Wątek: Legenda o...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2013, 17:32   #10
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Ciężko było wybrać kierunek w tych ciemnościach. Potknęła się, a potem jeszcze raz, lądując na kolanach. Przynajmniej ich sobie nie obtarła, ale i tak zabolało. Przeszła kilka kroków, zdając sobie sprawę, że teren kieruje się chyba trochę za bardzo w dół. A chaty nie było.
Najwyraźniej w tej ciemności musiała się zgubić. Piekielne szczęście. Doszła do wniosku, że lepiej się dalej nie ruszać, bo zgubi się całkowicie i spadnie w przepaść. To był idiotyczny pomysł wychodzić na zewnątrz bez światła. Z drugiej strony obawiała się podglądaczy:
- Hop! Hop! - Zawołała najgłośniej jak mogła - Chyba straciłam orientację. Hop! Hop! Jonathan mógłbyś otworzyć drzwi chaty i trochę mi poświecić? Hop! Hop!
Stłumiony przez mgłę krzyk przeszył powietrze. Przez chwilę nic się nie działo, a potem kilkanaście kroków z boku, w zupełnie innym kierunku niż myślała, pojawiło się małe, migoczące światełko. Oświetliło niewyraźną sylwetkę i wyznaczyło kierunek, ale nic więcej. Nagle przed nim pojawiła się jakaś czarna sylwetka, zasłaniając światło i natychmiast zniknęła. A może nie była to sylwetka? Reina przed sobą nie wyczuwała jednak żadnych przeszkód.
- Tutaj!
Doszedł do jej uszu stłumiony głos Jonathana.

Ray przysłuchiwał się odgłosom, jakby chcąc upewnić się, czy to co słyszy to prawda. A nie jakaś kolejna ułuda. Niby gdzie tam na dole mieliby nagle pojawić się ludzie i jakieś chaty? W tych warunkach nie do końca poznawał także głos. To mogła być Reina. Ale kim do cholery jest jakiś Jonathan?
Ostrożnie, bardzo powoli, zaczął schodzić w dół. Nagle potknął się i wylądował na tyłku, zjeżdżając kilka metrów w dół.
- Jasna cholera! - zaklął bardzo głośno.
Słysząc głos Jonathana Reina ruszyła wolno w kierunku światła. Wolała nie ryzykować kolejnego nadziania się na kolce, albo zwichnięcia kostki w tym miejscu. Pewnie chcieliby ją leczyć jakimiś prymitywnymi metodami. Wzdrygnęła się na tę myśl.
Nagle gdzieś z tyłu za sobą usłyszała odgłosy toczących się kamieni. Zmartwiała ze strachu. Te opowieści o stworach naprawdę działały gdy się było nocą w ciemnych, pustych górach...
Otrząsnęła się z tych absurdalnych myśli.
Dźwięki wyraźnie się przybliżały, jakby ktoś schodził ze skarpy. Potem coś sporego stoczyło się gwałtownie w dół.
- Ray? - Głos wydawał się podobny, ale wolała się upewnić.
Teraz już oboje widzieli światło z domu, słabo majaczące w ciemnościach. A Reina do tego dostrzegła trzymaną przez Raya lampę.
- Co tam się dzieje? - dobiegł do nich lekko przestraszony głos Jonathana.

Ray zapatrzył się na nowe światło, a potem spojrzał mniej więcej w stronę głosu Reiny. Tylko ona chyba znała jego imię. Choć biorąc pod uwagę absurdalność tego wszystkiego, to cholera wie.
- Reina. Gdzieś ty zalazła kobieto?
Chwilowo nie zamierzał się zastanawiać jak bardzo rozebrany jest ów Jonathan. Wystarczyła mu ciągle majacząca w umyśle wizja Kena. Jak ten od lalek barbie. Tylko pewnie w wersji XXX.
- Wszystko w porządku Jonathan. To przyjaciel. - Usłyszał ponownie głos Reiny.
Kobieta ruszyła w kierunku światła, które rzucała lampa trzymana przez Ray’a. Podeszła do mężczyzny i popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem:
- Ojej poszedłeś mnie szukać. Jak jakiś romantyczny bohater! Cudownie! Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś był dla mnie taki... - Wyraźnie ucieszona objęła go za szyję i wycisnęła na jego policzku mokry pocałunek.
Popatrzył na nią dziwnie. Teoria o kimś podstawionym nabierała nawet sensu. Poza tym te kobiece sposoby na omijanie pytań. Nie żeby nie było to miłe.
- To nie wyjaśnia dlaczego tu jesteś i kim jest Jonathan. Ta cholerna lampa nie daje wcale światła, nie mam pojęcia czy wdrapałbym się teraz na tę skarpę.
- To kolejny z ekipy tych co się nami bawią. Kazał mi przysięgać na krew że nie zrobię mu krzywdy patrz - Podsunęła mu pod nos rękę, która naciął Jonathan, ale w ciemnościach Ray pewnie i tak niewiele by zobaczył. - Gada cały czas o jakichś stworach, ale przynajmniej pozwolił mi jeść z jednej miski.
- Tam akurat też była jedna miska - z rozbawieniem odpowiedział Ray. - Ale tu na zewnątrz faktycznie jest paskudnie. Martha też coś gadała o jakiś potworach i zabitych owcach. Mów co chcesz, ja tam i tak nie wiem, czy mógłbym zasnąć w takich warunkach. Wiadomo co się stanie, gdy się znów obudzę?
- Miałam miskę tylko dla siebie - sprostowała z uśmiechem, ucieszona, że znowu go widzi, był tu jedyna osobą, która nie udawała, że jej nie rozumie. - Jonathan i tak ma tylko jeden siennik. Jakoś nie miałabym ochoty go z nim dzielić - Wzruszyła ramionami - Możemy spać na podłodze na zmiany.
- Słodko. Mam nadzieję, że chociaż nie chrapie. Ten staruch tam to ryczał jak traktor bez tłumika - westchnął Ray, popychając dziewczynę w stronę prawie niewidocznej chaty. - Miłe spanko na podłodze, już się nie mogę doczekać. Jakby już samo noszenie tego żelastwa nie wystarczało.

Reina poprowadziła mężczyznę w kierunku majaczącej na tle otwartych drzwi sylwetki.
- To jest Ray - wskazała na swego towarzysza - a to Jonathan - wskazała na gospodarza i uśmiechnęła się do niego - Trafiliśmy tutaj razem - powiedziała jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- Czyli jednak nie szłaś sama... - Jonathan wyglądał jakby węszył jakiś wielki podstęp. Ciągle blokował wejście do środka, przyglądając się Rayowi. - Czy za niego jesteś w stanie przysiąc? Wiedziałem, że taka wiedźma musi mieć ochroniarza!
Powiedział to głośniej, jakby nagle odkrył Amerykę.
- Chcesz mi pociąć drugą rękę czy tym razem wystarczy moje słowo? - Zapytała wzdychając. Gdyby nie to, że zupełnie nie wierzyła w jego historię uznałaby go za niezłego paranoika.
Ray bez słowa przyglądał się temu kolesiowi. Co tu się niby działo? Owszem, był ubrany, ale wcale nie aż tak bardzo. Zabawne było za to patrzeć na faceta, który udaje, że się ciebie boi, bo masz jakąś broń. Gdyby nie kilka innych niezbyt przyjemnych okoliczności to by się głośno roześmiał.
 
Lady jest offline