Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2013, 15:31   #21
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jason ruszył za nimi, zamykając drzwi. Kamil jak prawie zawsze, siedział za swoim biurkiem.
- Seraf... mamy chyba duży problem - mruknął niepewnie Hughes, spoglądając na Ocelię.
Cela ponownie zwaliła torbę - tym razem na podłogę gabinetu.,
- Podjechałam pod ten...- słowo "burdel" nie bardzo chciało jej przejść przez usta w obecności pana Kamila - tą siedzibę Rana - dokończyła. - Porozmawiałam z sanitariuszami, potem posłuchałam policjantów, rozpoznali mnie, uciekłam - opowiedziała, dość szczegółowo, całą historie z wieczora, włączając wizytę na stancji i rozmowę z Magdą - Dzwoniłam wcześniej, ale Alan nie słuchał! Oni tu przyjdą. Policja.
- Pamiętasz jak się nazywają ci detektywi? Nie wiesz czy już komuś przekazali te
informacje? - Spytał Kamil po dłuższej chwili.
- Starszy aspirant Adam Vogel - odpowiedziała Cela - Z komendy głównej. Greg i Michał, nie wiem, jakie mieli nazwiska. Czy z kimś rozmawiali.. - zastanwiła się - Jak rozumiem, od Romka wczesniej wyciągneli, że mnie zna i o rezydencji... Potem uciekłam.
- Okej... możemy być brutalni i Husky spróbuje ich znaleźć i zabić, co jednak da efekt tylko jeśli z nikim się nie podzieli informacją o naszym domku... no i jest to skurwysyństwo. Po drugie możemy zaryzykować i spróbować przyjąć tu inspekcję. Szybko wywalić gdzieś ciebie - spojrzał na Ocelię. - Jasona i naszych gości...
- Nie wiem czy ich znajdę. Musiałabyś mi powiedzieć gdzie dokładnie ich ostatnio widziałaś... no i nie wiem czy to dobry pomysł. Ten pierwszy - odpowiedział Moore, krzywiąc się.
- Wy tak serio?? Że jak ich zabijecie to nikomu nie powiedzą? Oni mają komorki.. slyszeliście o komórkach? zabierajmy sie stąd po prostu! Już dawno mówiłam Alanowi... a on pytał, czego się naćpałam.
- Postęp technologiczny... heh. Co za... - mruknął Jason przecierając oczy.
- Odejście stąd nie jest takie proste... mamy wiele osób, mało transportu i jest tu wiele rzeczy, których nie należy zostawiać - odpowiedział Kamil, jednocześnie zwieszając głowę i myśląc.
- Uhm... - Moore skrzywił się znowu, najwyraźniej domyślając się o czym pomyślał Serafin.
- Dzisiaj też jest samolot - powiedział w końcu Serafin.
- Ink wyraźnie powiedział, że tylko wtedy uda mu się załatwić przejście przez lotnisko bez identyfikacji mutacji u nich. Ocelia nie przejdzie przez ochronę na lotnisku, już na miejscu - przypomniał Husky.
- Jeśli tutaj trafi do więzienia, już z niego nie wyjdzie...
- Wyjadę do ciotki, poczekam - zaproponowała Cela - mam rzeczy. A co z Romkiem?
- Wyjście z więzienia czy aresztu nie jest takie proste jak na filmach... przynajmniej nie w tych czasach - powiedział cicho Jason.
- Po prostu jesteś zazdrosny... - stwierdziła sucho Ocelia, nie patrząc na Jasona.
- Co? - Spytał Alan, patrząc na dziewczynę z ukosa. - Serio. Ostatni raz, kiedy udało mi się przeprowadzić udaną ucieczkę z więzienia było jak ludzie używali muszkietów zamiast karabinów, których zasięg celnego strzału wynosi ponad kilometr! Nie mam absolutnie żadnego pomysłu na to, jak wydostać twojego kumpla z aresztu i więzienia tym bardziej. Nikt chyba nie ma. Przykro nam.
- Mi też jest przykro - powiedziała. Czuła, jak wypełnia ją złość, spinając mięśnie, zacisnęła zęby, bo nie chciała na niego nawrzeszczeć w obecności pana Kamila. Jak oni potrzebują pomocy, to ma się godzić na różne rzeczy, a jak ona prosi o prostą sprawę - to nie, wielki problem jest. To było zwyczajne chamstwo. - Bardzo przykro. Doceniam pomoc i dlatego was ostrzegłam. Teraz musze już iść, do widzenia.
- Bądź za dziewięć dni na lotnisku Chopina. Spróbujemy pomóc twojemu przyjacielowi, ale... obawiam się, że nie mogę ci nic obiecać - powiedział Kamil, wstając.
- O której godzinie? - dopytała, uprzejmie, Cela.
- Trzynastej.
- Hmm... nie mam pewności, czy akurat będe miała pociąg na 13. Jeśli nie - trudno, nie czekajcie na mnie. Zabiorę tylko resztę swoich rzeczy z pokoju i już mnie nie ma. Miłego dnia.
Wzięła swoją torbę i poszła po schodach na górę, zabrać lapka.
Ze wznowieniem rozmowy poczekali aż wyjdzie. Bez problemu wyczuwała rosnące wśród nich napięcie. Jednak nikt jej póki co nie przeszkadzał. Najwyraźniej naprawdę uważali, że póki co nie są w stanie jej pomóc, jednocześnie nie zaprzepaszczając losów swoich i dopiero co uwolnionych mutantów.
Czuła rosnące napięcie, ale miała to w nosie. Zanim do szkoły przyjechali ci od bezpiecznego seksu, byli inni, którzy uczyli ich tego... wyrażania swojego zdania w spsób asertywny. Nie uległy i nie agresywny. To było jeszcze głupsze od tych pogadanek o seksie, ale zapamiętała, że manipulacji nie powinno się ulegać. A ci tutaj próbowali nią manipulować. Ale była na to za sprytna. Nie pozwoli się wykorzystywać!
Zapakowała laptop do plecaka, dołożyła resztę swoich rzeczy do torby. Zeszła na dół i poszła do bramy. *

//Droga wolna. Jak teraz ruszysz nikt cię nie zatrzyma.
< odwieczny dylemat... Czy kierować się logika postaci, czy logika sesji

Wybór nie był łatwy - Cela czuła się bezpiecznie w obecności pana Kamila. Adam był miły, z Alanem też dało się dogadać. Nawet Jason... no w każdym razie uwierzyła, że nie zaplanował zabrania Romka do burdelu tylko po to, żeby tamten “przypadkiem” zaginął w akcji. Idea uwolnienia mutantów były jej nawet bliska, ale ostatnie zdarzenia dobitnie uświadomiły dziewczynie, że musi się zacząć troszczyć sama o siebie. Była już w końcu dorosła. Musi, ale też bez problemu da radę - akcja z policjantami wyraźnie jej to pokazała. No i przede wszystkim: nie planowała spędzić życia na ukrywaniu się, uciekaniu i służeniu za przynętę. Pomocy mutantom, którzy nie chcieli jej w niczym pomóc i czerpali radość z zabijania innych. Ostrzegła ich. Teraz muszą radzić sobie sami.

Po raz kolejny w ciągu godziny szła tą samą drogą, tym razem kierunku pętli. Torba była za ciężka, żeby iść piechotą na dworzec.
Choć była już bardzo zmęczona, od powrotu nad ranem nie spała, jedynie wcześniej, drzemała w autobusie, jakoś dotarła na dworzec kolejowy. Robiło się już coraz zimniej, a wiatr wiał coraz mocniej. Na i przy dworcu trwały remonty. Hałas, mróz i zmęczenie nie wpływały najlepiej na samopoczucie. Na dodatek długa kolejka przed kasą... jednak wystarczyło kupić bilet, doczłapać się na peron, a potem wpełznąć do pociągu. To było póki co najtrudniejsze wyzwanie, które miało ją czekać. Dla odmiany.
Było już późno, a właściwie wcześnie - Cela zgubiła gdzieś jedną noc. Kupiła sobie kawę w automacie i, ziewając, ustawiła się w kolejce do kasy. W holu dworcowym nie było chociaż czuć tego przyjmującego, już wyraźnie zimowego, chłodu. Nie martwiła się, u ciotki miała kurtkę. W pociągu pewnie będzie ogrzewanie, polar jej wystarczy. Kupiła bilet i wsiadła do pociągu. Ktoś pomógł jej wepchnąć torbę na półkę.
- Dziękuję - uśmiechnęła się niemrawo i zajęła swoje miejsce.
Jeszcze kilka godzin i będzie w domu. Nareszcie. Byle nie zasnąć.
Podróż nie była porywającym przeżyciem. Pociąg nie był specjalnie zatłoczony, a współtowarzysze podróży denerwujący. Pojazd dzięki niedawnej, poważnej restrukturyzacji linii kolejowych, dostarczył pasażerów dość szybko i komfortowo na miejsce, skąd Ocelia jeszcze musiała doczłapać się do domu.

Przystanek busików był przy samym dworcu. Po godzinie jazdy bus zatrzymał się. Czekały ja jeszcze dwa kilometry spaceru, bo dom ciotki odsunięty był od głównej drogi. Mimo zmęczenia szła szybko, podekscytowana perspektywa spotkania z rodziną.
Zaczęła zbliżać się do domku, do którego główne drzwi były otwarte. Na podwórku nikogo nie było, stał jednak samochód wujka Ocelii i jakiś inny, czarny z krakowską rejestracją.


Ostatnie wydarzenia spowodowały, że dziewczyna stała się nieco... podejrzewa. Odstawiła torbę, podeszła skrajem podwórza do domu i zajrzała do środka przez okno.
Na fotelu przed telewizorem siedział jej wujek, odwrócony plecami do okna. Obok niego, za kanapą, stał jakiś mężczyzna. Wysoki, z krótko ściętymi, szarymi włosami. Nachylał się i wraz z wujkiem Ocelii, wpatrywał w wyłączony ekran.
Patrzyli na wyłączny ekran. Wujek i jakiś drugi facet. O co chodziło? Nie wiedziała. Obeszła dom, żeby spojrzeć na mężczyzn z przodu.
Z tyłu na ganku dostrzegła ceramiczny garnek, z pozostałością jakiejś, płynnej, szarej substancji i spory palnik obok. Z profilu mężczyzna wyglądał dość normalnie. Po czterdziestce, kwadratowa twarz i lekki uśmiech od czasu do czasu, jakby oglądał serial komediowy. Podrapał się po jasnym zaroście, jego dłonie były duże, silne i zniszczone pracą. Taka w sumie wydawała się też jego twarz. Wyglądał... jak to powiedziała Magda “jakby przeszedł przez niezłę gówno. Usiadł na kanapie obok wujka, zasłaniając go i obejmując ramieniem. Zaśmiał się głośno, jakby w serialu padł naprawdę dobry żart.
Targana niepokojem - ta "komitywa" przed martwym telewizorem wyglądała co najmniej dziwnie - przeszła do następnego okna. Chciała zobaczyć twarz wujka. No i gdzie była ciotka? Wytężyła słuch, starego typu szyby nie były dźwiękoszczelne, może uda się usłyszeć coś ze środka...
Kolejno okno było zasłonięte ozdobnymi, grubymi firankami, usłyszała jednak głos, zapewne należący do mężczyzny.
- No dobra! Przygotuję porcję dla siebie, zanim się obudzisz. Jak wstaniesz, będzie akurat gotowe! - Zakrzyknął ucieszony i chyba skierował się w stronę tylnych drzwi, przy których ukrywała się Ocelia.

Odskoczyła na bok, chowając się za węglem. Jak mężczyzna wyjdzie z domu, ona wejdzie do środka.
Wyszedł pogwizdując wesoło. Chwycił naczynie i ruszył w stronę warsztatu, naprzeciwko chaty. Ocelia sprawnie i cicho prześlizgnęła się za nim do środka. Wuj siedział na kanapie nieprzytomny, z zamkniętymi oczami i opuchniętym językiem, który wypływał wręcz z ust. Jego twarz była dziwnie czerwona.
- Wujku! Wujku! - przestraszona potrząsnęła go za ramię. Miał jakiś atak? Nie znała się na medycynie.. - Wujku - powtórzyła, zerkając na drzwi, czy tamten mężczyzna się nie zbliża.
Nie budził się, a na jego szyji Ocelia dostrzegła plaster. Taki jak dawano dzielnym dzieciom po szczepieniu. W kwiatki i niedzwiadki.

Delikatnie odkleiła brzeg plastra. Pod spodem było nakłucie po iniekcji. Ten skurwiel coś wujkowi wstrzyknął, pewnie jakiś narkotyk. Tylko po co? Chciał się czegoś dowiedzieć, czy raczej... unieruchomił wujka, żeby mu nie przeszkadzał czekać na nią? Szukali jej, policja na pewno, ten nie był z policji, ale może też szukał? Jakiś dawny znajomy jej rodziców? Ocelia już dawno przestała być dzieckiem - facet nie przyjechał tu, by pomóc. Pewnie dalej chciał robić te... eksperymenty. Liczył, że dziewczyna się w końcu pojawi. A ciocia? Ocelia poczuła, jak paraliżujący strach ściska jej gardło. Bezszelestnie podeszła do schodów prowadzących na piętro... Tam była sypialnia wujostwa, jej dawny pokój, telefon... Musi zadzwonić na pogotowie. Ten skurwiel będzie chciał jej przeszkodzić.. Mosiężny świecznik ciotki, jej rodzinna pamiątka po przodkach. Ogłuszy tego dupka, zamknie w piwnicy, zadzwoni na pogotowie. Jak zabiorą wujka, to sobie z tym gościem porozmawia. Weszła po ciuchu na piętro, kierując się do sypialni wujostwa.
Po dłuższej chwili mężczyzna wrócił do srodka. Trzymał naczynie za rączkę, podgrzewając je od dołu palnikiem. Przyglądał się zawartości z zachwytem. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z obecności Ocelii.
Cela nie znalazła ciotki, usłyszała za to wracającego mężczyznę. Chwyciła mocno świecznik, podeszła do faceta od tylu i zamknęła się zdrowo, celując w dół głowy, tuż nad karkiem. Tak zawsze robili w filmach.
Gdy Cela uderzyła swoją improwizowaną, dość popularną bronią w łeb włamywacza, usłyszała metaliczny brzdęk, a intruz wypuścił naczynie, z którego wylało się roztopione żelazo. Sam zachwiał się na nogach, chwycił krawędzi kanapy i zamachnął się szybko do tyłu, wytrącając świecznik z rąk Ocelii, które po uderzeniu w łeb, przeszyły nieprzyjemne drgania.
Błyskawicznie nachyliła się, złapała ponownie świecznik i zamachneła się jeszcze raz, celując w twarz mężczyzny.
Teraz był wyraźnie zdenerwowany. Chwycił broń bez większego problemu.
- Kim ty, kurwa, jesteś dziewczynko? - Wyrwał świecznik z jej dłoni i odepchnął do tyłu, bez większego wysiłku, ale z dużą siłą.
- Co mu zrobiłeś, ty rzeźniku! - zawołała, przytrzymując się ściany. - Wezwę policję!
Niewiele myśląc skoczyła w stronę drzwi.
