Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2013, 21:50   #201
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Chyba magicznie zawalili sklepienie - powiedział Rav, gdy odturlał na bok kolejny głaz. - Ciężkie to niesłychanie - dodał.
- A to jest jakaś różnica w ciężarze? - uszczypliwie spytała Amarys. W jej wizję bohaterstwa nie wpisywało się kopanie w gruzie (chyba żeby kogoś z niego wyciągnąć), więc wykorzystując różnicę płci stała z boku i wspierała Rava duchowo.
- Magicznie chyba łatwiej - powiedział Rav, chociaż jego znajomość magii była, delikatnie mówiąc, niewielka. - A ręczne dłubanie przy suficie chyba byłoby ryzykowne. Taki mag z opowieści to by pewnie wymamrotał coś pod nosem, pstryknął palcami i zwalił pół jaskini. Sprzątanie bałaganu też by mu chyba łatwiej poszło.
- Mówisz? - kapłanka łypnęła na Trzmiela, bardziej żartobliwie niż na serio.
Degary jednak nie zwrócił większej uwagi na Spojrzenie, pochłonięty studiowaniem mapy, w asyście latającego mu nad głową Amila. Obaj wyglądali na zaniepokojonych i najwyraźniej dyskutowali o czymś zawzięcie, skutkiem czego świetlik zaczął myszkować między kamieniami zmniejszającego się gruzowiska w poszukiwaniu szczeliny, przez którą byłby w stanie się przecisnąć.
- Tylko uważaj, żeby cię nic nie przygniotło - rzucił Rav pod adresem Amila.
- Jego chyba nie da się zgnieść - zauważyła trzeźwo Amy. - Zresztą sprawdziłbyś czy dużo jeszcze zostało, jak już tam jesteś - zwróciła się do Amila.
Ten odpowiedział szybką serią rozbłysków - kapłanka była pewna, że obruszył się za mówienie mu takich oczywistości - i zniknął im z oczu, nurkując w znalezioną szczelinę. Nie było go tylko chwilę, po czym wrócił i zaczął wskazywać zasapanym już chłopakom kamienie do odtoczenia. Okazało się, że zawalisko miało dość szeroko rozsypane głazy na samym spodzie, jednak wyżej uformowało się w dość zgrabną piramidę, więc dalej już poszło szybko - wystarczył jeszcze ostatni wysiłek włożony w stoczenie na dół i odtoczenie na bok pokaźnego bloku niemal z samego szczytu (jak on się tam w ogóle utrzymał?) i przejście do tunelu stanęło otworem, uwalniając wilgotne i zatęchłe powietrze, zamknięte w nim przez wiele, wiele lat...
- Czyli... idziemy? - Amarys niechętnie pociągnęła nosem i zaczęła grzebać w torbie szukając lampy i oliwy. - Rav, daj krzesiwo.
- Amil? Widzisz tam coś ciekawego? - Rav sięgnął po krzesiwo i zaczął zapalać lampę.
- Do skarbca mamy spory kawałek drogi jeszcze - Degary spojrzał na pozostałych znad mapy - nic więcej nie wiem, Amil też na razie nic nie widzi ale potrzebuje chwili, żeby się dokładniej rozejrzeć. Proponowałbym poczekać na jego powrót, zanim tam wejdziemy. A magia... - chłopak przypomniał sobie o pytaniu Amarys - magia jest wszędzie wokół, bardzo silna. Aż dziwne, że nie było tego czuć w całych górach. Muszą tu być bardzo dobre zabezpieczenia.
- Nic dziwnego, skoro ma być tu schowany tak potężny przedmiot jak laska - pokiwała głową kapłanka. Po fakcie to wszystko było oczywiste...
- Ładnych parę lat minęło - pokiwał głową Rav - dziwne zatem, że nikt nic nie zauważył, tam, na zewnątrz. Może to tę właśnie barierę wyczuwasz, Degary? Może odbija magię niczym lustro promienie światła i zatrzymuje wszystko w środku. Może tak być?
- Patrzcie go jaki mądry! - zdumiała się Amarys. Czyżby magiczna wiedza Trzmiela była zaraźliwa? Ją jakoś nie dotknęła.
Rav, jak w dawnych czasach beztroskiego dzieciństwa, pokazał przyjaciółce język.
- Może... ale nie jestem w stanie stwierdzić tego na pewno. Nie rozumiem wzorów i nie chcę ich ruszać, żeby nie narobić nam dodatkowych kłopotów - skrzywił się Degary. To było prawie jak przyznanie się do porażki... ale co miał zrobić? Do Wielkiego Maga było mu jeszcze daleko, a czarodziejem-samoukiem zostać niepodobna. Można tego po prostu nie dożyć.
Jak się czegoś nie rozumie, to lepiej tego nie ruszać. Takie podejście, szczególnie w odniesieniu do magii, było całkiem rozsądne i Rav bardzo się cieszył, że Degary nie ma ochoty na różne... eksperymenty.
- Cieszę się. Nie bardzo miałbym ochotę na to, żeby to wszystko - spojrzał na sklepienie jaskini - zwaliło się nam na głowy.

Świetlik wrócił po kilkunastu dłużących się strasznie minutach, pełnych wyczekiwania i napięcia. Tunel nie różnił się niczym szczególnym od tych, które już zwiedziliście. Tyle, że powietrze było zdecydowanie mniej świeże i bardziej wilgotne. Amil zwiedził cały tunel aż do ślepego końca, ale po drodze poczuł czyjąś obecność, która przegoniła go jak pospolitego robala, nie zaszczycając nawet odrobiną zainteresowania, co uraziło dumę młodego ognika.
Po kilku pytaniach ze strony Trzmiela i na podstawie mapy udało im się wywnioskować, że kiedyś tunel nie kończył się tak szybko, ale być może jakieś naturalne ruchy gór spowodowały jego częściowe zawalenie. Tak, czy owak, wejście do groty ze skarbami znajdowało się tak na oko jakieś pół godziny marszu od głównej komory jaskini, co wydawało się Wam dystansem i tak zbyt krótkim...
Jednak... czy nie po to właśnie tu przyszliście?

- To coś, co przegoniło Amila, jest tuż za przejściem, czy trochę dalej? - spytał Rav.
- Obawiam się, że to coś siedzi w tej grocie, do której właśnie idziemy... - westchnął smętnie Trzmiel, pokazując chowańcowi jeszcze raz palcem na mapie odpowiedni punkt tunelu i kiwając głową z rezygnacją. - Dokładnie tutaj...
- Broni skarbu - mruknął Rav niechętnie. Z bardzo wyraźnym brakiem entuzjazmu.
- Jestem chyba największy z nas wszystkich - powiedział. - Spróbuję się przecisnąć, potem podacie mi lampę i cały bagaż.
Podał Amy zapaloną lampę i zaczął się przeciskać zrobione wcześniej przejście w zapadlisku.
- Może powinniśmy mieć jakiś plan pokonania... tego czegoś? - nerwowo spytała Amarys, słuchając szurania Rava. - Jak ono w ogóle przegoniło Amila? Może mu zrobić krzywdę?
Amil zamigotał obrażony, a w głowie kapłanki zamigotały obrazy i pojedyncze słowa. Przekaz był nieostry i urywany, ale dość czytelny - chowaniec nie został zaatakowany, a jedynie odepchnięty, jakby nie był wart uwagi - co go wyraźnie ubodło więc nie próbował już więcej zajrzeć do środka.
Jemu? A nam to co?, pomyślał Rav. W zasadzie był już po drugiej stronie, nie chciał jednak jakimś gwałtownym ruchem sprawić, że wyląduje na głowie.
Ostatnie szarpnięcie... Na szczęście oszczędził głowę i wylądował na czworakach.
- Dajcie mi lampę - powiedział. Po tej stronie sterty głazów było znacznie ciemniej.
Amarys ostrożnie wdrapała się na kamienie i wyciągnęła rękę z lampą.
- Tylko nie rozbij - ostrzegła i pociągnęła nosem. - Śmierdzi - zamarudziła. Miała ochotę odwlec moment przejścia w nieskończoność.

Przejście okazało się dość szerokie, by reszta z Was bez problemu przeszła na drugą stronę, gdzie Ravere, nieznacznie przesuwając kilka kamieni, utworzył dość wygodne i bezpieczne zejście.
W tunelu było... ciemno, zimno i wilgotno - jak to w tunelach... Światło latarni wydobywało z mroku gładkie, półkoliste ściany, po części naturalne, choć miejscami widać było wyraźną magiczną ingerencję.
Szliście w ciszy. Amy i Degary przodem, Rav z Aglahadem z tyłu. Magiczne światełko w połączeniu z blaskiem Amila i latarnią rozświetlały tunel zaledwie na parę metrów wokół, przez co ciemności przed Wami wydawały się jeszcze głębsze... i bardziej przerażające. Wyobraźnia podsuwała najprzeróżniejsze obrazy, oczy mimowolnie szukały w ciemności dziwnych kształtów.
Bezwiednie zbliżyliście się do siebie, dodając sobie otuchy. Wydawało się, że idziecie tym tunelem już całe wieki, kiedy w końcu ognik zamigotał ostrzegawczo - jeszcze kilkadziesiąt metrów i po lewej będzie wejście do jaskini... Wystarczył szybki rzut oka na mapę, by Trzmiel potwierdził Wasze przypuszczenia - tak, za chwilę dotrzecie do skarbca... i jego mimowolnego strażnika.

- Zaraz zobaczymy, dokąd doprowadził nas los - powiedział cicho Rav.
Prawdę mówiąc, mniej go interesowała zawartość jaskini, a bardziej owo coś, co się wałęsało po jaskiniach i, prawdopodobnie, pilnowało skarbu. Raz już z jakimś duchem mieli do czynienia i on sam nie bardzo mile wspominał to spotkanie.
Ale mimo wszystko nie miał zamiaru się wycofać. A tym bardziej - zostawić resztę kompanii.

Amarys wcale nie miała ochoty sprawdzać co jest w środku - a raczej “kto”, bo “co” interesowało ją bardziej. Czy w końcu dotarli do celu, czy jaskinia będzie kolejnym ślepym zaułkiem? Nie wiedziała i niestety zdawała sobie sprawę, że dopóki tam nie wejdą to żadna magia im nie odpowie. Za to coraz bardziej przytłaczały ją odczucia płynące z tej tajemniczej ciemności, sprawiające, że każdy krok stawał się trudniejszy. Kątem oka widziała, że Degary także porusza się nieco niezgrabnie, jakby próbowali przepchnąć się przez czyjąś... niechęć? Gdy z wahaniem skupiła się na tym co czuła stwierdziła, że nawet nie jest tak źle. Nie czuła obezwładniającego zła, jakiego spodziewała się od duszy człowieka, który zdradził przyjaciół i został przez nich zakopany żywcem. Mimo że nadal emanował on chciwością i zachłannie pragnął skarbów, których nie mógł już dotknąć, to z drugiej strony zdawał się przerażony i zrozpaczony tym, co uczynił. A może tylko jej się zdawało? W końcu chciałby, żeby i on się bał, czuł żal z powodu tego, co zrobił, czuł się winny... Wtedy łatwiej byłoby do niego dotrzeć, porozmawiać może, poprosić, by oddał laskę - może argument, że ta laska pomoże naprawić zło by do niego przemówił? W każdym razie na pewno byłoby prościej niż... A, zresztą! Nie było co dywagować; i tak jeszcze kilka kroków i sami zobaczą co będzie. Amy mocniej ścisnęła medalion i zaczęła się cicho modlić. Na początku, jak zawsze spłynął na nią spokój pochodzący z wiary, że Habbakuk zawsze jest gdzieś w pobliżu. Potem dopiero zaczęły pojawiać się właściwe doznania. Najpierw poczucie wielkiego zła penetrującego podziemną okolicę, ale potem...
- On chyba już nie jest taki zły... znaczy się ten duch tutaj. A przynajmniej nie tak wściekły na wszystkich wokoło jak na początku. Może przemyślał swoje zachowanie przez te lata... Tyle że nadal pragnie skarbu - szepnęła do pozostałych.

