Larch w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie posłać strzały za uciekającymi łowcami.
"Zaraza na nich." - pomyslał - "W plecy to niehonorowo...."
Spojrzał na pobojowisko. Nie zastanawiajac się dłużej podszedł do najbliższych zwłok i przeszukał je. Sakiewka była prawie pusta, ale i tak zasobniejsza, niż jego.
"Dziesięć sztuk złota" - ucieszył się.
Rzucił okiem na Murana, a potem się nim interesować widząc, że krasnolud, niczym stary weteran, potrafi o sibie zadbać.
Kolejne zwłoki miały rozwaloną głowę. Niezbyt przyjemny widok nie zrobił na Larchu najmniejszego wrażenia. Zawartość sakiewki była podobna, ale za pazuchą znalazł rzecz o wiele ciekawszą.
- Popatrzcie, jak się komuś naraził nasz "przyjaciel" - pomachał znalezionym listem. - Cóżeś uczynił, nieznajomy? - zadał retoryczne pytanie.
Włożył list do plecaka i odwrócił się plecami do starego krasnoluda. Wstał i ostrożnym krokiem skierował się w stronę stojącyh nieopodal koni. Zwierzęta stały całkiem spokojnie, a najblizszy nie zareagował, gdy schwycił go za uzdę.
"Więcej zapasów, mniej noszenia" - pomyslał zadowolony.
Z kolejnego wierzchowca zabrał kołczan i worek z zapasami i oba przedmioty przyczepił do siodła "swego" konia.
- Kto z was reflektuje na wierzchowca? - spytał.
I zaniemówił, widząc, w którą stronę kieruje się Muran.
Po chwili odzyskał głos...
- Nie wiem, jak Wy - rzucił w stronę reszty kompanii - ale ja bym radził stąd zniknąć. Nawet jeśli strażnicy nie zareagują, to ci tam, łowcy, wrócą by się zemścić. A zdaje mi się, że wtedy nie pójdzie nam tak łatwo.
Podszedł do przeszukanych wcześniej zwłok, podniósł oba miecze i dołączył do ekwipunku.
"Złom bo złom, ale może parę groszy za nie się dostanie" - pomyślał.
Chwycił konia za uzdę i pociągnął w stronę lasu.
- Pospieszcie się - rzekł do pozostałych.
Szedł wyraźnie na nich czekając. Co chwila oglądał się, czy nie trzeba wrócić, by wydostać Murana z rąk strażników. |