Atak Lorenzo wyraźnie zaskoczył szefa bandy. Nie spodziewał się w żadnym razie tak zuchwałego ataku. W okół kilku jego ludzi, a ten pcha się na ostatnią linię by się do niego dobrać. Na szczęście dla niego pogoda uratowała mu życie. Niestety z drugiej strony cios lewakiem był dla niego nader ciężki do zniesienia. Z bólu upadł na kolano wyciągając przed siebie ostrze i próbując się nim osłaniać.
Reszta bandy nie traciła czasu napinając cięciwy raz za razem i wypuszczając kolejne strzały. Zasadzka była przemyślana dobrze, niestety chyba zbiry liczyły na mniej liczną grupą bo i im deszcz mocno dawał się we znaki. Tylko strzała pędząca w stronę szermierza musnęła fragment jego stroju, tak, że ten mógł spokojnie poczuć powiew nienaturalny powiew wiatru na ramieniu. Odrobina w bok i grot mógł znaleźć swój cel w karku Lorenzo. Pozostali strzelcy nie mieli tyle szczęścia. Nie zmieniało to faktu, że dla osaczonych na drodze nadal wyglądało to jak deszcz strzał wylatujący z co raz losowych krzaków. Większość nie mogła zdawać sobie sprawy ilu wrogów czeka na nich za zieloną gęstwiną.
__________________ "Miłość której najbardziej potrzebujesz to Twoja własna do siebie samego" |