Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2013, 23:38   #119
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Yeti prowadziły ich niżej, i niżej – i choć z każdym kolejnym krokiem stawało się coraz cieplej, nie napełniało to serca Nathalie otuchą. Bała się. Strach stawał się coraz silniejszy, coraz bardziej obezwładniający, wypierał zmęczenie, pozwalał zapomnieć o bólu i zawrotach głowy. Tak jakby składała się z samego strachu. Czy długo będą cierpieć, zanim Yeti ich zabiją? Czy potraktują ich jako żelazną rację żywieniowa, pozwalając powoli umierać w tych jaskiniach? Bo po cóż innego zabierali by ich z sobą?

Nathalie straciła siły. I wolę walki. Choć nie powinna, przecież żyła – dzięki jakiemuś niezwykłemu zbiegowi okoliczności kula Ratzula tylko obtarła się o jej głowę, zdzierając skórę i nie czyniąc większej szkody. Nie rozdzielili jej z resztą. Pozostali tez żyli. Większość w każdym razie. Część. Poobijani, poranieni, ale żywi.

Kamień blokujący drzwi ponownie został odsunięty, Giganteusy – w tym jeden mniejszy – wyciągnęły kobietę i dzieci. Co z nimi zrobią? Usłyszeli po chwili krzyki i Nathalie znów zamarła na dłuższą chwilę.

Znów usłyszeli krzyki.

- Mordują ich – powiedział niespodziewanie ranny Kiutl po rosyjsku odzyskując przytomność. – Angara jest zagniewana. Żąda krwi. Czujecie to. Jest wszędzie. W skałach i w powietrzu. Pomiędzy nami. Wszędzie!
Ostatnie słowa wykrzyczał gwałtownie i znów stracił przytomność osuwając się na ziemię, na której położyła go wcześnie Irimini.

Dziewczyna usiadła, zrezygnowana, pod ścianą jaskini. Głowa opadała jej coraz niżej, jakby pod ciężarem opatrunku – czy był jeszcze sens zmagać się z tym wszystkim? Stukanie w ścianę poderwało ją na nogi. Rozpoznała głos ojca, uszczęśliwiona, pełna nowej energii, zanim jeszcze użył jej imienia – skoro jemu się udało, to jest też nadzieja dla nich!

- Breophyle … mój wuj nie żyje. - powiedział z bólem w głosie James do Michalczewskiego. - On nas tu przyprowadził. Zginął próbując porwać Giganteusa.
Potwierdził przypuszczenia mężczyzny.
- Panie Henryku, czy jest Pan tu więźniem? Jak długo Pan tu siedzi? - spytał Mac.
- Jestem tutaj ... gościem. Ale ta gościnność niewiele różni się od bycia więźniem. Nie mogę opuszczać jaskiń, ale mogę w miarę swobodnie się po nich poruszać.
- Możemy jakoś do Pana dotrzeć? Jest Pan w celi?
- dopytywał się Mac.
- Nie. Tutaj obok jest jaskina, która służy mi jako pracownia i miejsce zamieszkania. Dał mi ją jeden z giganteusów. Nazywa się Khar harok. To ktoś w rodzaju ich wodza - mędrca. Szamana - wyjaśnił Michalczewski.
- Ale ta Angara Khataka jest od niego ważniejsza? - spytał Ian. - Ma większą władzę?
- Nie jest. Nie do końca rozumiem zasady plemienne, ale to Khar harok jest tym, którego słucha reszta.


- Tato! – zawołała jednak w końcu przyciskając się do ściany i przechodząc, automatycznie na rosyjski - Co on z nami zrobią? I dlaczego ciebie tutaj trzymają?
- Wiem, tyle co rozumiem. Te prastare istoty zostały zaatakowane. Chcą ukarać tych, którzy im zagrozili. Skoro Angara Khataka zaangażowała się w działania, to chyba nie jest dobrze. Ale nie bójcie się. Wstawię się za was. Wszystko wyjaśnię. Przecież to nie wy zaatakowaliście, prawda?
- Nie, to żołnierze...
- odpowiedziała powoli Nathalie, ale po chwili cofnęła się pamięcią dalej. - I doktor Chanse. Chciał przewieźć żywego goganteusa. Uśpił jednego.
- Szaleniec! Przecież pisałem do niego! Błagałem. Zostawiałem listy po drodze, że wszystkim się zajmę, ze wszystko udokumentuję, że wprowadzę go do tych istot. Pisałem, by trzymał się z daleka, póki się z nim nie skontaktuję.


Głos Michalczewskiego nabrzmiewał gniewem, wchodził w ostre, nieprzyjemne tonacje. Budził obawę i niepokój słuchaczy.
- Tato. uspokój się. Chance sądził, że go zwodzisz i chcesz sobie przypisać odkrycie.. ale to nie ma teraz znaczenia! Musimy się stąd wydostać! Słyszysz mnie?
- Oczywiście. Zaczekajcie tutaj. Idę spotkać się z Khar Harokiem. Zaraz wracam.

Nagle usłyszeli dziwny dźwięk zza ściany. Jakby jęk, zduszony krzyk.
- Nic ci nie jest, Nataszko? Miałem spytać, ale ... zapomniałem. Ostatnio tak wiele zapominam. Zbyt wiele. To wszystko jest takie, takie ... takie ....
Nie dokończył. Ucichł.
- Tato.. tato! -zawołała Nathalie, znów zajęta nagłym lękiem. - Słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
- Tak, ale już idę. Zaraz wrócę. Zamyśliłem się.

Wołała go jeszcze kilka razy, ale odszedł. Zniknął. Może nigdy go nie było, może to zwidy po postrzale? Ale przecież inni też z nim rozmawiali… Nadzieja jakby wstąpiła w serca więźniów, zaczęli zastanawiać się nad ucieczką, sprawdzać, kto co ocalił…

- Mam nóż - powiedziała - I ten dziwny talizman od Iny. Wyciągnęła gliniany podarek na wierzch, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie bezsens tego gestu - i tak nikt niczego nie dostrzegł w panujących ciemnościach.
- Ojciec... – dodała po chwili - też zachowuje się dziwnie. Nie spędzałam z nim zbyt wiele czasu, zawsze był nieco roztargniony, ale kiedy na czymś mu zależało, to bardzo mocno stąpał po ziemi. Teraz wydaje się..inny. Odległy. Chciałabym go zobaczyć, jak myślicie, te jaskinie są połączone? Może da się tam przejść...
Zaczęła badać dotykiem ścianę, szukając szczelin - z nadzieją na odkrycie przejścia do jaskini, gdzie uwięziony był ojciec. Przesuwała nagimi dłońmi po chropowatej powierzchni, raz, kolejny raz i ponownie – nie przestała nawet wtedy, gdy dotarł do niej bezsens jej działań – ściany były spójne, lite, bez prześwitów. Musiała coś robić, musiała szukać – teraz, kiedy była już tak blisko celu swojej podróży, nie chciała, nie mogła odpuścić.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 23-05-2013 o 21:18. Powód: dodanie wypowiedzi z docsa
kanna jest offline