- Och nie! - Pisnął udając dziewczęcy głos. - Tylko nie policja! - Zaśmiał się głośno, doganiając ją zadziwiająco łatwo. Rzadko kto to robił. Szczególnie nie ostatnio, chyba jedynie Jason. - A co ja mogę zrobić? Mogę wyrwać ci flaki, mała dziewczynko, jeśli nie powiesz mi kim jesteś i co tu robisz? - Ryknął już normalnym, wściekłym głosem. Wywalił ją na ziemię, podcinając nogi i chwytając za ramię, ręką, która jakby się wydłużyła.
- Co... - zapytała, kompletnie zaskoczona. Szarpnęła się raz i drugi - Puszczaj mnie!
Szybko zmienił pozycję i nagle stał na niej, jedną nogą na brzuchu, drugą na szyji, lekko uciskając.
- Jeśli nie chcesz mówić, to mogę sprawić, byś nie mogła tego robić! Ani oddychać! Jak rozumiesz zamrugaj dwa razy i może wyjaśnimy to okropne nieporozumienie, ty nerwowa ladacznico! - Warknął ciężko.
Zamrugała posłusznie, czując, że brakuje jej powietrza. Zszedł szybko i dał jej zaczerpnąć tchu. Spojrzał na leżące na podłodze naczynie i palnik.
- No nie! Nie mam więcej żelaza do rozpuszczenia!
Wstała powoli, oddychając głęboko. Ciągle czuła jego ciężar na brzuchu. Mógł jej zmiażdżyć jakieś narządy, wątrobę, albo coś. Nie próbowała nigdzie uuciekać, przestraszona.
- To mój wujek - powiedziała, dyskretnie rozglądając się dookoła. Kto to był, jakoś transformer? Czy inny android? - Co mu pan zrobił? Dlaczego? - dopytała żałośnie.
- To... to twój wujek? - Spytał zdziwiony. - Jeszcze nic mu nie zrobiłem, choć miałem do dołączyć go do kolekcji, zanim wylałaś żelazo! - Dodał wścieklej, ale szybko się uspokoił. - Obawiam się, że na ostatnie pytanie nie odpowiem. Jesteś jego rodzoną siostrzenicą? Masz na nazwisko Warat, może? - Spytał pocierając dolną warkę prawym palcem wskazującym i nachylając się nad nią.
- Do ... do kolekcji? - wyjąkała, cofając się o pół kroku - Tak, Ocelia Warat. Gdzie jest ciocia?
Prychnął, dławiąc się śmiechem, który ledwo pohamował.
- O mój boże... jaki ten świat mały. W sumie to trochę niezręczne... twoja ciocia jest na górze, wraz z jakimś chłopakiem. Już powinni wystygnąć - pokręcił głową i wpatrzył się w sufit, jakby coś wspominał. - Ech, ech, ech. Jaki ja wtedy byłem niedoświadczony... bez stylu.
- Wystygnąć? - zapytała, nie rozumiała, co do niej mówi. Oczy rozszerzyły się jej z przerażenia - Ona nie żyje?
Przesunęła się krok w stronę schodów, musiała sprawdzić.
- Och jeśli chcesz to idź... tylko niczego nie próbuj - wyciągnął z kieszeni komórkę. - Ja muszę zadzwonić! - Powiedział ucieszony. - Dowiedzieć się co z tobą zrobić. Tylko wracaj szybko - dodał przykładając słuchawkę do ucha i stając przed wujkiem Ocelii. Dziwnie przyglądał się swojemu palcu.
Pokiwała głową, mechanicznie, i wbiegła na schody, z trudem utrzymując równowagę na wyślizganych długim użytkowaniem stopniach. Kolana jej drżały.
Drzwi do pokoju jej ciotecznego brata Damiana były zamknięte, tak samo, jak do sypialni cioci i wujka.
