Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2013, 19:53   #15
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację

Bert nie do końca wierzył w słowa gnoma. Wyglądał na profesjonalistę i mówił nawet fachowym językiem, ale... Jaki szanujący się detektyw umawiałby się z upatrzoną grupą w podrzędnej portowej tawernie? Przecież tutaj chodziło o życie dziecka, na Runiczny Młot Sigmara! Bert uśmiechnął się słysząc słowa pociechy wypływające z ust Gotte. Chłopak nie tylko się zmienił, ale i na cudze zdrowie i życie wrażliwym się zrobił. A może to po prostu pustka w sakwie taki stan u niego wywołała?

Gnom dopiero namierzył porywaczy więc grupa będzie odpowiedzialna za obserwację i - w razie konieczności - akcję ratunkową. Jak słusznie zauważył Jost ich drwalka przydatną by była przy wykonywaniu tej misji. Znała się na tropieniu, zapewne też cichym poruszaniu się, a może i śledzeniu. Będą jednak musieli sobie poradzić bez Marianki. Gnom słysząc całkiem innowatorski plan czy aby nie wywołać bójki - Bert zastanawiał się czemu od razu nie pożaru - stanowczo zaprzeczył. Dobrze. Jak widać zdrowie chłopca było dla niego równie ważne jak dla bogatej rodziny. Detektyw podejrzewał, że bandytów jest co najmniej czterech i mają powiązania z rodziną Beladonna, która nie słynie ze zbyt dobrej opinii. Bert słyszał, że jej przeciwnicy giną w dość tajemniczych okolicznościach. Aż ciarki mu po plecach przeszły na samą myśl, że mógłby mieć z kimś takim na pieńku.

Gdy przyszło podpisać kontrakt Bert popisał się bardzo ładnym, ale nie kaligraficznym, pismem. Winkel biorąc na siebie taką odpowiedzialność zamierzał zrobić wszystko co w jego mocy aby tylko dzieciak dotarł do ojca cały i zdrowy. A pieniądze - mimo iż była ich dość znaczna suma - grały tutaj rolę drugorzędną. Przez najbliższe dwie godziny Bert przygotowywał się do obserwacji. Zabrał czyste kartki, ołówki, koc, bukłak z wodą, flaszkę z herbatą ziołową i racje na parę dni. Po zastanowieniu się pomyślał, że dobrym pomysłem będzie wziąć też linę z hakiem. Kto wie kiedy może się przydać.

***


Ta dzielnica to rynsztok! Wielki, przepływający wzdłuż alejek kamienic rynsztok! Wrażenie byłoby może nieco milsze, gdyby dzień wcześniej nie padało i cały ten syf, który osiadł w ciemnych alejkach nie wylał się na bruk. Bert nie chciał nawet myśleć jak kończyli przeciętni mieszkańcy tej dzielnicy. Podejrzewał, że większość tutejszych kobiet to brudne, bezzębne ladacznice oddające się za śmieszne sumy, a mężczyźni... Tych to Winkel nie musiał sobie nawet wyobrażać. Nieciekawe, uzbrojone w każdy dzień, typy patrzące na każdego spode łba. Nie wiadomo kto był lepszy - kurwy sprzedające klientom głównie choroby weneryczne, czy też opryszkowie handlujący siniakami, złamaniami i dziurami ziejącymi z bebechów.

Zabudowania też nie wyglądały zbyt ciekawie. Wiele z nich było w ruinie - o tych opuszczonych nie mówiąc. Zamiast okiennic normą było tu zostawianie dziury w ścianie. Ktoś o tak żywej wyobraźni jak Winkel nie chciał nawet myśleć co się wyrabiało podczas spotkań tych szemranych typów w takich ruderach. Połamana, zdezelowana dorożka stojąca gdzieś na uboczu - ciekawe dlaczego - nie odstawała wcale od wszędobylskiej ruiny i niechlujstwa. Gawędziarz czuł obrzydzenie, ale z drugiej strony szkoda mu było tych ludzi. Jak ich dzieci miały wyrosnąć na porządne jak musiały się wychowywać w takich warunkach? Winkel szedł na miejsce spotkania z Rudim. Nazywany halflingiem wojownik szedł dziarsko uspokajając nieco strachliwego Berta. Nie raz dwójka mężczyzn mijała patrol straży - tutaj o wiele mniej częstszy niż w centrum Kemperbadu, ale o wiele liczniejszy i lepiej uzbrojony.

