Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2013, 19:59   #41
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Wróciła z zakupów szczęśliwa, jak to typowa kobieta. Kilka fajnych ciuchów, które świetnie na niej leżały i podkreślały jej zgrabną figurę. W końcu pierwsze wrażenie liczy się najbardziej. Nie kupiła oczywiście nic fikuśnego, w końcu ma pracować z młodzieżą. W głowie już miała przygotowane pierwsze zapoznawcze lekcje, znała sporo ćwiczeń i gier typu "ice brakers".

Ucieszyła się, że czekał już na nią Mateusz gotowy pokazać jej salę i resztę szkoły. Bardzo miło się z nim rozmawiało, a jeszcze milej się na niego patrzało. Nie skorzystała z propozycji pomocy z zakupami, poprosiła by od razu przejść do zwiedzania szkoły.

Gdy stanęli przed drzwiami jej przyszłej klasy Aniela była uśmiechnięta i pełna optymizmu. Usłyszała słowa dyrektora
- Oto pani królestwo…
Przeszła więc przez próg i nagle stanęła jak wryta, a uśmiech całkowicie zniknął z jej twarzy. Młody chłopczyk w mundurku wyglądał jak z jakiegoś filmu, jego martwe oczy były szeroko otwarte i zdawały się ją przeszywać na wylot, przeszywać dotkliwym chłodem...

Ale wszystko zniknęło tak nagle, jak się pojawiło, a jej oczom ukazała się czysta, ładna klasa z dużą tablicą i plakatami z "Irregular verbs" zawieszonymi na ścianie. Aniela przełknęła ślinę i zamrugała jeszcze kila razy.
- Bardzo tu ładnie. Panie Mateuszu - mówiła lekko trzęsącym się głosem, ale starała się uspokoić wierząc, że to były tylko zwidy - proszę mi powiedzieć coś więcej o budynku szkoły, kiedy powstał, czy działo się tu coś dziwnego kiedyś?
- Coś dziwnego? W jakim sensie? Wie pani, w miejscu gdzie jest tyle dzieciaków, nigdy nie jest normalnie - wyszczerzył przed nią idealny garnitur zębów.
- Chodzi mi o jakieś nieszczęśliwe wypadki i tym podobne.
- Nic mi o tym nie wiadomo - odparł.

Dalej znów wszystko było ok, żadnych trupów czy duchów po drodze. Szkoła była dobrze wyposażona, posiadali na stanie dużo książek i kasety z nagraniami audio i wideo. Na pewno trochę spędzi nad przyswojeniem nowych materiałów, wszystko trzeba było obejrzeć, zanim pokaże to uczniom. Oczywiście szkoła posiadała także dostęp do Internetu, więc kobieta postanowiła sprawdzić czy nie znajdzie czegoś ciekawego.

Wciąż wmawiała sobie, że to stres i przemęczenie, każdemu czasem zdarza się gorszy dzień. W Internecie nie znalazła zbyt wiele informacji. Szkoła istniała już od jakiegoś czasu, mieli na koncie już kilka sukcesów, wychowankowie dobrze sobie radzili. Znalazła jakąś wzmiankę w wyszukiwarce, był to chyba jakiś artykuł sprzed kilku lat pod nazwą "Tragedia w szkole", ale niestety po kliknięciu okazało się, że strona już nie istnieje. W Anieli obudziło się jednak dziwne uczucie, że właśnie w jej sali mógł się kiedyś powiesić jakiś chłopiec, i teraz to miejsce nawiedza jego duch. Przestraszyła ją ta myśl, ale zarazem wmawiała sobie, że to tylko jednorazowe przywidzenie, nie ma się co martwić na zapas.

Wzięła do swojego pokoju sporo podręczników i książek dostępnych dla uczniów. Musiała to wszystko przejrzeć, więc czekał ją długi wieczór. Zrobiła sobie mocną kawę i zagłębiła się w kolorowe strony. Musiała ułożyć plan zajęć na najbliższy tydzień, zostało więc niewiele czasu. Usiadła w kącie przy biurku, krzesło ustawiła tyłem do ściany. Co chwilę zerkała po pokoju, jakby bojąc się, że nagle coś zmaterializuje się przed jej oczami.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 23-05-2013, 11:56   #42
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3OGKxK15i9Y[/MEDIA]
Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.

Adam

Nagle, jak za naciśnięciem wyłącznika światła, wszystko zniknęło: otoczenie, ludzie, głosy… nawet zapachy. Adam tkwił... wisiał jak gdyby zawieszony w próżni. Nic nie widział, niewiele czuł… i ten stan miał w sobie zadziwiający urok.
Mężczyznę opanował niemal gniew, jaki odczuwa się wraz z wybudzeniem ze słodkiej drzemki, gdy usłyszał głos Joanny.

- To tylko przeszłość, nie musisz się obarczać tamtym wyborem. To już się dokonało. Teraz jednak historia znów zatacza koło i masz prawo podjąć wybór. Masz prawo nie popełniać dawnych błędów...

Słowa kobiety przypływały znikąd – ani bliskie, ani odległe. Adam nie widział jej, choć jednocześnie czuł jej obecność – jakby to ona była utkanym wokół kokonem ciemności.

- Nie pokażę Ci przyszłości, bo tą sam utkasz. Mogę Ci jednak ukazać przeszłość twoich wcieleń. Ostrzegam jednak, w większości ten widok nie będzie radosny. .. W każdej chwili też możemy wrócić do świata żywych. Wystarczy Twoje słowo…


Lena

Wszystko, co znalazła wśród rzeczy Piotra potwierdzało jego historię, niestety były to raczej rzeczy osobiste, jak zdjęcie matki, oraz związane z codzienną egzystencja jak paragon ze sklepu czy bilet PKP. Nic, co mogłoby wskazywać na dalsze losy Brzyskiego. Po wczorajszym ataku zresztą należało się spodziewać najgorszego.

Rozległo się pukanie do pomieszczenia. W drzwiach stanął łysy mężczyzna w garniturze.



- Nazywam się Ivan Svidrygaj. – mimo obcego nazwiska, człowiek ten mówił płynną polszczyzną, miał też przyjemny, nieco zachrypnięty ton głosu - Chciała pani ze mną rozmawiać, podobno sprawa jest pilna. Oczywiście, zapewniam o dyskrecji bez względu na efekt spotkania.


Piotr

Nie wiedział ile minęło czasu. Czuł ogarniającą go senność, Ewa już zresztą spała... tak niewiele brakowało, by przekroczył tę wąską granicę do świata sennych majaków, gdy nagle usłyszał stukot kroków!
Gdzieś skrzypnęły drzwi. Piotr podszedł bliżej kraty, lecz nic nie zobaczył, za to usłyszał dwa męskie głowy:

- I jak?
- Nuda. Ona wyje, on… pierdoli. Mam dość…
- Nie pocieszasz mnie, stary. Ale słuchaj! A może niech on pierdoli ją? Dajmy mu ją.
- Kalekę? No weź przestań.
- Z braku czegokolwiek i kaleka będzie dobra, zobaczysz, stary. On w końcu wyszedł z pierdla, na pewno by poruchał.
- I ty chcesz patrzeć jak koleś posuwa taką laskę?
- Lepsze to niż jej wycie. Niech dla odmiany trochę pojęczy…


Znów skrzypnęły drzwi, przez co dalsza część rozmowy stała się dla Piotra tajemnicą. Mężczyźni musieli jednak dojść do porozumienia. Nie minęło wiele czasu, kiedy usłyszał kroki – tym razem nad sobą. Krata odchyliła się z potwornym zgrzytem. W ciemności nie było jednak widać zbyt wiele – dwie sylwetki i coś pomiędzy nimi. Z krzykiem Ewa spadła do celi Palucha, rzucona jak worek ziemniaków.

- Prezent od Mikołaja, cwelu – odezwał się jeden z mężczyzn, którego słyszał wcześniej – Zrób z niego użytek, to dłużej pożyjesz.
- Spierdalamy, nie wolno z nimi gadać
– przypomniał drugi.

Mężczyźni opuścili kratę i odeszli. Tymczasem Ewa powoli zaczynała wychodzić z szoku, który przeżyła. Teraz dopiero Piotr zrozumiał, o czym mówili ich oprawcy – kobieta nie miała całej jednej ręki i drugiej dłoni. Miała jednak piękną, choć teraz umorusaną i zapłakaną twarz.

- Piotr? – zapytała niepewnie, patrząc na niego tak, jak pisklę patrzy na węża.


Cyprian


- Użycz mi swojej mocy, użycz mi swojej srocy… Ty słyszysz, facet, jak banalnie brzmisz?!

Kto mógł mówić do Cypriana z takim brakiem szacunku, jeśli nie mały, słodki satyr – którego fizjonomia nijak nie współgrała z ostrym językiem? Teraz też chłopiec uśmiechnął się szeroko, odsłaniając ostre zęby i najwyraźniej sycąc konsternacją rozmówcy.

Siedział na gramofonie - tak, prawie zabytkowym gramofonie – i bezceremonialnie smyrał się rogiem o szeroką tubę.


- To nie tak działa, przystojniaku – satyr kontynuował – Nie jesteś zbyt bystry, co? Ten kamień ma określoną moc, a nie „co autor sobie zażyczy”. Zaciera granice między światami. Dlatego zresztą mnie widzisz. Nie myślałeś chyba, że takie ciacha jak ja sprzedają w Tesco?

Chłopiec przerwał, najwyraźniej nie mogąc zwalczyć pragnienia zbadania urządzenia, na którym przyszło mu siedzieć. Na ślepo zaczął obmacywać wszystkie pokrętła.

- Ty… jak to działa? Jak mi pokażesz i znajdziesz dziewczynę, która będzie się ze mną całować, to ci powiem gdzie znaleźć kolejną pieczęć. Mamy deal?


Aniela


Dorosła kobieta i boi się duchów... Było jej głupio, dlatego starała skupić się na planie pracy. Praca, praca, praca – tylko to jej zostało. Aż podskoczyła, gdy do drzwi pokoju rozległo się pukanie.

- Kto tam? – zapytała, zanim zdecydowała się zareagować inaczej.
- To ja, Stefan.

Niechętnie podeszła do drzwi i otworzyła je. Mężczyzna stał tam ubrany w czarny sweter i jeansy. Uśmiechnął się do niej leciutko, gdy spojrzawszy za jej plecami, dostrzegł porozrzucane podręczniki.

- Widzę, że pani się nie oszczędza. – mówił powoli, jakby warząc słowa – Mamy jednak weekendowy wieczór i chciałem pani coś pokazać. Coś, co wiąże się tylko z tym miejscem… czy zgodzi się pani uczynić mi ten zaszczyt i dołączyć do mnie na małym spacerze?

Stefan wydawał się odrobinę zmieszany własną śmiałością. Błądził też wzrokiem ponad ramieniem Anieli, unikając jej spojrzenia.

- Dobrze, chodźmy – zgodziła się, bo przecież pracodawcy się nie odmawia. Poza tym potrzebowała już przerwy, potrzebowała się oderwać.

Stefan podał jej ramie. Czuł chyba potrzebę wytłumaczenia tego gestu, bo powiedział:

- Musimy kawałek przejść między drzewami. Znam drogę na pamięć, ale pani powinna się mnie trzymać, żeby nie potknąć się o jakiś zdradliwy korzeń.

Poprowadził ją w bok kampusu wąską, wydeptaną ścieżką. Choć zarośla były tu gęste, dróżka wydawała się wyraźna, często ktoś musiał nią więc chodzić. Szli w milczeniu kilka minut aż do uszu Anieli dotarły odległe głosy. Między gałęziami drzew zaczęły pojawiać się pierwsze refleksy światła i… w końcu dotarli nad małe jezioro, gdzie zgromadziło się dwadzieścia parę osób – nauczyciele oraz uczniowie. Wokół brzegu porozstawiane były znicze i lampiony. Na środku stała dziewczyna w wianku z polnych kwiatów, deklamując wiersz:


- Oto jest chwila bez imienia:
drzwi się wydęły i zgasły.
Nie odróżnisz postaci w cieniach,
w huku jak w ogniu jasnym.
Wtedy krzyk krótki zza ściany;
wtedy w podłogę - skałą
i ciemność płynie jak z rany,
i w łoskot wozu - ciało.


- To jest nasza Noc Żywych Poetów – co miesiąc taką urządzamy. – szepnął do ucha Anieli, towarzyszący jej mężczyzna.

- Oto jest chwila bez imienia
wypalona w czasie jak w hymnie.
Nitką krwi jak struną - za wozem
wypisuje na bruku swe imię.*





* K.K. Baczyński „Bez imienia”
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 24-05-2013 o 10:00. Powód: Rozpisana scena dla Anieli
Mira jest offline  
Stary 24-05-2013, 18:56   #43
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie pokażę Ci przyszłości, bo tą sam utkasz. Mogę Ci jednak ukazać przeszłość twoich wcieleń. Ostrzegam jednak, w większości ten widok nie będzie radosny. .. W każdej chwili też możemy wrócić do świata żywych. Wystarczy Twoje słowo…

Adam długo nie odpowiadał, starając się dojść do wewnętrznego ładu. Ciemność oblepiała go z każdej strony, wślizgiwała się przez rękawy, suwaki, wsiąkała w pory skóry. Nie wywierała żadnego wrażenia - ani przyjemnego, ani przykrego. Zdawała się być pustką, lecz - jednocześnie - żyła. Nozdrza mężczyzny zasysały jej kolejne porcje, stanowiące pewien substytut tlenu.

- Lena. Musimy... muszę... się spieszyć - szepnął. Czuł się niepewnie, nie mając przed sobą rozmówcy. Przypominało to modlitwę, wewnątrzną rozmowę z Bogiem. W tym przypadku innym, narzuconym. - Nie ma czasu.

Przez tę samą ciemność doszedł do niego głos Joanny.

- Czas to pojęcie względne. Co ma się zdarzyć, to się zdarzyło. Co ma przyjść, to nadejdzie.

Joanna - czy cokolwiek, co kryło się za tym imieniem - nie bez powodu zaprowadziło go w to miejsce. Zapewne miał się czegoś nauczyć - tylko jak na razie nic nie rozumiał. Wizja sugerowała, że to on jest przyczyną całego tego nieszczęścia, które dotknęło jego rodzinę. Inaczej interpretując - to on ma wpływ na życie, lub śmierć bliskich.

Niejasna odpowiedź Joanny przekonała go do zmiany planów. Co ma przyjść, to nadejdzie. A druga szansa, by zagłębić się we własną przeszłość może nie nadejść. Co ma przyjść, to nadejdzie.

Jeszcze chwilę się wahał, lecz w końcu skinął głową. Odpowiedziała mu cisza.

Po chwili spojrzał w dół.


W pierwszym odruchu chciał się cofnąć, lecz było to niewykonalne. Nacierało na niego niebo - nie miał wątpliwości. To samo niebo, które przyglądało się pięciu stosom, dwóm Adamom, Joannie i reszcie składającej się na tłum. Niebo tak samo gwiaździste, tak samo jasne. Światło, które wcześniej przedzierało się przez dziedziniec, beznamiętnie płosząc cienie, tym razem prześlizgiwało się po jego oczach, twarzy, ciele, z każdą chwilą przybliżając się coraz bardziej.

Więc gdzie był Adam?

Gwiazdy nagle zaczęły się wznosić z o wiele większą prędkością, aż w końcu mężczyzna dostrzegł, że w istocie są to lampiony. Na ich kloszach widniały wypisane życzenia - były jednak zbyt zamazane, by je odczytać.

Jeden z nich delikatnie ominął stopy Adama i zaczął krążyć wzdłuż jego ciała. W tym samym czasie inne wzniosły się na podobną wysokość, lecz Moliński nie poświęcał im już uwagi. Starał się zatrzymać tego pierwszego, nim wzleci poza zasięg.

Dotknął go. Wtedy wszystkie pozostałe rozproszyły się, pozwalając latarni w jego ręku rozbłysnąć mocno.

Wystarczająco mocno, by zdusić całą ciemność.


Szerość, brąz i smutek. Mieszanina tych trzech pierwiastków zawrzała wokół Adama, formując się na obraz starego mieszkania, zużytych mebli, niemytych, częściowo wybitych okien, a także owalnego lustra. Ciężka mosiężna rama wieńczyła jego krańce, stanowiąc granicę dla tego matowego tworu, w którym odbijało się wszystko - oprócz Adama.

Pustka. Zdawałoby się - opuszczony dom. Wszystko obce, być może niosące w swojej historii odległy powiew intrygi czy tajemnicy. Jakiejkolwiek opowieści, wartej wysłuchania.

Adam podszedł do lustra, po czym przejechał dłonią po jego tafli. Im mocniej tarł, tym silniejsze pojawiało się odbicie. Jednak nie jego, lecz noworodka. Lub jeszcze nienarodzonego dziecięcia. Adam szybko obrócił się i ruszył w stronę kolejnego pokoju. Chwilę później jeszcze obejrzał się za siebie i zauważył, że lustro pozostało zamazane - tak, jak gdyby dziecięce oblicze jedynie mu się przyśniło.

Na parterze i piętrze nie było nic interesującego. Piwnica również sprawiała podobne wrażenie - oprócz pokaźnej warstwy kurzu nic nie zwracało uwagi. Adam już miał powrócić na piętro, gdy kątem oka spostrzegł ruch. Mógłby przysiąc, że o drzwi obił się pukiel intensywnie rudych włosów, który zniknął tuż za framugą prowadzącą do kolejnego pomieszczenia piwnicznego.

Adam pobiegł.

Po kilkunastu sekundach wyhamował, spostrzegając kobietę obróconą do niego plecami. Niknęła pod kaskadą czerwonych włosów, które w istocie okazały się brązowe - gdy Adam mrugnął okiem.

- Odsuń to - szepnęła, wskazując na szafę, której drewniane drzwi zostały częściowo skonsumowane przez korniki.

Nie oponował.


Przejście prowadziło to niewielkiej pracowni pachnącej gotykiem, średniowieczną magią, obłędem, nerwicą i satanizmem. Kwadratowy stół zasłaniał zakrzepłą krew układającą się w charakterystyczny znak odwróconej gwiazdy. Na każdej jej rogu tkwiły strzępy spalonego futra i przebijających się przez nie kości, lecz wszystko, co kiedykolwiek się za nimi kryło, zdążyło już zgnić. Na półce stali Poe, Huysmans i Baudelair. Joanna jednak zwróciła uwagę na rząd innych, zdecydowanie mniej odpowiednich ksiąg, kryjących się za tą powierzchniową warstwą.

- On wciąż tu wraca, mimo że musiał sprzedać dom...

- Więc gdzie są obecni właściciele? - zapytał Adam, rozglądając się po jednej ze ścian, na której tkwiły zardzewiałe nożyce, łańcuchy, ciężkie kule i inne makabryczne narzędzia. - Ale tu śmierdzi.

Gdy Joanna nic nie odpowiedziała, Adam uznał, że sam odpowiedział sobie na pytanie.

Pomieszczenie wyglądało na użytkowane i to w możliwie najgorszy sposób. Zapewne większość czasu spędzano tu na czytaniu jakichś głupot wypisanych “oświeconą” ręką, czy innych bzdetów, lecz ostatnio... ktoś postanowił kosztem biednych zwierzaków pobawić się w czarną mszę. Właściwie nie musiał to być pierwszy raz.

- Tu jest kolejne przejście - wskazała.

Adam kiwnął głową, po czym bez ociągania ruszył w tym kierunku. Nie widział żadnej klamki, lecz nie była do niczego potrzebna - drzwi stały lekko uchylone. Wystarczyło wślizgnąć się przez szczelinę, by znaleźć się po drugiej stronie. Tak też zamierzał Moliński. Jednak jego wzrok przyciągnął stolik, który stał nieopodal. A raczej to, co na nim leżało.

Talia Tarota. Dokładnie ta sama, która spoczywała w kieszeni jego kurtki - Adam rozpoznał charakterystyczne zagięcie na jednej z kart, która tkwiła na wierzchu. Odwrócone Koło Fortuny - oznaczające nieszczęśliwe zrządzenie losu. Akurat to nie było zaskoczeniem.

Następnie znów spojrzał na uchylone drzwi. Zapewne krył się za nimi człowiek, który wiedział najwięcej o ezoterycznej schedzie jego rodziny.


Słup. Długi, metalowy. Niczym pręgież. Światełko padające ze szczelin przy suficie beznamiętnie się od niego odbija. Odbija się także od łańcucha i oków, w które zamknięty był mężczyzna. Miało to miejsce kilka miesięcy temu - teraz tkwią tam jedynie pozostałości po człowieku.

Po drugiej stronie widać jakąś masę, również zakutą. Siedzi we własnym kale oraz białym robactwie, które się wokół zagnieździło. Nie widać twarzy, nie słychać płaczu. Płacz umarł dawno temu, wraz z umysłem kobiety, która nie widziała nieba przez bardzo długi czas.

Ożywa jedynie wtedy, gdy on przychodzi i dzieli się z nią jedzeniem. Wymienia czarne, ustawione w pentagramie świece. Szaleniec. Czasami podsuwa jej do ust nie tylko jedzenie. Kobieta nie zwraca już nawet na to uwagi, nie czuje obrzydzenia. Nie czeka nawet na śmierć. Jedynie wegetuje.

Kiedy dokładnie się złamała? Gdy wbrew szmacie w ustach próbowała krzyczeć, słysząc niedalekie głosy ludzi szukających zaginionego małżeństwa? Gdy zmuszano ją do przyjmowania pokarmu, choć mąż obok konał z głodu? Gdy przeklęty ciężar poruszał się w jej łonie, a ona nie mogła go zadusić, gdyż metalowy ucisk na nadgarstkach nie pozwalał?

Joanna kucnęła tuż obok niej, wskazując na ogromny brzuch.

- Twoja praprababka - skwitowała.


Światło lampiona przygasło i ciemność wróciła. Adam, zrezygnowany, pozwolił ognikowi odlecieć. Nie patrzył już ani na niego, ani na wypisane na nim życzenie. Czuł, jak zawartość żołądka cofa mu się do gardła. Obok obrzydzenia pozostawał jeszcze ogromny, okropny wstyd. Nie chciał, by Joanna wiedziała o tym wszystkim. Ona jednak wiedziała, a Adam mógł sobie jedynie współczuć.

- Skąd mam wiedzieć, że to prawda? - chwycił się ostatniej rzeczy, która pozwoliłaby mu zachować resztki godności. - To tylko fałszywe wizje, którymi chcesz mnie złamać.

Nie do końca w to wierzył. Właściwie to był przekonany, że wizje są autentyczne. Rodzina nigdy nie wspominała o tak makabrycznej przeszłości - być może sama o niej nie wiedziała. Lub specjalnie taiła prawdę. Jednak Adam nie miał cienia wątpliwości, że właśnie dowiedział się części prawdy o sobie i swoim pochodzeniu. Tylko nie wiedział jeszcze, co z nią zrobić.

- Chcesz wrócić do teraźniejszości? - odpowiedziała Joanna.

Adam odebrał to jako swojego rodzaju wyzwanie. Bez zastanowienia złapał za kolejny lampion i pozwolił światłu rozbłysnąć.


Dziewczynka wpatrywała się w Adama. Nagle zerwała się z miejsca i ruszyła wprost w jego kierunku. Mężczyzna w ostatniej chwili zszedł z drogi, by ujrzeć, jak drobna postać podbiega do kobiety - zapewne matki - która siedziała na piasku, wpatrując się w trójkę dzieci bawiących się nieopodal.

- Mamciu, mamusiu, w wodzie potwory! - pisnęła dziewczynka.

- Ludźmiłko, dziecko drogie, nie widzisz, żem zajęta? - odpowiedziała kobieta. - Płotki żeś widziała?

- Nie, to było wielkie! I zjadło Siemowita, Wojcieszka i Miłoradka!

Malec, który odłączył się od braci, krzyknął:

- Nic mnie nie zjadło.

Matka uśmiechnęła się lekko.

- Pewnie że nie, głupoty gadasz Ludźmiłko. No to oj, powiedz, czemu ciebie nie zjedło?

- Powiedziało, że nie mogło - dziewczynka przyznała z dumą.

Siemowit i Wojcieszek też podbiegli i przysłuchawszy się rozmowie, krzyknęli:

- A pokażemy, nic tam nie ma!

Chłopcy we trójkę pobiegli do wody, ku rozpaczy dziewczynki i śmiechu matki.

Adam przyglądał się, starając się zrozumieć, dlaczego znalazł się akurat tu. Po chwili poczuł dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się.

- Widzisz? - szepnęła Joanna, po czym odsunęła się.

Nic nie odpowiedział.

Wtedy świat przyspieszył i Adam znalazł się w nędznej chałupinie, tuż obok trzech chłopców i ich matki, która cała zapłakana kursowała od jednego do drugiego z balią wody oraz szmatą.

- A nie mówiłam! Nie mówiłam! Zjadło ich! - krzyknęła dziewczynka.

- O co chodzi? - zapytał Adam.

- Ta dziewczynka miała przeczucie.

- Ale co ich zjadło?

- Gorączka Katayama rzadko występuje w rejonach Polski. Czasami jednak się zdarza.

Adam kiwnął głową, choć wciąż nie rozumiał. Znów spojrzał na dziewczynkę.

- Dobrze tak wam, mnie nie słuchaliście! - roześmiała się szaleńczo. Nie przestawała się śmiać, gdy jasne włosy podskakujące z niezrównanym wigorem omotały jej drobną buzię, zasłaniając twarz.

Adam doszedł do wniosku, że to najstraszliwsze dziecko, jakie w życiu widział.

- Co to może znaczyć? - zapytała go Joanna.

- Ufaj własnym nieprawdopodobnym przeczuciom. I jeśli jest taka potrzeba, siłą odgródź bliskich od niebezpieczeństwa, nawet jeśli nie masz dowodów na poparcie swoich motywów.

Tym razem Joanna nic nie odpowiedziała.

- Wracajmy - szepnął.


Mrok powrócił, a wraz z nim lampiony. Było ich zbyt dużo, jak na siły Adama, lecz mężczyzna postanowił, że przełamie się i da radę chociaż jednemu.

- Możesz się wycofać.

Adam skinął głową, lecz i tak złapał za kolejną latarnię.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 24-05-2013 o 19:08.
Ombrose jest offline  
Stary 24-05-2013, 19:28   #44
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Gdy serce przestało jej walić po nagłym pukaniu do drzwi, uśmiechnęła się do Stefana. Bardzo zdziwiło ją to najście o tak późnej godzinie, ale przecież nie wypadało odmówić dyrektorowi już w pierwszych dniach pracy. Wsunęła rękę pod jego ramię, które okazało się być typowym silnym męskim ramieniem. Z zadowoleniem stwierdziła także, że Stefan używa cudownej wody kolońskiej, o wręcz zniewalającym zapachu. Chyba musi dawać się częściej zabierać na taki wypady.

Gdy doszli na miejsce Aniela przystanęła w pewnej odległości od zebranych. Trochę dziwnie się tu czuła, jak obca osoba, która nachodzi kogoś w złym momencie. Nie znała tu przecież nikogo, no może oprócz nauczyciela historii, którego zauważyła kawałek dalej rozmawiającego z jakimś mężczyzną, pewnie innym nauczycielem. Kobieta skorzystała z okazji by wypytać Stefana kto jest kim.
- Tam w jasnej kurtce to nasza polonistka Maria, obok stoi Grzegorz uczący Geografii... - wymieniał dyrektor.

To jasne, że nie spamięta wszystkich imion, ale będzie miała rozeznanie kto czego uczy. Kilka osób zauważyło ich, ale nikt nie podszedł, wszyscy zajęci byli wierszami i przejęcie tą szczególną atmosferą. Aniela stwierdziła, że to bardzo dobry pomysł i na pewno chciałaby też coś ciekawego zrobić.
- Czy poprzedni nauczyciel angielskiego organizował coś podobnego? Mogłabym również się w coś zaangażować, nawet mam kilka pomysłów - powiedziała.
- Nie, poprzedni nauczyciel nie był chyba nauczycielem z powołania, ale cieszę się, że chciałaby pani aktywnie włączyć się w życie szkoły - odpowiedział Stefan.

Aniela stała jeszcze chwilę i przysłuchiwała się pięknym wierszom, po czym podziękowała szefowi i powiedziała, że będzie już wracać. Całość dzisiejszych przeżyć porządnie ją zmęczyła i teraz chciała już tylko iść spać. A jutro będzie kolejny dzień i kolejne nowości, podczas gdy wciąż zostało tyle do przygotowania lekcji...
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher

Ostatnio edytowane przez Redone : 24-05-2013 o 22:18.
Redone jest offline  
Stary 30-05-2013, 21:05   #45
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Ivan Svidrygaj…

Czy jakaś odgórna siła stroiła sobie z niej żarty? Kolejny Rosjanin miał związać się z jej życiem. Wypuściła głośno powietrze z płuc opanowując nagłą ochotę na histeryczny śmiech.

- Tak… - powiedziała w końcu powoli – Proszę usiąść i wybaczyć, że nie zaproponuję nic do picia, ale sprawa jest, jak sam pan nadmienił, pilna.

Mężczyzna uśmiechnął się, lekko wykrzywiając jeden z kącików ust, zamknął drzwi i podszedł do biurka. Chwycił w dłonie stojące przed nim krzesło, obrócił je, a potem usiadł okrakiem z takim luzem jak twardziele z hollywoodzkich sensacji.

Lenę drażnił jego styl, ale musiała przyznać, że wzbudzał respekt. Zagadnęła więc, kiedy tylko spojrzał na nią pytająco.

- Sama nie wiem od czego zacząć… - potarła czoło palcami prawej ręki – w ostatnich dniach przydarzyło mi się trochę dziwnych sytuacji. W mojej klinice zraniono nożem mężczyznę. Nie wiem kim był napastnik, ale tym rannym człowiekiem okazał się być mężczyzna, który dla mafii rosyjskiej miał zdobyć pierścień, który rzekomo miał być w posiadaniu mojej córki – tu przerwała na chwilę sprawdzając reakcję swojego słuchacza.

Svidrygaj uniósł jedną z brwi, a potem spytał tym swoim seksownym, chrypiącym głosem.

- A owych sensacji dowiedziała się pani od… ?

Lena potrząsnęła niecierpliwie głową.
- Od Piotra Brzyskiego, naturalnie…. To znaczy od rannego. Chyba poczuł do mnie wdzięczność za uratowanie życia i opowiedział mi tę historię. To zawodowy złodziej... Nie wiem jak to wszystko wyjaśnić.

- Spokojnie… - głos przybyłego działał uspokajająco – czego pani oczekuje ode mnie?

- Potrzebuję ochrony. Nie dość, że ktoś chce od mojego dziecka coś, czego nie posiada, to jeszcze ten ranny, o którym mówiłam przed chwilą zniknął w tajemniczych okolicznościach. – Lena czuła się jak idiotka. Sama ledwie wierzyła w to co opowiadała – Zostały jedynie jego rzeczy osobiste. Rozumie pan, że po operacji, którą przeszedł nie powinien chodzić… pewnie nawet sam nie byłby w stanie ze względu na spora utratę krwi. Ale nie ma go nigdzie na terenie szpitala, a żadna z kamer szpitala nie zarejestrowała żeby go opuszczał. Bardzo się boję…

- Czy zgłosiła pani sprawę na policję? – spytał ochroniarz.

- Skąd… Piotr nie chciał zgłaszać napaści, a jego zniknięcia nie jestem w stanie udowodnić.

- Hmmm… czy podejrzewa pani dlaczego akurat mafia rosyjska mogła zainteresować się pani córką i tym…pierścieniem? – drążył

- Pojęcia nie mam – Lena patrzyła przybyłemu prosto w oczy – Przysposobiłam córkę ponad dwa lata temu, nie znam jej przeszłości, a ten przedmiot, który podobno chcą zdobyć nie znajdował się w rzeczach, które przy sobie miała.

- I jest pani przekonana, że ten człowiek mówił prawdę? Może szukał jedynie taniej sensacji?

- Właśnie to wydaje się być najdziwniejsze. Piotr posiadał na ciele identyczne znamię, jak to które i ja mam. I nie był to żaden tatuaż czy podróbka. Sprawdziłam. Dlatego tak, wierzę mu.
Nie wspomniała już o tym, że Maja mówiła przez sen w starożytnym języku. Obawiała się, że Svidrygaj weźmie ją za kompletną wariatkę.

Mężczyzna i tak przyglądał jej się z tym swoim zaczepnym uśmieszkiem.
- Dobrze więc pani Sobolewska. Moja agencja zajmie się pani ochroną. Myślę, że dobrze by było zmienić na jakiś czas otoczenie. Jeżeli naprawdę interesuje się panią mafia, nie powinna pani przychodzić do kliniki. W publicznych miejscach jest pani wyjątkowo łatwym celem.

- Zastosuję się do wszelkich wskazówek, nie chcę narażać rodziny.
- Dobrze więc. Sprowadzę za chwilę dwóch ludzi, którzy będą na zmianę czuwać przy pani i pani rodzinie. My w tym czasie ustalimy stawkę i spiszemy umowę. Rozumiem, że dziecko znajduje się w tej chwili pod opieką?

- Tak, z małą jest moja mama.

- Proszę aby spakowała wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy na kilka tygodni. Zabierzemy panią do jednego z naszych bezpiecznych miejsc i przyjrzymy się sytuacji. Zgoda?

Lena odetchnęła głęboko kiwając twierdząco głową.

- Oczywiście.
Zamierzała przeczekać aż do chwili, kiedy zatrudniony przez nią detektyw zdobędzie jakieś informacje. Od kilku lat nie była na porządnym urlopie, dlatego ten wyjazd jakoś omówi z Antkiem.

Svidrygaj wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer.

W czasie kiedy rozmawiał zadzwoniła do matki i poprosiła o spakowanie rzeczy. Amelia nie była zadowolona, ale Lena nie chciała niczego wyjaśniać przez telefon.
Wkrótce mieli je odebrać, a wtedy będzie czas na rozmowę.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 31-05-2013, 18:48   #46
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
- Deal?? Pierdol się hybrydo !!!

Cyprian odwrócił się na pięcie i przeszedł do sąsiedniego pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi. Stało tam jego łóżko sięgnął do szuflady przy biurku. Wyciągnął z niego zawiniątko było w nim malutkie etui z rewolwerem. Ten stary zabytkowy rewolwer był jedyną rzeczą, którą ukradł w życiu w dzieciństwie.


Cyprian przystawił sobie broń do skroni.

Anno Anno Anno Anno Anno Anno Anno Anno Anno.... gdzie teraz jesteś zamiast być tutaj przy mnie.
 
Adr jest offline  
Stary 01-06-2013, 03:56   #47
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Brzyski oblizał kącik ust. Nie, nie dlatego, że miał ochotę na kaleką dziewczynę, która ich strażnicy zrzucili mu niczym worek ziemniaków. Myślał nad słowami kutasa zza krat. Nienawidził takich złamasów, ludzi, którym wydawało się, że mają władzę, tchórzliwe cipki, które nigdy, niczego nie zaryzykowały i które potrafiły działać jedynie w grupie. I zawsze wśród nich znalazł się jeden, który musiał wpaść na jakiś „wspaniały” pomysł. Ponad 10-lat spędzonych w więzieniu nauczyło jednak Brzyskiego, że nie warto ich lekceważyć. Co nie znaczyło, że zamierzał spełnić ich seksualną fantazję.

Szybkim ruchem rozejrzał się po celi. Każda cela miała martwy punkt, punkt w którym strażnik nie widział co się działo. Miejsce ubijania więziennych interesów, grania w karty lub zaspakajania potrzeb seksualnych. Brzyski o tym wiedział. Uśmiechnął się sam do siebie, dostrzegając takie miejsce tuż obok wejścia do celi. A potem oblizał wargę jeszcze raz i spojrzał na Ewę.

- Sorry baby – powiedział łamaną angielszczyzną i dopadł do dziewczyny. Bez ręki i dłoni nie miała szans, choć walczyła z całych sił, krzyczała, błagała i płakała. Na daremno, Brzyski zablokował ją, a potem chwycił tak by kobieta nie mogła go kopnąć i zaczął ciągnąć w stronę miejsca które upatrzył.

- Możemy to zrobić po mojemu szybko i przyjemnie. Możesz też stawiać mi opór, ale wiedz że zostaniesz ukarana. Rozumiesz? ROZUMIESZ??? – krzyknął, a jego głos spotęgowało echo, które odbiło się od ściany celi.

Kobieta traciła siły. Jej słodki pot podniecał Piotra. „Pamiętaj, że to tylko teatr” powtórzył w sobie w myślach. W końcu przeciągnął Ewę tam gdzie chciał. Zapłakana dziewczyna z oczami czerwonymi od łez, próbowała jeszcze schować się w kącie, ale Brzyski jej na to nie pozwolił. Przygniótł ją swoim ciałem, pozwalając by kobieta krzyknęła raz jeszcze. A potem trzymając jej rękę i twarz wyszeptał, na tyle cicho by nikt nawet stojąc na zewnątrz celi nie słyszał:

- Rób dokładnie to co ci powiem, a NICBrzyski podkreślił to słowo – ci się nie stanie. Masz jęczeć jakbym cię brał. By sprawdzić co się dzieje, będą musieli wejść tutaj. A jeżeli nie wejdą to kupujemy sobie czas. Zamrugaj dwa razy, jeżeli rozumiesz.

"Bogowie niech odpowie szybko, bo naprawdę nie wiem czy jej czegoś nie zrobię" pomyślał Brzyski, czując oddech kobiety na swojej twarzy i jej ciało pod sobą. Nie potrafił jednak powiedzieć jak długo będzie w stanie kontrolować swój zwierzęcy instynkt i jak przyjmie odmowę. Chciał wierzyć, że wystarczająco długo, ale nie był tego wcale pewien.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 05-06-2013, 20:59   #48
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=OBk3ynRbtsw[/MEDIA]
Chciałabym móc zanurzyć głowę w strumieniu twojej świadomości
Bezpowrotnie
Chciałabym przez judaszek oczu twoich łagodnych spojrzeć
Kto tam? Kto jest w środku?


Cyprian

- Myślałem, że jesteś grzecznym chłopcem – usłyszał koło siebie głos satyra – A tymczasem chcesz zabrudzić meble i narobić sprzątania mamusi. Wiesz, jak ciężko sprać rozbryzgany mózg z takiego obicia?

Chłopczyk wyszczerzył się, jakby wbrew słowom liczył jednak na to, że Cyprian pociągnie za spust.

- No dobra, pierwszej pomocy udzielę Ci za free. Potraktuj to jako gest dobrej woli.
– satyr podszedł do drzwi i wsadził w nie rękę, tak jakby w ogóle nie istniały – Dam ci też radę. Mając ten kamień… nie wzywaj zmarłych. Anna mogłaby Cię usłyszeć, tylko… to już by nie była ta Anna, którą znałeś. Czaisz bazę? No a teraz poznaj Maćka.

Nagle w pokoju jakby przygasły światła i przez drzwi przeszedł młodzian – na oko kilkunastoletni. Miał nienaturalnie długa i cienką szyję, szczególnie w zestawieniu z opuchniętą, siną twarzą.

- Maciek jest wisielcem. – przedstawił kolegę satyr – Bujał się na swojej linie w szkole, bo musisz wiedzieć, że Maciek był buntownikiem i powiesił się w klasie nauczyciela, który go gnębił… tak czy siak, bujał się, gdy nagle weszła jakaś niewiasta i go zobaczyła. To raczej rzadkość, dlatego Maćko jej się przyjrzał i rozpoznał ten sam znak, który Ty masz. Kobieta miała znamię jednej z Pieczęci na stopie. Podobno wciąż tam jest, więc wystarczy wziąć adres i… bziuuum!


Adam

Otworzył oczy. Stał na środku górskiej dolinki. Dzień był piękny, a rośliny w pełni rozkwitu. O takim miejscu marzyło się, myśląc o długim weekendzie majowym.
Nie był jednak sam. Na głazie nieopodal siedział czarnowłosy mężczyzna. Był brudny, zarośnięty i z pewnością starszy niż Adam, jednak w jego obliczu również można było dopatrzeć się podobieństwa. A zatem kolejny przodek…

- Witaj dziecię mego rodu – nieznajomy potwierdził domysły Molińskiego, spoglądając prosto na niego – Skoroś zawitał w te knieje, znać to że czas nastał milenijum. Obyś wybrał mądrze, tego ci życzę. Jednakoż znam ja tę wojnę. Wiem, iźli siły nieczyste będą cię straszyć i kusić na przemian. Ciebie szczególnie, albowiem spółkowałem z demonią matka by dać wam siłę i zmysły, poza ludzkie zamysły wykraczające.

Oczy mężczyzny zapłonęły jakimś wewnętrznym ogniem.

- O wybaczenie azali proszę. Nie zdradziłem ci swego imienia. Jam jest Mirobor, ostatni, niestetyż, adept magiji na tych ziemiach. Mamy mało czasu, li nie przedłużając, pytania masz pewnie. Postaram się ci pomóc, choć nigdy spotkać nam się więcej nie będzie dane.



Piotr

Opanował się, choć… kobieta musiała być świadoma reakcji jego ciała, zbyt blisko siebie byli, by to ukryć. Zresztą im więcej kontaktu, tym bardziej prawdopodobne wydawało się przedstawienie.

- Dziękuję… - szepnęła mu do ucha Ewa, kiedy „skończyli”. Wbrew wcześniejszemu zachowaniu, wydawała się teraz całkiem opanowana. Po raz pierwszy w jej oczach Piotr dostrzegł nie tylko kobiecą wrażliwość, ale też bystrość umysłu.

– Ja nie mam możliwości jedną ręką, ale... – mówiła szeptem, ustami nieomal muskając płatek jego ucha - Czy ty znasz się na zamkach? Bo jeśli tak…wiesz… mam kilka wsuwek do włosów i drucik usztywniający… no wiesz… w staniku.



Aniela

Śniło jej się, że spada. Leciała wciąż w dół i w dół nawet po tym, gdy ciemność już się nad nią zamknęła. Nie wiedziała niczego poza tym, że spada, a co za tym idzie - nie jest to stan stabilny – dąży ku czemuś. Faktycznie, nagle poczuła jak wpadła do wody, czy też innej płynnej substancji. Nie mogła oddychać, a smolista maź ograniczała jej ruchy. Nad jej głową błyszczało światło księżyca, które przedzierając się przez ciecz, wabiło ku sobie, obiecując, że jeśli tylko wzbije się ku górze, wyrwie się z objęć czarnej wody. Jednak czuła, że topi się i coraz bardziej zapada, jakby coś ściągało ją w dół. Nie miała już siły z tym walczyć, poddała się, przepraszając Księżyc za to, że w nią uwierzył. Zamknęła oczy... znów spadała w mrok... ale nie była sama. Część jej jakby oddzieliła swoja świadomość.

- Dlaczego mnie opuściłaś, mamo?- usłyszała w głowie własne słowa.

Nagle poczuła, jak przedziwna siła ciągnie ją ku górze. Czułe ramiona oblatują jej ciało i wznoszą ku górze.
Otworzyła oczy.

Siedziała na... wodzie, a dokładnie na tafli jeziora. Była noc, lecz wokół bił blask niemal tak silny, jak światło dnia. Różnica polegała głównie na tym, że blask ów osnuwał świat błękitem i nawet drzewa w oddali przyjmowały barwę granatu. Wokół niej tańczyło tysiąc świetlików, od których to właśnie biło światło szmaragdu. Zawirowały na około, by po chwili odlecieć kilka metrów i tam złączyć się, tworząc... postać kobiety.


- Verito... – usłyszała cichy, pełen czułości szept – Verito... imię twe znaczy tyle co „prawda”. Znać spokoju ducha nie mogę, rozpaczając nad twym losem o nieszczęsne dziecię. Świat plugastwem atakuję twą duszę i atakować ją będzie. Verito... gdyś była w mym łonie, wiedziałam, że trudna cię czeka droga, dlatego ścieżkę prawdy wybrałam, aby jej blask odstraszył cienie nocy. Podążaj nią... a światło gwiazd nigdy dla ciebie nie zgaśnie...

Postać kobiety prysła niczym bańka, której kroplami były widziane wcześniej świetliki. Aniela nawet nie miała okazji powiedzieć jej, że nie jest żadna Veritą.
Świetliki zbliżyły się do niej. Choć nie czuła ich dotyku, wiedziała, że są przy niej, że lgną do jej ciała... Oto pod nią na wodzie uformowała się ze świetlików, połyskująca szmaragdowym odcieniem, ścieżka. Choć bardzo wąska, to była ona widoczna na tle czarnej wody, dalej zresztą wznosiła się ku górze prowadząc do... Księżyca.

- Wracaj do swojego świata – usłyszała znów własny głos.


Lena

Jak mogła być tak głupia?! Imię… nazwisko… zachowanie… coś powinno ją ostrzec!

Svidrygaj wraz z dwoma kompanami (jeden wysoki z kucykiem, drugi typowy koks) odwieźli ją pod samą kamienicę w Sopocie. Zaoferowali nawet pomoc w znoszeniu rzeczy. Jednak gdy tylko weszli do mieszkania, obezwładnili ją i jej matkę. Teraz siedziały skulone w kącie pokoju z wciśniętą między siebie, kwilącą Majką.

- Gadaj, gdzie ta ozdóbka z kamykiem, szmato! – Svidrygaj uderzył ją w twarz podczas gdy wysoki koleś z kucykiem, trzymał ją na muszce – Gadaj, albo odstrzelimy łeb tej starej piździe!

Lufa pistoletu skierowała się w stronę matki Leny.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 06-06-2013 o 10:31. Powód: bo literówki zdarzają się najlepszym ;)
Mira jest offline  
Stary 11-06-2013, 14:38   #49
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Ja nie mam możliwości jedną ręką, ale... – mówiła szeptem, ustami nieomal muskając płatek jego ucha - Czy ty znasz się na zamkach? Bo jeśli tak…wiesz… mam kilka wsuwek do włosów i drucik usztywniający… no wiesz… w staniku.

Brzyski zamyślił się. Czy potrafiłby otworzyć zamek przy pomocy paru wsuwek do włosów i drucika? Możliwe, choć to zależało od jakości zamku. Czy było to rozsądne? Nie. Czy mieli jakikolwiek wybór? Nie.

- Powinienem sobie poradzić z zamkiem - odpowiedział bardzo cicho Ewie. - Pytanie tylko co dalej? Skurwieli jest przynajmniej trzech, a ja czy ty nie mamy z nimi żadnych szans... nie w tym stanie - kontynuował. - Rozumiesz co ryzykujemy?

- Rozumiem i... nie mamy żadnej sensownej alternatywy, prawda? Jeśli Ciebie nie będzie... Oni sami po mnie przyjdą. Dlatego chcę iść z Tobą, mimo że... mimo że mogę być ciężarem jako kaleka.

Ewa odwróciła głowę, choć w panującym mroku i tak ciężko byłoby dostrzec wyraz jej twarzy.

- Dobra - powiedział Brzyski - ja nie mam małego palucha i ranną szyję, a ty nie masz ręki i dłoni. Dobrana z nas, kurwa, para - stwierdził i się zaśmiał cicho. - Trzymaj się blisko mnie. A teraz... wyjmę drucik i zaopiekuję się spinkami - dodał.

Starał się być delikatny. Na szczęście kobieta współpracowała. Mając narzędzia Brzyski powtórzył jeszcze raz:
- Trzymaj się blisko mnie.

A potem ruszył w stronę drzwi. Miał nadzieję, że nikogo nie ma w pobliżu... w przeciwnym razie będzie to najkrótsza ucieczka w historii. Piotr starał się nie myśleć o tym co będzie później, miał nadzieję że limit pecha się wyczerpał i że dla odmiany będą mieli więcej szczęścia niż ostatnio.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 11-06-2013, 19:19   #50
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Według Mirobora było mało czasu, a ilość drobinek piasku przesypujących się w metafizycznej klepsydrze ubywała coraz prędzej. Joanna natomiast zdawała się mieć zupełnie inny pogląd na wartość pospiechu w obecnej sytuacji. Być może nie wykluczało się to wzajemnie – oboje mieli rację. Istniały dwa czasy – jeden rzeczywisty, który się zatrzymał i drugi upływający – zestrojony z ekosystem świata, w którym Adam chwilowo przebywał. Czyli niedługo miał przyjść koniec wizji. Mężczyzna nie miał pojęcia, czy jest to nadinterpretacja, czy nie – nawet się tym nie przejął, gdyż – najwyraźniej – nie było na to czasu.

Mirobor dzielił się prawdziwymi rewelacjami. Gdy skończył mówić i przyszła kolej na pytania Adama, ten nie do końca wiedział, jakie zadać. Najpierw przyszło mu do głowy „powiesz coś więcej?“, lecz z pewnych względów nie wydawało się odpowiednie. W umyśle wirowały dziesiątki drobnych zagadnień, jednak mężczyzna nie potrafił rozpoznać właśnie tego, na które powinien poświęcić część tej drogocennej, nieuchwytnej waluty, jaką był czas. Waluty przerzedzającej się w jego sakiewce.

Nie rozglądał się po urokliwym krajobrazie, nie pozwolił zaistnieć tęsknocie za spokojem i wypoczynkiem. Nie zaszczycił spojrzeniem krętą rzekę, która z wigorem wypływała ze źródła skrytego w oddalonym wzgórzu. Strumień zresztą i bez jego uwagi dobrze sobie radził, nie udawał zazdrosnej kochanki potrafiącej funkcjonować jedynie przy akompaniamencie niesłabnącego zainteresowania, estymy, miru i rewerencji. Szelest wybrzmiewający wokoło zdawał się odbijać od masywu gór, których szczyty niknęły w białych bałwanach przetaczających się po nieboskłonie. Bałwany spoglądały z wysokości na bujność roślin w pełnym rozkwicie – intensywność koloru sosnowych igieł, sprężystość źdźbeł trwał i mnogość płatków przy koronach kwiatów wyścielających górskie zbocza.

Adam to wszystko przegapił. Zamiast rozkoszować się pierwiastkiem Edenu, w duszy przebywał w szarości nocy otulającej Wrocław. Bo właśnie tam miał powrócić, by odzyskać – a przynajmniej spróbować odzyskać – Lenę i Ewę. Z tego powodu pierwsze pytanie prędko skrystalizowało się w jego umyśle.

- Czy magija pomoże mi uratować najbliższych?

Bo po co człowiekowi magia, jeśli nie może skorzystać z niej w tak istotnej sprawie?

Mężczyzna spojrzał nań przenikliwie. Chwilę nic nie mówił.

- Sztuka magiczna jako i alchemia podlega jednemu prawu - wymiany. Coś dajesz, by coś dostać. Coś dostajesz, lecz płacisz za to. I płacisz niekoniecznie raz. Płacisz po raz wtóry i kolejny... dopóki twój dług nie zostanie spłacony. Jeśli więc chcesz skorzystać z tej sztuki i ocalić czyjeś życie... musisz życiem zapłacić. Nie ma innej drogi.

- Żeby wskrzesić, trzeba zabić, rozumiem. Ale one wciąż… żyją - odparł Adam, ignorując napływające wątpliwości. - Chcę wiedzieć gdzie są. Jaka jest za to cena?

- Nie mów synu o wskrzeszeniu, bo to li inna nauka. Mroczniejsza. Jeśli przegrałeś ich życie lub grę ze śmiercią podjąłeś, strzeż się i ofiarę złóż, by winy odkupić. Jeśli zaś bez winy jesteś, lękać się nie musisz. Magija cudza dostępu do Ciebie mieć nie będzie.

- Jaki rodzaj winy masz na myśli? - zapytał, niepewny tego, czy powinien zwracać się per "ty". Przodek roztaczał aurę szacunku, której Adam nie chciał naruszać. - Nie ma człowieka bez winy. Nikt nie jest nieskalany. O którą z win chodzi?

- Czy zabrałeś komuś życie, mój synu? - mężczyzna mówił zatroskanym głosem, lecz jego oczy pozostawały zimne.

Z początku Adam szerzej rozwarł powieki, lecz po chwili zmrużył je i pokręcił głową.

- Nie tymi rękoma - odparł, po czym wyciągnął przed siebie rozwarte dłonie, jakby chcąc pokazać, że nie są splamione krwią. - A więc wroga magija mnie nie dotknie? Lecz wciąż, nie zapominam o Lenie i Ewie. Czyje życie miałbym poświęcić, aby je odzyskać? Kim jestem, by mieć do tego prawo? Mówiłeś o spółkowaniu z demonią matką... Czym mnie to czyni?

Tyle pytań tak szybko zadanych odcisnęło suchość na jego podniebieniu. Przełknął ślinę - nie tylko po to, by zwilżyć przełyk, lecz by znieść chwilę oczekiwania na odpowiedź mężczyzny wiedzącego o wiele więcej od niego.

- Nie znam twego życia mój potomku. Nie wiem czyś wartościowy człek czy szubrawiec. Nie wiem też, o kim mówisz. To Twoje życie i nikt go za Ciebie nie przeżyje. Tak samo jak nikt nie dokona Twych wyborów. A co do demonicy z którą spółkowałem... Wierz mi lub nie, ale miłowałem ją... - wzrok mężczyzny zmętniał nieco. - Gdyby był sposób... ożeniłbym się z nią. Pytasz jednakoż jaki to ma wpływ na Ciebie. Nie wiem. Pewno minęło wiele lat od kiedyśmy chodzili po tym padole. Może nie ma to na Ciebie wpływu, jak pewno na wielu Twych przodków... a może jakaś część demonich mocy na Ciebie przeszła... Jedno Ci powiem. Ufaj temu, co Twoje serce mówi. Na końcu to ono będzie najsurowszym spośród sędziów.

Adam skinął głową. Poczuł jak dreszcz przebiega mu wzdłuż pleców, by chwilę później spocząć na dłoniach. Mrowienie nie ustępowało. Zapewne rozmowa z Miroborem nie miała trwać długo.

- Czemu ze wszystkich moich przodków rozmawiasz akurat ze mną? Co czyni mnie wyjątkowym?

- Któż powiedział, że rozmawiałem tylko z Tobą, synu? - Mirobor uśmiechnął się kpiąco.

- Jestem tu dzięki... Joannie. Inne pokolenia też miały kogoś, kto pomógł im trafić w to miejsce? - zapytał Moliński. Wątpił, by warto było wymieniać z imienia kobietę, której Mirobor nie miał szans znać.

Wargi Mirobora nieznacznie rozchyliły się, po czym z powrotem zamknęły – jak gdyby ułożona odpowiedź dotknęła języka i już miała uciec, lecz mężczyzna zmienił zdanie. Adam w milczeniu oczekiwał na kolejny ruch z jego strony. Ten w końcu nadszedł – Mirobor uśmiechnął się. Podniósł wskazujący palec prawej ręki, poślinił go niczym wędrowiec w jaskini i wyeksponował, badając kierunek wiatru. Lub – co nieco bardziej prawdopodobne – siły innego rodzaju. Siły, która pochwyciła Adama, po czym niespodziewanie porwała go, wytrącając z okoliczności zielonych wzgórz, rozległych dolin i krętego strumienia skręcającego niewzruszenie po mnogości rozsianych wokoło wzniesień.

- Żegnaj - tylko tyle usłyszał Adam, zanim znów trafił do miejsca pośród ciemności.

Od razu wyczuł panującą wokoło nicość. Wchłonął ją - niczym gąbka zanurzona w occie. Jednakże niedługo potem spostrzegł, że do pustki opieszale przelewa się inne zjawisko – przypominające ciepło ciała. Kończyny zaczęły sztywnieć, wspomożone ciężarem kości. Ostatnia nadeszła krew, której wilgoć obmyła naczynia, po czym wypełniła serce i pomknęła wzdłuż tętnic, rozpoczynając wędrówkę po układzie.

Jednak Adam nie słyszał już głosu Joanny, nie było też lampionów.

Oprócz jednego. Większego od pozostałych i od początku świecącego o wiele mocniej.

Opowiadającego jego własną historią.


Zachłysnął się powietrzem – niczym nurek głębinowy, który wynurzył się z podmorskich głębin z opróżnioną do cna butlą tlenową. Sekundę później odczuł objawy specyficznej, duchowej odmiany choroby kesonowej, towarzyszącej zmianie ciśnienia z niskiego – charakterystycznego dla nihilistycznych ostępów, na wysokie, atmosferyczne. W końcu przeciągle jęknął, gdy migrena wtłoczyła się do umysłu, gwałcąc i rabując.

Pomasował skronie - pełen nadziei, że nieposkromione kołatanie przemieni się w lekkie ćmienie.

Podniósł wzrok na stojącą nieopodal Joannę, sprawczynię całego tego nieboskiego cudu.

W pewnym momencie – gdzieś po drodze – Adam uwierzył. Przestał zaprzeczać, przypisać całą tą dziwność dosypanym narkotykom, halucynacjom, hologramom, czy efektom stroboskopowym. Zresztą od początku nie był naukowcem, który trzyma się jedynie panteonu bogów zgromadzonych w CERN, czy innej większej świątyni nauki. Adam wychował się w atmosferze wiejskiej pobożności, co prawda podszytej obłudną hipokryzją i nie w pełni autentycznej, lecz wciąż niosącej za sobą pewny kapitał "transcendentalnej" wiedzy. Z drugiej strony karty tkwiące w jego kieszeni zawsze przepowiadały prawdę – należało je jedynie odpowiednio zinterpretować. Mirobor mówił o demonach... Demony były w Biblii – której Adam ani razu przeczytał. Może Bóg go za to ukarał?

Daleko idące wnioski – uznał Moliński.

Nawet nie mógł powiedzieć, że znalazł się w zupełnie innym świecie, o którym jeszcze wczoraj nie miał pojęcia. Według Mirobora mógł być naznaczany pewnym zasobem mocy pochodzącej od przodkini – demonicy. Zasobem przynależnym mu od urodzenia. Zasobem, który kazał Tarotowi układać się w odpowiednie konstelacje.

Nawet nie wiedział, czy diabelskie pochodzenie to powód do pychy. Właściwie szczerze wątpił. Wierzył natomiast w to, że natrafił właśnie na perfekcyjny kozioł ofiarny, którego mógł obarczyć winą za to, co stało się z Leną i Ewą. Bo sumienie jest bardziej dotlenione, gdy niesie ciężar winy przodków, nie samego właściciela. Mirobor twierdził, że Adam kogoś zabił. I choć Moliński był pewny, że nie, to jednak – prawie wkradły się wątpliwości. Cholernie nieuzasadnione. Bo przecież nieprawdopodobne było to, by zabił kogoś nieświadomie.

Wciąż – lepiej było winić prawdziwe diabły.

Adam podniósł głowę na swojego anioła stróża - Joannę.

- Jesteś demonem? – zapytał.

Postronny świadek przypisałby do tonu jego głosu pospolitą niepewność, lekką dziecinność, czy niepokój.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_qqUhwwFpGU[/MEDIA]

Kobieta uśmiechnęła się i potrząsnęła przecząco głową.

- Jestem Twoim stróżem, Adamie. Sporo z tobą mam zajęcia...

Adam również odpowiedział niepewnym uśmiechem, po czym wskazał palcem na motor.

- Więc ty prowadzisz - szepnął.


Na wyspie Tamka znajdowały się dwa budynki, które stanowiły oczywiste punkty do sprawdzenia. Zbyt oczywiste - Adam był przekonany, że kryły się w nich pułapki. Jednakże tak naprawdę nie miał wyboru - musiał przeć naprzód. Obecność Joanny dodawała otuchy, choć nie był pewny na ile jest to uzasadnione. Kobieta nie była srebrnym medalikiem, od którego za sprawą boskiej interwencji odbiłaby się kula wystrzelona z bezlitośnie wycelowanego pistoletu. Nie oczekiwał też, że Joanna zrobi czary mary paluszkami i napastnik wyleci w powietrze, zmieciony siłą jej woli. Może po prostu cieszył się z obecności jej - jako drugiego człowieka. Zawsze raźniej we dwoje - to było bardzo ludzkie. I zrozumiałe.

Objechali wyspę dwa razy, kontemplując niewielki rozmiar areału. Zwrócili też szczególną uwagę na wznoszące się na nim budynki. Jeden z nich - z początku XX wieku - obecnie należał do Katedry i Zakładu Chemii Leków Akademii Medycznej. Z drugiego, nieco młodszego, korzystał Wydział Biotechnologii Uniwersytetu Wrocławskiego. W zależności od zachcianki powstałej w psychotycznym umyśle porywacza - Lena i Ewa mogły znajdować się w którymkolwiek. Mogły też zostać rozdzielone i każda z nich trafiła do innego. Adam nie był w stanie wydedukować od którego zacząć, więc postanowił zdać się na los.

Wielkim Arkanom przyporządkował Akademię Medyczną, Małym - Uniwersytet Wrocławski. Joanna nie jechała zbyt szybko, więc bez większych problemów przetasował karty i wyciągnął pierwszą z brzegu.


Sprawiedliwość. Jeżeli Joanna nie będzie miała nic przeciwko, zaczną od katedry chemicznej.

Katedry, z której mogły pochodzić specyfiki, za pomocą których okaleczono Lenę.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172