Hallex zesztywniał, cały czerwony. Nagle stracił całą pewność siebie.
— Ja... Ja nigdy... Nie ważyłbym się ukraść... Jakbym miał coś takiego zrobić, to już bym wcześniej... ale ja nie... — Zamilkł i przełknął ślinę. — Przepraszam, tylko wezmę swoje rzeczy — powiedział po sekundzie i ruszył w stronę plecaka, zamierzając odłożyć worek ze złotem, ale zabrać resztę...
— Zostaw to i idź się zająć swoimi sprawami. — Legat lekko przesunął się w stronę plecaka, jakby zagradzając drogę Halleksowi.
— Ale... moje...
— Już! Wynocha.
Nie chcąc jeszcze bardziej denerwować generała, który pewnie mógłby go z łatwością postawić przed sądem wojskowym za domniemaną próbę kradzieży, Halleks ukłonił się lekko i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Gdy tylko cała ich grupa znalazła się poza zasięgiem słuchu strażników przy drzwiach basiliki, wyładował swą złość na innych najemnikach.
— No i widzicie, co zrobiliście?! — syknął. — Jakbyście tylko wstrzymali trochę centuriona, mógłbym lepiej przedstawić sprawę! Ugralibyśmy na tym wszystkim więcej, a tak... pewnie Tiliusza już straciliśmy... — powiedział, kierując ostatnie słowa chyba bardziej do siebie niż do pozostałych. Nagle przypomniał sobie o swoich podejrzeniach. — Co się z wami w ogóle działo? Skąd Lothbroksonn... dowiedział się o zbliżającej się armii...? — zapytał ostrożnie, zastanawiając się, jak wiele ze swoich domysłów może zdradzić. |