, że część jego okrycia tkwi w truchle kłamliwego parszywca. - Cholera!
Everquest Next - Recenzja gry
Trwał tam jeszcze chwilę, czekając jakby sądził, że wymyśli coś co pozwoli szybciej odzyskać mu pióra. W końcu jednak pełen złości użył shunpo by wynieść się gdzieś indziej.
Po chwili przypomniał sobie co planował zanim ich niedoszły przyjaciel całkowicie go zaskoczył.
Krążył dobre kilkadziesiąt minut przeskakując z budynku na budynek i szukając czegoś co przypomni mu kierunek do miejsca gdzie przeszli przez senkaimon.
W końcu udało mu się odnaleźć to miejsce. Przeszedł powoli pomiędzy ciałami pokrywającymi bruk ulicy, starając się nie patrzyć na twarze zmarłych w obawie, że zobaczy kogoś znajomego. Zatrzymał się dopiero w miejscu gdzie porucznik Sugawara zostawił ciało bogini, którą jej przyjaciel nazwał Aya.
Podniósł jej ciało tak delikatnie jak tylko potrafił i ruszył ostrożnie z powrotem w kierunku kwater czwartego oddziału.
 

Ostatnio edytowane przez mlecyk : 07-10-2019 o 13:32.
mlecyk jest offline