Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2013, 22:20   #12
Culture Vulture
 
Culture Vulture's Avatar
 
Reputacja: 1 Culture Vulture nie jest za bardzo znanyCulture Vulture nie jest za bardzo znany
Od samiusieńkiego rana Franz był zły jak chrzan.

Większość minionej nocy przyszło mu spędzić na piciu z Merkurym przy milczącym towarzystwie Andrzeja i pośród nocnej ciszy przerywanej jedynie pochrapywaniem śpiących już towarzyszy. Atmosfera nieufności utrzymywała się nadal, pomimo tytanicznych wysiłków Franza i upływu wódki. Rozmowa nie kleiła się w najmniejszym stopniu, pozostali na wieczornym czuwaniu członkowie drużyny ograniczali się wyłącznie do wymiany kilku zdawkowych kurtuazji, tak, że ostatecznie wiedzieli o sobie dokładnie tyle samo co w chwili zbiórki następującej tuż po odprawie Załuski. Częstochowianin nie pamiętał nawet momentu w którym zmorzyły go sen i gorzała. Pobudka miała okazać się jeszcze gorsza.

Cios obuchem w głowę nie był nawet w połowie tak zły jak ból wywołany kacem. Na wpół przytomny i skołowaciały wysłuchał słów zwierzchnika kompanii krasnoludów, który od tej pory miał być również i jego własnym zwierzchnikiem. Młodzieniec pochylił nisko głowę by przypadkiem nikt nie dostrzegł uśmiechu, który pomimo boleści wpełznął mu na twarz. Służyć pod brygadą krasnoludów! Brata trafiłby szlag gdyby tylko o tym usłyszał!
Szacując w pośpiechu resztkę dobytku, zabrał ze sobą ostatnią flaszkę, której nie udało im się dopić (a która cudem chyba uszła uwadze budzących ich krasnoludów) i bez szemrania, z trudem powłócząc nogami powlókł się za drużyną.
Zwilżając wyschnięte gardło odrobiną wody z manierki patrzył jak Andrzej i Merkury zostają w dosłownym sensie zaprzęgnięci do roboty. I choć będąc obywatelem świętego miasta Franz powinien mieć małostkowe skurwysyństwo i schadenfreude we krwi to widok wyniszczonego ubiegłonocnym piciem adepta magii wcale nie przyniósł mu pocieszenia.
Zapewne w dużej mierze dlatego, że dzielili ten sam ból. Dwaj złączeni cierpieniem ciała i duszy. Dwaj, których jednakowoż we łbie ćmi a w pysku suszy. Ale tylko jeden z nich musiał pchać pieprzony wóz. "Życie."- jak to powiedział kiedyś Andrzej (zdaje się, że wczoraj wieczorem?).


Drogę przez las przyszło mu przejść w pełnym zastanowienia milczeniu. I chociaż wywołane kacem cierpienie wyżymające z niego chęć do życia nie sprzyjało rozmyślaniom to narastający wewnątrz niepokój sprawiał, że myśli i tak bieżały mu po głowie, niesfornie jakoby klerycy po burdelu. Nieładne podejrzenia opadły go jak chmara gzów nie dając chwili spokoju. Koniecznie chciał się nimi z kimś podzielić, tyle, że chwilę później za decyzją Lothara grupa rozproszyła się na dwoje. Obserwując bacznie plecy wiodących ich krasnoludów co rusz zerkał w stronę zakapturzonego ciecia, szukając sposobności do rozmowy. Wraz porzucił ją jednak po chwili zastanowienia. Andrzej nie należał do szczególnie wylewnych, nadto zaś obydwaj ledwie się znali.

Poza tym, z daleka było widać już miasto.

- Luuudziee! Okraaadli mnieee! Łaaapać złodzieeeja!- Głos Franza osiągający w stresowych sytuacjach wyjątkowo wysokie rejestry poniósł się nad gwarem tłumu w chwili gdy on sam z miejsca ruszył w pościg za znikającym w tłumie rzezimieszkiem. Świadomość tego jak najpewniej potraktuje go Lothar gdy dowie się, że przyszło mu skrewić tak proste zadanie dodawała byłemu scholarowi nadzwyczajnej lotności.
 

Ostatnio edytowane przez Culture Vulture : 23-05-2013 o 01:44.
Culture Vulture jest offline