Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2013, 21:17   #16
Dezete
 
Dezete's Avatar
 
Reputacja: 1 Dezete nie jest za bardzo znanyDezete nie jest za bardzo znanyDezete nie jest za bardzo znany
- Tam też jest Metro. – w głosie Cichego słychać było teraz zdenerwowanie. - Tam też są ludzie.

Wschód. To był dla niego trudny temat. Skrzydło zrozumiał to od razu.

- Dawno temu zostaliśmy rozłączeni przyjacielu, lecz teraz mamy okazję, raz jeszcze połączyć się z nimi. Dlatego musimy być przygotowani. Jeżeli będą potrzebowali pomocy będziemy musieli być gotowi. Nie wiemy co tam jest. Dlatego musimy być przygotowani, na wszystko - mówił spokojniej, delikatniej jakby starając się wczuć w jego mokasyny. Tak jakby i jemu zależało na tych ludziach. Fakt, zależało mu, lecz najpewniej z innych powodów niż Cichemu.

Ten z kolei spojrzał na Skrzydło po czym zapakował maskę do plecaka.

- Wydaje mi się, że to ty potrzebujesz pomocy... przyjacielu.

W tym stwierdzeniu było coś dziwnego i niepokojącego. Dodał to „przyjacielu” specjalnie - Skrzydło był tego pewien. Był też pewien, że Cichy wcale nie uważa go za przyjaciela. Tak. Zrobił to, by stworzyć między nimi dystans - barierę. Dlaczego? Może uznał, że powiedział już o sobie zbyt wiele - że zbytnio się otworzył. A jednak w tym krótkim zdaniu było coś szczerego. Tak, jakby rzeczywiście uważał, że Skrzydło i nie tylko on, ale że ci ludzie, ta mała grupka, że oni potrzebowali pomocy. A on - Cichy - potrafił im pomóc.

- Biorę trzydzieści groszy za dzień pracy - powiedział po chwili. - Połowa płatna z góry.

Skrzydło pokręcił smutno głową wyraźnie zawiedziony.

- Życie to nie tylko dobry towar, garść groszy za które możesz wszystko kupić. Handlowałem się za nas wszystkich, nie rozumiesz tego? Mamy misję do wykonania i ja z własnych, osobistych powodów zgłosiłem się do tego. Mógłbym teraz spokojnie siedzieć na straganie, ale kładę moje własne życie na szale by dotrzeć do nich. Tam, na wschodnią stronę. Myślałem, że to rozumiesz.

Cichy podszedł do Skrzydła i spojrzał mu prosto w oczy. „To jego gadanie. Handlarz i oszust - od razu było widać.” - pomyślał. Uśmiechnął się krzywo i wyciągnął rękę.

- Trzydzieści za dzień.

Skrzydło odwzajemnił bezpośrednie spojrzenie w oczy swojemu interlokutorowi - wyzwanie, było wyzwaniem. “To nie jest ten człowiek o którym myślałem że mógłby nim być...” - było jedną z niewielu melancholijnych myśli które przeszły mu przez głowę w czasie jego krótkiego życia. Jak to wszystko komplikowało.

- Pieniądze co? - zapytał retorycznie - Całe metro stoi na pieniądzach, nie? Orłowski już Ci zapłacił. Najwyraźniej pomyliłem Ciebie z kimś innym, z kim kiedyś dane mi było współpracować. On wiedział, że istotą handlu jest dostarczanie ludziom tego co potrzebują. Ty chcesz tylko ciągnąć podwójnie.

- Podwójnie? Tak, mam umowę z Orłowskim. Umowę na wschodnie tunele. Ty chcesz wynająć mnie do czegoś innego, więc musisz zapłacić. Nikt nie pracuje za darmo - ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.

- Jestem handlarzem, fakt. O zapłatę w groszach możesz pytać Orłowskiego, czy innego najemcę który nie zna wartości pieniędzy i towarów. Zawrzyjmy obustronnie korzystną ugodę. Mogę się za Ciebie handlować, tylko na tym zaoszczędzisz. W zamian, chcę kogoś pewnego, kto zna niebezpieczeństwa metra. Nie zapominaj również o tym co już dostałeś. Wycenić to można swobodnie na dobre sześćdziesiąt groszy, w dobrych rękach da się sprzedać za osiemdziesiąt, w odpowiednim miejscu nawet więcej... Jestem handlarzem, tak, ale wole inwestować w ludzi. To najlepsza inwestycja jaką można zrobić.

- Spółka? - w głosie Cichego można było wyczuć niedowierzanie. - Myślisz, że jestem na tyle naiwny? Myślisz, że łudzę się, że ten układ będzie dla mnie tak samo korzystny, jak dla ciebie? Nie. Ty zarobisz na mnie i to sporo – prawda?

Cichy przymrużył oczy. Tak, już wszystko było jasne.

- Dobrze, zgadzam się. A teraz porozmawiajmy o mojej zaliczce. Wiesz co to są landrynki? To takie twarde cukierki, które produkowali jeszcze przed wojną. Często były pakowane w metalowe pudełeczka z różnymi wzorami i napisami. Załatw mi takie, a ja wezmę cię w tunele, tam gdzie będziesz chciał.

Bieszczański pragnął unieść brew, spokojnie wysłuchując tego, co ma do powiedzenia jego rozmówca, ale nic z tych rzeczy. Nie potrafił wręcz uwierzyć, że cały cynizm i gorycz chłopaka wziął się z braku.... landrynek. “Każdy ma swoją truciznę... tutaj dość kosztowną truciznę” - pomyślał tylko zanim powiedział.

- Da się załatwić... - powiedział swobodnie. Co innego, że będzie zmuszony poruszyć niebo i ziemię, żeby je dorwać, oraz, zapewne zrobić coś, czego najbardziej nie lubił i zawsze unikał, ale co tam. Landrynki czy nie, to było Centrum - tu się urodził, znał to miejsce i ludzi jak własną kieszeń. Powiedzmy. Pomińmy fakt, że niedawno musiał tą kieszeń cerować...

- ...na teraz zadowól się tym, co już ode mnie dostałeś. Lepiej wracać do Centrum, rzucić okiem co nowego. Stojąc nie znajdziemy nic, co by nas interesowało, a trzeba z czegoś żyć - powiedział robiąc krok w kierunku Centrum.

Cichy uśmiechnął się sam do siebie i ruszył za Skrzydłem.

- Tylko nie zapomnij o pudełeczku - dodał na odchodnym.

- No co ty... - odpowiedział z lekkim uśmiechem Konrad nie zaprzestając kroku - ...pudełeczko jest najważniejsze. Przecież bez pudełeczka to nie landryneczka, nie?

Dłoń położył pewnie na kuszy - dobrze mieć ją pod ręką w razie 'W'. No i latarka pod kuszę. Zawsze lepiej mierzyć i widzieć jednocześnie.

- Obserwuj ściany metra, może wypatrzymy jakąś wyrwę, lub coś. Wiesz, metro ma swoje lata. Może znajdziemy podkop pod piwnicę, lub zawał do innego tunelu...
 

Ostatnio edytowane przez Dezete : 21-05-2013 o 13:52.
Dezete jest offline