Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2013, 16:52   #4
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
Kto sprowadził wikińskiego kupca na pustynię? Średniego wzrostu, chudy jak wyrostek, jasnoskóry i jasnowłosy; płócienna szara tunika obrzeżona błękitem, spodnie ciemniejsze, na plecy odrzucone ciemnozielone fałdy płaszcza, spinanego na ramieniu; tyle można by zobaczyć z daleka - i że mimo żaru parł naprzód bez śladu zmęczenia.
Z bliska pierwsze wrażenie okazałoby się cokolwiek mylące. Mniemany wiking był wiotką dziewczyną, wąską w ramionach i biodrach, w talii jeszcze węższą. Szarooka, jasna, o regularnych rysach arystokratki: księżniczka. Z węzła na karku wymknęło się kilka pasemek, jasnych jak żyto, długich do bioder. Przy nabijanym pasku wisiała sakiewka z wypalonym wzorem: wśród wijących się linii mężczyzna z ręką w paszczy wilka. Brosza wyobrażała zwiniętego w pętle smoka. Żadnych więcej ozdób. Żadnej broni.
Oto, co zobaczyć musiał wędrowiec, który zmaterializował się nagle obok niej.

- Daleka droga przed tobą, kobieto. - powiedział uprzejmym tonem.
- Zapewne - zgodziła się lekko, maskując uprzejmością dezorientację. Skłoniła się - po męsku - jak równy równemu.
- Witaj... kimkolwiek jesteś.
Odkłonił się wytwornie.
- Wybacz, że nie przedstawiłem się od razu. Bóg Pustyni, do usług, kobieto.
- Zaszczyca mnie takie spotkanie - uśmiechnęła się. (Sytuacja nabierała sensu.) - Arianna, do usług, boże.
- A tak, tak. - Uśmiechnął się pobłażliwie. - Jestem umiarkowanie zaciekawiony, co właściwie zamierzasz. Widzisz, nie mam zbyt wielu okazji porozmawiać. Nie narzekam z tego powodu bynajmniej, w końcu cóż jest piękniejszego i bardziej wartościowego niż pustynia? Niemniej czasem miła mi jest odmiana, więc chętne cię wysłucham.

Chwilę się zamyśliła. Sięgnęła do klamry na ramieniu (pętle smoka miały złoty poblask pustynnego piasku; w oczach i grzbiecie smoka błyszczały krople błękitu; budziło to w niej dziwne uczucia):

- Szłam stamtąd - tam, w nadziei, że spotkam cokolwiek lub kogokolwiek. Tak się stało, przeto nie ma powodu, byśmy rozmawiali, idąc - chyba że miałbyś takie życzenie. Jeśli jednak nie... - klamra puściła i płaszcz zsunął się z ramion dziewczyny, zamaszystym gestem rozesłała na piasku zielony krąg - ...zapraszam.

Bóg uśmiechnął się leciutko zaskoczony, kiwnął uprzejmie głową, by usiadła, a sam zebrał fałdy białej szaty w ręce i uklęknął na płaszczu. Usiadła i ona ze skrzyżowanymi nogami i prościutkimi plecami, swobodna mimo pozycji jak jakiś młody budda. Musiał to być piękny obraz, podobieństwa i kontrasty - dwoje wędrowców, siedzących w formalnych pozycjach, on ogorzały, czarnobrody i czarnooki, ona cała jasna, z prześwietlonymi szarymi oczyma i bardzo długimi włosami barwy żyta; on w luźnych fałdach białej szaty, ona w szarościach tuniki i nogawic. Oboje wysocy, lśniącoocy, piękni.

- Cóż, widzę, że nigdzie ci się nie spieszy, w takim razie porozmawiajmy. Jak ci się podoba moje królestwo? Czy nie uważasz, że piasek jest wprost idealny, niebo piękne a powietrze faluje fantazyjnie, dodając scenerii, hm... nierealności?
- Piasek jest tak drobniutki, że miękki jak dym, i jak dym ulotny, choć wiem przecież, że w wichurze mógłby zedrzeć ciało z moich kości. Tym bardziej fascynuje jego pieszczota na skórze. Niebo, mogłabym niemal uwierzyć, że jest gładką miską przykrywającą krąg świata, stworzoną z samego koloru... Mogłabym tu umrzeć, a ich urodzie nic by nie ubyło. Są ponad to. To przerażające, ale przez to są jeszcze piękniejsze. - Już po kilku słowach głos jej zmiękł i spowolniał. Niechcący. Mówiła, by uradować gospodarza, ale mówiła prawdę. - Są doskonałe. Niemal żałuję, że nie mogę tu żyć.
- Tak, masz rację, absolutnie. Twoje słowa dobrze opisują piękno tego miejsca. Ale! To tylko jeden aspekt tego miejsca. Zauważ jak ono działa na duszę. Jak cisza, jak pustka, jak zabójcze warunki czynią duszę człowieka krystalicznie czystą. W końcu nie tak daleko stąd na wysokich słupach wbitych w ziemię siedzą nadzy pustelnicy. I pozwalają by pustynia ich uszlachetniała. - Bóg pozwolił sobie na coś w rodzaju ironicznego uśmieszku.
- Zmilczałam, gdyż tego nie znam... jeszcze. To pieśń o jednostce i nieskończoności... tak sądzę... blask wykłuwający oczy, pot na czole to tylko pierwsze nuty. Pół uwertury. Nie oceniać mi pieśni.
Bóg zadumał się przez chwilę. - Tak, być może to jest to. Być może w tym właśnie rzecz. Dopiero wieczność potrafi dostrzec piękno w pustyni. Dopiero wieczność dostrzeże żłobienia, jakie w duszy ludzkie uczynią malutkie ziarnka piasku, dopiero wieczność dostrzeże przemianę dumnej skały w proch. - Bóg pochylił głowę. - Doceniam celne spostrzeżenie.

