Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2013, 00:22   #385
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Ostatnim razem najemnicy tu byli, przyrzekam! — wykrzyknął głupkowato Hallex, gdy w zdziwieniu obserwował spopielone zabudowania osady. Ta zmiana sytuacji bardzo mu się nie podobała, gdyż obawiał się, że straci względy generała, jakiekolwiek by miał. — To znaczy, nie było mnie w Drentius od dawna, ale ci Relhadowie, których wysłali... — zaczął się plątać. — To znaczy... Chyba, że to ta czwórka, która się od nas oddzieliła... — Spojrzał na Balbinusa. — Oni mogli ich ostrzec, że wojsko się zbliża... No tak! To dlatego tak im zależało na powrocie do wioski!

Teraz Thoer spojrzał na zgliszcza wyjątkowo ponuro. Przez połowę podróży walczył z lekkimi wyrzutami sumienia, jakie odczuwał z powodu swych wcześniejszych słów na temat Naima, Abdula, Faro i Nariba. Wciąż ich nie lubił, ale zaczęło mu się zdawać, że być może jego propozycje, by pozostawić ich samymi sobie, były okrutne. Zaczął nawet rozważać zaproponowanie legatowi, by wysłał mały oddział, który by ich wydostał z terytorium wroga, gdzie — sądził Hallex — albo się ukrywali, albo siedzieli w jakiejś celi, albo byli torturowani. Nie żeby uśmiechało mu się samemu ruszać na taką misję, tym bardziej, że wciąż nie wrócił do siebie po tym, jak został zaklęty czarną magią, ale w ciągu ostatnich dwóch dni coraz bardziej skłaniał się ku temu, by w jakiś sposób pomóc tym tymczasowym towarzyszom.

A teraz okazało się, że oni jednak byli zdrajcami, zupełnie tak jak podejrzewał z początku. Nic dziwnego, uznał, w końcu obcokrajowiec ciągnie do obcokrajowca. Hallex przypomniał sobie, jak Faro żądał od niego, by oddał mu odzyskane złoto, i być może tylko pomoc Marka sprawiła, że do tego nie doszło. Ten Faro, choć Thoer, a może właśnie dlatego, był najgorszy.

Powiedziawszy sobie w głowie to wszystko, Hallex pozbył się wszelkich wyrzutów sumienia. Wrócił szybko do spraw bieżących, starając się zdobyć aprobatę Aulusa Tiliusza jakimiś mądrymi komentarzami.
No tak, ale przynajmniej teraz łatwiej będzie ich zaatakować, gdyż gdziekolwiek rozbiją obóz, ich pozycja nie będzie tak mocna jak wewnątrz tych fortyfikacji — stwierdził. — Ubba Lothbroksonn właśnie wydał na siebie wyrok śmierci. Zakładam oczywiście, że damy radę ich wytropić, ale przy tak dużej grupie wątpliwe, by dali radę zatrzeć ślady... a w każdym razie wszystkie ślady. Prawdopodobnym jest co prawda — dodał tonem znawcy — że za głównymi siłami pozostawili tylną straż, dlatego trzeba teraz będzie maszerować bardzo czujnie, czyż nie? Powiedziałbym nawet, że mogliby użyć bardziej zaawansowanej strategii... Jeśli pozwolisz, o, Tiliuszu, wyłożę cię swoje myśli na ten temat. Otóż najemnicy pogonić mogli swych więźniów wraz z niewielką tylko liczbą strażników mających utrzymywać ich w ryzach oraz z taborem z zapasami. To powinno stworzyć iluzję, że wszyscy najemnicy, którzy przebywali w Drentius, ruszyli wraz z nimi. W rzeczywistości jednak znaczna siła zbrojnych zboczyłaby z traktu, próbując utworzyć zasadzkę na naszą armię, co do której byliby pewni, dzięki informacjom podanym przez zdrajców, że się zbliża. Mając sporo czasu zanim nadrobimy drogę, mogliby nawet zastawić jakieś paskudne pułapki, co mogłoby zmienić całkiem losy tej bitwy, jeśli bylibyśmy nieprzygotowani. Mam jednak taki pomysł...

Podczas gdy Hallex w podobny sposób dręczył legata, reszta wojsk rozeszła się po całej osadzie, wypatrując zasadzek, pułapek lub osób, które zostały w tyle. Wreszcie zakończono przeszukiwania i cała armia wkroczyła do spalonej wioski, która, jak stwierdzono, była bezpieczna. Generał zdołał się pozbyć Halleksa i udał się do basiliki, będącej jednym z niewielu budynków nietkniętych przez ogień, gdzie samotnie planował następny ruch.

