Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2013, 15:41   #428
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
11 Brauzeit 2522 KI

- Na Sigmara, co tu się stało! -

Stary rycerz zatrzymał swojego wierzchowca, przed ogromny kraterem, ziejącym z miejsca, gdzie kiedyś był centralny plac wioski. Żołnierze wokół niego powoli i ostrożnie sprawdzali ocalałe zabudowania. Mimo, że wszędzie hulał wiatr i nie było widać ani słychać żywej duszy, czuć było, że wojacy się boją.

- Magia. Zła magia. -

Do rycerza podjechał drugi mężczyzna. Nie miał na sobie pancerza, ani widocznej broni. Wyróżniał się wyraźnie śnieżnobiałą szatą, która skrywała go od góry do dołu. Mimo, że wszyscy byli zdrożeni po ciężkim marszu, jego szata wyglądała, jakby dopiero co ją wyprano i wyprasowano. Jak zawsze.

- Mamy czego się obawiać Mistrzu? -
- Zawsze. Teraz jednak nie wyczuwam tu działania chaosu ani jego źródła. -

Czarodziej ruszył pierwszy na około krateru, za nim stary rycerz. Objechali go dokoła, zatrzymując się na ściecze prowadzącej do zniszczonej zewnętrznej bramy klasztoru.

- Dziwne. - starzec wskazał na wyłamaną bramę - Wygląda to jakby szturmowano zewnętrz mury, ale poza bramą, nie widać śladów walki... -
- Nie. Została wyłamana od środka. Coś chciało się wydostać na zewnątrz murów i zniszczyło bramę. -
- Cóż... Pewnie to samo, co zniszczyło te domy. -

Rycerz wskazał na zniszczony budynek obok nich i następne, widoczne przez wyrwę w zabudowaniach. Czarodziej nie obdarzył ich nawet spojrzeniem.

- Nie sądzę. Domy zniszczono wcześniej. Coś dużego szarżował w stronę murów, nie zaprzątając sobie głowy zabudowaniami. -
- Nie rozumiem. Na murach nie widać śladów walki. -
- Istotnie... -

Czarodziej ruszył dalej ku zniszczonej bramie. Po chwili wahania to samo uczynił stary rycerz, poganiając swoich ludzi, którzy nie pałali entuzjazmem do zwiedzania klasztornych zabudowań. Po kilku chwilach obaj jeźdźcy przekroczyli bramę i stanęli na przeciw poczerniałych od ognia, klasztornych murów. Chociaż pożar skończył się parę dni temu, w powietrzu wciąż unosił się swąd spalenizny. Szpital i zabudowania przyklasztorne przestały istnieć. Zostały z nich tylko poczerniałe szkielety.

- Na Sigmara... -

Zabudowania samego klasztoru jeszcze stały, ale wyglądały jak po kataklizmie. W miejscu gdzie była brama, ziała wielka dziura w kamiennej ścianie. W kilku innych miejscach mury również były popękane, porozrywane i pełne większych lub mniejszych dziur. Wszystko nosiło ślady płomieni. Brzeg „kielicha”, który kiedy dumnie zdobił szczyt klasztornego kompleksu zwalił się na duł, tworząc przed wejściem wielką kupę gruzu.

Biały czarodziej jechał pewnie, prosto ku wejściu do zniszczonego budynku. Stary rycerz, potrzebował chwili aby wyjść z szoku, ale też ruszył za nim. Magister zsiadł z konia przed wyjściem i wszedł do budynku.

W środku zastali jeszcze większa ruinę niż na zewnątrz. Główna sala pełna była większego i mniejszego gruzu, przemieszanego ze zwęglonymi deskami i pozostałościami po meblach. Połowa kamiennych filarów była zniszczona, grożąc zawaleniem sufitu. Po płaskorzeźbie bogini miłosierdzia, zdobiącej główny ołtarz pozostała bezkształtna masa kamienia.

W upiornej ciszy panującej w zrujnowanym wnętrzu ludzkie kroki niosły się głębokim echem. Oprócz nich, słychać było tylko jeden dźwięk. Ciche kapnie wody, spływającej gdzieś z powały, na posadzkę w okolice ołtarza. Kierowani dziwnym uczuciem, skierowali się do źródła tego dźwięku. Tam Ją znaleźli.

Mała dziewczynka siedziała na kamiennej posadzce, w miejscu, gdzie wcześniej był ołtarz. Teraz nie było po nim śladu. Została tylko niecka, wgłębienie w skale, przypominające lej po kolejnym wybuchu. Z góry, po skalnym nawisie spływała woda. Niewielka stróżka kropla po kropli, napełniała nieckę. Dziewczynka klęczała na jej środku, trzymając na kolanach głowę mężczyzny. Wojownik, bo bez wątpienia musiał nim być, był cały pokryty mieszaniną kurzu i krwi. Napływająca do niecki woda stopniowo obmywała jego ciało.

- Na Sigmara, przecież to...! -

Czarodziej uciszył starca jednym gestem i powoli podszedł do tej dziwnej pary. Przykląkł przy sadzawce i zanurzył dłoń w wypełniającej ją wodzie. Nikły uśmiech na moment pojawiał się na jego kamiennym obliczu.

- Powiedział mi, żebym nie płakała. - dziewczynka odezwała się do czarodzieja - Nie płakałam. Tak jak powiedział. Nie płakałam... -

Czarodziej wpatrywał się w wielkie jak morze oczy dziewczynki bardzo długą chwilę, zanim odpowiedział.

- Wiem, dziecko. Wiem. -

Magister wstał i energicznym krokiem podszedł do starego rycerza. Jednocześnie podbiegli do niego dwaj knechci, wcześniej wysłani na przeszukiwanie budynków.

- Panie... Panie, znaleźliśmy... Znaleźliśmy... -
- Co znaleźliście? Co?! Mów na Sigmara! -
- Znaleźli ocalałych. - odezwał się czarodziej - Wyślij ludzi na górę. Będą musieli wspiąć się po ścianach. Poślij też kilku do prawego skrzydła. Tam ich znajdą. Pospieszcie się, jeśli faktycznie mamy o nich mówić „ocaleli” -
- Co?! Przecież... Ja nic nie rozumiem! -
- Udało im się mości rycerzu. Im i nam wszystkim. Znowu. -

Koniec
 
malahaj jest offline