Ulica, na której mieli spędzić najbliższe dni nazywała się Zęza. Ich celem był budynek numer 17 i jego zawartość. Pogrążona w półmroku uliczka nie dawała cienia złudzeń komukolwiek marzącemu o porządku i sprawiedliwości. Tę okolicę nawet rzezimieszki omijały szerokim łukiem. Unosząca się nam ziemią delikatna mgła współgrała z kałużami coraz częściej sprawiając, że Winkel natrafiał na podmokły kawałek drogi. W końcu jednak dotarli pod numer 12, gdzie już wszyscy na nich czekali. Na piętrze, w sypialni, stał teleskop, o którym mówili Rudi i gnom. To tam detektyw chciał im maksymalnie przybliżyć cel zadania. Bretończyk mówił, że dwójka z nich - na zmianę - będzie obserwować dom porywaczy przez lunetę. Bert widział się w tej roli toteż od razu pomyślał, że tyły domu będzie musiał obserwować ktoś inny. Uwagę Winkla przykuło też okno na dachu obserwowanego domu...


Gnom od razu postawił przed nimi cały wachlarz możliwości. Mogli obserwować z opuszczonego budynku, z wychodka, z dachów, ale musieli się trzymać z dala od starej Frau i jej psa. Według danych detektywa numer 13 był opuszczony, w 14 był sklep i mieszkali lichwiarze, w 15 prości portowi robotnicy, w 16 rzemieślnicy a dokładniej kowale, a w 18 panie lekkich obyczajów. Bert aż się wzdrygnął na myśl tych bezzębnych, brudnych, skąpo ubranych kobiet. Jak białogłowa może się doprowadzić do takiego stanu?! Nim Bert skończył rozmyślać gnom skończył wspominając, że wróci następnego dnia, a raczej nocy. Do północy powinni dowiedzieć się dostatecznie dużo aby podjąć pierwsze decyzje.

***

- Myślę, że do czynnej obserwacji wystarczą nam 3 osoby... Trójka z nas pozostanie więc zmiennikami. - powiedział Bert przypominając sobie rozkład budynków. - Mam plan, ale nie wiem czy się na niego zgodzicie. Ja i Rudi zostalibyśmy tutaj, przy teleskopie, zmieniając się co jakiś czas. Ja potrafię pisać, a chyba obaj nie mamy za grosz talentu do skradania się. - Bert chwilę poczekał. - Resztę warto by wysłać na tyły budynku porywaczy. Jedną dwójkę, aby można się zmieniać, do opuszczonego budynku zaraz za numerem 17. Jest piętrowy i warto by obserwować zabudowania zbirów z piętra od tamtej strony. Może Gotte i Arno? Tylko idąc tam pamiętajcie o ciszy i drodze od strony numeru 13. Jest tam pusto, a w 15 mieszkają portowi robotnicy. Zakładam, że was nie usłyszą w przeciwieństwie do babki spod 19 i jej psa. Arno też potrafi pisać więc dałbym mu nieco papieru i jakieś ołówki, aby zapisał to co zauważycie. Ostatnia dwójka mogłaby się zmieniać w... - Bert wykrzywił usta w dziwnym grymasie. - wychodku przy tym opuszczonym budynku na tyłach. Wiem, że to boli, ale z niego można naprawdę wiele zobaczyć. Jedna osoba by w nim obserwowała, a druga w tym opuszczonym budynku na parterze. To co ile byście się wymieniali to już wasza sprawa... No i drogę w to miejsce proponowałbym taką samą jak wcześniej chłopakom na piętro budynku. Od strony numeru 13. O czymś zapomniałem? No tak. Nie zapomnijcie zabrać ze sobą jedzenia, picia i wrócić na chwilę przed północą. Nie chciałbym abyśmy coś ważnego przeoczyli... I jak mówił Pan detektyw. Nie bierzecie dużej broni, hełmów ani zbroi. Tym bardziej kolczej, bo cholerstwo jest okropnie głośne. – Bert spojrzał na Eryka i Josta. – Nie zabijcie mnie, ale obaj jesteście cholernymi twardzielami. Nie sądzę aby wam straszne były lekkie niedogodności z powodu wychodka. Co wy na to?

