Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2013, 22:46   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jost nigdy nie zajmował się czymś takim, jak uwalnianie uwięzionego dziecka. Mimo wszystko zdawał sobie sprawę z tego, że rozeznanie terenu przed przyszłą akcją było rzeczą podstawową. Kto, jak, gdzie, z kim, kiedy... Każdy szczegół mógł być ważny.
Oczywiście można było rozbić obóz tuż przed wejściem do siedemnastki, w której przetrzymywany był porwany chłopak, ale trudno by było znaleźć bardziej rzucający się w oczy sposób obserwowania porywaczy. .

- Idę obejrzeć ten pusty dom - powiedział, wkładając płaszcz. - Z wychodkiem, w którym tak bardzo chcecie zamieszkać - sprecyzował.

Odłożył kuszę, zawinął się w płaszcz i wyszedł.

Nocą miasto było spokojne. Stosunkowo, oczywiście. Tu i ówdzie przemykali się przechodnie, gdzieś w oddali słuchać było kroki patrolu. Paruosobowego patrolu.
Jost doszedł do najbliższej przecznicy, skręcił w lewo, ponownie w lewo...
Ciągnąca się z zachodu na wschód uliczka Ciemna w pełni zasługiwała na swoją nazwę. Wystarczyłoby trochę chmur i Jost czułby się niczym ślepiec. Na szczęście pogoda zrobiła mu przysługę.
Z ciemnej bramy wyskoczył kot i przebiegł tuż przed nogami Josta.
- Von rechts nach links,was gutes bringts. - Jost zacytował znane powiedzenie. Na wszelki jednak wypadek splunął przez lewe ramię, na odczynienie pecha. A nuż kot nie widział, że akurat Jostowi miał przynieść szczęście?

Prócz kota i Josta niewiele było na ulicy żywych istot.
Kilkadziesiąt metrów od Josta ktoś przysiadł na schodach i tkwił tam, nieruchomy jak posąg. Z przeciwnego krańca ulicy nadchodził jakiś przechodzień. W nocnej ciszy słychać było bardzo dobrze jego kroki.
Jost, który na wszelki wypadek wolał nie rzucać się w oczy, schował się w najbliższej bramie. Gdy odgłos kroków oddalił się, Jost wyjrzał ostrożnie na ulicę. I natychmiast się cofnął. Zza rogu, niespodziewanie, wyłonił się trzyosobowy patrol. Światło Mannslieba odbijało się od ich hełmów i ostrzy niesionych przez nich pik.
Kroki patrolu rozbrzmiewały w całej uliczce. Całkiem jakby strażnicy chcieli przepłoszyć wszystkich bandytów.
Stróże prawa zatrzymali się przy siedzącej postaci. Jeden ze strażników popchnął siedzącego. Ten zakołysał się, przewrócił na bok i głośno zachrapał.
- Całe szczęście, że pijany, a nie martwy - powiedział jeden ze strażników. Pozostali dwaj roześmiali się. - Chodźmy dalej.

Gdy strażnicy wreszcie poszli dalej Jost wysunął się z bramy i powoli, acz spokojnym krokiem, podszedł do interesującej go bramy.
Sama kamienica była dość długa i do wyboru były aż trzy bramy. Jest wszedł do pierwszej.

W środku było ciemno. Nie na tyle jednak, by nie móc się poruszać bez nabicia sobie wielkiego guza. Jost ostrożnie przeszedł przez korytarz, uważnie wsłuchując się we wszystkie odgłosy.
Dokoła panowała cisza. Zdawać się mogło, ze nawet myszy poszły spać.
Jost spenetrował cały parter, a potem, po cichu, wszedł po schodach na piętro. Tam też było pusto. Widocznie domem nie zainteresowali się nawet bezdomni. Może gdzieś tu mieszkał ten pijaczek, co zasnął na schodach. Jeśli tak - to nie zdołał dotrzeć do domu. Ale, prawdę mówiąc, nic nie wskazywało na to, by dom był odwiedzany ostatnimi czasy. Przynajmniej na tyle, na ile Jost zdołał to sprawdzić.
Ostrożnie podszedł do okna. A raczej do udającej okno dziury w ścianie. Widać stąd było płot, dzielący oba podwórka, oba wychodki, tudzież całą tylną ścianę budynku, w którym rozgościli się porywacze - drzwi na podwórze, kuchenne okno tudzież okna na piętrze - na tym samym mniej więcej poziomie co okno, z którego tamtej budowli przyglądał się Jost.
Już miał opuścić posterunek, gdy w kuchni błysnęło światło. W pomieszczeniu pojawił się ciemnowłosy mężczyzna.
Jost przyglądał mu się przez chwilę, chcąc jak najlepiej zapamiętać jego wygląd, a potem po cichu odsunął się od okna. Zszedł na dół i, przez nikogo nie zaczepiany, wrócił do swoich kompanów.
 
Kerm jest offline