Poczuła się szczęśliwa. To chyba głos Boga Pustyni tak na nią działał, niski i melodyjny, i korzenny zapach jego szat. A może samo spotkanie z drugim człowiekiem... drugą istotą... pierwszą w jej życiu? Przemilczała dziesięć uderzeń serca, smakując tę błogość i by nie zrazić pochopnością rozmówcy, nim zadała pytanie, które jej ciążyło:
- Rozumiem, że pustynia ta jest wasza, boże, a może i wy w jakiejś części jesteście pustynią. Czy moglibyście zatem i chcieli rzec mi słowo, w jaki sposób przybyłam tutaj? Ku memu zdumieniu bowiem i niepokojowi nie pamiętam nic ponad ostatnie godziny.
- Oczywiście! - uśmiechnął się szeroko. - Spoglądałem właśnie na swoje rozległe tereny, gdy maleńki pyłek wpadł mi do oka. Mrugnąłem i już tam stałaś. Być może uniosła się niewielka chmura pyłu, ale za to nie mogę ręczyć. - Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, choć wcześniej wydawało się to niemożliwe.

Arianna skamieniała - duchem i ciałem. Pamięć jej usłużnie powtórzyła echem: maleńki pyłek, mrugnąłem, już tam stałaś. Być może chmurka pyłu, ale za to nie mogę ręczyć. Maleńki pyłek, mrugnąłem... Zatrzepotała powiekami, kąciki ust opadły o ułamek milimetra: umarła maleńka nadzieja.
A jednak głos wciąż melodyjny, kadencja równa: nie słychać w nim tego smuteczku, być może pierwszego jej rozczarowania. Może to kardamon tak koi.

- Jakie krainy sąsiadują z twoją domeną? Gdzie radziłbyś mi pójść, gdy już wyruszę?
Bóg milczał kilka chwil, przesypując piach między palcami.
- Widzisz, to nie jest takie proste. - odezwał się w końcu. - Myślę jednak, że teraz nie powinnaś się tym przejmować, daleko stąd zupełnie wszędzie - dodał rozbawiony.
“Co też ty nie powiesz”, pomyślało jej się. Westchnęła z ulgą, że nie powiedziała tego na głos. “A zatem bywam zgryźliwa.” “Nic nie wiem. Może się dowiem. Ale teraz trzeba znaleźć sobie jakiś cel albo miejsce do życia...”
- Nie chciałabym tu umierać... Nie, zapomnij, że to powiedziałam, to niestosowne. Podejmę ryzyko, dam z siebie wszystko. Wszak to pustynia i na nią się zdam. Ale... chciałabym wiedzieć, gdzie idę. Że znajdę tam coś lub kogoś. Coś, co... nie wiem. Może po prostu chcę czymś zapełnić pamięć. - Albo życie. Ale tego nie była pewna. I tak powiedziała za dużo, zapędziła się. Pół słonej łzy zapiekło w kąciku oka. Wzruszyła ramionami. - Opowiedz mi, proszę.

- Wszystko zależy od tego, gdzie chcesz iść. Co chcesz osiągnąć. Kogo znaleźć. Pomogę ci, pustynia jest bezlitosna, lecz ja nie muszę. - Uśmiechnął się. - Teraz posłuchaj uważnie. Każdy z kierunków świata niesie dla ciebie jakąś możliwość. Tam jest północ - wskazał palcem. - Znajdziesz tam chłopca, który ma ochotę na jabłka. Z kolei idąc na południe, uda ci się bezpiecznie wyjść z pustyni. Droga jest najkrótsza, a po drodze łatwo znaleźć oazy. Wschód - to ból, męka, krwawy pot. Być może pewne odpowiedzi. Zachód zaś, to prosta droga do pewnej nieprzyjemnej osoby. Musisz sama wybrać, kobieto - powiedział, wyjątkowo poważny. - A jeśli chodzi o twój los, myślę, że powinnaś iść przed siebie także wtedy, gdy opuścisz tą piękną pustynię - dodał już zwyczajnym, lekkim tonem.

Bóg Pustyni spojrzał jeszcze uważnie na Ariannę i gładząc się po nagiej skórze głowy nagle zniknął. Rozpłynął się w powietrzu i tylko lekki zapach kardamonu przypominał, że jeszcze sekundę temu klęczał na płaszczu dziewczyny.
- Dziękuję - powiedziała w powietrze, zamyślona. Powoli ważyła i odrzucała drogi, wdychając ulotną woń. Wreszcie pociągnęła linię przez środek płaszcza z północnego wschodu na południowy zachód, cofnęła się o krok i cisnęła w górę garść piasku. Większość upadła po lewej.
Arianna strzepnęła materiał, upięła ponownie na ramionach i ruszyła na północ.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.

Ostatnio edytowane przez Rhaina : 23-05-2013 o 20:43.
Rhaina jest offline