Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2013, 16:35   #109
sheryane
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Post napisany wspólnie z Kermem

Jack Woodes | Lou Rannes | Katrine de Seis
Zanim jeszcze ruszyli w drogę, Jack ponownie zwrócił się do Manfreda.
- Co z tym ekwipunkiem? - spytał. - Pochodnie by się zdały. I może jakaś lina, skoro to ma być spacer po podziemiach.
Linę, z łaski, dostali. Pochodniami dysponowali ludzie Manfreda, który w swej łaskawości przydzielił im jako eskortę dwóch swoich oprychów. I pewnie jako zabezpieczenie lojalności Lou i Jacka. Może i słusznie?
Tylko czy konieczne było zamknięcie za nimi bramy na cztery spusty?

***

Podziemia, do jakich wkroczyli, były w dużo gorszym stanie, niż droga, jaką przybyli do tego nieszczęsnego obozu.
- Raczej nikt tu nie sprząta - zażartował Jack, spoglądając na Lou.
- Najwyraźniej nam przypadło w udziale tępienie szkodników... - uśmiechnęła się niewesoło pod nosem.
Szkodnik to pojęcie względne. Jack jak już to wolałby pozbyć się dwóch aniołów stróży, co wraz z nimi wleźli w te podziemne korytarze, niż wysyłać na tamten świat bogu ducha winnego nieszczęśnika, któremu udało się wymknąć z obozowiska. Lou w zasadzie myślała podobnie, ale nie będąc jednak w stanie porozumiewać się między sobą i ustalić jakiegoś planu w tej kwestii, musieli zachowywać chociaż pozory.
Ciekawe, jak daleko to się ciągnie, pomyślał Jack.
- Miły spacerek - uśmiechnął się do swej ‘narzeczonej’. - Będzie co dzieciom opowiadać na stare lata.
- Taaaaak. Zawsze marzyłam o tym, żeby spędzać z tobą wieczory pośród zawalonych lochów... - rzuciła Rannes całkiem rozbawiona - trudno powiedzieć, czy bardziej szopką w postaci przyszłych dzieci, czy samą wymianą zdań.
- Za to cię kocham - zapewnił ją.
Z uśmiechem posłała mu całusa. Zachowywała fason bez względu na okoliczności.

Dalszą wymianę uprzejmości, komplementów i czułych słówek przerwała nagła zmiana scenerii.
- Kto to tutaj wybudował? - Jack rzucił retoryczne pytanie. - I kiedy?
Wszystko było w stanie, delikatnie mówiąc, wskazującym na zużycie. Znaczne zużycie. Strach by było wsiadać do takiej prowizorycznej windy, a o przejściu przez most można było zapomnieć.
- Trzymaj się blisko mnie, a wszystko będzie dobrze. - Lou szepnęła do Katrine, gładząc jej blond włosy.
Dziewczynka podniosła na nią przestraszone oczy i skinęła blond główką. Obietnica padła w porę, bo nim zdążyli zdecydować, którędy ruszyć dalej, ten, którego szukali, jako pierwszy odnalazł ich... Tak im się przynajmniej zdawało w pierwszej chwili.
- To chyba jednak nie ten - szepnął Jack, widząc ozdobnik tubylca - długi ogon.
- Wie o kluczu - odpowiedziała elfka, zasłaniające Katrine własnym ciałem i opierając dłoń na rękojeści miecza.

Lou była najwyraźniej jasnowidzem, gdy wcześniej wspomniała o szkodnikach. Po krótkiej wymianie zdań, w której brały udział i ostre argumenty, w korytarzu pojawiło się całe stado wielkich i jeszcze większych szczurów, z wyraźnym apetytem spoglądających na stojącą przy moście piątkę i szybko idących w ich stronę.
- Colores iridis! - Jack wskazał stado napastników, w stronę których popłynęła fala kolorowych świateł.
- Do kołowrotu - zaproponował Jack, chcąc wykorzystać chwilę zamieszania wśród szczurów. - I do góry!
Lou z Katrine ani myślały postępować inaczej. Ledwie przebrzmiały słowa Woodesa, a już wbiegały do czegoś przypominającego żelazną klatkę. Wystraszony pisk dziewczynki zlał się w jedno z popiskiwaniem szczurów.
Jack cofał się, usiłując mieć na oku wszystkie szczury.
Być może spadłby w dół, gdyby nie pomocna dłoń Lou, która dopilnowała, by jej towarzysz nie zmylił drogi i nie odbył zbyt szybkiej wędrówki na dno przepaści.
- Do góry! - powtórzył Jack.
Lou popchnęła dźwignię.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline