-
Nikt nie zdradził – odpowiedział centurion na pytanie Naima. –
Ubba po prostu uznał, że jest takim samym panem jak Gubernator. I skoro nie dostał pieniędzy za służbę, to ową służbę wypowiada, a jako zapłatę zabiera ten kawałek ziemi, na którym stoi Drentius. A że ma posłuch u ludzi, to najemnicy go posłuchali i bunt gotowy...
-
Przepraszam, że się wtrącę – wszedł w słowo Markusowi, jeden z pozostałych więźniów. Mały człowieczek o sporej, łysej głowie i wątłych kończynach. Wyglądał najgorzej ze wszystkich. Trząsł się cały, miał przekrwione oczy i skórę jakości starego pergaminu. Jego toga była pokryta nieczystościami od szyi aż do ziemi. –
Ale czy to dobry czas na pogawędki? Uważam, że powinniśmy się stąd wynosić, zanim ktoś się zorientuje co się dzieje.
-
Masz rację, Publiuszu – poparł go wysoki, prosto trzymający się starzec o łysinie okolonej pozlepianymi, siwymi włosami.
– Panowie. Porozmawiacie później. Czas gra teraz kluczową rolę.
Faro nie przysłuchiwał się rozmowie. Opuścił towarzystwo więźniów i podszedł do strażnika, który leżał na ziemi w towarzystwie potrzaskanego taboretu. Jak na razie nie zdradzał objawów powrotu do świadomości, więc Fabius szybko obszukał go i zabrał co przydatniejsze rzeczy. W posiadaniu kłusownika znalazł się marnej jakości, stępiony topór, podobnej jakości nóż, srebrna bransoleta pokryta spiralnymi wzorami oraz stojący na stole kubek z winem, które Fabius wychylił duszkiem. Strażnika związał jego własnym pasem i wrzucił do celi, z której pozostali właśnie wyciągali Abdula i Nariba.
- Nie wiem, czy jest sens biegać po osadzie – mówił Markus. Niemal wszyscy więźniowie kiwali głowami na znak aprobaty. –
Zwłaszcza, że nie wiemy gdzie co jest. Broń prawdopodobnie została rozkradziona i najemnicy trzymają ją w swoich rzeczach. Trzeba uciekać i modlić się do Morthesa o powodzenie. Najbliższe wyjście za palisadę znajduje się niedaleko stąd. Poprowadzę was. Przypadkowi najemnicy – spostrzegawczość 02, sukces!
Po opuszczeniu budynku grupa skierowała się w miejsce, gdzie Naim stał i obserwował okolicę. Znaleźli się między drzewami, porastającymi skraj placu, przy którym stała basilica. Odgłosy z dalszej części osady już ucichły, można więc było podejrzewać, że pożar został ugaszony, zanim zdołał się rozprzestrzenić. Lepka mgła ułatwiała przemieszczanie się, ale i tak niespodziewanie natrafili na dwóch, wynurzających się z mroku najemników.
Markus – przekonywanie (-10), sukces!
-
Kurwa! Co się gapicie? – zareagował błyskawicznie stary centurion, wysuwając się do przodu i zaczynając wrzeszczeć na najemników. Ciemność i mgła były sprzymierzeńcami Markusa w tej maskaradzie.
– Nie wiecie, że Lothbroksonn wzywa do basiliki na radę? Wszystkich! My tam zaraz będziemy, jako że właśnie prowadzę powracających z patrolu ludzi i muszą się trochę ogarnąć. Mamy dobre wieści!
Obaj mężczyźni popatrzyli po sobie, potem spojrzeli jeszcze raz na Markusa, który groźnie potrząsnął pięścią i już ich nie było. Swoje kroki skierowali ku dużemu budynkowi. Centurion odetchnął. –
Ufff. Szybko, do bramki. Mamy mało czasu...
Strażnik – spostrzegawczość (+10) 94, porażka
Na szczęście wieża strażnicza i znajdująca się pod nią bramka, prowadząca ku lasowi, były całkiem blisko. Morthes czy inni bogowie, najwyraźniej czuwali nad pokiereszowaną grupką uciekinierów, gdyż strażnik siedzący na wieży, nie zachowywał należytej ostrożności i czujności, może po prostu spał, albo zaaferowany był tym co chwilę wcześniej wydarzyło się po drugiej stronie Drentius. W każdym razie nie zauważył wymykających się mężczyzn, którzy kilka minut później zniknęli w porastającym podnóże wzgórza lesie.
-
No i macie swoje Drentius – mruknął niezadowolony Aulus Tiliusz do towarzyszących mu Gnaeusa i Balbinusa. Właśnie niewielka armia zbliżyła się na tyle, że na własne oczy mogli potwierdzić to, co zwiadowcy donieśli kilka godzin wcześniej. Osada zamieniona była w dymiące zgliszcza. Ślady wskazywały na to, że najemnicy zabrali wszystko co się dało, osadników wzięli w niewolę i wywędrowali na południe, ku odległym Górom Sierpowym. W osadzie nie pozostał ani jeden świadek tych domniemanych wydarzeń.
Ukrywanie się przez dwa dni w mokrym, nieprzyjaznym lesie, bez zapalania ognia w obawie przed pościgiem, nie należało do rzeczy przyjemnych. Ich mała grupa uszczupliła się o dwie osoby, gdyż zarówno Abdul, jak i Narib nie przeżyli tych ciężkich dni. Ich stan pogarszał się z godziny na godzinę, gorączka wzrastała, a wraz z nią z Rusanamani uchodziły życiowe siły. Drugiej nocy obaj zmarli.
Pościgu nie było. Być może Ubba wysłał jakichś ludzi na poszukiwania zbiegłych więźniów, ale nie byli oni chętni na zagłębianie się w mroczny las. Grupa zbiegów i ich wyzwolicieli skierowała się okrężną drogą na zachód, tak aby zbliżyć się do nadchodzącej ekspedycji Aulusa Tiliusza.