Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2013, 15:01   #9
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jTQXOHkvUS4[/MEDIA]


Potężny młot uderzył w sztabę żelaza. Rozgrzany do koloru miedzi metal jęczał dźwięcznie pod każdym czułym dotykiem kowalskiego kafara. Iskry lecące wkoło rozświetlały skupioną twarz krzepkiego krasnoluda który to raz za razem kształtował nową duszę tworząc swe dzieło.
Stalowe szczypce z precyzją jubilera chwyciły prawie gotowy produkt i z szczególną uwagą włożyły go do pieca by na nowo nabrał rumieńców. Ogień wesoło buzował wśród rozgrzanych węgli z ochotą przyjmując ofiarę, jednak rozczarowany niemocą strawienia metalu jedynie tańczył wkoło niego dobijając się w jego skórę. Jego płomienne pocałunki rozgrzały do czerwoności sztabę rozbudzając w niej namiętne uczucia. Jakże wielki smutek ogarnął oboje gdy niewzruszone szczypce ponownie chwyciły rumiany metal. Brutalnie wbiły się w jego ciało i bezlitośnie wrzuciły do kubła zimnego oleju. Zdążył tylko krzyknąć cicho z zaskoczenia, ale ani myślał się opierać. Lubił władczych kochanków, a niewielu takich mu się trafiło.

Kłęby pary buchnęły kowalowi w twarz. W twarz, na której kwitł uśmiech błogi i rozkoszny, jakby właśnie spełniało się marzenie życia.

Brudna szmata przetarła dokładnie nowo narodzone ciało. Nie pominęła żadnego zakamarka, dokładnie wgłębiając się w każdy otwór zahartowanego noworodka. Nie było to uczucie przyjemne. Szorstki dotyk materiału zdawał się pozbywać godności żelaza, jednak ten milczał niewzruszony. Musiał być silny jak ojcowie. Twardy i nieugięty. Był żelazem. A to napawało go dumą której nic nie było mu w stanie odebrać.
Brodacz położył delikatnie na kowadle swe dzieło i zniknął na moment. Gdy ciężkie kroki oświadczały jego powrót, w dłoniach trzymał drewniane stylisko, zawczasu przygotowane, odpowiednio okute i otoczone skórą by dłoń pewnie trzymać je mogła.
W pierwszej chwili kontaktu, styliska z głowicą, impuls przebiegł przez oba ciała. Choć wydawali się sobie tak dalecy, tak różni, to jednak nić empatii między nimi powstała łącząc ich w uścisku namiętnym i gorącym. Jest coś pięknego w akcie zespolenia między dwoma kochankami. Tym piękniejsze jest gdy darzą się uczuciem silnym i nieśmiertelnym. Stalowy klin zapieczętował ich związek, zdawało by się na wieki.

Skalf uniósł gotowy młot w stronę światła. Ciężka broń przyjemnie leżała w dłoni ochoczo zachęcając do wymachów by rozkruszyć czerepy wrogów.
- Husmor - rzekł karzeł po chwili zadumy nadając imię swemu dziełu. Czasami kowal stworzy coś idealnego. Coś perfekcyjnego. Dzieło jego życia. Artystyczne narzędzie które jest szczytem możliwości rzemieślnika oraz skrajem jego twórczości. Coś, po czym cała wena znika, przepędzona zmęczeniem. Coś, co nie pozwala nigdy więcej chwycić już za młot kowalski i rozpalić piec. Na szczęście Skalf nie osiągnął jeszcze swego limitu.

Stary krasnolud dokładnie przyglądał się kafarowi oceniając kunszt twórcy. Jego srogi wzrok mogący kruszyć kamienie nie omieszkał dostrzec najmniejszych błędów jakie były popełnione w procesie tworzenia owej broni. Odłożył, bez słowa, dzieło na stół i chwycił za swą fajkę by zakopcić ją od świecy.
- I jok ujcze? Jok ci sie pudoba? - młodszy z nich z niecierpliwością czekał na ocenę.
- Stoć cie było no więcej - rzekł po chwili namysłu.

***

Opatulona kula futra przedzierała się przez zaspy śnieżne tocząc się miarowym krokiem w stronę ludzkiej osady. Z daleka można było go pomylić z niedźwiedziem górskim, dość karłowatym swoją drogą, lub innym zwierzem przemierzającym śnieżne odstępy. Gdyby jakiemuś łowcy chciało się pokusić na polowanie w taką pogodę konflikt między nim, a krasnoludem ubranym w warstwy skór zwierzęcych, był by nieunikniony. Na szczęście jedynym problemem brodacza był wszędzie obecny śnieg. Skalf nagle wyobraził sobie, że gdyby się potknął i zaczął toczyć w dół zbocza, za pewne na samym dole skończył by jako ogromna śnieżka idealnie nadająca się na ulepienie bałwana. W pierwszym odruchu chciał sprawdzić swoją teorię, jednak powstrzymał się dochodząc do wniosku, że woli być suchym krasnoludem niż przemoczonym bałwanem.

Targos wydawało się być opustoszałym miastem. Ulicami zawładnął mróz, zaś wszelakie żywe istoty skrywały się po ciepłych kątach. Było to całkiem zrozumiale i podobne chęci dzielił z nimi brodacz. Przez chwilę nawet przeszło mu przez myśl, że idea zostania w swej kuźni była całkiem kuszącą perspektywą, a wszelakie przygody i awantury, mógł przeżywać zupełnie ktoś inny. Zastanawiał się też, czy to na pewno była jego wola, czy czasem tylko jego ojca. Jednak na zmianę zdania było już za późno. Jak to się mówi "Skoro wzniosłeś młot, musisz go opuścić".

Ogłoszenie trzymane w dłoni napawało go lekką otuchą. Zapowiadało pewne zmiany w jego życiu, a koniec końców w młodości tylko o tym marzył. Czemuż by więc nie poddać się strumieniowi wydarzeń i nie popłynąć jego nurtem? To że do owej rzeki wrzucił go właśnie nie kto inny jak tatko się już nie liczyło. Skalf pchnął drzwi do Płaczącej Wdowy.

Brodacz wkroczył szybko w ciepłe ramiona przybytku zamykając za sobą odrzwia by nie wpuszczać więcej zimna, niźli jest to konieczne. Zdjął z siebie grubą izolację w postaci skórzanego płaszcza, by nie zgrzać się zbytnio, czy jak kto woli, spocić się jak dzika świnia. Nie taki rodzaj potu lubił. Stał akurat za dużym człowiekiem krzyczącym na całą salę w poszukiwaniu jakiegoś Gallway'a. Skalf podrapał się po swojej łysej czaszce, gdyż skądś kojarzył owe miano. Po chwili dopiero skojarzył, że owe nazwisko widniało na ogłoszeniu.
- Anu właśnie. Dobrześmy trafili szukając go? - dodał do słów człeka.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline