Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2013, 21:50   #201
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Chyba magicznie zawalili sklepienie - powiedział Rav, gdy odturlał na bok kolejny głaz. - Ciężkie to niesłychanie - dodał.
- A to jest jakaś różnica w ciężarze? - uszczypliwie spytała Amarys. W jej wizję bohaterstwa nie wpisywało się kopanie w gruzie (chyba żeby kogoś z niego wyciągnąć), więc wykorzystując różnicę płci stała z boku i wspierała Rava duchowo.
- Magicznie chyba łatwiej - powiedział Rav, chociaż jego znajomość magii była, delikatnie mówiąc, niewielka. - A ręczne dłubanie przy suficie chyba byłoby ryzykowne. Taki mag z opowieści to by pewnie wymamrotał coś pod nosem, pstryknął palcami i zwalił pół jaskini. Sprzątanie bałaganu też by mu chyba łatwiej poszło.
- Mówisz? - kapłanka łypnęła na Trzmiela, bardziej żartobliwie niż na serio.
Degary jednak nie zwrócił większej uwagi na Spojrzenie, pochłonięty studiowaniem mapy, w asyście latającego mu nad głową Amila. Obaj wyglądali na zaniepokojonych i najwyraźniej dyskutowali o czymś zawzięcie, skutkiem czego świetlik zaczął myszkować między kamieniami zmniejszającego się gruzowiska w poszukiwaniu szczeliny, przez którą byłby w stanie się przecisnąć.
- Tylko uważaj, żeby cię nic nie przygniotło - rzucił Rav pod adresem Amila.
- Jego chyba nie da się zgnieść - zauważyła trzeźwo Amy. - Zresztą sprawdziłbyś czy dużo jeszcze zostało, jak już tam jesteś - zwróciła się do Amila.
Ten odpowiedział szybką serią rozbłysków - kapłanka była pewna, że obruszył się za mówienie mu takich oczywistości - i zniknął im z oczu, nurkując w znalezioną szczelinę. Nie było go tylko chwilę, po czym wrócił i zaczął wskazywać zasapanym już chłopakom kamienie do odtoczenia. Okazało się, że zawalisko miało dość szeroko rozsypane głazy na samym spodzie, jednak wyżej uformowało się w dość zgrabną piramidę, więc dalej już poszło szybko - wystarczył jeszcze ostatni wysiłek włożony w stoczenie na dół i odtoczenie na bok pokaźnego bloku niemal z samego szczytu (jak on się tam w ogóle utrzymał?) i przejście do tunelu stanęło otworem, uwalniając wilgotne i zatęchłe powietrze, zamknięte w nim przez wiele, wiele lat...
- Czyli... idziemy? - Amarys niechętnie pociągnęła nosem i zaczęła grzebać w torbie szukając lampy i oliwy. - Rav, daj krzesiwo.
- Amil? Widzisz tam coś ciekawego? - Rav sięgnął po krzesiwo i zaczął zapalać lampę.
- Do skarbca mamy spory kawałek drogi jeszcze - Degary spojrzał na pozostałych znad mapy - nic więcej nie wiem, Amil też na razie nic nie widzi ale potrzebuje chwili, żeby się dokładniej rozejrzeć. Proponowałbym poczekać na jego powrót, zanim tam wejdziemy. A magia... - chłopak przypomniał sobie o pytaniu Amarys - magia jest wszędzie wokół, bardzo silna. Aż dziwne, że nie było tego czuć w całych górach. Muszą tu być bardzo dobre zabezpieczenia.
- Nic dziwnego, skoro ma być tu schowany tak potężny przedmiot jak laska - pokiwała głową kapłanka. Po fakcie to wszystko było oczywiste...
- Ładnych parę lat minęło - pokiwał głową Rav - dziwne zatem, że nikt nic nie zauważył, tam, na zewnątrz. Może to tę właśnie barierę wyczuwasz, Degary? Może odbija magię niczym lustro promienie światła i zatrzymuje wszystko w środku. Może tak być?
- Patrzcie go jaki mądry! - zdumiała się Amarys. Czyżby magiczna wiedza Trzmiela była zaraźliwa? Ją jakoś nie dotknęła.
Rav, jak w dawnych czasach beztroskiego dzieciństwa, pokazał przyjaciółce język.
- Może... ale nie jestem w stanie stwierdzić tego na pewno. Nie rozumiem wzorów i nie chcę ich ruszać, żeby nie narobić nam dodatkowych kłopotów - skrzywił się Degary. To było prawie jak przyznanie się do porażki... ale co miał zrobić? Do Wielkiego Maga było mu jeszcze daleko, a czarodziejem-samoukiem zostać niepodobna. Można tego po prostu nie dożyć.
Jak się czegoś nie rozumie, to lepiej tego nie ruszać. Takie podejście, szczególnie w odniesieniu do magii, było całkiem rozsądne i Rav bardzo się cieszył, że Degary nie ma ochoty na różne... eksperymenty.
- Cieszę się. Nie bardzo miałbym ochotę na to, żeby to wszystko - spojrzał na sklepienie jaskini - zwaliło się nam na głowy.

Świetlik wrócił po kilkunastu dłużących się strasznie minutach, pełnych wyczekiwania i napięcia. Tunel nie różnił się niczym szczególnym od tych, które już zwiedziliście. Tyle, że powietrze było zdecydowanie mniej świeże i bardziej wilgotne. Amil zwiedził cały tunel aż do ślepego końca, ale po drodze poczuł czyjąś obecność, która przegoniła go jak pospolitego robala, nie zaszczycając nawet odrobiną zainteresowania, co uraziło dumę młodego ognika.
Po kilku pytaniach ze strony Trzmiela i na podstawie mapy udało im się wywnioskować, że kiedyś tunel nie kończył się tak szybko, ale być może jakieś naturalne ruchy gór spowodowały jego częściowe zawalenie. Tak, czy owak, wejście do groty ze skarbami znajdowało się tak na oko jakieś pół godziny marszu od głównej komory jaskini, co wydawało się Wam dystansem i tak zbyt krótkim...
Jednak... czy nie po to właśnie tu przyszliście?

- To coś, co przegoniło Amila, jest tuż za przejściem, czy trochę dalej? - spytał Rav.
- Obawiam się, że to coś siedzi w tej grocie, do której właśnie idziemy... - westchnął smętnie Trzmiel, pokazując chowańcowi jeszcze raz palcem na mapie odpowiedni punkt tunelu i kiwając głową z rezygnacją. - Dokładnie tutaj...
- Broni skarbu - mruknął Rav niechętnie. Z bardzo wyraźnym brakiem entuzjazmu.
- Jestem chyba największy z nas wszystkich - powiedział. - Spróbuję się przecisnąć, potem podacie mi lampę i cały bagaż.
Podał Amy zapaloną lampę i zaczął się przeciskać zrobione wcześniej przejście w zapadlisku.
- Może powinniśmy mieć jakiś plan pokonania... tego czegoś? - nerwowo spytała Amarys, słuchając szurania Rava. - Jak ono w ogóle przegoniło Amila? Może mu zrobić krzywdę?
Amil zamigotał obrażony, a w głowie kapłanki zamigotały obrazy i pojedyncze słowa. Przekaz był nieostry i urywany, ale dość czytelny - chowaniec nie został zaatakowany, a jedynie odepchnięty, jakby nie był wart uwagi - co go wyraźnie ubodło więc nie próbował już więcej zajrzeć do środka.
Jemu? A nam to co?, pomyślał Rav. W zasadzie był już po drugiej stronie, nie chciał jednak jakimś gwałtownym ruchem sprawić, że wyląduje na głowie.
Ostatnie szarpnięcie... Na szczęście oszczędził głowę i wylądował na czworakach.
- Dajcie mi lampę - powiedział. Po tej stronie sterty głazów było znacznie ciemniej.
Amarys ostrożnie wdrapała się na kamienie i wyciągnęła rękę z lampą.
- Tylko nie rozbij - ostrzegła i pociągnęła nosem. - Śmierdzi - zamarudziła. Miała ochotę odwlec moment przejścia w nieskończoność.

Przejście okazało się dość szerokie, by reszta z Was bez problemu przeszła na drugą stronę, gdzie Ravere, nieznacznie przesuwając kilka kamieni, utworzył dość wygodne i bezpieczne zejście.
W tunelu było... ciemno, zimno i wilgotno - jak to w tunelach... Światło latarni wydobywało z mroku gładkie, półkoliste ściany, po części naturalne, choć miejscami widać było wyraźną magiczną ingerencję.
Szliście w ciszy. Amy i Degary przodem, Rav z Aglahadem z tyłu. Magiczne światełko w połączeniu z blaskiem Amila i latarnią rozświetlały tunel zaledwie na parę metrów wokół, przez co ciemności przed Wami wydawały się jeszcze głębsze... i bardziej przerażające. Wyobraźnia podsuwała najprzeróżniejsze obrazy, oczy mimowolnie szukały w ciemności dziwnych kształtów.
Bezwiednie zbliżyliście się do siebie, dodając sobie otuchy. Wydawało się, że idziecie tym tunelem już całe wieki, kiedy w końcu ognik zamigotał ostrzegawczo - jeszcze kilkadziesiąt metrów i po lewej będzie wejście do jaskini... Wystarczył szybki rzut oka na mapę, by Trzmiel potwierdził Wasze przypuszczenia - tak, za chwilę dotrzecie do skarbca... i jego mimowolnego strażnika.

- Zaraz zobaczymy, dokąd doprowadził nas los - powiedział cicho Rav.
Prawdę mówiąc, mniej go interesowała zawartość jaskini, a bardziej owo coś, co się wałęsało po jaskiniach i, prawdopodobnie, pilnowało skarbu. Raz już z jakimś duchem mieli do czynienia i on sam nie bardzo mile wspominał to spotkanie.
Ale mimo wszystko nie miał zamiaru się wycofać. A tym bardziej - zostawić resztę kompanii.

Amarys wcale nie miała ochoty sprawdzać co jest w środku - a raczej “kto”, bo “co” interesowało ją bardziej. Czy w końcu dotarli do celu, czy jaskinia będzie kolejnym ślepym zaułkiem? Nie wiedziała i niestety zdawała sobie sprawę, że dopóki tam nie wejdą to żadna magia im nie odpowie. Za to coraz bardziej przytłaczały ją odczucia płynące z tej tajemniczej ciemności, sprawiające, że każdy krok stawał się trudniejszy. Kątem oka widziała, że Degary także porusza się nieco niezgrabnie, jakby próbowali przepchnąć się przez czyjąś... niechęć? Gdy z wahaniem skupiła się na tym co czuła stwierdziła, że nawet nie jest tak źle. Nie czuła obezwładniającego zła, jakiego spodziewała się od duszy człowieka, który zdradził przyjaciół i został przez nich zakopany żywcem. Mimo że nadal emanował on chciwością i zachłannie pragnął skarbów, których nie mógł już dotknąć, to z drugiej strony zdawał się przerażony i zrozpaczony tym, co uczynił. A może tylko jej się zdawało? W końcu chciałby, żeby i on się bał, czuł żal z powodu tego, co zrobił, czuł się winny... Wtedy łatwiej byłoby do niego dotrzeć, porozmawiać może, poprosić, by oddał laskę - może argument, że ta laska pomoże naprawić zło by do niego przemówił? W każdym razie na pewno byłoby prościej niż... A, zresztą! Nie było co dywagować; i tak jeszcze kilka kroków i sami zobaczą co będzie. Amy mocniej ścisnęła medalion i zaczęła się cicho modlić. Na początku, jak zawsze spłynął na nią spokój pochodzący z wiary, że Habbakuk zawsze jest gdzieś w pobliżu. Potem dopiero zaczęły pojawiać się właściwe doznania. Najpierw poczucie wielkiego zła penetrującego podziemną okolicę, ale potem...
- On chyba już nie jest taki zły... znaczy się ten duch tutaj. A przynajmniej nie tak wściekły na wszystkich wokoło jak na początku. Może przemyślał swoje zachowanie przez te lata... Tyle że nadal pragnie skarbu - szepnęła do pozostałych.

W pierwszej chwili Rav zdrętwiał, gdy Amy zaczęła odmawiać modlitwy. Zwykle ludzie tak robili, gdy znaleźli się w bardzo kiepskiej sytuacji. Wniosek stąd był prosty...
Dopiero po sekundzie uzmysłowił sobie, że Amy przecież jest kapłanką, a modlitwy dla kapłanki to przecież codzienność. Nie wiedział tylko, czy to by coś pomogło, gdyby się do tych modlitw dołączył.
- Jeśli pragnie skarbu, to nie bardzo będzie chciał się z nim rozstać - odparł cicho, komentując ostatnie zdanie. - Na podział zapewne też się nie zgodzi. Nie wiem, czy uda się nam o przekonać, żeby lepiej odszedł tam, gdzie idą wszystkie dusze.
- Też nie wiem - warknęła Amarys. - Nikt z nas nie wie. - Zirytowało ją takie wygłaszanie oczywistości i do tego w Takim Momencie!
Rav spojrzał na Amy z oburzeniem (czego ona, obrócona do niego plecami, oczywiście nie zauważyła), ale nic nie powiedział, by nie dolewać oliwy do ognia.

Aglahad podążał za pozostałą trójką, pozostawiony swoim myślom i strachom. Tak, bał się ciemności od spotkania z Cieniem, a z drugiej strony wiedział jak się w nim skryć, jak się w nim skradać, jak korzystać z jego dobrodziejstw - wszystko wydawało mu się takie naturalne i proste. Jeszcze bardziej niż ciemność i wilgotność przerażało go to, co czekało na nich w skarbcu. Pamiętał aż za dobrze poprzednie spotkanie z duchem, a to mogło być gorsze. W Domu byli w końcu otoczeni czujną opieką przełożonych, tutaj zaś sami musieli się zmierzyć z tym, co ich czekało. Mogli mieć tylko nadzieję, że zdobyte na szlaku umiejętności wystarczą. Oczywiście nie zamierzał zawracać, zresztą czy na zewnątrz byli bezpieczniejsi? Ścigani przez smokowce, Cienia i bogowie wiedzą kogo jeszcze.
Z rozmyślań wyrwały złodziejaszka słowa Amy.
- Przemyśleć, mógł przemyśleć. Jednak jeżeli pragnie nadal skarbu, to raczej nie odda go nam po dobroci. Zresztą z tego co wiemy, nie zostawili go na pewną śmierć dlatego, że nic nie uczynił - powiedział cicho, bo słowa które wypowiedział miały swój ciężar. - Nie martwmy się na zapas - spróbował dodać otuchy innym, ale jego słowa nie zabrzmiały zbyt naturalnie. - Spróbować musimy - dodał znacznie pewniej.

- Zwrócił na nas uwagę - szept Trzmiela spowodował, że po plecach spłynął Wam zimny pot - wie, że tu jesteśmy i wyczuwa, że coś stąd chcemy... - Amil przygasł lekko, usiłując najwyraźniej stać się najbardziej niewidocznym, jak to tylko możliwe.

Po jego słowach wszyscy wyczuliście, jak atmosfera w tunelu gęstnieje i nabrzmiewa napięciem. Gdzieś przed Wami ciemność skłębiła się, a Wy poczuliście się odpychani... gdzieś w Waszych umysłach odbijało się echem jedno słowo: “moje”...

Może i duch był, jak to określiła Amy, mnie zły, to z pewnością nie pałał chęcią oddania ‘intruzom’ swojego skarbu, skarbu, na który tak ciężko zapracował. Bo cóż innego oznaczać mogło słowo “moje”, które wciskało się do umysłu Rava? Dokładnie to samo, co powiedzenie “Nie oddam”.
Nie miał najmniejszej ochoty na walkę z duchem, ale czy mieli inne wyjście? Nie mogli przecież odwrócić się na pięcie i wyjść. A może mogli?
Czyżby to właśnie sugerował uwięziony tutaj duch?

- No to im szybciej to załatwimy tym lepiej. Amil, prowadź - zadecydowała Amarys i szybko - żeby przypadkiem się nie rozmyślić - ruszyła w stronę jaskini.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-05-2013, 11:32   #202
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Ponaglony przez kapłankę ognik z ociąganiem ruszył naprzód, wywołując u Trzmiela irracjonalny w tym momencie uśmiech. Zdziwiona Amy wyłapała myśl mówiącą mniej-więcej "prosto... każda głupia iskierka by trafiła..." wyraźnie świadczącą o niezadowoleniu ich małego i zdecydowanie naburmuszonego przewodnika z narzucenia mu tej roli. Choć... mogło jej się tylko wydawać...

Z każdym krokiem szło Wam się coraz ciężej. Amarys przystanęła na chwilę, by w ciszy odmówić modlitwę z prośbą o błogosławieństwo. Medalion przez moment zalśnił błękitnym blaskiem, dodając Wam otuchy i wlewając odwagę w serca. Ruszyliście pewniej, choć nadal powoli i ostrożnie. Nagle... powietrze zrobiło się świeże. I suche. Jakbyście przeszli przez niewidoczną granicę, utrzymującą z daleka wilgotne, zatęchłe powietrze jaskiń. Zrozumieliście, że weszliście w obręb magicznych zabezpieczeń skarbca. Pewnie było ich kiedyś więcej, ale magia słabła... pozostało jedynie najprostsze zaklęcie.
Nie zdążyliście jednak nacieszyć się świeżością tego miejsca... przekroczenie granicy zaalarmowało strażnika który zrozumiał, że nie odejdziecie. Że nie pozostawicie go w spokoju. Że... przyszliście ukraść jego skarby...

Ciemność zgęstniała i zafalowała, formując się w ludzki kształt. W miejscu oczy jarzyły się dwa czerwone punkty. Wokół Was rozlała się aura obezwładniającego strachu... tyle, że zdawała się nie robić na Was większego wrażenia. Oczywiście, czuliście strach. Ale czy sprawiło to dotknięcie Habbakuka, świadomość, że możecie na siebie liczyć, czy może moc strachu nie była już tak obezwładniająca? Dość, żebyście zamiast odwrócić się i uciec w popłochu, stanęli naprzeciw zagrożenia z podniesionymi głowami i jasnymi umysłami, gotowi walczyć i przegnać zjawę do Otchłani...
Jedynie kapłanka zawahała się na moment. Gdzieś spod tej złości, nienawiści i żądzy posiadania wyglądało nieśmiało poczucie winy i prośba o wybaczenie. Maleńki złoty smok owinięty wokół palca dziewczyny poruszył się, jakby chciał zwrócić na siebie jej uwagę i zastygł z powrotem w bezruchu. To wystarczyło, by Amy wsłuchała się uważniej w ten cichutki głosik, jednocześnie kładąc rękę na ramieniu Degarego uspokajającym gestem. Chłopak niepewnie spojrzał na kapłankę, rozpraszając nitki magii formowanego zaklęcia.

Świat nagle stanął w miejscu.

Czuliście się dziwnie i niepewnie, spoglądając wprost w kłębiącą się ciemność, która poza blokowaniem Wam wejścia do groty, nie robiła nic. Mieliście wrażenie, że płonące spojrzenie przesuwa się po Was, jakby czegoś szukało... i znalazło. Degary poczuł nagle, że mapa powoli wysuwa mu się z ręki, kierowana czyjąś wolą. Próbował utrzymać ją w palcach, ale ciemność zachłannie wyciągnęła po nią widmowe ręce. Kierowany impulsem młody mag wyciągnął drugą rękę, by widmową dłonią po raz ostatni dotknąć mapy, uwalniając z niej ostatnią niespodziankę.
Mapa zajaśniała złocistym blaskiem, po czym zaczęła zwęglać się od brzegów, jakby wystawiona na działanie wysokiej temperatury. Jednocześnie usłyszeliście głosy - kobiety i mężczyzny, a także dziwne odgłosy w tle, przywodzące na myśl walkę. Jakby zostały zapisane w pergaminie w naprawdę dramatycznym momencie. Oboje mówili bardzo szybko, próbując zdążyć przed nieuniknionym...

"- Wiemy już wszystko, Grithu... nie musisz się tłumaczyć... Cień... - mężczyzna zakasłał gwałtownie, zmuszony przerwać
- Cień jest potężny... padłeś jego ofiarą... - kobieta kontynuowała myśl - wiem, co się stanie... teraz widzę to wyraźnie, ale nie potrafię temu zapobiec...
"

kolejne słowa zostały zagłuszone przez szczęk mieczy i jakiś niezbyt odległy wybuch, po czym głosy dało się znów usłyszeć wyraźniej

"- ...przepraszam Cię. Za to, że nie potrafiłam Ci pomóc...
- Przepraszam za to, że nie słuchałem. Że pozwoliłem...
"

znów wybuch, jeszcze bliżej, niż poprzedni

"- Niech Paladine... chciałeś naprawić... wróciłeś... nie wiedzieli..."

Zrobiło się za głośno, by móc zrozumieć kolejne słowa, choć duch zdawał się rozumieć znacznie więcej, niż Wy. W końcu głos mężczyzny umilkł jako pierwszy, po nim kobieta zakończyła kilkoma słowami mocy... i przekaz się urwał, a wraz z nim rozwiały się w powietrzu ostatnie popioły pozostałe po spalonej mapie.
W nastałej nagle ciszy dźwięczały jeszcze ostatnie słowa "wybaczamy Ci...". Staliście jak wryci, obserwując przemianę zachodzącą przed waszymi oczami. Skłębiona ciemność wydawała się być wsysana w otchłanie czerwonych oczu, które na koniec zajaśniały błękitem. Przez chwilę spoglądaliście na sylwetkę uśmiechającego się mężczyzny, który spoglądając na Was podniósł dłoń w geście pożegnania i... zniknął, jakby go nigdy nie było.
Jedynie wiszący na szyi Amarys medalion promieniował ciepłem, a widmowa dłoń Degarego nadal była doskonale widoczna, choć powoli traciła blask.

***

- WIEDZIAŁEM!!! - potężny ryk rozległ się nagle w ciemnej jaskini i poniósł echem nad górami - ZNAJDŹCIE MI IIIICH!!!!!

***

- To... gdzie ta laska? - Aglahad przerwał milczenie, wyrywając Was z zamyślenia.
- Aaaa, tak. To będzie... Amil, poświeć trochę! - Trzmiel przywołał chowańca, zawstydzonego swoim strachem a przez to mocno poirytowanego, który jednak posłusznie podleciał pod niskie sklepienie i rozjarzył się jak miniaturowe słoneczko. Popisywał się, to było widać, ale dzięki temu udało mu się rozjaśnić całą, niewielką grotę.
Grotę, któa nagle roziskrzyła się milionem lśnień i błysków...


Po początkowym zachłyśnięciu się blaskiem bijącym od złota, przyjrzeliście się dokładniej wnętrzu skarbca. Skrzynie, które tu stały, były w większości puste, widać jednak było pośpiech, w jakim je opróżniano. Rozsypane po całej powierzchni dziwnie znajome Wam monety sprawiały wrażenie nieprzebranego bogactwa, choć spokojnie można było je zmieścić w jednej niewielkiej szkatule. Jedynie kuferek z biżuterią pozostał wypełniony po brzegi. Wyraźnie uznano, że łatwiej będzie zrobić pożytek z pieniędzy, niż narażać się na niebezpieczeństwo usiłując sprzedać taką ilość ozdób - pierścieni, wisiorów, bransolet... wszystkiego kapiącego od złota i szlachetnych kamieni.
Kiedy przyjrzeliście się dokładniej, odkryliście, że szkatułka stoi na niewielkim podwyższeniu, które nie wyglądało na naturalne. Miało wielkość człowieka... tknięci przeczuciem rozejrzeliście się i obok znaleźliście drugie, nieco większe podwyższenie. Stało się dla Was jasne, że tutaj spoczywają ci, o których napisano w pamiętniku - Vaelyr i Lyonee...

Niemal przeoczyliście prosty, drewniany kij, leżący między prowizorycznymi nagrobkami. Z jakiegoś powodu jednak nie chciał dać się podnieść ani Aglahadowi, który go znalazł, ani Raveremu, którego chłopak poprosił o pomoc myśląc, że przedmiot po prostu utknął. Dopiero dotyk widmowej dłoni Trzmiela pozwolił podnieść laskę, pozwalając Wam zobaczyć jej zwieńczenie...


...zapierające dech w piersiach. Mały smok wydawał się poruszać delikatnie, jakby chciał naprawdę wyjść z jaja. Amarys poczuła, jak włoski na karku stają jej dęba a pierścień znów się porusza, tym razem niespokojnie. Sięgnęła ręką i odczepiła figurkę smoka od drewna, z niepokojem dostrzegając fascynację w oczach maga. Jakby... jakby laska do niego mówiła... Degary potrząsnął głową jakby się budził i wyciągnął rękę po figurkę.

- Masz rację, powinniśmy ją schować. Sam kij nie będzie się rzucał w oczy, a smok... mógłby nam przysporzyć problemów... - zakończył niepewnie, pakując ostrożnie owinięty w zapasową koszulę przedmiot do plecaka.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 04-06-2013, 14:36   #203
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amy nie podobało się to wszystko. Wszystko czyli laska, bo pozytywne zakończenie historii ducha sprawiło jej wielką ulgę. Ale co do kija... Czerwony smok na lasce był ohydny i wyglądał, jakby miał zamiar zjeść tego nowonarodzonego. I nie podobało je się bardzo jak Trzmiel na nią patrzył - na laskę znaczy się. W końcu to była - jakby nie było - Laska Chaosu. Czyli zła. Czy była laską Smoczych Władców? Czy jej noc mogła posiąść Trzmiela? Amy wiele czytała i wśród książek biblioteki Domu było kilka opowiadających o ludziach opętanych przez magiczne przedmioty. Lub po prostu przez żądzę władzy i mocy. Skoro był to taki potężny i niebezpieczny przedmiot, to czy Trzmiel będzie się umiał oprzeć się pokusie użycia go? Np. wtedy gdy spotkają smokowca, albo smoka? Albo nawet Cienia?

Nie! Co też ona sobie myśli! Ledwie tu dotarli, ledwie zrobili to, co bogowie im kazali -a ona od razu tworzy katastroficzne scenariusze. Przecież gdyby to było takie niebezpieczne to by ich nie wysłano! Wróć - gdyby mieli sobie nie poradzić z laską, to by ich nie wysłano. A skoro taki mało doświadczony mag został wybrany - nie żeby jego mistrz miał w tym momencie jakiś wybór; no ale mógł kazać Degaremu żeby powiadomił kogoś kompetentnego, prawda? Więc nie ma się czym martwić - przynajmniej z tej strony. Chyba. Żałowała, że nie jest z Degarym tak blisko jak z Raverem. Że się poróżnili. Mogłaby wtedy po prostu spytać jak laska na niego działa. A tak to... Jednak wiedziała, że domysły znów przysporzą jej więcej szkody niż pożytku. Za to powinni się zastanowić jak przekradną się przez las pełen goblinów i smokowców. No i smoka.
 
Sayane jest offline  
Stary 21-07-2013, 14:36   #204
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po zniknięciu ducha wszyscy jeszcze stali chwilę, osłupiali.
- Zniknął, czy mi się tylko zdawało, że był tutaj? - spytał Rav, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał widmowy mężczyzna. - Grith, czy jak mu było?
- Grith - przytaknęła Amy. - Jego też opanował Cień; tak samo jak Aglahada. Dlatego ich zdradził... - zamyśliła się nad koleją losów dawnych bohaterów i tym, że historia lubi się powtarzać. Oni byli w o tyle lepszej sytuacji, że wiedzieli o istnieniu Cienia i jego wpływie na ich zachowanie. Jakimś cudem udało im się wyjść obronnie z pierwszej próby, ale kapłanka była pewna, że będą kolejne - zwłaszcza gdy mieli już przy sobie laskę, której pożądała ta dziwna istota. - Degary, myślisz że jest jakiś sposób na wykrycie wpływu Cienia? Lyonee jakoś wiedziała... Tak w ogóle to czujesz tu jeszcze jakąś magię? Może od któregoś z przedmiotów? To znaczy innego niż laska?
Młody mag skupił się na dłuższą chwilę, zamykając oczy. Przez chwilę marszczył w skupieniu brwi, jednak w końcu pokręcił tylko głową.
- Są tu jakieś... echa. Pozostałości. Coś tu musiało kiedyś być... ale najwyraźniej zostało zabrane. Tylko ta laska została. - zastanowił się przez chwilę, zanim dodał - Nie znam sposobu na wykrycie Cienia, Może... kiedyś. Teraz jeszcze za mało umiem.
- Nie umiesz teraz - stwierdził Rav - to się nauczysz. Prędzej czy później. W końcu tam, gdzie mamy oddać artefakt, znajdziesz jakichś nauczycieli. A reszta to kwestia czasu. Skoro inni umieli, to ty się też możesz nauczyć. Łeb masz nie od parady.
- Optymista - mruknęła Amarys. Wątpiła czy wszyscy magowie są tacy chętni do nauczania... zwłaszcza za darmo.
- Wątpisz w Degary’ego? - zdziwił się Rav.
- Nie w niego, tylko w chęci jakiegoś obcego człowieka. Zresztą co mu powie? “Jest sobie taki pan Cień i proszę mnie nauczyć wykrywania jego wpływu”? Zresztą mniejsza z tym; jak będzie okazja wtedy będziemy mysleć.
- Jeśli spojrzeć dokoła i dobrze się rozejrzeć, to znajdziemy kilka argumentów, zdolnych przekonać parę osób do współpracy - odparł Rav. Był pewien... nie, spodziewał się, że znajdujące się w jaskini skarby starczą na ewentualną edukację ich ‘prywatnego’ maga.
- Pewnie tak...
- Skoro mamy już laskę - powiedział Rav, rozglądając się po jaskini w poszukiwaniu czegoś ciekawego, na przykład broni - to może się stąd wyniesiemy? Może jest tu jakieś inne wyjście? A przy okazji może warto by zabrać stąd parę drobiazgów? - dodał.
- Inne wyjście, może. Pytanie tylko dokąd prowadzi - powiedział milczący do tej pory Aglahad. Nie podobało mu się to miejsce, nie podobała mu się fragmenty historii którą usłyszeli. No i nie był pewien, że Cień im nie zagraża. W końcu Lyonee, która w magii musiała być znacznie bieglejsza niż Trzmiel, zorientowała się późno, za późno i nie zapobiegła tragedii. Złodziej odtrącił tę myśl. - Złoto, a raczej cenne kamienie na pewno nam się przydadzą - powiedział i ruszył w stronę kosztowności.

Amy pomyślała, ze przy tej ilości skarbów przydała by się magiczna torba bez dna. Pieniądze będą im potrzebne nie tylko na podróż ale i pobyt w mieście, do którego mają dotrzeć. A potem... Nie chciała brać złota, które przyniosło wojownikom tyle nieszczęścia, ale praktyczna strona jej osobowości domagała się uwagi. Wyruszając z Domu zaprzepaścili poniekąd szanse na pracę w okolicy i normalne życie. Musieli więc mieć gotówkę by przynajmniej przez jakiś czas się utrzymać. Tylko czy ona jeszcze chciała normalnego życia? Poza tym podejrzewała, że ich rola nie skończy się na odstawieniu artefaktu w bezpieczne miejsce... Z drugiej strony młodzież z taką ilością gotowizny będzie przyciągać niepotrzebną uwagę. Nie sądziła, że jakiś złotnik nabierze się na historię o biednych sierotkach, które wysprzedają rodzinny majątek, choć z drugiej strony.... takie rzeczy się zdarzały. Zaczęła rozglądać się za najprostszymi ozdobami - były lżejsze niż złoto, które mogli nieść chłopcy.
- Świetnie spisałeś się prowadząc nas tu, Amilu - podlizała się chowańcowi. - Myślisz, że dałbyś radę jeszcze odkryć drogę na zewnątrz inną niż ta, którą przyszliśmy? Albo wylecieć naszą i sprawdzić czy gobliny jeszcze tam są? - w tych ciemnościach zupełnie straciła poczucie czasu. Może potworki zrezygnowały?
Amil zamigotał z dumy i zniknął w tunelu, kierując się w stronę jaskini, z której tu trafiliście. Przez długi czas nie wracał. Najwyraźniej znalezienie wyjścia z plątaniny tuneli nie było łatwe.
Rav w tym czasie starał się zapełnić plecak ozdobami, które wydały mu się dość wartościowe. Problemem było to, że nijak nie znał się na wartości różnych broszek, pierścieni czy medalionów. A złote monety nie były zbyt wiele warte. Ciekawe tylko, skąd te nasze monety znalazły się tak daleko. Woda zaniosła? Do chatki?
- O matko... ile to bogactwo waży - powiedział, podnosząc plecak. - Nijak nie uda się uciekać z czymś takim. Ciekawe, czy rzucanie po jednym pierścionku powstrzymałoby pościg, czy też raczej zachęciło.
- Mam nadzieję, że nie będziemy mieli okazji się przekonać - rzekła z przekąsem kapłanka. - Weź biżuterię, kamienie są pewnie więcej warte niż oprawa. Albo je wydłub; mamy czas, skoro Amila nie ma i nie ma.
- To może tak sznur pereł? - zaproponował Rav. - Mało ważą i złota też tam jest niewiele.
Nie czekając na ewentualną aprobatę zabrał i schował dwa najbliższe, całkiem długie sznury, a potem zaczął się rozglądać za następnymi.
- Przyglądajcie się uważnie czy na tych skarbach nie ma jakiś znaków. Chyba wszyscy wolelibyśmy uniknąć pytań skąd mamy takie bogactwa - powiedział Aglahad odrzucając jeden z naszyjników, który być może i piękny ale ze znakiem jubilera który go stworzył. Przeszukujący kosztowności Aglahad nagle stanął jak wryty, bo dopiero teraz zauważył jak wyglądają monety. Podniósł jedną, po czym z kieszeni wyjął te które znalazł pod wodospadem i których zdobycie kosztowało go prawie życie. Porównał trzy monety. Ta z jaskini była w dużo lepszym stanie, ale nie ulegało wątpliwości że były to te same monety.
- Rav masz ciągle tę monetę, którą znalazłeś po bitwie nad rzeką? - po czym oderwał wzrok od złotych krążków i zadał kolejne pytanie - Nie sądzicie, że Amil zbyt długo nie wraca?
- Jest tam, jest - przyznał z przekąsem Degary gdy w jego glowie pojawiały się kolejne chowańcowe emocje. Od tych pierwszych tchnęło co prawdą dumą i werwą, ale oba te wrażenia szybko przeszły w “aaaaaleeeee tu nuuuuudy!!!”. To nie było jednak takie najgorsze. Znudzony Amil jakoś szybciej potrafił się uporać z zadaniami jakie mu zlecali. Gorzej, że po chwili pojawiła się ulga, a potem... zaintrygowanie... oczarowanie? “Ooooooooo.... jakaś ty śliczna!”. “I tyyy migotko!”. “Z nieba spadłyście?” - Aaaaaaamil? Amil? Amil!
Wzruszył ramionami trochę bezradnie.
- Chyba wyleciał na zewnątrz. Nie słyszę go już w każdym razie. Choć raczej dam radę znaleźć. Weźmy trochę drobiazgów do kieszeni, zostawmy resztę i ruszajmy. Mała szansa, że ktoś odnajdzie skarb i groby. Wrócimy tu później, lepiej przygotowani. Myślę, że wartoby... no wiecie. Dom spłonął... Na pewno kapłani kwesty robią... Ale to później. Chodźmy.
- Zgadzam się z Trzmielem. Ruszajmy. To że teraz nikogo nie ma nie znaczy, że nikt tu się nie zjawi... ani że to miejsce nie było obserwowane wcześniej - dodał Aglahad..
Amarys na słowa Trzmiela aż odebrało dech. Że też ONA nie pomyślała, by tymi klejnotami wspomóc odbudowę Domu!! Pewnie dlatego, że jakoś nie przewidywała powrotu, no ale przecież można było je wysłać czy coś... Dziewczyna odwróciła się, by żaden z chłopców nie zobaczył jej płonących wstydem policzków i szybko zaczęła zbierać to, co wydawało jej się najlżejsze i najcenniejsze. Wstyd, wstyd!! W końcu rebelianci rozdawali skradzione dobra biednym - czy był lepszy sposób na ich uszanowanie niż ofiarowanie tych cennych rzeczy sierotom? Aaa! Dziewczyna mała ochotę walić głową w ścianę; nie sądziła, że ta wyprawa aż tak ją zmieniła, że widziała teraz tylko czubek własnego nosa.
- Jeśli ktoś może się tu zjawić, to powinniśmy zabrać jak najwięcej tych świecidełek - powiedział Rav. - Co będzie, jeśli ktoś zabierze to wszystko, co zostawimy? Nie starczy ani na opłacenie nauki Degary’ego, ani na Dom.
- Dobra, zbierajmy, zbierajmy i chodźmy stąd wreszcie - burknęła Amarys. - Byleby nas te kosztowności nie spowalniały w walce i ucieczce jakby co. - Rozejrzała się jeszcze czy wśród łupów nie ma nic interesującego i wraz z resztą ruszyła w stronę, w którą poleciał świetlik.
 
Sayane jest offline  
Stary 01-08-2013, 09:55   #205
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Kieszenie, sakwy, plecaki... zrobiły się ciężkie od zabranych klejnotów i monet. Mała fortuna, która z pewnością wystarczy na odbudowę Domu i zaopatrzenie spiżarni na dłuższy czas...
Korytarz prowadzący do głównej jaskini był cichy. Tym razem przejściu przez niego nie towarzyszyły żadne szczególne emocje. Ot, szliście po prostu, pogrążeni we własnych myślach, pobrzękując z lekka niesionym bogactwem.

Główna komora była równie pusta i cicha, co wcześniej. Podświadomie spodziewaliście się hordy goblinów i zgrai smokowców... a jednak było pusto i cicho. Odetchnęliście z ulgą. Bez zastanowienia skierowaliście swoje kroki w stronę wyjścia z jaskini. Degary wyszedł naprzód, by otworzyć przejście. Zatoczył dłonią krąg i już miał położyć ją na środku kamienia, gdy w jego umyśle pojawiła się alarmująca obecność Amila, a wraz z nią obraz... i strach. Zboczem góry wspinały się zielonoskóre stworzenia, uzbrojone we wszystko, co tylko mogły znaleźć. Ścieżką nadchodzili smokowcy, gniewnie opędzając się od goblinów. I jedni i drudzy wyglądali, jakby ścigali się po skarb...
Przekleństwo, które wyrwało się z ust chłopaka zaskoczyło wszystkich, poza Amarys, która w myślach również zobaczyła strzępki obrazów przesyłanych przez ognika. Nagle zrozumieli, że nie mają szans, by niepostrzeżenie wyjść z tunelu, nie mówiąc już o przemknięciu się przez góry. Tyle przeszli... i to wszystko na nic?

- Musimy... - głos młodego maga załamał się lekko – ...musimy znaleźć inne wyjście.
- A może poczekać, aż sobie pójdą? Nie wiedzą chyba dokładnie, gdzie jesteśmy? – kapłanka z powątpiewaniem spojrzała na przyjaciela. Nie do końca wierzyła w to, co mówi.

Kolejne obrazy przesłane przez chowańca powiedziały jednak Degaremu, że oni doskonale wiedzą, gdzie ich szukać. Pierwsi smokowcy dotarli właśnie do głazu, za którym staliście i zaczęli próby otworzenia przejścia. Drapanie ich pazurów na skale sprawiło, że odskoczyliście w tył... jednak magiczne zabezpieczenia nie puściły, choć drapanie przybrało na sile. Kolejne odgłosy, które dotarły do Waszych uszu, kojarzyły Wam się z młotami i kilofami...
Degary z niepokojem wpatrywał się w drgające nitki mocy. Jednak zabezpieczenia ani myślały wpuścić do środka intruzów.
Po dłuższej chwili zgromadzone na ścieżce zmieszane już siły smokowców i goblinów zaczęły się niecierpliwić i przepychać. Wyraźnie słyszeliście podniesione głosy, warknięcia i gniewne syczenie. Najpierw kłóciły się, kto powinien podjąć próbę otworzenia przejścia. Smokowcy ustąpili pola goblinom, jednak te niczego nie wskórały, za to nasłuchały się obelg. I tak od słowa do słowa, od warknięcia do warknięcia, jeden kuksaniec, drugi, trzeci... obie grupy rozpoczęły regularną bójkę, co wlało w Wasze serca odrobinę nadziei.

Nie na długo jednak.
Między walczącymi pojawił się bowiem ktoś jeszcze. Wyraźnie zaniepokojony Amil przesłał szereg obrazów ukazujących połyskującego złociście smokowca w czerwonej szacie, który jednym tylko spojrzeniem uciszył walczących, rozstępujących się przed nim, by mógł swobodnie podejść do głazu zasłaniającego wejście do jaskiń.


Smokowcy ustawili się za nowo przybyłym w pewnej odległości, wyraźnie sugerującej szacunek, jakim go darzą i strach, jaki przed nim odczuwają. Nie bez powodu. Aurak położył łapy na powierzchni kamienia i skoncentrował się a Degary poczuł, jak nitki magii naprężają się niebezpiecznie. To było stworzenie posiadające umiejętność posługiwania się magią, choć nie znając natury klucza, nie potrafiło otworzyć przejścia. Nie to jednak było najgorsze. Smokowiec przez bardzo długą chwilę przyglądał się nie tyle kamieniowi, ile jakby przez niego, mrożąc Degaremu krew w żyłach. Sprawiał wrażenie, że Was WIDZI. Do tej pory byliście pewni, że wewnątrz góry jesteście bezpieczni. Okazało się jednak, że niekoniecznie tak jest. Potwierdziły to komendy warknięte do pozostałych, dobitnie każące im poszukać innych możliwych wejść do tuneli.

Stało się dla Was jasne, że nie możecie dłużej czekać. Czas stał się wrogiem...
Z nową energią ruszyliście w głąb korytarzy, by znaleźć inne wyjście zanim smokowcy i gobliny znajdą wejście. Znikąd pojawił się Amil, ale po krótkim wypytaniu okazało się, że wyleciał i wrócił przez niewielką szczelinkę, przez którą nawet mysz by się nie prześlizgnęła, nie mówiąc o kimkolwiek większym.
Utknęliście.
Nagły ból głowy omal nie pozbawił Degarego przytomności. Aglahad, który szedł tuż za nim, podtrzymał przyjaciela, z zaniepokojeniem wpatrując się w jego przerażone oczy. Młody mag zdążył tylko wyjąkać „prze... przebija... się...”, gdy gwałtowny wstrząs powalił Was na ziemię. Znajdowaliście się właśnie w głównej jaskini, dzięki czemu uniknęliście pułapki, jaką okazały się dwa zasypane tunele. Łoskot spadającego gruzu słychać było jeszcze długo, nim ustały wstrząsy. Podnosiliście się z kamiennej podłogi ostrożnie, przygotowani na kolejne trzęsienia... które nie nadchodziły. Wyglądało na to, że macie chwilę spokoju... ale co robić dalej? Do sprawdzenia pozostał ostatni korytarz, choć nie budził w Was większej nadziei... co potwierdził chowaniec, przesyłający obrazy ślepego zakończenia tunelu.
Usiedliście pod gruzowiskiem, czekając na nieuniknione. Rozmawialiście przez chwilę cicho, próbując dodać sobie otuchy. Magia, miecz i modlitwy... oto, co Wam pozostało.
Raptem Amarys zerwała się na równe nogi, nerwowym szeptem każąc komuś wracać. Spojrzeliście po sobie zdziwieni... po czym dostrzegliście maleńki szary kształt, przemykający po kamieniach wprost do tunelu, w którym znajdował się skarbiec. Dziewczyna rzuciła się w pogoń za zwierzątkiem, a Wy obojętnie wpatrywaliście się w jej działania. Jedynie Ravere spoglądał przez chwilę ten komiczny pościg, dzięki czemu poczuł coś, co przeoczyła zaaferowana kapłanka.
- Hej, tu czuć... – zaczął, lecz nie dokończył, gdyż zaciekawiony Aglahag wspiął się by wetknąć głowę w głąb tunelu i krzyknąć – Powietrze! Świeże powietrze!

Z nową nadzieją rzuciliście się za myszką i Amilem, który po dłuższej chwili ciszy przesyłał euforyczne komunikaty „Jest! Jest! Niebo! Siostry!”, z czego to ostatnie odnosiło się najwyraźniej do migoczących na nieboskłonie gwiazd...
Wyglądało na to, że wstrząs spowodował udrożnienie tunelu lub też otworzył zamaskowane wejście... kto wie? Najważniejsze, że szczelina była na tyle szeroka, byście mogli z mniejszym lub większym trudem przecisnąć się na zewnątrz...
Wysłany na zwiady Amil potraktował swoje zadanie nadzwyczaj poważnie. Wrócił szybko, wskazując kilka grup poszukiwawczych, które jednak nie znajdowały się na tyle wysoko, by stanowić jakieś zagrożenie. Niemniej nie ulegało wątpliwości, że przeczesują zbocza góry bardzo uważnie i dokładnie...

Ruszyliście powoli i ostrożnie, prowadzeni przez ledwie połyskujący ognik, który co jakiś czas wyruszał na krótki zwiad i odpowiednio do okoliczności korygował trasę zejścia. Nie było łatwo. Porastające zbocze góry drzewa i krzewy skutecznie ukrywały Was przed wzrokiem zwiadowców, jednak utrudniały marsz. Po kilkugodzinnym zejściu byliście wykończeni, więc znaleźliście niewielką kotlinkę i tam odpoczęliście przez chwilę, nie mogąc zmrużyć oka.
Wyruszyliście, gdy tylko nogi odpoczęły na tyle, by móc Was dalej nieść. W pewnym momencie nagły ruch Aglahada omal nie strącił Was w przepaść, gdy na wąskiej półce pociągnął Was w krzaki, sycząc ostrzegawczo. Chwilę później tuż powyżej Was zachrzęściły pazury i smokowiec poderwał się do lotu. Zatoczył ciasne koło ponad Waszą kryjówką, po czym odleciał, by kontynuować poszukiwania.
Skąd wiedział?
Gniewne słowa zastygły na ustach, ustępując niepokojowi w sercach.
Skąd wiedział?

Świt zastał Was odpoczywających u podnóża góry. Ciężko było uwierzyć, że przez całą noc udało Wam się wymykać z łap pościgu i jednocześnie nie zrobić sobie większej krzywdy. Bo poza kilkoma zadrapaniami i siniakami faktycznie nic Wam się nie stało.
Pozostało odpowiedzieć sobie na pytanie... co dalej?
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 08-08-2013, 22:42   #206
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Amarys było niedobrze ze zmęczenia i strachu. Niesamowicie długa ucieczka - najpierw pod ziemią, potem lasem - wyczerpała jej i tak już nadwątlone siły. Zazdrościła Myszce, która bez wysiłku, choć może niekoniecznie wygodnie, podróżowała w kieszeni jej fartuszka. Chociaż i tak była przerażona; na pewno lepiej byłoby jej zaszyć się gdzieś pod leśnym runem niż wraz z dwunogami umykać goblinom i smokowcom. Ale kapłanka nie mogła zdobyć się na rozstanie z małą przyjaciółką, która już tyle jej pomogła. Dziewczyna z trudem przełknęła kilka łyków wody i kęsów jedzenia, dzieląc się też ze zwierzątkiem. Gardło miała jak zasznurowane, ale rozum podpowiadał, że bez pożywienia nie będzie w stanie dalej iść. Jak można było przypuszczać kosztowności ciążyły jej niemiłosiernie i tylko - znów - rozsądek przestrzegał przed wyrzuceniem ich. Póki co od szybkości ucieczki ważniejszy był spryt i zręczność, lecz plecaki pełne złota mogły się przydać do zatrzymania goblinów. A raczej mogłyby pomóc gdyby chodziło o zwykłe gobliny; te zapewne nie rzuciłyby się na skarb z lęku przed swoimi panami. Ale jakby co spróbować nie zawadzi.

Kapłanka westchnęła, rozcierajac zziębnięte od porannego chłodu dłonie. Otumaniony zmęczeniem umysł nie produkował więcej pomysłów na rozwiązanie ich dramatycznej sytuacji. Nawet nie chciała się zastanawiać nad tym czemu Aglahad przejawia ponownie jakieś dziwne zdolności. Chciała już tylko do domu.

- Dom... - mruknęła. - Powinniśmy wracać do Domu - rzekła głośniej. To była jedyna pewna droga jaką znali; nie było dużego ryzyka zabłądzenia, wpadnięcia na leże smokowców, gniazdo goblinów, czy innego tałatajstwa. No i mieli złoto, którego należało się jak najszybciej pozbyć, a małą część wymienić na konie i podróżny opierunek. Mądrość Zimiry była także nie do przecenienia. - Ruszajmy do domu... - powtórzyła sennie. Może gdyby była mniej zmęczona nie przyszłoby jej do głowy ponowne sprowadzanie na Dom niebezpieczeństwa, które z pewnością przylezie do Haven wraz z nimi, lecz teraz marzyła tylko o bezpiecznych zakamarkach świątyni, gdzie mogłaby schronić się przed Wielkim Złym Światem, któremu ostatnio wyrosły pazury i skrzydła.
 
Sayane jest offline  
Stary 09-08-2013, 10:03   #207
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ciężar ciężarowi nierówny.
Któż chciałby targać plecak pełen kamieni. Ale tak samo ciężki plecak, tyle że pełen różnych różności, które można będzie sprzedać lub zamienić na wiele przydatnych rzeczy, już tak nie ciążył na ramionach.
Dziw nad dziwy, zaiste.

Radość z odnalezienia laski, tudzież napełnienia plecaków skarbami, przyćmiona została nieco przez świadomość zagrożenia, jakie kłębiło się wokół nich.
Gobliny, smokowce, smok i nie wiadomo kto lub co jeszcze. I wszystkie te stwory okazywały zainteresowane nimi nadmierne zainteresowanie. Nimi albo magicznym przedmiotem, który znalazł się w dłoniach Degary'ego. Albo i jednym, i drugim, co w gruncie rzeczy wychodziło na jedno.

Rav rozwiązał plecak i spod stosów złota w różnej postaci wygrzebał jedzenie i bukłak z wodą. Ani jedno ani drugie nie było najświeższe, ale musiało starczyć. Z wybrzydzaniem musieli poczekać, aż znajdą się w bardziej cywilizowanych i zaludnionych okolicach.

- Dom, masz rację - potwierdził słowa Amy. - Ale to będzie musiała być naprawdę krótka wizyta.

Haven było z pewnością miejscem, do którego skieruje się każdy, kto ich będzie szukać, czyli miejscem, którego z kolei oni powinni unikać.
Ale lepszego pomysłu Rav nie miał. Przynajmniej na razie.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-08-2013, 23:29   #208
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zapowiedziany przez Aglahada podmuch powietrza przywitał z prawdziwą ulgą. Jakoś tak gdy opuszczali skarbiec, był pewien, że to już wszystko. Owszem... gdzieś tam te gobliny i smokowce siedziały, ale przegrały. Dotarli tutaj. Zdobyli to po co przysłał ich Anduval. Koniec. Teraz spokojny powrót do Haven i przygotowanie dalekiej podróży. Dlaczego tak pomyślał? Nie miało znaczenia. Ważne, że omal się nie posikał gdy aurak spojrzał mu prosto w oczy. Potknął się cofając niezgrabnie. Rav go podtrzymał. A potem wiali...

Był trochę zły na Amila. Wyprowadził ich prosto na tę zgraję, bo się zagapił. Nie zrugał go jednak. Starał się nie porozumiewać poza potrzebnymi informacjami. Potrzebną otuchę znalazł w lasce i swojej widmowej dłoni. Prawdziwej dłoni... Szedł przez górskie zbocze nie marudząc na zmęczenie, które go ogarniało. Cieszył się. Naprawdę się cieszył. Ale to spojrzenie auraka przez dobrych kilka godzin wracało mu jak żywe przed oczy. Mało wtedy mówił. Tylko tyle by informować resztę o odkryciach Amila. Czasem Amy go w tym wyręczała. Choć i ona jakby niechcętnie i trochę mechanicznie. Czuła ich więź. Nie wiedział jak to możliwe, ale w zasadzie cieszył się z tego.

Nieco bardziej ochłonął dopiero gdy trochę podjedli na jednym z postojów.

***

- Dom - potwierdził kiwnięciem głowy gdy następnego ranka decydowali o dokładnym celu podróży - I Rav ma rację. Trzeba będzie odnaleźć matkę Zimirę tak szybko i tak cicho jak to możliwe.
Wymownie spojrzał na Aglahada.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 19-08-2013, 11:58   #209
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Podmuch świeżego powietrza sprawił, że Aglahad odzyskał nieco sił i wiary, że wszystko się skończy dobrze. Owszem w tyle głowy ciągle miał wątpliwości: czy uda im się uciec przed smokowcami; czy znajdą w sobie dość odwagi by zmierzyć się z kolejnymi niebezpieczeństwami; czy będą wiedzieć co zrobić z przedmiotem który znaleźli... ale jednocześnie miał też pewność, że cokolwiek się stanie to podejmą próbę. I to mu, w tej chwili, wystarczało by przeć do przodu, przed siebie.

O tym że wpadli z deszczu pod rynnę wiedzieli niemal natychmiast, gdy wyszli na powierzchnię. Otoczeni przez smokowce i gobliny przedzierali się w dół góry, mając nadzieję że nikt i nic ich nie odkryje. Była to wyczerpująca wędrówka, parę razy serce Aglahada niemal stanęło, gdy z bliska dało się słyszeć krzyki i przekleństwa rzucane przez tych, którzy ich ścigali. Znowu jednak sprzyjało im szczęście i nikogo nie spotkali na swojej drodze.

Podobnie jak pozostali ochłonął dopiero gdy zdecydowali się na krótki odpoczynek. Serce waliło mu mocno, a nogi bolały ze zmęczenia. A potem zapadł w głęboki i zdecydowanie za krótki sen.

***

Aglahad nie rozumiał swojego daru, szóstego zmysłu, który uwalniał się gdy w pobliżu były smokowce. Nie wiedział czy to dobrze, czy źle i nie chciał nawet o tym myśleć. Nie teraz, nie gdy jego przyjaciele patrzyli się na niego w ten sposób - z niewypowiedzianym pytaniem skąd wiedział o zagrożeniu. "Kolejne pytanie na które będę musiał znaleźć odpowiedź" pomyślał, ruszając dalej.

***

- Dom - potwierdził kiwnięciem głowy gdy następnego ranka decydowali o dokładnym celu podróży - I Rav ma rację. Trzeba będzie odnaleźć matkę Zimirę tak szybko i tak cicho jak to możliwe.
Wymownie spojrzał na Aglahada.
- A skąd ja mam wiedzieć jak dostać się do Domu niezauważonym? - odpowiedział nieco rozzłoszczony złodziej - to Ty jesteś magiem, może mógłbyś sprawić byśmy się stali niewidzialni na czas podróży! - po czym, znacznie spokojniej, dodał - Jeżeli chcemy się dostać niezauważeni do Haven to trzeba poczekać, aż będą tam jakieś duże targi lub święto. W tłumie będzie łatwiej zgubić Cienia i jego ludzi. Moglibyśmy też spróbować się dostać do miasta na barce lub z jakąś karawaną...
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 14-10-2013, 13:30   #210
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś

Cisza.
Dojmująca i dźwięcząca w uszach, a przez to niemal ogłuszająca.

Cisza.
Po kilku dniach nieustannych odgłosów lasu, wśród których udało Wam się czasami wychwycić szuranie i węszenie, nawoływanie i przekleństwa.

Cisza.
Bicie serc wydawało się dorównywać bębnom, jakie słyszeliście kiedyś na jarmarku. Ogromnym bębnom, które ponoć wybijały rytm wioślarzom na galerach.

Cisza.
Nienaturalna, niemal namacalna. A przy tym... wypełniona czyjąś obecnością.

***

Który to już raz?
Coś przeszukiwało góry i doliny, centymetr po centymetrze, powoli i dokładnie. Nieubłaganie. W miarę oddalania się od kryjówki buntowników, chwile ciszy były coraz rzadsze, choć też jakby coraz bardziej... desperackie.

Skuleni w jakimś wykrocie tuliliście się do kapłanki, która po raz kolejny okryła Was ochronnym płaszczem modlitwy. Medalion z Habbakukiem jarzył się bladą poświatą, ukrywając Was przed wzrokiem tego, który szukał. Odetchnęliście z ulgą, gdy zaćwierkał pierwszy ptak, zabrzęczały muchy, las na nowo zatętnił życiem.
Znowu się udało...
Dzięki temu, że trzymaliście się razem i wspieraliście, żadna siła nie miała do Was dostępu. Instynkt Aglahada, bystre oczy Rava, magia Degarego i kapłańska moc Amy uzupełniały się i dopełniały, chroniąc Was przed tropicielami. Amil zataczał większe koła, w razie potrzeby błyskaniem odciągając pościg.
Nie bez znaczenia był też brud szczelną warstwą okrywający Was od stóp do głów... maskujący zarówno kolory jak i zapachy.

Trzymaliście się w pobliżu traktu, choć unikaliście otwartych przestrzeni. Jednak zbliżał się czas, kiedy nie będziecie mieli innego wyjścia, niż podróżowanie najprostszą i najwygodniejszą drogą. Kończył Wam się prowiant, a rozpalanie ogniska wydawało się zakrawać o szaleństwo.
Podjąwszy decyzję o powrocie do Domu... niemal przestaliście ze sobą rozmawiać. Mozolnie brnęliście naprzód, choć coraz bardziej opadaliście z sił. I wtedy...

Czy to możliwe?
Łaska bogów zdawała się aż nazbyt hojna...
Pierwszym sygnałem było uradowane i podekscytowane nawoływanie ognika, przesyłającego obraz zbliżającego się traktem wozu. Zapadliście w zarośla, słysząc wesołe turkotanie kół. Do tej pory mijali Was jedynie pojedynczy jeźdźcy, którzy na Wasze szczęście dokądś się spieszyli i nie rozglądali zanadto... O tej porze roku mało kto decydował się jeszcze na przejazd przez góry. A jednak...
Wóz już z daleka wydawał się znajomy, a dochodzące z oddali głośne przyśpiewki o piwie ostatecznie Was przekonały, że oto jeszcze raz w trakcie Waszej przygody natknęliście się na Gotriego Goldkeepera. Skąd się tu wziął i po co? Próżno było zgadywać...

Kiedy stanęliście na skraju traktu, wyglądaliście jak cztery objuczone tobołami kupki nieszczęść. Stary krasnolud zrazu zaklął i popędził muły, jednak i jemu coś zaświtało pod szarą czupryną, bo po chwili ściągnął lejce i wyhamował, bezbrzeżnie zdumiony.
- Na brodę Reorxa, a jednak to prawda... – wyszeptał z nabożnym zdumieniem. Rozejrzał się podejrzliwie wokół, po czym nieco nerwowo na Was zamachał.
- Nuże dzieciaki, właźcie wreszcie na wóz! Pogadamy po drodze!

Kiedy tylko jako tako usadowiliście się pomiędzy workami z czymś, co pobrzękiwało przy każdym ruchu, Goldkeeper ruszył z kopyta. Dopiero teraz zauważyliście, że burty wozu tu i ówdzie podziurawione są przez groty strzał, a materia osłaniająca wóz jest rozerwana w kilku miejscach.
Na wszelkie próby nawiązania rozmowy odpowiadał syknięciem, skupiony jedynie na drodze przed sobą. Znikł gdzieś jego zwykły humor, a i mechanicznie powtarzana przyśpiewka brzmiała jakoś... fałszywie. Jedyne, co do Was powiedział, to ”Częstujcie się, pewnikiem głodni jesteście...” i wskazał jedyny worek, który nie brzęczał. Za to jego zawartość cenniejsza Wam była, niźli złoto, które wieźliście ze sobą... pachnący bochen chleba, aromatyczny ser, wędzone mięso... a do tego gąsiorek piwa, którego z chęcią łyknęliście na rozgrzanie. Miarowe turkotanie wozu i pełne żołądki szybko Was uśpiły... a obudziło dopiero potrząsanie za ramię.

Zmierzchało.
Gotri siedział obok Was, przyglądając się Wam badawczo.
- Mówcie, dzieciaki, jakim cudem znów stajecie na mojej drodze... – westchnął, zamyślił się i nie czekając na odpowiedź, kontynuował – ...albo może ja najpierw Wam powiem, jakim cudem jestem tu, gdzie jestem. Bo widzicie... jechałem sobie do Solace... a tu nagle obok mnie siedzi taki porąbany stary czarodziej i mówi, że będziecie mnie potrzebować. I że nie ma czasu jechać do miasta... potem zniknął a ja się zorientowałem, że jadę z powrotem. Nie wiem, dlaczego nie zawróciłem. Zupełnie też nie mogę uwierzyć, że naprawdę się spotkaliśmy. – przerwał, pociągnął tęgi łyk z bukłaka przy pasie i mówił dalej – Wiem tylko, że Wy, dzieciaki, nie jesteście zwykłymi smarkaczami. A skoro już tu jesteście, mówcie, dokąd tym razem jedziecie?

Popatrzyliście po sobie z niedowierzaniem. Czyżby ten czarodziej to Fizban? Jeśli tak, to bogowie naprawdę nad Wami czuwają...
- Jedziemy... jedziemy do Domu. Tam, gdzie już nas wiozłeś... – Amarys zawahała się i zerknęła na towarzyszy, po czym z grubsza opowiedziała krasnoludowi cel Waszych odwiedzin.
Ten tylko pokiwał głową i poprosił o pokazanie skarbów. Ocenił je fachowym okiem i sapnął.
- Macie tu naprawdę niezły majątek... pomogę Wam z tym. Nikt nie będzie się dziwił krasnoludowi spieniężającemu złoto znalezione w górach. – uśmiechnął się – A teraz odpocznijcie, będę trzymał pierwszą wartę... w okolicy kręci się zdecydowanie zbyt wiele zielonego tałatajstwa. A i skrzydlate żem widział... na Was polują, hę?
Znów nie czekał na odpowiedź. Nie musiał.

Ranek okazał się przyjemny, choć może zasługą tego był solidny sen, którego zaznaliście po raz pierwszy od dawna. Gotri już przygotowywał muły do drogi, pogwizdując pod nosem. Kiedy zobaczył, że już nie śpicie, wygonił Was na szybkie „to, co musicie” i zapakował z powrotem.
Znów byliście w drodze...

***

Kolejne dni upływały tak samo, jak ten pierwszy. Goldkeeper udawał, że jest sam, nie zaszczycając Was ani jednym słowem. Nocne warty braliście już na zmianę, choć nie było mowy o rozpaleniu porządnego ogniska.
Nie spaliście też tak, dobrze, jak tej pierwszej nocy. Dręczyły Was koszmary, tym straszniejsze, że niewyraźne... pozostawiające po sobie jedynie niejasne poczucie zagrożenia. Raz przyszło Wam walczyć ze zgrają goblinów... które jednak wydawały się zainteresowane wyłącznie skarbami. Wyglądało na to, że zgubiliście pościg.
Na jak długo...?


Dom

Z daleka było słychać gwar i śmiech, kilka kolorowych baloników musiało urwać się małym właścicielom, bo szybowały po niebie – maleńkie kolorowe punkciki, ścigane komicznie gniewnymi okrzykami.


Dom... na pierwszy rzut wyglądał niemal tak, jak wcześniej. Przez ten czas, który spędziliście w podróży, w odbudowę Domu dla Sierot włożono ogrom pracy.
Po dokładniejszych oględzinach okazało się jednak, że główny budynek nie jest aż tak okazały, jakim go zapamiętaliście. A jednak był duży, solidny i z pewnością mieścił w sobie co najmniej tyle pokoi, co wcześniej. Wokół jak grzyby po deszczu wyskakiwały zabudowania gospodarcze, wcześniej zmiecione przez wybuch. Nie wszystkie były już ukończone, ale najważniejsze było, że zniknęły już prowizoryczne namioty, a i dzieci wyglądały na znacznie lepiej odżywione.
Wyglądało na to, że festyn zorganizowano właśnie z okazji ponownego otwarcia przybytku...

W środku tego całego zamieszania kręciła się Matka Zimira, z całą pewnością kierująca teraz przybytkiem. Uśmiechała się ciepło i do dzieci, dobrotliwie głaszcząc je po głowach, gdy przybiegały pochwalić się a to balonikiem, a to drewnianą piszczałką, a to smakołykiem... szczęśliwe i wolne od trosk.
Jednak głęboka zmarszczka zatroskania nie znikała z twarzy kapłanki, jej ciemne oczy przygasiła niepewność. Z głębi wozu widzieliście, jak podchodzi do niej mężczyzna w ciemnym płaszczu, zupełnie tu niepasujący. Widzieliście, jak z rąk do rąk przechodzi sakiewka, jak mężczyzna z niezadowoleniem wykrzywia usta, ale rzuca coś na odchodne i znika w tłumie, a Zimira wzdycha ciężko i uśmiecha się do kolejnego dziecka, które łapie ją za fartuch.

Tylko tak jakoś smutno...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172