Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2013, 17:49   #395
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
U nas nie było żadnych ciekawych zdarzeń — mruknął Hallex w odpowiedzi. — Po tym jak się rozdzieliliśmy, spotkaliśmy się z generałem Tiliuszem i ruszyliśmy w stronę Drentius, lecz zastaliśmy je opuszczone i spalone, tak jak widać...

Spauzował, tak jakby było coś jeszcze do powiedzenia, ale nic więcej już nie rzekł, tylko bez słowa odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Był wściekły z powodu tego, jak potoczyły się sprawy, ale nie dawał tego po sobie bardzo poznać; jak zwykle zachowywał względny spokój i nie pozwalał sobą zawładnąć emocjom. Przybrał jedynie dość ponurą minę i przez pewien czas szedł przed siebie, nie wiedząc nawet, gdzie się kieruje. W końcu oprzytomniał i zastanowił się, co zamierza teraz zrobić: nie chciał się jednak widzieć z nikim, więc zdecydował się kontynuować swój spacer. Po pół godzinie dotarł do miejsca, w którym niegdyś stały baraki będące przez jakiś czas jego domem. Wyruszając w podróż pozostawił w nich większą część swojego dobytku, jak kilka ubrań, trochę pieniędzy oraz różne drobiazgi.

Baraki były teraz tylko czarno-brązowym szkieletem sterczących w górę, połamanych belek. Słomiana strzecha musiała spłonąć w ciągu sekund, a później podtrzymująca ją rama zapadła się do środka budynku. Drewniane ściany trzymały się lepiej, ale i tak były teraz bez użytku. Jak można sobie wyobrazić, był to ogromny bałagan. Hallex z trudem wszedł do środka, bezustannie potykając się i blokując na zagradzających mu drogę większych fragmentach budynku, które musiał z wysiłkiem przesuwać. Gdy jednak wspiął się na sporą kupę szczątków w centrum baraków, a potem ostrożnie zszedł na drugą stronę, udało mu się dotrzeć do miejsca, gdzie niegdyś sypiał.

Zaczął rozgrzebywać zwęglone drewno i gdy już prawie stracił nadzieję, uniósł w górę dużą, prawie nietkniętą deskę i znalazł pod nią to, co zostało z jego kufra — pustą skorupę poskręcanych okuć z brązu. Nic się nie ostało; albo wszystko spalił ogień, albo najemnicy rozłupali zamek i skradli jego rzeczy przed ucieczką na południe.

Thoer, teraz cały osmolony, wydostał się z ruin i dalej wałęsał się bez celu, myśląc nad tym, co się zdarzyło i nad swoimi dalszymi planami. W międzyczasie obmył się wodą zaczerpniętą ze studni i gdy już zbliżał się wieczór, skierował swe kroki do obozu rozstawionego pod murami grodu, gdzie spędzali czas członkowie taboru oraz część żołnierzy, która nie miała innych zajęć.

Przechodząc zygzakiem między namiotami, wpadł przypadkiem na Marka.
Jak się miewasz, Hallex? — spytał legionista. — Wiesz coś o planach Aulusa Tiliusza? Widziałem, że sporo się z nim zadajesz.
Niestety nic nie wiem, Marco. Jutro wraz z paroma innymi udaję się w podróż do Burrovicum. Tiliusz przydzieli nam swoich ludzi do ochrony złota. Miałem nadzieję, że być może wybierze ciebie, ale jeśli nie, to chyba musimy się pożegnać.
No tak... W takim razie do zobaczenia, Liviusie Halleksie.
Do zobaczenia. Mam nadzieję, że pomścisz Regiusa, Varro i Castora. Zabij jednego z tych zdrajców za mnie, w porządku?
W porządku — odparł żołnierz i uściskał Halleksa.

Obóz był spory i kluczył po nim przez dłuższy czas, ale w końcu Halleksowi udało się znaleźć Julię i objął ją na przywitanie. Jej dzieci nie było w pobliżu, ale ona była najwyraźniej w trakcie przygotowywania jakiejś potrawy nad małym ogniskiem.
Całe szczęście, że nie poszliśmy tutaj, tylko odszukaliśmy wojsko. Jeszcze byśmy się dostali w sam środek tego pożaru. Żołnierze mówią, że tutejsi bandyci spalili całą osadę, żebyśmy my nie mogli jej mieć. Co za barbarzyństwo — wyrzuciła z siebie kobieta z oburzeniem.
Tak. Ale nie martw się — powiedział spokojnym tonem, co nie powstrzymało Julii.
Ci ludzie, którzy tu wcześniej wyruszyli, ci Rusanamani i ten jeden Thoer, się znaleźli, spotkali się z naszym taborem, ale chyba kilku z nich zginęło...
Naprawdę, nie przejmuj się tym wszystkim. Jutro z rana wyruszamy do stolicy. Rozmawiałem z legatem. Udało mi się wszystko załatwić — skłamał Hallex.
Naprawdę? — wykrzyknęła Julia, której zapewne nie podobała się perspektywa podążania za armią. — To cudownie. Ale... my sami... czy ktoś będzie nam towarzyszył...?
Nie, oczywiście, że nie będziemy sami — zapewnił ją. — Ja i moi, eee... towarzysze mamy za zadanie odnieść to odzyskane złoto do Trejanusa. Legat przydzieli nam dwa oddziały żołnierzy jako eskortę.

Skrzywił się lekko, gdy scena z basiliki powróciła do jego umysłu.
Widzisz, mówiłem ci, że się wami zaopiekuję. Od teraz wszystko będzie w porządku. Nie będziecie się już musieli ukrywać w lesie.
Ja... wiedziałam, że ty dasz radę, Liviusie Halleksie — wyszeptała Julia, spoglądając mu w oczy.

Hallex także spojrzał w jej oczy, zmusił się, by uśmiechnąć się lekko, po czym pocałował ją fałszywie.
 
Yzurmir jest offline