- Brzmi jak plan. - skwitował Eryk, godząc się z przydzieloną mu, niekoniecznie przyjemną rolą. - Ale jest jeszcze jedno miejsce. Tutaj, to jest drzewo, jeśli dobrze pamiętam objaśnienia mapy. - Wskazał palcem na plamę przy domu numer 15. - Jeśli jest wysokie i gęste, nadaje się do obserwacji domu i tylnego podwórza. Raczej żaden obcy nie będzie chciał na nie wleźć, bo i po co. A taka sławojka... Może i opuszczony ten dom, ale ktoś tam może chcieć wleźć. To drzewo może być bezpieczniejsze, o ile nie za rzadkie gałęzie ma, i coś między nimi wypatrzeć można. Pamiętacie, może ktoś widział to drzewo, jak tu szliśmy? A tak poza tym, to może tam jaka piwniczka jest, z wyjściem na zewnątrz. Trzeba się będzie upewnić, już na miejscu.

- Uwagi pewne mam. Pomysłem złym czajenie się w wychodku jest, pókiśmy wejścia nie planujemy. Bo i co jak za potrzebą wyjść zapragnie ktosik? Drzwi otworzy i dalej co? Jost na przywitanie pomacha, zbój odmacha takoż, za zakłócanie wypróżnienia przeprosi i za krzak najbliższy nawali? Pomysłem dobrym to nie jest. - pokręcił kudłatą głową Arno.

- Obcy, z ulicy, też tam zajrzeć może. - Jost poparł poprzednika. - Drzewo lepsze by było. A jeszcze lepsza zapewne by piwniczka była.

- Lepszym piwniczka rozwiązaniem jest, ale i dostać się trudniej. Ale i wychodka całkiem przekreślać nie można. Jak wchodzić będziemy, to i osoby dwie z porywaczy obuszkiem w łeb trafić można. Później czy prędzej fajdać się zachce któremuś, to i do wychodka zajdzie. Skoro drzwi tylko otworzy w czerep trzasnąć go można i do środka wciągnąć. Sprawdzić ktoś przyjdzie co z nim stało się, gdy wracać długo nie będzie. I jego w łepetynę trafi się, do wychodka z drugim wciągnie. Wtedy do środka wejść można. - rzekł Hammerfist.

- Tyle tylko, że do tamtego wychodka porywacze raczej chadzać nie będą. - stwierdził Jost. - Mają swój. Szkoda, że dekoktu nie można im podać, po którym by do wychodka masowo biegać zaczęli. - dodał.

- Oczywiście, że porywacze mają swój wychodek co widać na mapie. - powiedział Bert. - Wątpię również, aby ktokolwiek z przechodniów chciał się w tym opuszczonym akurat załatwić. Drzewo nie jest złym pomysłem, ale nie zapomnij, że w numerze 15 ktoś mieszka. Lepiej by było iść do opuszczonego budynku koło numeru 17 i z piętra na piętro porywaczy patrzeć. Z wychodka byłby dobry widok na parter. Krzaki szczerze odradzam jako, że są raczej słabym schronieniem w razie czego. - Winkel chwilę pomyślał. - Aha. I nic nie robimy bez obserwacji, o której mówił gnom. Nie chce działać zbyt pochopnie. Tu chodzi o życie dziecka i nie będziemy ani ogłuszać, ani podtruwać, ani nic zanim dobrze się w sytuacji nie zorientujemy. W ogóle za rozwiązaniem siłowym bym nie był. - gawędziarz jeszcze chwilę się zastanawiał. - Byłbym zapomniał. Jak na moje nie powinniśmy ani łazić po dachach ani nigdzie się włamywać. Myślę, że żaden z nas nie jest ekspertem od otwierania zamków, a włamanie siłowe narobi za dużo rabanu. Chodzenie po dachach może jest dobrym pomysłem pod kątem obserwacji, ale... jak ktoś popełni błąd albo zostanie zauważony może to nas wiele kosztować. Wolałbym obu takich spraw uniknąć...

Bert starał się jak mógł, aby plan działania był jak najlepszy. Jego zdaniem będzie tak jak pójdą za głosem rozsądku i nie będą wykonywać żadnych działań zanim nie wykonają porządnego rozpoznania. Za czasów podróży z łowcą Imre tłumaczył gawędziarzowi, że zbiry w czasie oczekiwania wpadają w rutynę. Możliwe, że i Ci będą dzień w dzień działać według ściśle określonego planu. Winkel miał taką nadzieję. Chciał uratować to dziecko...

