Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2013, 22:07   #185
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Chris nie miał pojęcia, co go obudziło. I czy na pewno się obudził. Usiadł i wpatrywał się w Samkhę zastanawiając się, czy ma do czynienia z krigarską wojowniczką, czy to może Freya ponownie robi mu jakieś psikusy.
- Czy to już moja kolej na wartę? - spytał, może odrobinę niepewnie.
Samkha przez chwilę spoglądała w niebo. Westchnęła głęboko.
- Śpij spokojnie Chris - powiedziała cichym, dziwnie ciepłym tonem. - Obudzę cię, kiedy przyjdzie pora.
Chris skinął głową.
- W takim razie gdy mnie obudzisz, opowiem ci, co mi się śniło - powiedział.
- Zapamiętasz? - Uśmiechnęła się.
- Tak, jak nie mógłbym zapomnieć ciebie - odparł, nie odrywając od niej wzroku.
Odpowiedziała mu równie intensywnym wejrzeniem.
- I ja o tobie nigdy nie zapomnę, Chris. Cokolwiek się zdarzy.
- Najlepiej by było wcale się nie rozstawać, prawda? - Było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- Prawda - odparła krótko.
- Może usiądziesz koło mnie i popilnujesz, żebym nie zniknął? - Uśmiechnął się.
- Masz w zwyczaju znikać ni z tego, ni z owego? - Pytanie Samkhy wydawało się brzmieć zupełnie poważnie.
- Jeśli mnie nikt nie porwie, to nie. - Z równą powagą odparł Chris.
- Nie chcę tego - wyszeptała.
- Jesteśmy nad wyraz zgodni. Wybierzesz się ze mną? - spytał. - Jak się to wszystko skończy?
- Dokąd? - zapytała z nagłym przestrachem w oczach.
- Do mnie. Do mojego świata.
Przestrach przerodził się w przerażenie, by po chwili zniknąć z jej oczu.
- Sądzisz, że potrafiłabym w nim żyć? - W pytaniu dała się słyszeć szczera obawa.
- Sądzę, że tak - odparł Chris. - To fakt, że jest inny, niż twój. Ale jestem pewien, że byś się do niego przyzwyczaiła. I polubiła go.
- Nic o nim nie wiem. - Przerażenie wróciło.
- Opowiem ci o nim - obiecał Chris. - Przy każdej okazji opowiem ci o nim trochę.
- Opowieści to zbyt mało, by nauczyć kogoś żyć w zupełnie innym świecie. Twój jest zupełnie inny, prawda? - zapytała. - Mogę ci zaufać, że nie zostanę tam sama?
- Inny - przytaknął Chris. - Bardzo inny. Ale niedaleko mego domu jest piękny, stary las. W którym nie czają się żadni Dzicy. Ludzie żyją dłużej. Wiele podróżują.
- A dlaczego miałabyś tam zostać sama? - nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi Samkhy. - Przecież gdybym miał cię zostawić, to nie chciałbym cię ze sobą zabrać.
- Już nigdy więcej w życiu nie chcę być sama. Sama przeciw reszcie świata - powiedziała ze smutkiem. - Jeśli tak się stanie, to będzie mój ostatni dzień.
Chris, do tej pory siedzący na swym posłaniu, wstał i podszedł do dziewczyny.
- Nie zostawię cię. - Objął ją i przytulił. - Jeśli mamy stawić światu czoła, to tylko razem.
- A jeśli nie będę mogła odejść z tobą do twojego świata? Co wtedy? - zapytała, wciąż wtulona w Chrisa.
- Wtedy możemy zostać w twoim - odparł po sekundzie namysłu. - Albo znajdziemy sobie własny.
Odsunęła się lekko, jedynie na tyle, by spojrzeć mu w oczy. W jej oczach widział radość, choć lśniły od łez.
Lekko, delikatnie musnął wargami jej usta, jakby na potwierdzenie zawartego przed sekundą porozumienia.
- Zostaniesz moją żoną? - spytał.
Odpowiedzi nie otrzymał.

Milczenie Samkhy przedłużało się. Uśmiech powoli znikał z oczu Chrisa.
- Przepraszam... - powiedział cicho, odsuwając się od dziewczyny.
- Nie przepraszaj - odpowiedziała tonem, który trudno było odczytać. - Nie wybaczę ci.