Weszła do sypialni, rozglądając się dookoła. Ciocia siedziała przed swoim lustrem i perfumami. Jej ciężka głowa była odchylona do tyłu, przez żelazo, które zaschło na jej twarzy. Oczy miała zamknięte, jednak metal wlał się do szeroko otwartych, wcześniej rozciętych ust. Ręce zwisały bezwładnie, nigdzie jednak nie było śladu krwi.
Ocelia poczuła, że nie jest w stanie opanować szczękania zębów, miała wrażenie, że w pokoju jest lodowato. Podeszła do ciotki i zaczęła szukać palcem wskazującym tętnicy na jej szyi.
Brakowało jej choćby najmniejszych oznak życia.
Dziewczyna nie wytrzymała, krzyknęła przeraźliwe i skoczyła do okna. Nie myślała teraz o tym, że policja jej poszukuje - zawiadomienie stróżów prawa wydawało się jej jedynym sposobem na ocalenie wujka.
Przez okno dostrzegła jak mężczyzna wsiada do czarnego samochodu.
- Dobra, ale jeszcze o tym pogadamy - powiedział do telefonu.
Zatrzymała się przy oknie sprawdzając, czy odjedzie.
Samochód szybko ruszył i zaczął się oddalać do domu Ocelii.
Ciągle szczękając zębami zeszła na dół, sprawdzić, co z wujkiem. Ciotce nie mogła już pomóc, Damiana nie miała teraz siły oglądać...
Na czole wujka znajdował się dwa małe otwory, wychodzące na wylot, z których powolutku sączyła się krew.
Przeraźliwy ból ścisnął ją gdzieś w środku, miażdżąc wszystkie narządy, wypychając powietrze z płuc. Ocelia z przeciągłym jękiem opadła na kolana. Za późno, nie zdążyła, na wszystko już za późno...
Dalsze wspomnienia rwały się, poszarpane, szczątkowe. Ból szarpiący jej ciało, łzy z skrawające
Zalewające jej twarz, nieruchome ciała ciotki, wujka, Damiana, jakieś gałęzie, fizyczny ból kolan i łokci, ciała, łagodzący, zagłuszający to, co szarpało ją od wewnątrz. A potem nie czuła już nic.
Kimkolwiek by nie był morderca zostawił po sobie sporo rzeczy. Na krześle wisiała czarna marynarka, a na podłodze leżał błyszczący nowością palnik.
Choć jej stan nie pozwalał obecnie na racjonalne myślenie, w końcu będzie musiała coś postanowić. Zostawanie tutaj dłużej nie było już tak dobrym pomysłem.
Mogła poprosić Kamila o pomoc. Jason pewnie mółby wyśledzić mordercę po zapachu, jaki zostawił na ubraniu. Mogła też uciec.
Mogła sobie darować. Uniknąć dalszych załamań, choć wydawało się, że już gorzej nie będzie. Już nie miała kogo stracić.
Musiała się w końcu pozbierać. Nie było to łatwe, zbyt dużo na nią ostatnio spadało. A może, paradoksalnie, to tamte wcześniejsze doświadczenia pozwoliły jej podnieść się z ziemi i wrócić do domu? Trudno było wyczuć. Zapadł zmierzch, lodowaty wiatr targał drzewami.
Szła mechanicznie, odcięta od wszystkiego. Nic nie czuła ani zima, ani strachu, czy smutku, nie mogła, jeśli by sobie na to pozwoliła, rozpadłaby się na kawałki i nigdy nie udało by się jej zebrać na powrót w całość. Weszła do domu, przykryła ciała. Zdezynfekowała sobie zadrapania na twarzy - nie chciała, żeby wdała się infekcja. Środek nie szczypał, wydawało się, że dotyka buzi watą zmoczoną w wodzie.
Zebrała rzeczy mężczyzny i wrzuciła je do bagażnika samochodu wujka. W sumie nie wiedziała, po co, chyba po prostu nie chciała, żeby zaśmiecały dom.
