Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2013, 11:56   #42
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3OGKxK15i9Y[/MEDIA]
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.

Adam

Nagle, jak za naciśnięciem wyłącznika światła, wszystko zniknęło: otoczenie, ludzie, głosy… nawet zapachy. Adam tkwił... wisiał jak gdyby zawieszony w próżni. Nic nie widział, niewiele czuł… i ten stan miał w sobie zadziwiający urok.
Mężczyznę opanował niemal gniew, jaki odczuwa się wraz z wybudzeniem ze słodkiej drzemki, gdy usłyszał głos Joanny.

- To tylko przeszłość, nie musisz się obarczać tamtym wyborem. To już się dokonało. Teraz jednak historia znów zatacza koło i masz prawo podjąć wybór. Masz prawo nie popełniać dawnych błędów...

Słowa kobiety przypływały znikąd – ani bliskie, ani odległe. Adam nie widział jej, choć jednocześnie czuł jej obecność – jakby to ona była utkanym wokół kokonem ciemności.

- Nie pokażę Ci przyszłości, bo tą sam utkasz. Mogę Ci jednak ukazać przeszłość twoich wcieleń. Ostrzegam jednak, w większości ten widok nie będzie radosny. .. W każdej chwili też możemy wrócić do świata żywych. Wystarczy Twoje słowo…


Lena

Wszystko, co znalazła wśród rzeczy Piotra potwierdzało jego historię, niestety były to raczej rzeczy osobiste, jak zdjęcie matki, oraz związane z codzienną egzystencja jak paragon ze sklepu czy bilet PKP. Nic, co mogłoby wskazywać na dalsze losy Brzyskiego. Po wczorajszym ataku zresztą należało się spodziewać najgorszego.

Rozległo się pukanie do pomieszczenia. W drzwiach stanął łysy mężczyzna w garniturze.



- Nazywam się Ivan Svidrygaj. – mimo obcego nazwiska, człowiek ten mówił płynną polszczyzną, miał też przyjemny, nieco zachrypnięty ton głosu - Chciała pani ze mną rozmawiać, podobno sprawa jest pilna. Oczywiście, zapewniam o dyskrecji bez względu na efekt spotkania.


Piotr

Nie wiedział ile minęło czasu. Czuł ogarniającą go senność, Ewa już zresztą spała... tak niewiele brakowało, by przekroczył tę wąską granicę do świata sennych majaków, gdy nagle usłyszał stukot kroków!
Gdzieś skrzypnęły drzwi. Piotr podszedł bliżej kraty, lecz nic nie zobaczył, za to usłyszał dwa męskie głowy:

- I jak?
- Nuda. Ona wyje, on… pierdoli. Mam dość…
- Nie pocieszasz mnie, stary. Ale słuchaj! A może niech on pierdoli ją? Dajmy mu ją.
- Kalekę? No weź przestań.
- Z braku czegokolwiek i kaleka będzie dobra, zobaczysz, stary. On w końcu wyszedł z pierdla, na pewno by poruchał.
- I ty chcesz patrzeć jak koleś posuwa taką laskę?
- Lepsze to niż jej wycie. Niech dla odmiany trochę pojęczy…


Znów skrzypnęły drzwi, przez co dalsza część rozmowy stała się dla Piotra tajemnicą. Mężczyźni musieli jednak dojść do porozumienia. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszał kroki – tym razem nad sobą. Krata odchyliła się z potwornym zgrzytem. W ciemności nie było jednak widać zbyt wiele – dwie sylwetki i coś pomiędzy nimi. Z krzykiem Ewa spadła do celi Palucha, rzucona jak worek ziemniaków.

- Prezent od Mikołaja, cwelu – odezwał się jeden z mężczyzn, którego słyszał wcześniej – Zrób z niego użytek, to dłużej pożyjesz.
- Spierdalamy, nie wolno z nimi gadać
– przypomniał drugi.

Mężczyźni opuścili kratę i odeszli. Tymczasem Ewa powoli zaczynała wychodzić z szoku, który przeżyła. Teraz dopiero Piotr zrozumiał, o czym mówili ich oprawcy – kobieta nie miała całej jednej ręki i drugiej dłoni. Miała jednak piękną, choć teraz umorusaną i zapłakaną twarz.

- Piotr? – zapytała niepewnie, patrząc na niego tak, jak pisklę patrzy na węża.


Cyprian


- Użycz mi swojej mocy, użycz mi swojej srocy… Ty słyszysz, facet, jak banalnie brzmisz?!

Kto mógł mówić do Cypriana z takim brakiem szacunku, jeśli nie mały, słodki satyr – którego fizjonomia nijak nie współgrała z ostrym językiem? Teraz też chłopiec uśmiechnął się szeroko, odsłaniając ostre zęby i najwyraźniej sycąc konsternacją rozmówcy.

Siedział na gramofonie - tak, prawie zabytkowym gramofonie – i bezceremonialnie smyrał się rogiem o szeroką tubę.


- To nie tak działa, przystojniaku – satyr kontynuował – Nie jesteś zbyt bystry, co? Ten kamień ma określoną moc, a nie „co autor sobie zażyczy”. Zaciera granice między światami. Dlatego zresztą mnie widzisz. Nie myślałeś chyba, że takie ciacha jak ja sprzedają w Tesco?

Chłopiec przerwał, najwyraźniej nie mogąc zwalczyć pragnienia zbadania urządzenia, na którym przyszło mu siedzieć. Na ślepo zaczął obmacywać wszystkie pokrętła.

- Ty… jak to działa? Jak mi pokażesz i znajdziesz dziewczynę, która będzie się ze mną całować, to ci powiem gdzie znaleźć kolejną pieczęć. Mamy deal?


Aniela


Dorosła kobieta i boi się duchów... Było jej głupio, dlatego starała skupić się na planie pracy. Praca, praca, praca – tylko to jej zostało. Aż podskoczyła, gdy do drzwi pokoju rozległo się pukanie.

- Kto tam? – zapytała, zanim zdecydowała się zareagować inaczej.
- To ja, Stefan.

Niechętnie podeszła do drzwi i otworzyła je. Mężczyzna stał tam ubrany w czarny sweter i jeansy. Uśmiechnął się do niej leciutko, gdy spojrzawszy za jej plecami, dostrzegł porozrzucane podręczniki.

- Widzę, że pani się nie oszczędza. – mówił powoli, jakby warząc słowa – Mamy jednak weekendowy wieczór i chciałem pani coś pokazać. Coś, co wiąże się tylko z tym miejscem… czy zgodzi się pani uczynić mi ten zaszczyt i dołączyć do mnie na małym spacerze?

Stefan wydawał się odrobinę zmieszany własną śmiałością. Błądził też wzrokiem ponad ramieniem Anieli, unikając jej spojrzenia.

- Dobrze, chodźmy – zgodziła się, bo przecież pracodawcy się nie odmawia. Poza tym potrzebowała już przerwy, potrzebowała się oderwać.

Stefan podał jej ramie. Czuł chyba potrzebę wytłumaczenia tego gestu, bo powiedział:

- Musimy kawałek przejść między drzewami. Znam drogę na pamięć, ale pani powinna się mnie trzymać, żeby nie potknąć się o jakiś zdradliwy korzeń.

Poprowadził ją w bok kampusu wąską, wydeptaną ścieżką. Choć zarośla były tu gęste, dróżka wydawała się wyraźna, często ktoś musiał nią więc chodzić. Szli w milczeniu kilka minut aż do uszu Anieli dotarły odległe głosy. Między gałęziami drzew zaczęły pojawiać się pierwsze refleksy światła i… w końcu dotarli nad małe jezioro, gdzie zgromadziło się dwadzieścia parę osób – nauczyciele oraz uczniowie. Wokół brzegu porozstawiane były znicze i lampiony. Na środku stała dziewczyna w wianku z polnych kwiatów, deklamując wiersz:


- Oto jest chwila bez imienia:
drzwi się wydęły i zgasły.
Nie odróżnisz postaci w cieniach,
w huku jak w ogniu jasnym.
Wtedy krzyk krótki zza ściany;
wtedy w podłogę - skałą
i ciemność płynie jak z rany,
i w łoskot wozu - ciało.


- To jest nasza Noc Żywych Poetów – co miesiąc taką urządzamy. – szepnął do ucha Anieli, towarzyszący jej mężczyzna.

- Oto jest chwila bez imienia
wypalona w czasie jak w hymnie.
Nitką krwi jak struną - za wozem
wypisuje na bruku swe imię.*





* K.K. Baczyński „Bez imienia”
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 24-05-2013 o 10:00. Powód: Rozpisana scena dla Anieli
Mira jest offline