- Obiecuję, to się już nigdy nie powtórzy. Nie będę cię już nigdy prześladować takimi propozycjami. - Cofnął się o krok.
- Nie uważasz, Przybyszu, że już trochę za późno na podobne obietnice? - zapytała patrząc mu w oczy.
- Czasu nie cofnę - odparł Chris. - Ale w przyszłości nie musisz się obawiać żadnych awansów z mojej strony. Nie będę się narzucać z moimi uczuciami - dodał. - Powiedziałaś 'nie', więc potrafię to uszanować.
- Zjawiłeś się nie wiadomo skąd i po co. Zmieniłeś moje widzenie świata. Moje spojrzenie na życie. Sprawiłeś, że walą się wszystkie moje misternie utkane plany na przyszłość. Że nic już nie będzie tak proste, jak zwykle było. Odkąd się zjawiłeś wypełniasz każdą moją chwilę i każdą myśl. Przez ciebie tracę z oczu to, co uznawałam za swój cel. Zastanawiam się z cała powagą nad opuszczeniem moich bliskich, mojego ludu, mojego świata. Nie mam pewności czy potrafiłabym żyć dalej bez ciebie, a ty mówisz mi, że usłyszałeś gdzieś w tym wszystkim moje "nie"? Powiedz mi, kiedy powiedziałam "nie".
Przez dłuższą chwilę Chris wpatrywał się w twarz dziewczyny.
- Milczenie, wbrew powszechnej opinii, nie oznacza zgody - powiedział cicho. - Wprost przeciwnie. I jak miałem zrozumieć słowa, że mi tej propozycji nie wybaczysz? Jako wyraz zgody? Aprobaty?
- Nie wybaczę tego, że tak długo kazałeś mi na siebie czekać, ale jeśli wolisz się wycofać z propozycji, to lepiej byś zrobił to teraz - mówiła poważnie, lecz w oczach lśniło oczekiwanie.
- Wycofać się? Nigdy! - odparł natychmiast.
- Obiecaj mi więc Chris, że gdy to się skończy, zapytasz mnie jeszcze raz - poprosiła podchodząc do niego blisko. - Obiecaj. - Wciąż wpatrzona w oczy Chrisa ujęła jego dłonie w swoje. - A wtedy odpowiem ci.
Stłumił westchnienie ulgi. Przez moment wydawało mu się... Z tymi kobietami nigdy nic nie wiadomo. Kto jest w końcu w stanie je zrozumieć. Może bogowie.
- Obiecuję, zapytam ponownie - zapewnił.
Czuła, jak gdyby brała na swoje ręce jego krew. Powinna była mu odmówić, nie ryzykować, a jednak nie potrafiła. Potrzebowała go.
- Jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką spotkałem w życiu - powiedział cicho.
Uniosła jego dłonie przytulając je do policzka.
To było nierozsądne. Bardzo nierozsądne. Szalone wprost... Samkha była zdecydowanie zbyt blisko. Czuł ciepło jej ciała, jej oddech. Wystarczyło odrobinę się pochylić...
- Chcę żebyś wiedział, że nie znałam dotąd żadnego mężczyzny, któremu pragnęłabym oddać swoje serce - szepnęła.
- Jesteś jedyną kobietą w moim życiu. - Pochylił się. Odrobinkę. - Księżniczko - wyszeptał.
“Pocałuj ją, idioto”, usłyszał.
Wydawało mu się, że słowa brzmią wewnątrz jego własnej czaszki. Loki? A może jednak nie? Z pewnością nie był to głos rozsądku.
Dłoń mu drżała, kiedy odsuwał z jej czoła niesforny kosmyk falujących na wietrze włosów. Zanurzył palce w ich kasztanową miękkość. Jej bliskość zapierała mu dech w piersi. Odbierała resztki rozsądku. Najdelikatniej jak potrafił ujął jej drobną twarz w dłonie, dotykiem pieszcząc smukłą szyję.
Tak bardzo pragnął, by go nie odtrąciła, by pozwoliła...
Czuł jej oddech na swoich ustach. Tak blisko... Ciepło jej drżących warg... obejmujących go ramion. Utonął w niej. Zapadł w jej ufnej, słodkiej wzajemności pocałunku, jak we śnie, z którego nie chciał się obudzić.
 
Kerm jest offline