Otworzyła skrytkę pod podłogą w kuchni - wujostwo nie ufało bankom, większość transakcji na farmie załatwiana była gotówkowo. Zabrała pieniądze i razem z biżuterią ciotki wrzuciła do plecaka z laptopem. Zamknęła skrytkę, odnalazła swoją torbę w lesie i też wrzuciła ja do bagażnika samochodu.
Poszła do stajni, wrzuciła paszę zwierzętom, a potem pootwierala zagrody, żeby mogły wyjść - nikt już ich nie nakarmi, a wujostwo byłoby niepocieszone, gdyby popadały.
Zabrała kluczyki i dowód rejestracyjny wozu. Pogasiła światła w domu, zamknęła okna, a na koniec drzwi na klucz. Wsiadła do samochodu i pojechała w kierunku Krakowa.
Kiedy głowa po raz kolejny prawie opadła jej na kierownicę, a samochód z naprzeciwka, wyjąc wściekle i błyskają długimi zmusił ją do powrotu na jej pas ruchu, zjechała na parking.
Nie czuła zmęczenia - nic nie czuła - ale jechać dalej nie mogła. Jakiś czas siedziała w ciemnym samochodzie, a potem wyciągnęła komórkę.
Wybrała numer i natychmiast po uzyskaniu połączenia - nie wiedziała nawet, czy z osobą, czy sekretarką - zaczęła mówić tonem niezobowiązującej, towarzyskiej pogawędki.
- Hej Alan, tak się zastanawiałam, bo wy z panem Kamilem znacie różne osoby.. Książka jest taka, Czarnoksiężnik z krainy Oz, i tam Jest Blaszany Człowiek, Tin Men, czy jakoś tak, czytałeś? I mi się skojarzyło, czy może znasz kogoś takiego? Wygląda jak facet, ale jest z metalu, pod skóra znaczy. Ręka mu się wydłuża, biega tak szybko jak Jason i lubi wlewać ludziom roztopiony metal do gardła. Słyszałeś coś przypadkiem?
- Ym... zaraz... powtórz ostatnie? Co robi ludziom? - Spytał po dłuższej chwili.
- Oszałamia narkotykiem, a potem wlewa metal do buzi. Słyszałeś?
- Noo! - Zawołał jakby rozgniewany. - Już tobie też mówiliśmy! Miles Iron, gość który rozszarpał twoich rodziców! Czemu pytasz i... co?
- Racja, coś wspominaliście, ale wyleciało mi z głowy - potwierdziła w roztargnieniu - Ale ten Iron to ile by miał lat?
- No już po czterdziestce bym obstawiał... to by się zgadzało datowo - odpowiedział w zamyśleniu.
- Taki młody wtedy był? - zdziwiła się Cela - A potem co się z nim stało?
- Jak skończył mordować na zlecenie, zaczął mordować seryjnie. Dla zabawy. W Anglii. Policja straciła jego ślad dziesięć lat temu i nie wiadomo co od tamtej pory się działo z nim, ale ludzi zamordowanych w taki sposób, w jaki on to robił, nie znajdywano.
- Wygląda na to, że wrócił do Polski... Pewnie nie jest go łatwo dorwać, nie?
- Zaraz... wróciłaś już do siebie? On... w sensie twoja rodzina... - wystękał.
- W sensie co? - dopytała - W sensie że rozszarpał moich rodziców? Już o tym mi mówiłeś - przypomniała mu, z niejakim zniecierpliwieniem w głosie.
- Tych twoich rodziców zastępczych mam na myśli. Jesteś u nich? Czemu pytasz o tego gościa?
- Nie, nie jestem już - przerwała na chwilę, patrząc na ciemną jezdnię i parking - Ale ich nie rozszarpał wcale, wiesz? - poinformowała go takim tonem, jakiego się używa, kiedy się mówi, że zabrakło mleka konkretnej marki i że się kupiło inne
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline