Markus obandażował sobie nogę z wprawą godną świeżo upieczonego cyrulika. Co prawda przez pewien czas świecić musiał gołym tyłkiem ku uciesze karawany, by umieścić opatrunek na właściwym miejscu, a później z cierpliwością godną lepszej sprawy skrupulatnie cerować kalesony, spodnie i wreszcie poszarpaną skórznię.
Gdy skończył legł zmęczony na kocach za powożącym Gastonem i zasnął snem sprawiedliwego. Obudził, go dopiero Czarny, gdy sięgał po kuszę. - Ccco jest? Altdorf? Tak szybko? - wystękał zaspany medyk. |