Teraz był czas na parę godzin odpoczynku, choć czekanie to pozostawiło żołnierzy w gorszych humorach niż gdy tu przybyli. Kończyły się podręczne zapasy, które mieli przy sobie, a w grodzie nic nie pozostało. Aby coś zjeść, musieli zaczekać na tabor, który jednak pozostał sporo w tyle, jako że spodziewano się bitwy. Tabor w końcu przybył, ale wraz z nim zjawiło się kolejne zaskoczenie.

Hallex siedział na małym murku, który ostał się pożodze, i polerował swój miecz — torba z kosztownościami spoczywała bezpiecznie zaraz przy jego boku — gdy dostrzegł jakieś poruszenie bliżej głównej drogi w osadzie. Spodziewając się, iż oznacza to, że dołączyły do nich ciury, a miał kilka rzeczy do powiedzenia Julii, ruszył w tamtym kierunku.
Z drogi! Z drogi! — usłyszał głos. — Ja muszę... Nie, poradzę sobie. Muszę tylko porozmawiać z legatem... No, w porządku.

Przecisnąwszy się pomiędzy legionistą a spopieloną ścianą, Hallex dojrzał grupkę znajomych ludzi w towarzystwie kilku legionistów oraz cywilów. Ten, który mówił głośno, wyglądał okropnie i był podtrzymywany przez jakiegoś mężczyznę. Byli tam także Faro oraz Naim.
Hallex! — wykrzyknął Faro, wydając dziwaczny świst zamiast dźwięku “s”. Gnaeus Livius zmarszczył brwi. Zanim zdążył zrobić cokolwiek innego, zareagował słaniający się mężczyzna, którego teraz rozpoznał jako centuriona Marcusa.
Zaraz... Gnaeus Livius Hallex? Tak? Byłeś jednym z tych, których wyprawiłem na poszukiwanie złota. Macie je? Powiedziano mi, że będzie u Trajanusa — dodał słabo i trochę nieprzytomnie. Hallex odchrząknął.
Tak, odzyskaliśmy to, po co wyruszyliśmy — powiedział, występując naprzód i odruchowo kładąc rękę na torbie zwisającej mu z ramienia. — Ciekawi mnie, co tutaj robicie — dodał, przekładając wzrok na Rusanamani.
Właśnie miałem zamiar złożyć raport generałowi Tiliuszowi, ale ten tutaj medyk mnie zatrzymał — wyjaśnił centurion, a stojący przy nim mężczyzna spojrzał na upartego chorego z dezaprobatą. — Masz to złoto?
Mam.
Daj.

Znalazłszy sobie nowy, lepszy kontakt w armii Trejanusa, Hallex nie czuł już tak wielkiego szacunku do centuriona i nie był skłonny rozstawać się tak łatwo z pieniędzmi.
Czcigodny Marcusie — rzekł chłodno i dumnie — zdaję sobie sprawę z tego, iż przyniesienie ci tych monet było celem zadania, które nam zleciłeś, ale owe monety miały być przeznaczone na żołd dla najemników. Jak widać, żadnych najemników... poza nami, oczywiście — wtrącił, spoglądając przelotnie tym razem na Faro — już tutaj nie ma. To złoto może jednak pomóc w jakiś sposób w pokonaniu Lothbroksonna i jego sił, a zatem sądzę, iż Aulus Tiliusz powinien mieć tutaj coś do powiedzenia.
Nie tobie o tym decydować, Hallex — warknął żołnierz, wyraźnie zdenerwowany. — Ja ci dałem to...
Myślę, że najlepiej będzie, jeśli omówimy to w basilice — przerwał mu Hallex. — Albo... — dodał, patrząc na zlanego potem centuriona — może lepiej niech się tobą zajmie medyk, a ja pospieszę po legata, zaprowadzę go tutaj.

I zanim starszy mężczyzna zdążył coś jeszcze powiedzieć, najemnik odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył w stronę basiliki. Miał nadzieję być pierwszym, który poinformuje wodza o tych gościach, i zamierzał zasugerować wyraźnie, że to wszystko to jakaś sztuczka buntowników. O złocie natomiast... na razie wolał nie wspominać.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 19-05-2013 o 02:30.
Yzurmir jest offline