Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2013, 21:21   #47
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ryczący zwierzoludzie wypadli z lasu i stanęli jak wryci, tuż za linią drzew. Przyglądali się swoimi pozbawionymi głębszej inteligencji oczkami karawanie obstawionej przez zbrojnych, a potem zdecydowali się na ucieczkę. Nie zdążyli jednak, gdyż awanturnicy zaatakowali korzystając ze sporej przewagi liczebnej.

Strzał Wolmara okazał się zupełnie chybiony. Strzała poszybowała między drzewa, nikomu nie robiąc krzywdy. No chyba, że trafiła jakąś niewinną ptaszynę, wijącą gniazdo w konarach wiekowych drzew.

Magnus zatańczył z mieczem wokół zwierzoczłeka, który chwilę wcześniej trafił go strzałą. Szybkie cięcia długiej klingi otoczyły bestię, która za bardzo nie miała się jak bronić, trzymając w ręku łuczysko. Jeden cios rozłupał je na pół, a chwilę potem drugie cięcie głęboko rozorało ramię zwierzoczłeka. Zgodnie ze swoim planem, Magnus ustawił się tak, że plecy zwierzoczłeka wystawione były na atak od strony drogi. Wykorzystał to Ulric, zbliżając się i z końskiego grzbietu, niemal z przystawienia strzelając z pistoletu. Trafiony między łopatki gor ryknął, chlusnął krwią i padł na ziemię. A Magnusowi zakręciło w nosie od cuchnącego, gryzącego dymu, którego chmura na moment przesłoniła mu widok.

Gotfryd strzelił ponownie, znów celując w tego samego, zranionego już zwierzoczłeka. Cięciwa szczęknęła i bełt jedno uderzenie serca później wbił się w chroniony przez pordzewiałą, potarganą kolczugę brzuch bestii. Zwierzoczłek jęknął i zgiął się w pół. Sigfrid uniósł do strzału swój prochowy pistolet, ale strzał okazał się chybiony. Broń palna była z pewnością przereklamowana. Zraniony gor rzucił się do ucieczki między drzewa.

Ogień wiary w oczach Dietera niemal dorównywał Wiecznemu Płomieniowi, płonącemu w świątyni Ulryka w Middenheim. Z modlitwą na ustach, kapłan zaatakował tego zwierzoczłeka, którego przed momentem nie trafił Wolmar. Bojowy młot szerokim łukiem opadł na klatkę piersiową zwierzoczłeka, miażdżąc mięśnie i gruchotając kości. Potwór ryknął z bólu, gdy na jego ciele kapłan odbił symbol odwiecznego wroga Chaosu.

Podążający za Dieterem Gaston, z siecią w rękach wychynął niespodziewanie zza pleców kapłana i cisnął obciążoną ołowianymi kulami sieć. Zawirowała w powietrzu, ale zwierzoczłek słaniając się na nogach, zdołał jej uniknąć i już znikał między drzewami, podążając za swoimi plugawymi kompanami.

Jednego z nich wziął na cel, mający ostatnio zwyżkę formy strzeleckiej Engelbert. Doskonałe łuczysko jęknęło delikatnie, gdy strzała pomknęła wprost w plecy biegnącego gora, wbijając się głęboko, po same lotki. Zwierzoczłek zamachał ramionami i padł na pysk w przydrożne błoto. Było po walce...


- Oni zupełnie poszaleli – powiedział niziołek, poganiając konie batem. – We czterech się rzucać na tak silny oddział jak my. Toż to musi być szczególnie plugawa magia w działaniu...

- Dobrze jednak, że mamy takich obrońców
– dodał Wolfgang Frugel. Ale i tak zabrzmiało to, jakby wcale nie był wdzięczny i do tego uważał, że sprawę ze zwierzoludźmi sam załatwiłby lepiej.

- Jedźmy – poganiał Sigfrid. – To już drugi przestój dzisiaj. W tym tempie nie mamy szans dotrzeć do gospody...

Więc jechali, ponaglając konie i bacznie wypatrując oznak kolejnego szalonego ataku zwierzoludzi. Spodziewać się mogli teraz tego, że spomiędzy omszałych, czarnych pni zaatakuje ich nawet pojedynczy gor. Ale stało się inaczej...

Późnym popołudniem jadący na przedzie Ulric, który właśnie zniknął za ostrym zakrętem drogi, krzyknął boleśnie. Najwidoczniej zwierzoludzie zaatakowali znowu. Nim cała kawalkada zdołała się zatrzymać, pokonali wiraż i dostrzegli przed sobą rozstawioną w poprzek drogi barykadę. Ulric, trafiony strzałą spadł z konia, jednak jego noga pozostała w strzemieniu i wierzchowiec odciągnął go na pobocze. Barykada wykonana była z okrwawionych resztek, niemiłosiernie potrzaskanego wozu. Za drewnianą przeszkodą stało kilku zwierzoludzi, którzy na widok hamujących wozów zaczęli strzelać z łuków. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby zorientować się, że za barykadą znajduje się około dziesięciu stworów. Pierwsze strzały świsnęły między wozami. Znów zaczął się krzyk i wrzask.
 
xeper jest offline