***


Po ustaleniu kto co robi Winkel uklęknął na uboczu i pomodlił się do Sigmara. Miał nadzieję, że jego Bóg zawierzy mu, że działają w słusznej sprawie i pobłogosławi ich cel. Podobnie jak podczas wcześniejszych zleceń przed przystąpieniem do działania Winkel postanowił ułożyć sobie wszystko w głowie. On i Rudi mieli siedzieć na zmianę przy teleskopie obserwując frontowe drzwi, sypialnie na piętrze i przyległą do domu ulicę. Eryk miał plan wspiąć się na drzewo w okolicy budynku numer 15. Jost i Gotte najprawdopodobniej będą obserwowali tyły posesji porywaczy z piętra opuszczonego domu wprost za nią. A Arno? Arno obraził się po tym jak wraz z Winklem prowadzili żywą dyskusję na temat sposobu wykonania zadania... Może Bert przesadził? Może za mocno poczuł się do ułożenia planu grupie i niepotrzebnie tak się narzucał? Teraz to nie było tak ważne jak dobro dziecka. Jak mały będzie cały i zdrowy Bert będzie myślał co dalej. Nie był tak uparty jak krasnolud i mógł go nawet przeprosić. Możliwe, że i słusznie...

***

Obserwacja z Rudim przebiegała dość sprawnie. Żołnierz patrzał przez lunetę do rana. Wielce zdziwionym był Bert, gdy wstał przed południem słysząc od kompana, że nic się nie działo. Nic, a nic. Winkel miał już za to więcej szczęścia. W południe w sypialni na piętrze, której okno wychodzi na dom numer 15, dwóch facetów - blondyn i brunet - zaczęło grać w karty. Jakąś godzinę później frontowe drzwi się otworzyły, a ze środka budynku wyszedł jakiś szatyn. Wielki, łysy mężczyzna z sumiastymi wąsiskami zaryglował za nim drzwi, a ten szatyn nie spiesząc sie ruszył ulicą w wiadomym sobie celu. Bert momentalnie obudził Millera i poprosił go aby obserwował. Winkel obiecał wrócić nie później jak za pół godziny. Gawędziarz zszedł szybko na dół i wyszedł drugą stroną budynku. Nie chciał aby szatyn go zobaczył. Bert szedł jakieś sto metrów prostopadłą ulicą w stronę te samą co porywacz po czym wyszedł niedaleko za nim. Szedł naturalnie, również się nie spiesząc. Winkel starał się nie przyciągać zbędnej uwagi...

Facet zaprowadził Berta do okolicznej tawerny - "Wściekłego wilka" - na tej samej ulicy. Z tego co chłopak widział kupił tam pieczone mięso, chleb, piwo, wino oraz kawał surowego mięsa z kością. Gawędziarz doszedł do lady akurat w momencie, gdy zbir mówił do karczmarza:

- Do jutra...


Winkel nie chciał się spieszyć, dlatego kupił coś tańszego do jedzenia i wyszedł. Z tego co mówił Rudi mężczyzna pewnie od razu wrócił do numeru 17. Dalsza część obserwacji odbyła się już bez wychodzenia na zewnątrz. Bert i Miller zmieniali się co jakiś czas. Rudi mówił, że szatyn uderzył 4 razy w drzwi coś mówiąc. Pewnie mają jakieś hasło, a te 4 uderzenia we wrota też coś musiały oznaczać. Wpuścił go i zaryglował wejście ten sam wielki gość co wcześniej go wypuszczał. Zaraz po powrocie Berta z karczmy po uliczce w tłumie ludzi paradował Gotte udając się w kierunku budynku numer 14. Może Miller się czegoś dowie? Kolejny kwadrans później Bert zauważył, że szatyn wszedł do pokoju, gdzie grali w karty dwaj faceci, brunet i blondyn. Dał im jedzenie i butelkę. Oni zaczęli jeść, a on zaraz potem wyszedł z wiklinowym koszem. Do wieczora było już spokojnie, dopiero około północy dało się słyszeć psa ujadającego gdzieś na tyłach posesji numer 17.

- Nie dobrze. Mają psa. Obstawiamy czy to Eryk złażący z drzewa czy też Arno skusił się aby komuś młotem czaszkę w korpus wbić? - zapytał żołnierza Winkel.

Do spotkania z gnomem zostało bardzo niewiele czasu, a on miał kolejny plan. Aby jednak wprowadzić go w życie musiał pogadać z detektywem i dowiedzieć się co zaobserwowała reszta. Oby i oni mieli równie cenne rewelacje jak on…
 
Lechu jest offline