W pierwszej chwili Rav zdrętwiał, gdy Amy zaczęła odmawiać modlitwy. Zwykle ludzie tak robili, gdy znaleźli się w bardzo kiepskiej sytuacji. Wniosek stąd był prosty...
Dopiero po sekundzie uzmysłowił sobie, że Amy przecież jest kapłanką, a modlitwy dla kapłanki to przecież codzienność. Nie wiedział tylko, czy to by coś pomogło, gdyby się do tych modlitw dołączył.
- Jeśli pragnie skarbu, to nie bardzo będzie chciał się z nim rozstać - odparł cicho, komentując ostatnie zdanie. - Na podział zapewne też się nie zgodzi. Nie wiem, czy uda się nam o przekonać, żeby lepiej odszedł tam, gdzie idą wszystkie dusze.
- Też nie wiem - warknęła Amarys. - Nikt z nas nie wie. - Zirytowało ją takie wygłaszanie oczywistości i do tego w Takim Momencie!
Rav spojrzał na Amy z oburzeniem (czego ona, obrócona do niego plecami, oczywiście nie zauważyła), ale nic nie powiedział, by nie dolewać oliwy do ognia.

Aglahad podążał za pozostałą trójką, pozostawiony swoim myślom i strachom. Tak, bał się ciemności od spotkania z Cieniem, a z drugiej strony wiedział jak się w nim skryć, jak się w nim skradać, jak korzystać z jego dobrodziejstw - wszystko wydawało mu się takie naturalne i proste. Jeszcze bardziej niż ciemność i wilgotność przerażało go to, co czekało na nich w skarbcu. Pamiętał aż za dobrze poprzednie spotkanie z duchem, a to mogło być gorsze. W Domu byli w końcu otoczeni czujną opieką przełożonych, tutaj zaś sami musieli się zmierzyć z tym, co ich czekało. Mogli mieć tylko nadzieję, że zdobyte na szlaku umiejętności wystarczą. Oczywiście nie zamierzał zawracać, zresztą czy na zewnątrz byli bezpieczniejsi? Ścigani przez smokowce, Cienia i bogowie wiedzą kogo jeszcze.
Z rozmyślań wyrwały złodziejaszka słowa Amy.
- Przemyśleć, mógł przemyśleć. Jednak jeżeli pragnie nadal skarbu, to raczej nie odda go nam po dobroci. Zresztą z tego co wiemy, nie zostawili go na pewną śmierć dlatego, że nic nie uczynił - powiedział cicho, bo słowa które wypowiedział miały swój ciężar. - Nie martwmy się na zapas - spróbował dodać otuchy innym, ale jego słowa nie zabrzmiały zbyt naturalnie. - Spróbować musimy - dodał znacznie pewniej.

- Zwrócił na nas uwagę - szept Trzmiela spowodował, że po plecach spłynął Wam zimny pot - wie, że tu jesteśmy i wyczuwa, że coś stąd chcemy... - Amil przygasł lekko, usiłując najwyraźniej stać się najbardziej niewidocznym, jak to tylko możliwe.

Po jego słowach wszyscy wyczuliście, jak atmosfera w tunelu gęstnieje i nabrzmiewa napięciem. Gdzieś przed Wami ciemność skłębiła się, a Wy poczuliście się odpychani... gdzieś w Waszych umysłach odbijało się echem jedno słowo: “moje”...

Może i duch był, jak to określiła Amy, mnie zły, to z pewnością nie pałał chęcią oddania ‘intruzom’ swojego skarbu, skarbu, na który tak ciężko zapracował. Bo cóż innego oznaczać mogło słowo “moje”, które wciskało się do umysłu Rava? Dokładnie to samo, co powiedzenie “Nie oddam”.
Nie miał najmniejszej ochoty na walkę z duchem, ale czy mieli inne wyjście? Nie mogli przecież odwrócić się na pięcie i wyjść. A może mogli?
Czyżby to właśnie sugerował uwięziony tutaj duch?

- No to im szybciej to załatwimy tym lepiej. Amil, prowadź - zadecydowała Amarys i szybko - żeby przypadkiem się nie rozmyślić - ruszyła w stronę jaskini.
 
Kerm jest offline