Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2013, 19:13   #2
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Frontalny atak jest ryzykowny, jednak nie niemożliwy - kontynuował wojownik. - Obecnie w twierdzy z ważniejszych “person” jest jedynie Lord Balhior wraz ze swoimi sukkubami i vrokami, co stanowi zaledwie jedną piątą tego z czym mielibyśmy do czynienia w najgorszym wypadku.
Spojrzał po pozostałej szóstce zgromadzonej wokół kamiennego stołu na którym stało kilka bukłaków z winem. Percy sięgnął po jeden z nich i pociągnął zeń zdrowo, oczekując reakcji towarzyszy.
- Hmm, no ja bym chyba proponował...chyba bym proponował...po prostu tam wejdźmy i zobaczymy co będzie dalej. - zaproponował Gelbalain wysączając jeden z bukłaków, po czym uśmiechnął się złośliwie. - Ostatecznie wtedy pójdzie szybciej i będziemy mogli wrócic do lepszego klimatu.
- Ten nie jest wcale taki zły - stwierdził Thazar. - Widywaliśmy już gorsze. Ale to całkiem niezły pomysł, tak po prostu zastukać do drzwi.
Trudno było ocenić, czy żartuje, czy też mówi poważnie.
- Myślałem o czymś czego nie przegapią przez hałas...na przykład mały deszczyk...meteorytów - wyszczerzył się w odpowiedzi Illuskańczyk.
- Te twoje brutalne metody - westchnął Thazar. - Nie ma w nich nawet odrobiny finezji.
- Jak możesz, oczywiście że jest finezja...tylko teraz mi się nie chce...jest za gorąco - prychąnł rozbawiony chłodząc się kolejnym bukłaczkiem.
- Sądzę, że negocjacje odpadają. Układanie się z demonami nie wydaje się najlepszym pomysłem. - powiedział Leador - Odrobina bałaganu w Otchłani raczej nikomu nie zaszkodzi. - uśmiechnął się ponuro.
- Wino się skończyło - stwierdził odkrywczo Filut, na moment odrywając swe szkliste, mętne spojrzenie od kufla na dnie którego groźnie majaczyła pustka. - Randal! Pierdzie jeden! Gdzie moje wino?!
Za plecami czarodzieja nagle wyrosła drobna, skrzydlata sylwetka, która dźwigając pod pachą opasłe tomiszcze, oprawione w grubą skórę, z ledwością unosiła się w powietrzu na swych drobnych, błoniastych skrzydełkach. Swoista krzyżówka świni, nietoperza i człowieka. Szyderczy uśmieszek, który wiecznie gościł na twarzy istoty, a także przytępiałe spojrzenie, doprawione kilkoma niechlujnie sterczącymi, tłustymi kosmykami włosów, sprawiały wrażenie pokrewieństwa z Filutem. Pomimo faktu, że stworzenie owo niewątpliwie było impem to mimo wszystko, nadal stanowiło łudząco podobną, miniaturową wersję złośliwego maga.
- Cy zycys sobie mistszu złote z Calimshan, cy tethyrskie wytrawne?
- Czy wyglądam ci na niewyżytego poetę? Mocne wino. Czerwone! Słyszysz?! Czer-wo-ne! - Mężczyzna z rezygnacją powrócił do kontemplowania pustki we swym kubku. Po chwili jednak ożywił się na moment. - Sukkuby? Na co my jeszcze w ogóle czekamy? Nie ma co zwlekać! Jest nas... eee... ośmiu! Mamy przewagę liczebną! Prawda Vilgrecik?

Tęgi Iluskańczyk spojrzał na zebranych znad kamiennego blatu stołu.
- Sześć i jeden. - Stwierdził bez przekonania Vilgret, najwidoczniej podając wyrzuconą liczbę oczek ze swych kości. Nie przejmując się zebranymi w sali kontynuował turlanie.
- Ta... Przewaga jak sześć do jednego. Proponuję zwykły, frontalny atak, wszak wy nie macie pojęcia o innej... finezji. Nie to co ja. Ech... - Filut ukradkiem zerknął na swego chowańca, który usiłował utrzymać równowagę z księgą i dzbanem wina. Po chwili jednak przystanął i z groźnym marsem na czole, wbił swe czerwone oczątka w gliniane naczynie. - Randal! - Przykurcz wrzasnął na małego demonika. - Ani się waż tam szczać! Bo ci to wszystko wleję z powrotem przez rzyć!
- Ale tak... o czym ja to mówiłem... dupy! Znaczy się sukkuby! Włazimy, robimy co trza i wychodzimy. Tyle z moich porad prawnych...
Travik pokręcił głową i westchnął, przyglądając się scenie, jaką robił Filut, nie do końca stosownej do sytuacji jaka wokół nich panowała... Ach, kogo oszukiwał, to Filut! Można mu było dużo wybaczyć. Siedział teraz na jednym z kamieni, w jednej ręce trzymając miecz, oparty o ziemię, w drugiej bawiąc się jednym ze swoich pierścieni, które zastępowały mu pancerz. Czarne włosy, spływały mu na ramiona i nagi tors, teraz już nieco poraniony, chociaż nadal nie tak, jak spodziewałoby się po kimś, kto bez pancerza walczył w pierwszej linii walki.
- Nie wiem czy potrzebujemy finezji - odezwała się potężna sylwetka wojownika - Powinniśmy otworzyć walkę jakimś potężnym zaklęciem, które mogłoby nadszarpnąć ich wytrwałość. Trzymajcie się blisko mnie na początku, jakby próbowali jakichś sztuczek... Moja broń też nie robiła im jakichś wielkich obrażeń, więc byłoby dobrze, jakbyście zdołali mnie jakoś wzmocnić. W czasie walki, mogę się zająć od razu Bhaliorem, zwrócę na siebie jego uwagię.
Urwał na moment, namyślając się nad czymś.
- Mogę też eliminować demony jeden po drugim. To nie powinno być takie trudne, eh? - uśmiechnął się radośnie, jakby rozmawiał o zbieraniu grzybów.

-No to co, meteoryty, wpadamy i wpierdoł - pospiesznie i entuzjastycznie pokiwał głową Gelbalain. Zdecydowanie mu się to podobało - szybko rozwałka i można iść. Chłodku trochę mu się zachciewało.

Imp imieniem Randal z trudem przyczłapał do swego pana, po czym ostrożnie położywszy opasłą księgę na kamienny stół, począł nalewać czerwonego wina do kufla Filuta. Mag gestem ręki zasygnalizował stop, a chowaniec niezwłocznie ustąpił, dobywając w międzyczasie malutką miseczkę ze swego plecaczka.
Filut upił kilka solidnych łyków, przepłukał usta winem, delektując się jego cierpkim posmakiem i bez zbytecznych gestów i farsy wypluł krwistą zawartość swych ust prosto do naczynia przygotowanego przez latającą pokrakę.
- Znaj łaskę pana. - Skwitował lakonicznie.

Oczy Randala rozbłysły blaskiem szczerej radości.
- Dzienkujem missstszu! - Wykrzyknął rozradowany niczym małe dziecko, które przed chwilą dostało nową kuszę do strzelania w kaczki, po czym z błogim wyrazem na twarzy, wyżłopał zawartość miski. Po wszystkim oblizał swe czarne usta, szczerząc przy tym kły.
Czarodziej zignorował euforię swego pupila. Zdecydowanie był dla niego za dobry. Najwidoczniej ostatnimi czasy zbytnio zmiękł. To najpewniej konsekwencja lat, których z każdym dniem przybywało mu na karku. Jeszcze trochu i jego młodzieńcza piękność przeminie bezpowrotnie. Z sobie wiadomego powodu parsknął rozbawiony, klepiąc się po grubej warstwie stalowej płyty, stanowiącej część jego misternie zdobionego i wysadzanymi drogimi kamieniami napierśnika, który skrywał pokaźne pokłady sadła.
On stary? Przecież dopiero po 40-tce zaczyna się prawdziwe życie. Zresztą... ma swoje sposoby na zakonserwowanie urody.
Chwycił kubek i jednym solidnym haustem wysączył całe wino. Uśmiechnął się, czując rozlewające się po żołądku ciepło. Na moment utonął w czułych objęciach przyjemności. Wino... nektar bogów. Środek na długowieczność. Skrawek nieba w gębie. Mimo woli pociągnął językiem po pustych dziąsłach, świadczących o ubytkach w niektórych miejscach. Dryfując po bezmiarze błogości, niespodziewanie wpadł na - jego zdaniem - genialny pomysł.
- Hej! A gdybym tak wszedł do tej ichnej lepianki ze skały i zwrócił na siebie uwagę straży? Pogadałbym z tym wielkim demonem. Ciekawe ile potrafi wypić! Założę się, że mi nie podoła, pierdziel jeden! A wtedy wy zakradniecie się i zaczniecie robić tą swoją finezyjną masakrę. Genialne, nieprawdaż? - Z dumą wsadził kciuki za pas, rozciągając się wygodnie na swym siedlisku.

-Wiesz - delikatnie pokręcił głową mag. -Demony to chyba nie piją wina...krew może i tak ale wina to chyba akurat nie więc może na to nie pójść. Po za tym to demon, jeśli zobaczy że przegrywa to skończy turniej i uda, że nigdy nie miał miejsca, a ciebie zakopie.
-[i] Nooo... skoro demony nie piją wina, to wkrótce zaczną. Zanim się rozwścieczą, że przegrywają z niepokonanym, potężnym mistrzem sztuk tajemnych to do tego czasu wparujecie wy i wszystkich pozbijacie, co nie? - Filut wskazał ręką swój opróżniony kufel, dając tym samym znak chowańcowi, by ten polał drugą kolejkę.

Thazar wypił kilka łyków wina, zastanawiając się nad charakterem swoich wspaniałych kompanów. Ssnuli swoje wspaniałe plany, a pewnie znowu skończy się tym, że to on będzie musiał składać ich do kupy, jak to już kilka razy bywało.

- Właściwie... - wtrącił jakby nieśmiało Percy, chrząkając znacząco. - Zdarzyło mi się kiedyś przepić jednego takiego. Duży był i rogaty, większy ode mnie. Chciał wygrać ode mnie moją duszę, to było akurat wtedy kiedy mnie kultyści porwali i szukaliście mnie po całych bagnach gdzieś w okolicach Daggerford. Tyle że to diabeł był, a nie demon, nie wiem jak one się tam do siebie mają... Leador, ty się chyba znasz na tych sprawach?

- Prawdę mówiąc, to są podobni pod tym względem. Musisz jednak wziąć pod uwagę, że o ile diabeł będzie honorował warunki umowy, to demon niekoniecznie. Dodatkowo, przepijanie demonów, czy diabłów na ich własnym planie to pewien problem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o te potężniejsze. - powiedział elf, starając nie przypominać sobie upokorzenia brodzeniem w bagnie.

Jonnathan obserwował fortecę nie odzywając się przez dłuższy czas. W końcu zwrócił się do drużyny.
- Zapewnię dywersję. Wy się dostańcie do środka. Dacie mi jakoś znać, choćby wiadomością. Wtedy przeteleportuję się do was. Pasuje wam plan?

- Teleportacja? Doskonały pomysł. - Filut skończył właśnie sączyć czerwony trunek. - Ba! Śmiem twierdzić, że rodzi to pewne nowe możliwości. Faust! Oto tęga głowa naszej śmiałej drużyny, oczywiście wiele brakuje mu do mnie, jednakowoż jesteś na dobrej drodze bracie! Zatem... zmodyfikujemy nieco nasz plan. Jako że me gładkie lico i bystry umysł najlepiej nadają się na wszelkie reprezentatywne funkcje, takoż samotnie udam się pod bramę tego całego lorda Beee... coś tam i wymuszę jakoś nasze spotkanie. Vilgret i Randal zostaną z wami.

Słysząc te słowa tęgi Iluskańczyk wzruszył tylko ramionami, nie odrywając oczu od toczących się kostek. Niewzruszony czarodziej kontynuował:

- Dostanę się do środka owej siedziby, po czym przez mego chowańca, dokładnie opiszę całe wnętrze. A najlepiej salę w której przebywa demoniczny książę. Wtedy też nastanie czas na nasz pierwotny plan. Rozpierdzieluchę, przy uprzednim wykorzystaniu teleportacji. Cóż... jeśli to nie wypali - trudno, bramę można zawsze wyważyć siłą. A o mnie się nie martwcie. Dam se rade. Nie podołała mi biegunka, malaria, syfilis i gruba Berta to nie podoła mi jaki demon. A teraz... Muszę na stronę. Randal! Będziesz mi potrzebny.

Imp pisnął, podekscytowany możliwością wsparcia swego pana. Nie zwlekając ani chwili dłużej wzbił się w powietrze na swych błoniastych skrzydłach i dźwigając opasłe, zamknięte na kłódkę tomiszcze, ruszył w ślad za magiem.
- Ale odłóż tę księgę na stół pierdoło jedna! Będą mi potrzebne twoje obie ręce! - To rzekłwszy oddalił się z chowańcem za pobliski głaz.
- Zawracanie głowy, nie chce mi się komplikować - wpierdolmy im po prostu - burknął Gelbalain.
- Jesteśmy w Otchłani - przypomniał Faust. - Zawsze znajdzie się demon chętny by mu wlać. Teraz mamy zlecenia. Najpierw obowiązki przyjacielu, potem przyjemności. Nie takie balory się już masakrowało, ale zdziebkio dużo ich tutaj. Mogę też w powysyłać kilka podpatrujących oczu aby dostały się do środka, a potem przenieść nas bezpośrednio tam.
- Oj to i ja mogę nas wszystkich tam teleportować. Ale śmieszniej będzie sie przebić
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie to wychodząc urządzimy sobie rzeź - zaproponował Jonnatha ugodowo, najchętniej by zrobił swoje i się wyniósł. W jego wieku to już nie bawi, ale znał Bractwo już dość długo aby się dostosować do ich porywczych charakterów.
- Śmiesznej i przyjemniej - Travik uśmiechnął się szeroko, udzielając i swojego głosu - Demony, ach jak przyjemnie wreszcie pozabijać coś od tak, bez żalu... Ale zlecenie to nie zabawa. Fortel się przyda.
Poklepał Gelbalaina wielką dłonią po plecach, chowając miecz w przerzuconą przez plecy pochwę. Miecz ten, nieodłączny towarzysz Kathvary, towarzyszył mu odkąd tylko kompania go znała. I chociaż był wielki, magiczny, śmiertelnie groźny i razem z bojową sylwetką właściciela raczej świadczył o zamiłowaniu do brutalności, Travik wbrew swojemu nieobeznaniu w sprawach międzyludzkich był taktykiem, nie tylko pierwszoliniowym wojownikiem.
- Jeden demon nie jest już dla nas wyzwaniem - rzekł zakładając ręce za plecy - ale dziesiątki mogą być dla nas naprawdę niebezpieczne. Setki zabójcze. Powinniśmy być ostrożni.
- Pomysł teleportacji nie jest zły, ale możeby to załatwić w nieco odwróconej kolejności. To jest, wejść siłą, a po znalezieniu celu umknąć na plan materialny. Problemem jest jednak znalezienie go. Może jednak uda się coś na to poradzić. - odezwał się Leador - Pewnym rozwiązaniem byłaby teleportacja do miejsca jego pobytu i natychmiastowe zabranie z powrotem. Zakładając, że Lord Balhior nie ma w swej posiadłości zabezpieczeń przed magicznym transportem.

Leador skupił się na chwilę i przywołał magię Planu Cienia. Miał zamiar dowiedzieć się nieco więcej na temat obiektu ich poszukiwań, chociaż wobec ograniczonych informacji wiedział, że może się to nie udać.
- Mozemy się schornić w międzywymiarowej posiadłości, moge ją utworzyć na poczekaniu - zaoferował Gelbalain.
Faust obserwował tylko gdy Leador rzucał czar. Skoro już podjął konkretne kroki to teraz należało czekać na wyniki tych kroków.
Leador zamknął oczy i jak zwykle powietrze wokół niego zadrżało. Oczyma umysłu zobaczył po chwili wyjątkowo niewyraźny obraz: jakąś wystającą rzecz, może kończynę, po czym całe pole widzenia zaszło mu szkarłatem i usłyszał głuchy trzask. Momentalnie otworzył oczy i złapał się za głowę. Tajemnica go zawiodła i to wyjątkowo mocno w tym wypadku.
- Ty, a nie powinieneś do tego mieć jakiejś wiedzy o obiekcie? - zainteresował się Percy, widząc co się stało z Leadorem. - Ostatnio jak tego używałeś to chyba miałeś kosmyk włosów, czy jakoś tak...
- To prawda, że ułatwiłoby to sprawę. Jednak i bez tego można było spróbować. - odpowiedział Leador otrząsając się. - Wygląda na to, że będzie trzeba się tam dostać bardziej tradycyjnymi metodami. - dokończył zastanawiając się, dlaczego tajemnica miała jakikolwiek efekt, skoro się nie powiodła.
 
Arvelus jest offline